Intymna korespondencja Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory – kochanków i geniuszy słowa. Fenomenalny zapis literackiej fascynacji i miłosnej relacji arcymistrzów polskiej poezji. Bestsellerowy zbiór ich korespondencji powraca, tym razem w audiobooku w znakomitej interpretacji sław polskiej sceny – Magdy Umer i Piotra Machalicy.
On – dystyngowany starszy pan, geniusz słowa, liryczny humorysta. Ona – piękna, młoda i trochę szalona. Jeremi Przybora i Agnieszka Osiecka. Rządzą wyobraźnią milionów wrażliwców. Ich piosenki zna cała Polska. Ale nikt nie zna dziejów ich wzajemnego uczucia, romansu przez lata ukrywanego, burzliwego, dramatycznego i wzruszającego jak ich wiersze. Miłosne listy Jeremiego i Agnieszki zdejmują zasłonę z tego uczucia i ukazują całe jego piękno.
„Trafił swój na swego. Takie talenty, takie urody, takie inteligencje i takie poczucia humoru zdarzają się raz na sto lat! Obydwoje byli dziećmi szczęścia obdarzonymi przez los więcej niż talentem. Geniuszem. Czyli kłopotem. Ich uczucie nie służyło nikomu oprócz nas, czytelników. Ale z tej dziwnej miłości powstały najpiękniejsze piosenki. W tych piosenkach i w listach ich uczucie żyje do dziś” – MAGDA UMER
„On zakochał się od pierwszego spojrzenia. Wpadł po uszy. Po jej uszy, które darzył uczuciem szczególnym. Nie ukrywał tego, niczego nie kombinował. Po prostu przytrafiło się szczęście i nieszczęście jednoczenie – zakochał się w skomplikowanej dziewczynie.
Ona na początku nie bardzo wiedziała, o co jej chodzi. Uwiodła go z przyzwyczajenia jak niejednego. Znała wszystko, co napisał, wychowała się na jego audycjach radiowych – „Pokrzywach nad Brdą” i „Eterku”. Kochała jego piosenki. Zaczęła romansować „na lipę”. Najpierw zakochała się w jego listach. Dopiero potem – w nim samym.
I do dzisiaj niejedna moda (albo nawet i stara) dziewczyna i niejeden młody (albo nawet i stary) chłopak, kochając się w sobie, słuchają tamtych piosenek; jakby napisanych tylko dla nich i dopiero co, a nie przed wielu laty." -Magda Umer
Agnieszka Osiecka was a poet, writer, author of theatre and television screenplays, film director and journalist. She was a prominent Polish songwriter, having authored the lyrics to more than 2000 songs, and is considered an icon of Polish culture.
"... kocham Cię bezgranicznie, i że w tej mojej miłości do Ciebie rozpuszcza się bez śladu wszystko, co płynie z tego, że jesteś rozpuszczoną panienką, więc proszę Cię bardzo rozpuść w Twoim uczuciu jak najwięcej składników mojego rozpuszczenia, a resztę - puśćmy na żywioł!"
Kiedy miałam naście lat, byłam szalenie romantyczna i wtedy listy Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory były dla mnie najpiękniejsze na świecie. Po latach to wrażenie odrobinę się zatarło - być może więcej teraz we mnie dorosłego cynizmu, a może po prostu uświadomiłam sobie, że to romans żonatego mężczyzny z dużo młodszą od siebie kobietą, który przecież unieszczęśliwił wielu ludzi, wliczając samych zainteresowanych. Nie da się jednak ukryć, że pisane przez Osiecką i Przyborę listy, to prawdziwa uczta literacka i aż trudno uwierzyć, że były prywatną korespondencją, która miała pozostać tajemnicą. Na całe szczęście dla nas, czytelników, ostatecznie zostały wydane i mogą zachwycać kolejne pokolenia. Bo kto jeszcze dziś pisze listy, w dodatku tak piękne i rozpaczliwe zarazem?
Wyczerpałabym cały papier, wypisała wszystkie długopisy, rozlała atrament i przykleiła ostatni znaczek, gdybym miała pewność chociaż raz tak pięknie napisać, jak Jeremi do Agnieszki. Żeby chociaż raz tak ułożyć słowa, jak swoje układała Agnieszka do Jeremiego. - „Listy na wyczerpanym papierze” - Leżałam skulona na łóżku. Nie tak dawno, chociaż w zupełnie innym miejscu. Na początku roku, a jakby lata temu. Wtedy zobaczyłam ją po raz pierwszy. Ktoś dodał zdjęcie z dopiskiem o najpiękniejszej książce o miłości. To wystarczyło, żebym zapragnęła ją przeczytać. Zaczęłam szukać i w przypływie szaleństwa chciałam kupić stare wydanie za kilkaset złotych. Marudziłam o niej mężowi przez kolejne tygodnie. A w lutym przyszedł mail. „Czy jest Pani zainteresowana wznowieniem...” Czasami naiwnie wierzę, że wystarczy pragnąć, aby się spełniło. - Żadna książka tak bardzo nie kojarzy mi się ze zmianami, jak ta. Że będę ją czytać w miejscu, w którym jestem - nie przypuszczałam. Że tak pięknie można utrwalić miłość - nie przypuszczałam. Że łzy mogą być wciąż takie gorące, chociaż wylane 56 lat temu. Nie przypuszczałam. - O miłości przeczytałam wiele. Napisałam nawet. I to wszystko wydaje się tylko ułamkiem tego, co zawierają „Listy...” Uczucie rozpisane na dwa lata. Tym większe, im oni dalej od siebie. Nieskończenie silne i wyczerpujące. Skazane na koniec. A może na zawsze bez końca? Wciąż przecież żyje, wypalone na papierze, pocztówkach i fotografiach. Żyje w piosenkach, które do dzisiaj nucimy. Żyje w tylu skrytych sercach, szepczących nocami do swojej miłości. - „Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze” to z czułością utkane teksty, które trzeba przeczytać, by dowiedzieć się, ile jeszcze nie przeczytaliśmy o miłości. Zaczytana Querida
"Odkąd Cię tu nie ma, przestaję trochę wierzyć, że mogłaś mi się w ogóle przytrafić, że tyle rzeczy pięknych i niezasłużonych może nagle spaść na człowieka."
Bardzo to oczywiście ładne oraz sentymentalnie same siebie tęskniące, ale mam wrażenie, że przenika przy tym pewien rodzaj emocjonalnej wtórności. Rozczula mi się odrobinę ta nadprzypadkowość, w którą te listy tak wierzą każdym przecinkiem i nawet te bałwochwalstwa można sobie zastąpić w głowie czymś mniej nawietrznym, a bardziej ufnym. I ta liryczna autoironia też niezwykle zgrabna. Ale jakoś mnie to nie dotknęło - a chciałam mu na to nawet pozwolić. Najwygodniej będzie mi obwinić za to audiobookowe Portofina śpiewane bez ostrzeżenia.
“Okazuje się, że mam o jedną, Twoją parę oczu, za mało, żeby dostrzec uroki tej miejscowości. Patrzę na nią z bliska, ale właściwie z odległości mojej tęsknoty za Tobą i dlatego tak mało z tego do mnie dociera.”
“Nie miej mi za złe, że piszę dosyć nieudolnie, ale temat przerasta formę - myślę dużo ładnej. Chyba się w Tobie zakochałem czy co.”
“Tęsknie do Ciebie przez stół, przy którym siedzimy, tęsknię z fotela na fotel obok, w teatrze czy kinie, tęsknię (...), na szerokość kołdry, która okrywa nas oboje, też potrafię tęsknić do Ciebie - przez drzwi łazienki, w której się kąpiesz, i przez schody, po których idziesz do mnie, i przez naskórek mój, szczelnie przywarty do Twojego... Ale jak nazwać to, co odczuwam w Warszawie, kiedy Ty jesteś w Londynie? Też - tęsknotą? Oj, ubożuchny jest ten słowniczek, który mamy do dyspozycji.”
“Całuję Cię, jeżeli tak można nazwać - ten akt chorej, głodnej i bezsilnej wyobraźni.”
„Listy na wyczerpanym papierze” to nie tylko korespondencja między dwojgiem poetów, ale przede wszystkim całe lata 60. XX wieku zapisane w pożółkłym już listach i telegramach.
Korespondencja bardzo poruszająca, lecz należy pamiętać, że ta historia miłosna nie jest wolna od kontrowersji. Jeremi Przybora w momencie, gdy zdecydował się wejść w intymną relację z Agnieszką Osiecką, przelewając swoje uczucia na papier, był w związku małżeńskim z Jadwigą Berens, wychowując wspólnie syna i opiekując się córką z poprzedniego małżeństwa. Magda Umer jednak nie ocenia i nie wydaje wyroków. Pozostawia czytelnikowi decyzję, czy chce bliżej poznać łączącą ich relację.
Hm, hm, hmm... Pokłóciłam się z kilkoma akapitami, podkreśliłam parę okrąglutkich zdanek i ładnych słówek, ale ich w sobie nie poczułam. Przerosły mnie własne oczekiwania. Na cześć tych listów słyszę peany od lat. Sęk w tym, że mój potencjalny zachwyt został zneutralizowany innymi: Plath, Woolf, Fallaci i Rilkego (masą, masą jego listów!), przy których te wyczerpane wypadły blado. Ot, wymiana wtórnych czułostek, tęsknot i semi-sprawozdanek z tego, gdzie kto był i co robił. Listy są piękne i widzę to piękno, ale chyba wolałabym, żeby zostały w ich szufladzie.
„Słowami świadczyć miłość, to nie miłość.” A jednak! Momentami czułam się jak podglądacza tego uczucia, tych słów tak pięknych. Dwie wyśmienite, artystyczne dusze.
Właśnie skończyłam tę niesamowitą lekturę i aż nie wiem co napisać... Bardzo się wzruszyłam, czułam, że obcuję z czymś niecodziennie pięknym, ale i smutnym. Całe uczucie, jakie ukryło się w tych listach, było mocno niestabilne, było nieuchwytne i ulotne. Kiedy czytamy korespondencję tych dwojga, mamy wrażenie, że już mały drobiazg jest w stanie wszystko zburzyć. Serce mi się krajało, kiedy w kolejnych listach Agnieszka co chwilę odraczała spotkania z Jeremim. Nie wyobrażam sobie, jak ciężko było połączyć razem dwie tak barwne osobowości. Zaczęło się delikatnie, rozczulająco (choćby przy każdej wzmiance o uszach), ale później było mi coraz smutniej... I czuję, że jakiś kawałek mnie został nieodwołanie w tej książce na zawsze.
Zbierałam się do przeczytania tej książki ładnych kilka miesięcy, i dobrze przeczuwałam, bo bardzo mnie dotknęła. Osiecka i Przybora to dwoje z moich ulubionych polskich artystów - tutaj, od tak osobistej strony to raczej Agnieszka i Jeremi - a do tego ich miłość jest wpleciona w tak mi bliską sztukę pisania listów. Niesamowicie mnie poruszyło, jak dokładnie i trafnie opisują uczucia, które są mi tak dobrze znane; rozstania i powroty, euforia czułości, ciepło i oparcie w byciu „czyjąś” i wiele, wiele innych, a przede wszystkim mnóstwo rozmaitych odcieni tęsknoty. Tylko na koniec pozostaje niesmak, bo ta ich miłość się rozpływa tak niepostrzeżenie, z listu na list coraz chłodniej, i tylko piosenki pozostają...
„Tęsknię do Ciebie przez stół, przy którym siedzimy, tęsknię z fotela na fotel obok, w teatrze czy kinie, (...) na szerokość kołdry, która okrywa nas oboje, też potrafię tęsknić do Ciebie - przez drzwi łazienki, w której się kąpiesz, i przez schody, po których idziesz do mnie, i przez naskórek mój, szczelnie przywarty do Twojego...”
Nigdy nie lubiłam czytać cudzej korespondencji ani dzienników, zawsze wydawało mi się to zbytnim grzebaniem w ich prywatności. Tu jednak zrobiłam wyjątek, bo chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, niż pokazano w serialu. To się akurat średnio udało, natomiast miałam sporo literackiej frajdy, czytając rzeczywiście piękną korespondencję miłosną dwojga wybitnych poetów. Prawdziwych mistrzów słowa. Te listy to i zapis uczucia, w zasadzie skazanego na niepowodzenie od samego początku, jak zabawy literackie pomiędzy Agnieszką a Jeremim. Warto zajrzeć za kulisy romansu, żeby się powzruszać trochę i pozachwycać pięknym językiem.
Zazwyczaj nie oceniam publikowanych listów/prywatnej korespondencji, ale w tym przypadku język jest tak piękny, że nie mogłam się powstrzymać, i daję 5 gwiazdek :)
Oboje, Agnieszka Osiecka i Jeremi Przybora, byli wybitni w swoim fachu. A z książki Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze wynika, że w życiu prywatnym posługiwali się równie przepięknym, lirycznym językiem, pełnym wierszyków, żartów i inteligentnych ripost.
jezu sluchajcie ta ksiazka wywolala u mnie tyle wzruszen. mialam taka pierwsza stycznosc z tym, z miloscia na odleglosc co mnie troche przybilo, zwlaszcza zakonczenie ale tak ladnie niektore wiersze sa wplatane w te listy i aaaaaa
"Tylko że tu już łatwo o przekroczenie obojczyka, tego Rubikonu kobiety, i czy ja znowu jestem Cezar Twojego Rubikonu?"
Wydaje mi się, że dzięki tym listom można odczytać dynamikę ich relacji - on, zakochany na zabój, jego listy i piosenki są prześwietne, ona - wolny duch, niesie ją, gdzie wiatr zawieje. Do tego mamy dużą różnicę wieku. Lektura jak najbardziej warta uwagi, by poznać skrawek wspołnej historii dwojga poetów.
„Odkąd Cię tu nie ma, przestaje trochę wierzyć, że mogłaś mi się w ogóle przytrafić, że tyle rzeczy pięknych i niezasłużonych może nagle spaść na człowieka.”
Jejku, jak bardzo musi boleć taka miłość, kiedy już się wypali.
co za niesamowite połączenie dwóch dusz, opisane w listach tak słodko gorzkich, lekkich i pełnych emocji jednocześnie. cudowne, faworyt na letnie wieczory. czuć ich miłość i czuć lata 60- te. cudo!
co za cudowne czasy, co za piękny użytek z języka i słów; i jakie to abstrakcyjnie że jeszcze niedawno istniał świat pisania listów, zabawiania na salonach w Londynie i w Paryżu u ciotek i umawiania się na telefon o konkretnej godzinie
Chyba jestem stara i cyniczna, no i brak mi romantyczności, ale ten poziom patosu i swego rodzaju egzaltacji powodował u mnie jedynie przewracanie oczami 😅
Sięgając po raz pierwszy po tę pozycję, zastanawiałam się, czy jest ona komukolwiek potrzebna. Czy to w ogóle w porządku, że zaglądam w czyjąś prywatną korespondencję, ozdobioną zdjęciami, widokami z pocztówek, czasem nawet skanami kopert - wydawać by się mogło, że zamieszczonymi tylko po to, by uatrakcyjnić i powiększyć liczbę stron albumu.
A jednak. Oniemiałam w obliczu czegoś tak niewypowiedzianie, bezsprzecznie pięknego.
Chyba nigdy tak długo celowo nie zwlekałam ze skończeniem słuchania audiobooka, w doskonałym wykonaniu Magdy Umer i Piotra Machalicy. Tak to bywa, kiedy koniec jest znany a towarzyszące mu refleksje przygnębiające: ulotność wszystkiego, słów, miłości, życia...
Chyba jeszcze nigdy nie dałam żadnej książce tak niskiej oceny, zawsze potrafiąc z każdej wynieść coś dla siebie. Tym razem jednak moje nadzieje zostały zawiedzione tak głęboko, a zawód dotyczy tak wielu sfer, że nie umiem i nie chcę oceniać jej obiektywnie. Najpierw plusy: pięknie wydana, pełna zdjęć i skanów pocztówek czy telegramów. LIsty uporządkowane chronologicznie, dzięki czemu otrzymujemy jakiś tam obraz rozwoju i śmierci tego uczucia. Listy... hmmm... jak to listy. Jam z pokolenia, które też namiętnie korespondowało. Wiem więc, że listy rzadko w całości są genialne - wystarczy jakaś fraza czy dwie, które mile brzmią, które potrącają czułą stunę w sercu. Jednak trąbienie o tym, jaka to Wielka Literatura spowodowało, że miałam nadzieję na - cóż. Wielkość. I się bardzo zawiodłam. Nawet jednak, gdybym nie oczekiwała wielkości, a tylko pokazania mi ich intymnego świata, zabarwionego dodatkowo przebłyskami pięknej polszczyzny, nadal czułabym zawód. Po pierwsze: nie dostajemy pełnej korespondencji. A po przeczytaniu mam nieodparte wrażenie, że to, co mogłoby nam pokazać prawdę o tym związku czarne na białym, zostało poddane cenzurze. Ze wstępu wiemy, że była autocenzura. Pamiętam jeszcze z lat burzliwej młodości, jak listy, które mnie irytowały, darłam w drobny mak. Ciekawe, czy tu też tak było, czy po prostu na zimno zostało przemyślane, których to swoich i cudzych wad autorzy nie chcieli pokazać światu? Domyślam się listów gniewnych i raniących, gorzkich i niesprawiedliwych słów, toksyczności wykraczającej poza skalę, bo kiedy jest się mistrzem i mistrzynią słowa, to potrafi się znaleźć najgorsze i najboleśniejsze sformułowania, rozrywające duszę na strzępy. W tej książce znajdziemy jednak tylko radosne bądź smutne ćwierkanie... plus przeprosiny za te wszystkie twarde, bolesne słowa, których jednak nie mamy szansy przeczytać. No dobrze. Autorka kompilacji nie miała dostępu do całości, więc pokazała nam tylko część. Twierdząc, że to Wielka Literatura o Wielkim Uczuciu. Wielka Literatura? Nie. A uczucie? Na pewno intensywne. To widać nawet w tych ocenzurowanych listach. Im głębiej jednak wchodziłam w tę relację, tym bardziej mnie od niej mdliło. Od tego, jak Mistrz próbował schwytać wolnego ptaka i wsadzić go do klatki. O, tak. Najlepiej samemu mieć żonę i zaniedbane dziecko (jego własne słowa!),a w mieszkaniu dzielnicę dalej kochankę, która powinna na niego czekać, zamiast - olaboga! - jeździć, smakować, poznawać. To ma być miłość? To... trzymanie uczucia na smyczy, żądanie obecności i nie dawanie nic w zamian? Och, przepraszam! Dawanie cienia zainteresowania, choć nie mogę wyjść z wrażenia, że w całej intensywnej i bogatej duchowo Agnieszce Jeremiemu najbardziej podobały się uszy. Widać za to wyraźnie, że nie podobało mu się to, jak ona chciała żyć, jej tęsknoty, pragnienia, jej osobowość. Twierdził, że ją kochał, ale wciąż chciał ją zmieniać. A ona? Pod wrażeniem Mistrza. Och, zwrócił na nią uwagę! A jest takim dżentelmenem (który obiecawszy jednej kobiecie miłość i wierność rzucał się w objęcia drugiej),osobą tak dobrze wychowaną (och, bo skromny, gdy się go chwali - a przecież jest to skromność fałszywa i widzimy po całym procesie twórczym "Jedzcie stokrotki", że słowa SŁUSZNEJ krytyki puszczał mimo uszu),takim pięknym mężczyzną, że w końcu zawrócił jej w głowie. Na początku miała wystarczająco dużo instynktu samozachowawczego, żeby trzymać jakiś-tam dystans. A potem... im bardziej ona w to wchodziła i mówiła o sile miłości, tym bardziej okazywało się, że paniczyk będzie ją kochał... ale pod wieloma warunkami. Powiem jedno: całe szczęście się w nim nie zatraciła i nie oddała mu całej siebie. Już mniejsza o to, że to głównie ból serc stworzył ich najpiękniejsze piosenki. Myślę, że gdyby - nie daj Boże - to była miłość spełniona, oznaczałoby to rozmycie się Agnieszki, jej indywidualności i umiłowania wolności w zaborczym, cynicznym i egoistycznym mężczyźnie. Nie żeby ona nie była egoistyczna. Ona jednak zdaje sobie z tego sprawę i mówi o tym otwarcie, co już stawia ją o kilka stopni wyżej. Ta książka to przestroga dla młodych, twórczych dziewczyn. Jeśli ktoś chce wam odebrać wolność w imię miłości, to na psu budę taka miłość. Lepiej skończyć, zanim się zaczęło. Podsumowując: nadal będę kochać piosenki Starszych Panów i Agnieszki. Ja, psychofanka twórczości Jeremiego, nie podałabym mu jednak ręki na ulicy. Od takich narcyzów lepiej trzymać się z daleka.
This entire review has been hidden because of spoilers.
Zacznę od tego, że jestem zdania, że takich książek jak ta nie powinno się oceniać – listów, dzienników... One nie były pisane dla nas. Dlatego to nie będzie recenzja, ale zachęcenie do przeczytania "Listów na wyczerpanym papierze" i zachwycenia się nimi.
Nie widziałam jeszcze tak pięknych wyznań miłości. Jeremi i Agnieszka (pozwolę sobie pisać o nich w ten sposób bo - chociaż starsi są ode mnie o odpowiednio 84 i 65 lat - tutaj jawią się jako prawdziwi ludzie, do których momentami jest mi bardzo blisko, utożsamiam się z nimi)... No więc Jeremi i Agnieszka pięknie potrafili spisać, co im w duszy grało. Tak, że ja, czytając to ponad 50 lat później, wzruszam się do łez. Sama ich twórczość nie porusza mnie aż tak, chociaż bardzo ją lubię i doceniam.
Mam kilka swoich hipotez, jak to między nimi było, patrząc na treść tych listów, a także ich długość, ale to tylko przypuszczenia, nigdy prawdy nie poznamy. Jedno jest pewne – mimo pięknych słów nie była to miłość szczęśliwa. I szkoda trochę, że tą relacją unieszczęśliwili siebie i swe rodziny. Jedyne co zostało to piękne piosenki (prawie wszystkie te bardziej znane piosenki Przybory powstały właśnie w tym okresie, np. "Podła", "Już kąpiesz się nie dla mnie", "Bez ciebie"; a i Osiecka napisała dla niego "Na całych jeziorach ty"!) oraz te właśnie listy. I dobrze dla polskiej kultury, że taka miłość im się przydarzyła.
I z całą świadomością tego wszystkiego – momentami zazdroszczę im ogromnie tych listów.
Aaa, i mimo całej sympatii, którą darzę Osiecką (świadoma jej wad itd.) i świadomości, że to Przybora był w związku, gdy wdał się w ten romans – sympatyzuję bardziej z Jeremim. Ale może po prostu ujął mnie tymi słowami, bo co jak co, ale mistrzem słowa to on z pewności�� był!