Abruzzo forte e gentile, Abruzja twarda i uprzejma – tak o swoim regionie mówią sami mieszkańcy. Ma mniej gracji niż Lombardia czy Toskania, nie wypełnia jej gwar jak Kampanii, a turyści nie tłoczą się tu jak w pobliskiej Apulii. Abruzyjski krajobraz ma w sobie jednak niespotykaną harmonię, a jego największym skarbem jest natura.
Piotr Kępiński zjednał sobie lokalną społeczność i dzięki niezliczonym wizytom poznał istotę abruzyjskiej duszy. Ale W cieniu Gran Sasso to nie tylko zapis rozmów i obserwacji z podróży. To również fascynująca przeprawa przez literaturę, film i sztukę, przez miejscowe tradycje i lokalną kuchnię. Kępiński niczym Henry James w Godzinach włoskich snuje rozważania nad współczesną Italią, przeplatając je własnymi doświadczeniami jako obcego i swojego zarazem.
W cieniu Gran Sasso uwodzi językiem, erudycją i niezwykłymi historiami kryjącymi się w małych miasteczkach, górskich szczelinach i spękanej ziemi Abruzji.
Może uczciwiej byłoby zatytułować książkę „Historie z Collelongo i okolic, gdzie mam paru znajomych”?
Kilka ciekawych historii, garść denerwujących uogólnień, refren o twardych, milczących Abruzyjczykach, po macoszemu potraktowane pozostałe części regionu, przedziwne wtręty o Janie Pawle II (jakby nie z xxi wieku…) i całkiem już od czapy dwa akapity o dzieciach Pierwszych Narodów (z wyjaśnieniem, że to „Indianie”, ekhem) odbieranych rodzinom i zamykanych w kanadyjskich szkołach z internatem.
EDIT: Jeśli ktos wybiera się do Abruzji, niech jednak uważa na jakość dróg (poza autostradami), którym do gładkości dość daleko…
Niesamowicie chaotyczny zbiór mini-tekstów, których niby elementem wspólnym jest Abruzja, ale po lekturze nie jestem w stanie powiedzieć, co właściwie sprawia, że Abruzja jest wyjątkowa. Skaczemy po postaciach, miejscach, ale żadnemu z poruszonych tematów autor nie poświęca więcej niż kilka stron, a tematy poruszane w ramach poszczególnych rozdziałów często nie mają ze sobą nic wspólnego. W ramach jednego rozdziału dostajemy np. pobieżne informacje o miasteczko Penna, gdzie autor usłyszał kłótnie rodzinną, więc w kolejnym akapicie pisze, że przemoc w rodzinie to wielki problem, ale bez żadnych konkretów, po czym przechodzi do przedstawienia postaci pewnej pisarki i streszczenia jej powieści. I to wszystko na 6,5 stronach.
Już fragmentaryczny i urwany charakter tekstu wybijał mnie z rytmu czytania, a do tego dochodzą jeszcze zdania, które nie mają sensu. Niby jest wypisany redaktor i korektor, ale mam wątpliwości, czy ktoś przed drukiem uważnie ten tekst przeczytał. Np. s. 177 “Nikt tu nikogo nie pogania. W przeciwieństwie do Rzymu, gdzie w placówce przy via Nedo Nadi pewna nobliwa pani zrugała na moich oczach pracownika za to, że konwersował ze swoim znajomym, ale nie dłużej niż kilka minut”. Czyli że zrugała go za to, że za krótko rozmawiał? S. 225. “Ktoś mi kiedyś powiedział, że muszę koniecznie pojechać to Teramo, żeby zobaczyć katedrę, bo są tam freski i obrazy zapomnianego mistrza z Polski, który do Italii przyjechał w XVII wieku i zrobił tam wielką karierę. Naturalnie dzisiaj to postać zapoznana. O jego dziełach milczą słowniki.” Co to w ogóle znaczy “postać zapoznana”? Miało być “zapomniana”? Nie żeby wtedy to zdanie brzmiało lepiej, bo kilka wyrazów wcześniej już jest wspomniane, że to zapomniany mistrz.
Takich przypadków jest o więcej i nie poprawiają odbioru i tak już rozczarowującej całości.
„Szczury z via Veneto” Piotra Kępińskiego zrobiły na mnie spore wrażenie. Pamiętam, że nie mogłam się od tego reportażu oderwać. Szczególnie, że byłam w Rzymie tylko tydzień, a widziałam, że to miasto poza zabytkami ma mnóstwo niedoskonałości, które autor świetnie nakreślił.
Tym razem Piotr Kępiński zabiera nas do regionu sąsiadującego z Lacjum, czyli do Abruzji. Książkę postanowiłam przeczytać po czterodniowym pobycie w tym miejscu.
Najbardziej zaciekawił mnie wątek pisarza D’Annunzio, bo od jego książki wziął nazwę apartament, w którym byłam (nawet był egzemplarz tej właśnie książki), wątek Włochów w Kanadzie oraz confetti, czyli charakterystyczne cukierki z tego regionu. Rozdział o Scanno również był świetny, bo to miasteczko jest fascynujące. Zachwycił mnie tam żółty domek, który widzicie na zdjęciu, a nawet nie wiedziałam, że znajduje się na okładce tej książki. Historia niedźwiedzia (region słynie z tych zwierząt) oraz L’Aquila (stolica, w której akurat nie byłam), gdzie 6 kwietnia 2009 roku miało miejsce potworne trzęsie ziemi, to również bardzo ciekawe wątki w tym reportażu.
Autorowi udaje mu się oddać specyficzny klimat i różnorodność Abruzji. Idealna lektura po pobycie w tym regionie. Masa ciekawostek. Jednak uważam, że reportaż o Rzymie był lepszy. Ten był nieco nierówny. Były momenty, w których pojawiała się za duża ilość faktów.