Nie sposób usunąć ich z ludzkiego świata. Monstra, potwory, dziwolągi...
Zawsze gdzieś w końcu je dojrzymy – co więcej, będziemy ich szukać, gdyż ich natura intryguje nas i pociąga. Wystawiamy je na pokaz, tłumacząc, że to potrzebne, gdyż odstępstwo wskazuje regułę, bo nieforemność uczy, czym jest forma. Dzieje się tak, jakby monstra chciały udowodnić, że do czegoś są nam potrzebne, jakby chciały powiedzieć, że bez nich nie określimy naszej własnej natury i nie zrozumiemy świata, który chcemy uporządkować i rozjaśnić.
Pierwsze rozdziały, o gabinetach osobliwości, cudach i cudownościach, przepowiednich i Lutrze reinkarnowanym jako cielak mnie zachwyciły, później troszkę mniej mi się podobało (bo i tematyka mniej magiczna), ale i tak książkę oceniam bardzo pozytywnie - elegancko napisana książka bardziej naukowa była cudną odskocznią od popularnonaukowych, gdzie trzeba znosić gawędziarski ton i jakieś wulgarne żarciki co parę stron. Brakuje mi bardzo takiego złotego środka, prawie że suchych faktów, ale z dwojga złego wolę analizę i wtrącanie, co Foukault powiedział, niż rubaszność.