Tylko osiem procent ludzi spiera się ze swoimi kotami. Pozostali, na szczęście dla siebie, po prostu słuchają ich poleceń.
Kiedy Jovan upada ugodzony nożem mordercy, Sheila stoi na balkonie i wszystkiemu się przygląda. Tylko ona widzi zabójcę i chociaż nie zna motywu zbrodni, wie już, że zrobi wszystko, żeby pomścić swojego opiekuna. Jest tylko jeden problem: Sheila jest kotem...
Po świetnie przyjętym przez czytelników cyklu o detektywie Tomku Winklerze Beata i Eugeniusz Dębscy zaczynają zupełnie nową przygodę, w której kryminał i komedia idą ramię w ramię.
Przyznajcie się – jesteście team kot czy team pies? Ja uwielbiam i koty i psy, choć obecnie w chacie rządzi psica. Ale i tak piękny koci pyszczek powoduje u mnie wzruszenie i chęć wtulenia w mięciutkie futro. No i po przeczytaniu powyższej książki mam mieszane uczucia, bo teraz to będę się bała. Tego, że taki koci puszek potraktuje mnie jak kretynkę. Bo koty są mądrzejsze. No, niby od dawna to wiedziałam, ale jednak takie dosadne pokazanie tego faktu mocno mną tąpnęło. Sheila, piękna kocica rasy norweski leśny, w czasie swego siódmego życia była właścicielką niejakiego Jovana, byłego serbskiego sportowca, obecnie mieszkającego w Polsce. Gdy widzi z balkonu, że Jej towarzysz został zamordowany, obiecuje sobie, że odnajdzie mordercę. Aby sprawiedliwości stało się zadość, musi znaleźć człowieka, który będzie na tyle ogarnięty, że zrozumie podpowiedzi jakie w jego kierunku będzie wysyłać. Całe szczęście trafia w ręce Magdy Barkońskiej – komisarz policji, prowadzącej sprawę. Kobieta nie dość że jest „kociarą”, a niedawno straciła swego kociego towarzysza, to jeszcze, w opinii Sheili, nawet nie jest głupia i może coś niecoś z tego wyniknie. Nie jest to typowy kryminał, bowiem bardzo szybko wiemy kim jest morderca a sprawa skupia się raczej na jego poszukiwaniu i odgadnięciu motywu. Ważniejsza jest relacja kocicy z Magdą i śledztwo jakie Sheila prowadzi wśród swoich, by potem pani komisarz podpowiedzieć co powinna robić. I choć to tylko fikcja, to ja absolutnie wierzę, że te piękne koty mają w sobie wiele tajemnic i trzeba poczekać na ich akceptację. Jeśli lubicie kryminały na wesoło, to będziecie zadowoleni. To zabawna historia, przy której można się odprężyć.
Ocena: 2,5 Jestem rozczarowana tą książką. Pomysł motywu wprowadzenia scen z perspektywy kota- super. To były moje ulubione sceny z tej książki. Wątek kryminalny? Nudny i sztampowy. Kot? Zdecydowanie było go za mało. Główna komisarz? Bardzo, bardzo jej nie lubiłam. Nie miałam ochoty czytać dalej tylko dlatego, że było jej tak dużo. Język i styl? Nie mogę odmówić tego, że książka jest dobrze napisana, ale mam duże zastrzeżenia do stylu i tak. Zupełnie nie wpadł w moje gusta, część zdań była tak dziwnie napisana, jakoś tak nie pasowało mi to do gatunku, uważam, że można by było lepiej zrealizować tą powieść. Oczywiście jest to kwestia gustu również. Ale np relacje bohaterów były tak szczątkowo przedstawione, że np chcęci nawiązania romansów i sympatii były zupełnie niewidoczne, dopisywane przez autorów, a na poziomie czytelnika nie wybrzmiewały. Cóż mogę więcej napisać... Przeczytajcie, oceńcie sami. I dajcie znać
Zdecydowanie za mało kota w powieści, w której miał być główną postacią. Gdyby autorzy trzymali się zamysłu to byłaby to udana pozycja. A wyszło jak wyszło. I tym samym opis na okładce wprowadza w błąd czytelnika. Spodziewałam się historii opowiedzianej przez kotka a kot tak naprawdę dostał marginalną obecność w stosunku do tego, co powinno się tam znaleźć. Jestem mocno zawiedziona
Twórczość duetu Dębska & Dębski miałam przyjemność poznać przy okazji cyklu o byłym gliniarzu Tomku Winklerze. Bardzo polubiłam wtedy styl autorów, klimat ich książek, ich niewymuszony humor i postaci przez nich tworzone.
„Siódmy koci żywot” dość mocno różni się od tego, co serwowali autorzy w znanym mi cyklu. Ale już patrząc na tytuł, można spodziewać się, że poszli w innym kierunku niż zazwyczaj. Chociaż, i tu miłe zaskoczenie, w najnowszej ich powieści możemy spotkać bohaterów znanych z cyklu o Winklerze. Jego samego wprawdzie nie ma, ale pojawia się jego ukochana babcia, która jest niezwykle barwną postacią i policjanci znani ze współpracy z Tomkiem w niektórych tomach cyklu. Kolejną miłą niespodzianką jest fakt, że akcja toczy się znów we Wrocławiu, co dla mieszkańców tego miasta może być prawdziwą gratką ze względu na fakt, że na pewno rozpoznają miejsca, w których toczy się akcja. Całej reszcie pozwoli trochę lepiej to miasto poznać.
Jovan, Serb od kilku lat mieszkający w Polsce, zostaje ugodzony nożem w swoim mieszkaniu. Świadkiem morderstwa jest Sheila. Jest trup, jest świadek, sprawa powinna być prosta do rozwiązania. Jednak okazuje się, że tak łatwo nie będzie, bo Sheila jest kotem. I wprawdzie widziała całe zajście z balkonu, na którym akurat przebywała, jednak co z tego, skoro nie zrobiła nic, żeby zobaczyć twarz zabójcy. Jak ułoży się współpraca policjantów prowadzących śledztwo z tą niezwykle bystrą kotką? Czy odnajdą zabójcę?
To jedna z najbardziej oryginalnych powieści kryminalnych, jakie w życiu czytałam. A to za sprawą głosu, który autorzy oddają kotce Sheili, dzięki czemu z pierwszoosobowej perspektywy poznajemy jej relację z toczącej się sprawy, mamy wgląd w jej przemyślenia i poznajemy komentarze na temat całej sytuacji i nie tylko. A trzeba dodać, że komentarze, uwagi i spostrzeżenia miewa ta kotka niejednokrotnie niezwykle trafne. Autorzy, podobnie zresztą jak ja, to zdeklarowani kociarze i tę ich miłość i znajomość kociej natury bardzo dobrze w książce widać. Oddanie głosu kotce nie tylko urozmaiciło fabułę, nie tylko wprowadziło do niej humorystyczny element, ale również nadało fabule, a przede wszystkim wątkowi kryminalnemu niesamowitej lekkości. Kotka bardzo się stara pomóc w śledztwie, jednak ludzie, jak to ludzie, nie dostrzegają tego, nie rozumieją, co Sheila stara się im przekazać.
Atutami powieści, oprócz już wspomnianych dobrego humoru i perspektywy kotki, są bogate słownictwo i brak nadmiaru wulgaryzmów. Autorzy bez przekleństw potrafią ukazać, jak bardzo czasem napięta jest sytuacja i jak wiele emocji wywołuje. Sam wątek kryminalny mógłby należeć do klasycznych, gdyby nie obecność Sheili aktywnie włączonej w sprawę. Powieść czyta się dobrze i nawet szybko, mimo że akcja początkowo jest stonowana, a rozpędu nabiera dopiero w drugiej części. Z całą pewnością jednak nie wieje w książce nudą.
Bawiłam się z „Siódmym kocim żywotem” naprawdę dobrze. A jako kociara czerpałam z tej powieści dodatkowe korzyści w postaci możliwości obserwowania zachowań kotki, które to zachowania znam dobrze również ze swojego codziennego życia. A których obserwowanie niezmiennie przynosi mi wiele radości. Serdecznie polecam, nie tylko z powodu Sheili, która genialnie wypadła w tej powieści.
Komedia kryminalna to gatunek, po który od jakiegoś czasu sięgam z przyjemnością. Cenię go dlatego, że zachowuje przyjemny balans między (czasem krwawą) powagą a humorystycznym rozładowaniem (zazwyczaj brutalnego) napięcia. „Siódmy koci żywot” w przyjemny sposób opowiada o pracy wrocławskich policjantów, próbujących rozwiązać skomplikowaną sprawę morderstwa Jovana, Serba, od kilku lat mieszkającego w Polsce. Głównym świadkiem całego zajścia jest Sheila. I wszystko byłoby banalnie proste, gdyby nie fakt, że świadek jest...kotem. Współpraca policji na linii człowiek – kot jest właśnie tym ciekawym i komediowym akcentem. Osobiście szalenie podoba mi się ta koncepcja, szczególnie gdy część narracji prowadzona jest jakby oczami Szelki. Lawirowanie między chęcią zemsty na mordercy pana, poczuciem obowiązku wobec nowej pani i jednocześnie taktycznym planowaniem, by „cwana pańcia” nie domyśliła się, że kotka może więcej niż by się mogło wydawać, stanowi według mnie świeży i oryginalny koncept, który wskazuje na kreatywność i wysoki poziom umiejętności pisarskich. Myślę, że aby poprowadzić taki dyskurs, trzeba być zagorzałym fanem i znawcą kociej natury. W przypadku autorów chyba tak jest, bo nawet na fotografii pozują z parą pięknych, dostojnych kotów. Sam wątek kryminalny nie jest specjalnie zaskakujący, powiedziałabym, że raczej klasyczny. Jest sprawa, są śledczy z różnymi charakterami, hektolitry kawy i papierosy liczone w setkach wypalonych sztuk. A jednak dałam się porwać fabule i wciągnąć w akcję, która szczególnie w drugiej części nabrała rozpędu. Zaangażowałam się do tego stopnia, że prawie poczułam Szelkowe pazury na przedramionach... Mimo że dało się wyczuć atmosferę napięcia i stresu, nie ma w treści nadmiaru wulgaryzmów, które w takich sytuacjach zazwyczaj są elementem stałym w dialogach. Powtórzę zatem, że zapewne to zasługa dobrego warsztatu pisarskiego autorów. Bez przekleństw, dało się odczuć, że załoga komisarz Viledy nie miała łatwo przy rozwiązywaniu sprawy zabójstwa, a nawet dwóch. Komediowego charakteru dodawały też zwroty, które świetnie oddawały powagę napięcia, a jednocześnie łagodziły ciężki charakter sytuacji.
Wbrew temu, że deklaruję się jako psiara, nie mogę nie docenić, jak intrygujące mogą być koty. Szczerze polubiłam Szelkę i wszystkie jej kocie zachowania. Przy okazji, ta bestia nieźle wytłumaczyła w książce, dlaczego koty zachowują się tak, jak się zachowują. Polubiłam komisarz Magdę i Malickiego, nawet jeśli jako czytelnik nie poznałam ich życiorysów.
Czas spędzony nad książką uważam za przyjemnie zagospodarowany, nie wiało nudą, nie lała się krew, nie było panicznego strachu, a „jedynie” stały poziom napięcia i momenty dobrej zabawy. Z kotem. Moja ocena to 8/10. Szczerze polecam.
Książkę przeczytałam dzięki wydawnictwu Agora. Dziękuję za egzemplarz do recenzji.
"Mówią, że koty żyją na tyle długo, żeby się wpleść w ludzkie życie i wkraść w serce, i na tyle krótko, żeby je złamać swoim odejściem."
Biorąc do ręki książkę Beaty i Eugeniusza Dębskich "Siódmy koci żywot" nie wiedziałam, że otrzymam tak dynamiczny kryminał. Znalazłam tu niesamowitą akcję. Ani przez sekundę nie miałam czasu na nudę. Fabuła rozłożyła mnie na łopatki. Bałam się o główne bohaterki. Było naprawdę niebezpiecznie. Nie obyło się bez łez. Pewna scena spowodowała u mnie zatrzymanie serca. Po niej nie mogłam się pozbierać. Genialna historia pełna emocji. Wielkie brawa dla tej osoby, która stworzyła okładkę. Jest cudowna, magiczna i hipnotyzująca. Nie mogę od niej oderwać oczu. Idealna dla wszystkich kociarzy. Nie znając jeszcze treści książki, zastanawiałam się, dlaczego tak przepiękny kotek jest na celowniku. Ten sekret poznałam w trakcie czytania. Zabierając się za czytanie, odkryłam 13 pozytywnych polecajek od znanych i mniej znanych mi blogerek. Całkiem dobre rozwiązanie. Oczywiście działa to na plus dla książki. W pełni się z nimi zgadzam. Dalej znalazłam cudowną dedykację. Z jednym kocim imieniem miałam problem. Bardzo ciężko się je wymawia. Jestem ciekawa, czy autorzy mówili do swojego kotka jakimś magicznym skrótem? W pierwszym rozdziale poznałam główną bohaterkę dużą biało — rudą kotkę Sheilę i jej pana, który na naszych oczach traci swoje życie. Ktoś, go zamordował. Kotka była świadkiem, tej strasznej tragedii. Poznałam kobietę z jajami — Magdę Borkońską. Jest policyjnym komisarzem. Będzie prowadziła dochodzenie w sprawie morderstwa Serba — Jovana Dragosavljevića. Idealna postać, która wszystko potrafi ogarnąć. Cudownie prowadzi śledztwo, w którym jest wiele niewiadomych. Co chwilę pojawiają się nowe tropy. O co tutaj chodzi? Poznałam również Maćka Malickiego. Pomagał Magdzie w sprawie morderstwa. Jest zdesperowanym ojcem trzynastolatki. Byłam bardzo zainteresowana odkryciem prawdy. Zastanawiałam się, kto stoi za śmiercią Serba. Moją pierwszą podejrzaną była jego eksżona. Czy miałam rację? Przekonacie się w trakcie czytania. Pierwsze skrzypce gra piękna Sheila. Ta kotka również nie daje sobie wejść na głowę. Razem ze swoją paczką prowadzi równoległe śledztwo w sprawie śmierci jej byłego opiekuna. Koniecznie musicie ją poznać. Sheila jest bardzo mądrą kotką. Czy rozumiecie kocią mowę? Nie? To może dzięki naszej bohaterce zrozumiecie. Jeżeli lubicie kryminały, w których akcja nigdy nie zwalnia, a jednym z głównych bohaterów jest zwierzak, to dobrze trafiliście. Państwo Dębscy stworzyli zaskakujące dzieło, którego nie warto przegapić. Z czystym sercem polecam.
Już w najbliższą środę, czyli 26 kwietnia, premierę będzie miała książka, która według mnie ma jedną z ciekawszych okładek. Odkąd zobaczyłam pierwsze grafiki wiedziałam, że u mnie na półce musi stać przodem, broń Boże grzbietem! I tym samym, postanowiłam, że czytanie jej to tylko w wersji elektronicznej, żeby nie zniszczyć wersji papierowej. Na szczęście czytać skończyłam zanim odebrałam paczkę z tym cudeńkiem, ale nadal zerkam na nią z przyjemnością, choć po lekturze, to i z ogromnym zrozumieniem kim jest kotka z okładki. No ale jak wiadomo, nie oceniamy książki po okładce, więc treść to inna para kaloszy, a czy również świetna i godna uwagi?
Poznajemy Jovana i jego kotkę, Sheilę. Ten pierwszy niestety od razu traci swoje życie. Zostaje zamordowany, a ponieważ nie ma dziewięciu żyć jak kot, to pada trupem. Sheila siedzi w tym czasie na balkonie i wszystko widzi bardzo dokładnie, w tym twarz zabójcy. W tym momencie postanawia, że zemsta musi zostać dokonana. Tyle, że jest kotem i może to nie być wcale takie proste...
I w zasadzie nic więcej wiedzieć nie trzeba aby stwierdzić czy ma się ochotę na przeczytanie takiej książki. Ja uwielbiam historie opowiadane z perspektywy zwierząt, więc nie wahałam się ani chwili. Sheila jest typowym kotem więc wszystkim scenom towarzyszy spora dawka humoru. A ponieważ tylko osiem procent ludzi spiera się ze swoimi kotami, to gdy charyzmatyczna pani komisarz wchodzi z nią w pewnego rodzaju relację, postanawia, że będzie podążać jej ścieżkami. Czy to doprowadzi je do mordercy?
Z jednej strony to kryminał pełną gębą, bo jednak mamy trupa, zagadkę, a z drugiej strony nieco komedia, bo jednak mamy sporą dawkę genialnych tekstów, które powodują, że można wybuchnąć śmiechem nad książką, choć miejscami nie wypada.
Od pierwszych stron czułam, że to są w stu procentach moje klimaty i się nie pomyliłam. świetnie opowiedziana historia, zagadka kryminalna, którą chce się rozwiązać, a jednocześnie poprzebywać z temperamentną kotką jeszcze choć chwilę. Czy pogniewałabym się gdyby Dębscy zrobili z tego serię? Ani trochę!
Szczerze polecam, to taka książka do zabrania w walizkę na wakacje i przeczytania podczas leżenia na leżaku tuż przy basenie. A do tego ta okładka... no, kawał dobrej roboty!
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Agora.
Jak w wielu tego typu historiach, zaczyna się od morderstwa. Kiedy Jovan, właściciel kotki Sheilii (pieszczotliwie nazywanej Szelką), zostaje zamordowany we własnym mieszkaniu, a jedynym świadkiem zbrodni jest właśnie Szelka, zwierzak przysięga sobie, że dopadnie sprawcę. Co jednak może zrobić jedna kotka? Jak pokazuje komedia kryminalna napisana przez małżeństwo Dębskich - całkiem sporo, zwłaszcza gdy jest tak zdeterminowana jak Sheila.
Koncept jest ciekawy, a jak to wypada w powieści? Cóż, całkiem dobrze. Sama sprawa kryminalna nie należy może do szczególnie zagmatwanych (dość szybko bohaterowie odkrywają, kto stoi za zabójstwem), jednak stopniowe odsłanianie kolejnych elementów składających się na odpowiedź, dlaczego w ogóle do tego doszło i co łączyło ofiarę ze sprawcą, było na tyle angażujące, że skutecznie przykuło moją uwagę. Jednym z największych atutów książki jest właśnie narracja prowadzona częściowo z kociej perspektywy. Szelka okazała się niezwykle ciekawą (i zaskakująco kompetentną) bohaterką, która z pewnością podbije serce niejednego czytelnika-kociarza. Widać tu, że autorzy sami są wielkimi miłośnikami (i uważnymi obserwatorami) kotów - w wielu zachowaniach Sheilii rozpoznałam zwyczaje typowe dla mojej własnej Kotty.
Fana komedii kryminalnych może z kolei zachęcić humor. W moim przypadku część żartów zadziałała, a część nie, ale myślę, że to po prostu nie do końca mój typ humoru, trudno właściwie traktować to jako wadę powieści.
"Siódmy koci żywot" nie jest może jakąś rewolucyjną powieścią, ale okazała się interesującą historią, z którą spędziłam kilka przyjemnych wiosennych wieczorów. Szczerze polecam właścicielom kotów szukającym raczej lżejszej powieści kryminalnej.
O Beacie i Eugeniuszu Dębskich po raz pierwszy usłyszałam podczas zeszłorocznego festiwalu kryminału we Wrocławiu. Opowiadali wtedy o swojej serii z Tomaszem Winklerem. Obiecałam sama sobie, że nadrobię tytuły z tej serii, ale jakoś nie było mi po drodze przez ten rok.
W tym roku obiecałam poprawę, a że przy okazji tegorocznej edycji festiwalu małżeństwo Dębskich rozmawiało o swojej najnowszej powieści, pozycji samodzielnej, postanowiłam, że to z nią zacznę swoją przygodę z Autorami.
“Siódmy koci żywot”... Spodziewałam się pełnej humoru komedii kryminalnej, bo czego innego się spodziewać, gdy jednym z głównych bohaterów ma być kot, a właściwie kotka? Jakieś było moje przyjemne zaskoczenie z każdą kolejną przesłuchiwaną minutą (tak, audiobook tej książki ratował mnie przez ostatnie dwa dni w pracy) gdy okazywało się, że nie jest to kolejna lekka historyjka, w której humor ma przeważać nad fabułą, ale sprawnie i logicznie poprowadzony kryminał!
Tak, wydarzenia poznajemy z perspektywy kotki, która mówić nie umie, ale przekazuje “swoim człowiekom” kilka istotnych i pominiętych przez ludzi tropów. Oczywiście, perspektywa kotki nie jest jedyną, otrzymujemy również wydarzenia, przy których zwierzak nie brał udziału. Mimo to taka mieszanka jest w mojej opinii wielkim plusem tej historii, ubarwia fabułę.
Historia przedstawiona w “Siódmym kocim żywocie” po prostu siada czytelnikowi od pierwszych stron, pierwszych zdań. Wciągająca sprawa kryminalna, całkiem przyjemnie skonstruowani bohaterowie, niespodziewane, ale nieprzesadzone zwroty akcji. Czego chcieć więcej?
„Siódmy koci żywot” to kryminał napisany przez państwa Dębskich, znanych z serii z Tomaszem Winklerem. Ten kryminał należy jednak do nietypowych, mianowicie autorzy urozmaicili książkę w perspektywę kota. Sheila była świadkiem śmierci jej właściciela Jovana, Serba żyjącego od dłuższego czasu w Polsce. Kotka choć nie widziała mordercy z twarzy, postanowiła wykorzystać swoje kocie możliwości i spryt do tego, żeby morderca został złapany i zapłacił za to co zrobił. Muszę przyznać, że koci wątek był dość niekonwencjonalny i bardzo intrygujący. Nie spotkałam się z czymś takim do tej pory. Stanowiło to bardzo ciekawe urozmaicenie fabuły. Jednakże rozdziałów z typowo kocią perspektywą było dość mało w stosunku do całej treści, co niestety trochę mnie rozczarowało. Miałam duże nadzieje, że kociej strony będzie dużo więcej. Niemniej jednak, książka jest dobrze napisana, sam przypadek morderstwa również jest nietypowy, a akcja jest dość dynamiczna, bardzo mi się to spodobało, bo lubię, kiedy dużo się dzieje w tego typu książkach. Nie zabrakło również zwrotów akcji, a na końcu nawet miałam ciarki podczas czytania. Ostatnie rozdziały mrożą krew w żyłach. Ale żeby nie było tak mrocznie autorzy zaserwowali nam kawał dobrego humoru, tak więc nie mamy do czynienia ze sztywnym kryminałem, a raczej bardziej jest to komedia kryminalna. Polubiłam się z taką formą kryminałów, książkę pochłonęłam bardzo szybko i przyjemnie spędziłam z nią czas. Polecam fanom kotów i komedii kryminalnych!
Dostojna kotka Sheila jest jedynym świadkiem morderstwa Jej właściciela. Serb Jovan zostaje ugodzony nożem we własnym mieszkaniu. Ginie na miejscu. Śledztwo w sprawie prowadzi zespół nieposkromionej policjantki Viledy - mistrzyni sprzątania. Kiedy poszlaki wskazują na Serbów zajmujących się handlem ludźmi giną kolejne osoby, które stały się dla sprawców niewygodne. W końcu w niebezpieczeństwie jest też policjantka, coraz bliższa rozwikłania całej zagadki. Co to była za historia! Całość fabuły prowadzona w dwóch perspektywach. Pierwsza oczami Viledy, a druga kotki. I stąd moje największe zaskoczenie. Z uwagi na to, że nie mam miłości z kotami to nie spodziewałam się wiele po wątkach z Sheila w roli głównej. Ależ się myliłam! Jak się okazało to właśnie kotka zapewniła orginalny klimat całej historii. To ona w prowadzonym śledztwie była o krok przed policją i nie bała się tego pokazać. Po swojemu, ale jednak. Poza tym akcja płynęła wartko, kolejne poszlaki, plot twisty i przede wszystkim od początku budowane napięcie nie pozwalało odłożyć tej lektury. Autorzy na zakończenie zapewnili także dosyć nerwowe "atrakcje". A całość sprytnie była owiana niewymuszonym poczuciem humoru i moim ulubionym ironicznym sarkazmem. Bardzo polecam!
Wydarzenia w książce poznajemy z perspektywy kota. Pojawia się pierwszy trup. Następne wydarzenia dzieją z ludzkiej perspektywy, jednak są przeplatane kocim punktem widzenia. Jest to ciekawym zabiegiem, przywodzącym mi na myśl książkę z dzieciństwa: „Ferdynand Wspaniały” a co za tym idzie miłe wspomnienia. Książka napisana sprawnym, lekkim piórem z humorystycznymi wstawkami. Autorzy znakomicie bawią się (i nas czytelników) słowami. Początek mało mnie wciągnął, ale później trudno było oderwać się od lektury. Kryminał subtelnie nawiązuje we fragmencie do poprzedniego cyklu z Winklerem, jednak nie jest jego kontynuacją. Trochę szkoda, bo polubiłem Tomka i Romę. Mimo że jestem bardziej psiarzem niż kociarzem Szelka również do się lubić :) Wydawnictwu Agora dziękuję za przesłanie egzemplarza do recenzji.
I liked it, Picked the book because of the cat, wasn't disappointed in that part of the story, but the final of mystery ( murder of the previous owner) left me wanting something more. Good and realistic portrayal of characters and their surroundings. Poland through and through. If the book was going for something else, I would want different ending, but existing one fits with the theme. Yeah, it all comes together
To już mój drugi kryminał, gdzie jedną z postaci głównych jest kot i po raz kolejny był świetny. Tym razem mamy perspektywę kotki Sheili oraz pani detektyw, która ją przygarnia. Obie były bardzo dobre i dobrze się uzupełniały. Wierzę w to, że autorzy mają bądź mieli kota, a dokładniej to on miał ich. Książka dobra dla miłośników kryminałów i kotów.
Jako miłośnik kryminałów i kotów nie mogłem przejść obojętnie obok tej książki. Jest to lekki kryminał na wakacje lub na zimowe wieczory. Szybko się czyta, akcja jest wartka, no i najważniejsze kocia śledczy dzięki której ludzie bie mogli by się obyć.
Lubię koty więc narracja prowadzona przez kota wydawała mi się, że będzie ciekawa. Przesłuchałam 53 min i robię dnf bo historia mnie nie zaciekawiła na tyle by kontynuować.
4.25. Szczerze to bardziej mi się podobało od cyklu z Tomaszem Winklerem. Wprowadzenie kota jako jednego z narratorów bardzo na plus. Ciekawie się tego słuchało 🎧.