Życie po życiu to dobra inwestycja. Trzeba tylko znać sposób jak łoić jeleni. I jeszcze mieć pod ręką paru bezdomnych żuli.
Andrzejewski nie lubi, gdy ktoś mówi o nim „prywatny detektyw”. Nigdy i pod żadnym pozorem z nikim się nie wiązał, nigdy nie podjął stałej pracy, nigdy nie był niczyim podwładnym. Wolny strzelec, to do niego pasuje. Zresztą i tak nie wygląda na detektywa, raczej na biznesmena. A co najważniejsze, jest skuteczny. Cholernie skuteczny.
Tak się składa, że Pan Richter lubi skutecznych ludzi. Dla takich, jak Andrzejewski jest przedstawicielem urzędu skarbowego. I płaci po królewsku, szczególnie jeśli sprawa jest grząska. Być może chodzi o czyszczenie kont bankowych bogaczy, ale kłopot w tym, że przestępcy się nie włamują. Po prostu znają wszystkie hasła. Ze sprawą dziwnie splatają się zaginięcia bezdomnych alkoholików i krążąca wśród nich legenda o… Czarnej Damie. Ofiary łączy jedno: przebyty stan śmierci klinicznej, albo tej drugiej – tej, po której już się nie wraca.
Rocznik 1960, architekt, wrocławianin. Jak sam rzecz ujmuje, zaistniał dzięki decyzji trzech wielkich mocarstw podjętej w Jałcie. Inaczej, jego rodzice nie spotkaliby się. Gdyby nie to fatalne w skutkach porozumienie, mogłyby więc nigdy nie powstać powieści takie jak "Wojny urojone", "Bramy strachu", "Dziennik czasu plagi", "Zabójcy szatana", "Nostalgia za Sluag Side" (dwie ostatnie wspólnie z Andrzejem Drzewińskim) oraz "Przesiadka w przedpieklu" (pod pseudonimem Patrick Shoughnessy). Zobaczywszy co uczynił, pisarz zamilkł na ponad dekadę. Jednak jego mroczny charakter dał znać o sobie, a produkty takie jak "Bomba Heisenberga", "Autobahn nach Poznań", "Achaja", "Zapach szkła", "Waniliowe plantacje Wrocławia" czy "Legenda" zaowocowały licznymi nagrodami literackimi. Autora uhonorowano Nagrodą Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla (dwukrotnie), nagrodą Sfinksa (pięciokrotnie), Nautilusa (dwukrotnie).
Myślę, że generalnie ta książka będzie konkurować o najgorszy tytuł przeczytany w 2024.
Mogłam podejrzewać, że nie będzie dobrze. Fabryka Słów z 2012. Ziemiański... Ale jakoś nie skojarzyłam sobie autora z Achają i pognałam w otchłań mizoginii, kobiet, które skaczą sobie do gardeł, wyzwolenia polegającego na świeceniu cycem, a feminizm jest zły i paskudny.
A główny bohater, mistrz nad mistrze, freelancer, detektyw, polski Holmes ma na nazwisko Andrzejewski. Przypadek? Nie sądzę.
A wiecie co się robi, gdy fabuła nabrała już rozpędu górskiej kolejki? Kogo można wcisnąć na dokładkę, by wszystko dopiąć? Oczywiście, że Rosjan. Ja pierdolę.