Rzeka, której nie ma, może (nie) istnieć na wiele sposobów. Może to być rzeka, która wysycha okresowo albo wyschła ostatecznie. Może to być rzeka pojawiająca się jedynie w historycznych opisach. Zamieniona w ściek, wciśnięta w kanał, zasypana piachem, zabetonowana lub zanieczyszczona tak bardzo, że trudno rozpoznać w niej rzekę. Może to być rzeka wymyślona. Rzeka zapomniana, której ślady znajdujemy w nazwach ulic czy niespodziewanych nierównościach terenu. Rzeki znikają od zawsze, ale jeszcze nigdy nie znikały tak szybko jak dziś. Zostawiają po sobie dotkliwy brak, pustkę, melancholię i widmo nieuniknionej katastrofy.
Maciej Robert poszukuje zagubionych rzek w swoim mieście, ale jego pasja nie ogranicza się do Łodzi. W każdym zakątku Polski, w którym się znajdzie, brodzi w rzekach tak małych, że nie mają nawet imienia, w potokach, strumieniach, strugach i rowach wypełnionych błotem. Snuje się także nad brzegami Wisły, Renu, Cisy czy Dunaju, tropi rzeki opisywane przez innych.
Niektóre z rzecznych bohaterek tej książki niosą w sobie pamięć tragedii, których były świadkami. Inne szemrzą cicho swoje historie i przepowiadają przyszłość.
Antropolog we mnie czekał na takie podanie tematu, nieśmiały wielbiciel poezji też wyszedł z lektury zadowolony. Robertowi udaje się nie przynudzać nawet przez moment, chociaż niektóre odcinki tematu wydają się mielić przy pomocy wciąż tej samej wody. Osobiście w zakończeniu, w jego samym koniuszku, zabrakło przytupu, ale nic to. Jest pięknie i inspirująco, o wybudzeniu z myślenia o rzekach danych za darmo na zawsze nie wspominając.
Istnie płynąca opowieść o rzekach, szczególnie tych, których nie ma(są;)). Można dowiedzieć się ciekawych rzeczy o różnorodnych aspektach, bo okazuje się, że rzeka jest tematem łączącym ogrom wątków w jeden bieg. Cudko! Od razu che się nad rzekę i wstąpić do grup aktywistycznych te ostatki naszych pięknych rzek ratujących.
O rzekach z wielu perspektyw. Wbrew tytułowi, nie tylko o tych, których nie ma, ale też o Odrze, Wiśle, Renie czy Dunaju. Mnogość odwołań literackich imponuje, ale też momentami przytłacza i zwyczajnie nudzi.
Mimo to, będąc nad rzeką po lekturze tej książki, inaczej się na nią patrzy, a w głowie od razu pojawiają się pytania o jej historię
Lektura tej książki jest jak słuchanie opowieści znajomego, który ma niszowe hobby i któremu pozwolono się w końcu wygadać - mija trzecia godzina, temat cię średnio ciekawi, ale ów znajomy opowiada tak ładnie i widać w nim taką pasję, że i tak słucha się go z przyjemnością.
Maciej Robert pisze o rzekach, których nie ma z różnych powodów i w różnych aspektach - czy to zniknęły naturalnie, czy przez działalność człowieka, czy przez zmiany klimatyczne, czy nadal płyną, ale brak ich w świadomości ludzi. W każdym rozdziale punktem wyjścia jest konkretna rzeka - w Polsce lub na świecie, wokół której autor buduje narrację, dodając kontekst historyczny, garść danych, relację z własnej podróży do niej, wypowiedzi osób, z którymi na jej temat rozmawiał, aż do solidnej dawki cytatów z literatury. Po tych odnośnikach do prozy i poezji najbardziej widać, że albo to Robert szuka rzek w literaturze, albo to literackie rzeki przychodzą do niego, a on wita je z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Wszystko to sprawia, że choć temat sam w sobie mnie nie ciekawił (przyszłam do tej książki głównie dla fragmentów o Łodzi), to "Rzeki, których nie ma" trochę mnie oczarowały. Robią wrażenie i pod względem zaangażowania autora, i jego researchu, i języka, jakim się on posługuje. Takie nonfiction mogę czytać.
Książka nie tylko o rzekach (ogólniej o wodzie też) i co znamienne poza pierwszymi, ciut nużącymi rozdziałami bez zbędnego lania wody. Ogólnie ciekawa i sporo można się z niej dowiedzieć, ale miejscami niekonsekwentna – zaczynając od szerokiej definicji „nieobecności” w odniesieniu do rzek, poprzez nie do końca jasny wybór opisywanych rzek (głównie te odwiedzone przez Autora w Polsce i w Europie) po sposób pisania/prowadzenia narracji (raz mapy i szczegółowe opisy wododziału a raz konfrontowanie wspomnień tego samego wydarzenia z twórczości trzech różnych autorów).
Historie o rzekach, które z różnych powodów zniknęły lub prawie zniknęły, bardzo ciekawe, ale potem autor "odpływa". Opowieści o Dunaju i itp. niewiele mają wspólnego z tytułem i głównym tematem książki.
Od "bezrzeczności" Łodzi po tajemnice i brud historii, jaką skrywają rzeki. Naprawdę przyjemna pozycja, aktualna na kanwie kolejnej hydrologicznej suszy.