Kto nie marzy o ucieczce na wieś – doskonałym leku na wypalenie i zniechęcenie życiem?
Florka Kuna, młoda wiekiem, ale bogata w nieprzyjemne doświadczenia zawodowe, łapie okazję za rogi i ucieka z wielkiego miasta, by rozpocząć pracę jako techniczka w lecznicy weterynaryjnej w małej miejscowości. Liczy na odpoczynek i głaskanie małych kotków, a czasem też drobne przygody – może ktoś przyprowadzi do gabinetu kozę…?
Rzeczywistość jest jednak mniej sielankowa: szefowa okazuje się nie dość, że nekromantką, to jeszcze… nie całkiem żywą; współpracownik jest faunem, a część pacjentów stanowią stworzenia z mitów i baśni. Florka przyjdzie z pomocą papugom, które na skutek wypadku zaczęły władać magią, ulży w cierpieniu mantykorze, a nawet spotka najprawdziwszego jednorożca – a to wszystko ledwo w pierwszym miesiącu pracy.
W świecie, w którym magia obecna jest od niedawna, a ludzie jeszcze nie do końca przywykli do różnorodności gatunkowej swoich sąsiadów, przygoda czeka na każdym kroku, szczególnie w jedynej w swoim rodzaju przychodni oferującej usługi weterynaryjno-nekromantyczne.
Autorka nominowanej do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla powieści Bóg Maszyna. Studiowała twórcze pisanie na Uniwersytecie Łódzkim i szlifowała warsztat ponad dwie dekady, by móc kiedyś podzielić się owocami swojej wyobraźni. Zagubiona w fantastycznych światach, czy to z książek, filmów, gier fabularnych, czy też własnych. Z zawodu technik weterynarii, nie wyobraża sobie życia bez tworzenia, herbaty i co najmniej trzech gatunków zwierząt w domu.
3.5 Przyjemna, ale na mój gust ciut zbyt prosta. Wszystko tym bohaterom idzie bardzo łatwo, nawet jak się dzieje coś quasi dramatycznego, to praktycznie nie ma konsekwencji. Miła książka na jeden wieczór, ale emocji we mnie nie wywołała :( Also, Iza Pokot jest ekstra.
Kiedy zaczęłam ją czytać przed premierą (pod patronat), to miałam wrażenie, że za bardzo widzę w niej Jadowską. Teraz, nie wiem czy to wina audiobooka, widzę minimalne podobieństwa.
Jedyny minus, który dostrzegam to brak stabilnej linii fabularnej. Do połowy mamy przygody od przypadku do przypadku, bez konkretnych podstaw. Później mam wrażenie, zostało to nadgonione wątkiem jednorożca.
Bardzo dobrze spędziłam przy niej czas. Przyjemna i od razu biorę się za drugi tom.
3,5. Warstwa zwierzątkowo-weterynaryjna urocza i ciekawa, ale styl strasznie prosty i mało porywający. I nie mogę się pogodzić z tym, z jaką łatwością wszyscy przechodzą do porządku dziennego nad faktem, że główna bohaterka straciła oko w pracy. Zachowują się, jakby najwyżej rękę złamała.
Wyobraźcie sobie świat, w którym działa magia i są zwierzątka. No ktoś te zwierzątka musi leczyć, prawda? I tu wkracza Florka, która zatrudnia się u doktor Izy (nie do końca żywej, dodajmy) - myśli, że może jakiś konik się trafi, może koza, a tu pojawiają się wolpertinger Rysiek, papużki znające zaklęcia, piesek, który zjadł wróżkę i współpracownik-faun, a w pobliżu kopytkuje radośnie jednorożec. 🥺
Necrovet to cudownie lekkie i miłe fantasy - nie ma skomplikowanej budowy świata, w który trzeba się wgryzać, polityki i wielkich batalii. Każdy rozdział to właściwie ciut osobna historia (konkretnego pacjenta), autorka zna się na tym, co opisuje, a w dodatku zwierzakom nie dzieje się krzywda i prawie wszyscy bohaterowie robią co mogą, żeby im pomóc - lubimy to! Są wtrącone subtelne kwestie moralne i etyczne (przy scenie z króliczkiem sięgałam po chusteczkę, jakoś się mokro zrobiło...), ale ogólne uczucie po lekturze to "o rany, jakie to było przyjemne!". Trochę tak, jak przy Legendy & Latte - tylko tam kawiarnia, a tu gabinet weterynaryjno-nekromantyczny 😉
Dobro narodowe, proszę Państwa! Czytajcie Necrovet! Gdy tylko usłyszałam, że dostaniemy książkę o pani weterynarz leczącej magiczne zwierzęta, wiedziałam, że to coś dla mnie. Owszem, chciałabym być weterynarzem. Owszem, kocham zwierzęta. Owszem, mam problemy ze wzrokiem co, jak się przekonacie podczas lektury, bardzo zbliża mnie do głównej bohaterki tej powieści (zapamiętać, króliki z rogami są niebezpieczne, nie głaskać). Joanna Gajzler zaskoczyła totalnie: pomysłem na historię, bohaterami, realizacją. Lektura to sama przyjemność! Co może Was zainteresować: – żadne zwierzątko tu nie ginie. Całe szczęście. Chorują, ale nie będziemy musieli płakać. – znaczy żadne nie ginie na kartach książki, jedno było zginięte już wcześniej, ale spoko, jest już ożywione. – podobnie jak szefowa gabinetu weterynaryjnego. Nekromancja, te sprawy. – w Necrovecie nie mamy jednej, długiej, zapętlonej fabuły, niemal każdy rozdział skupia się na innym przypadku, innej sprawie, leczeniu innego zwierzaka, tylko zawsze towarzyszymy tej samej ekipie, która wzajemnie się poznaje i dociera. Trochę tak, jakbyście oglądali pojedyncze odcinki serialu Doctor House. – bohaterowie ♡ humor ♡ – coś idealnego dla fanów twórczości Marty Kisiel, Magdaleny Kubasiewicz i Anety Jadowskiej. Także ode mnie ogromne polecanko, a na kanale YouTube Wybrednej Marudy wisi już film, w którym opowiadam o Necrovecie nieco więcej. ------> https://www.youtube.com/watch?v=cps_c...
Poleciałam na okładkę. Jest zdecydowanie najpiękniejszym, co w tym roku widziałam w książkach. Nie spodziewałam się jednak, że odłożę na bok wszystko, by poznać tę historie. Wspaniałe mi się ją czytało, czułam się w niej mega przytulnie. I nawet był kłobuk!
Szkoda, że to, co się dzieje z okiem głównej bohaterki, jest tak pominięte przez resztę bohaterów - to dla mnie jedyny minus. Ja bym w ten wątek bardzie wsadziła palec (hehe!).
Pierwsza książka w 2024 roku i jaka urocza! Pomysł na historię o weterynarce leczącej magiczne stworzenia był strzałem w dziesiątkę. Jeśli lubicie opowieści o zwierzątkach to koniecznie musicie przeczytać. Fajnie, że autorka jest z wykształcenia technikiem weterynarii - dzięki temu możemy poznać tajniki tej pracy, jej dobre i złe strony.
PS Ta książka jest turbo prosta, do przeczytania w jeden wieczór, ale jeśli macie ochotę na coś totalnie cozy to polecam.
Wiem już to od paru lat - z fantastyką mi nie po drodze. Z łba paruje, ani trochę nie angażuje (a ja nie czuję, że rymuję). Raz do roku można, to fakt. Zwłaszcza, gdy mamy do czynienia z lżejszym kalibrem, pokroju Necrovetu właśnie. Zwierzątka uczyniły odrealnione klimaty zdecydowanie znośniejszymi. Choć trzeba było widzieć moją minę, gdy w jednej sekundzie czytałam o mantykorach i jednorożcach, by chwilę później do fabuły wkradła się muzyka Krzysia Krawczyka i zerowanie Monsterków. Przedziwna mieszanka. Bardzo doceniam dość zręczne wplatanie zagadnień wyznaniowych czy etycznych. Czuć też, jak silnie odbijają się echa profesji pełnionej przez autorkę - pasja prawdziwie chwytająca za serducho. "Odcinkowość" formy momentami nieco mnie drażniła, ale koniec końców całość wypadała na tyle pociesznie, że pewnie skuszę się na kolejny tom. Może nawet prędzej niż za rok.
3,5⭐️, ale niech ma 4, bo bardzo to było miłe. I w przeciwieństwie do wielu, nie mam problemu z tym, że nad utratą oka Florki wszyscy bardzo szybko przeszli do porządku dziennego. Nie wyobrażam sobie, żeby przez pół książki miało być biadolenie na ten temat. Kupuję to, jak autorka poprowadziła tę sprawę i dla mnie wspominanie o tym oku jest w sam raz. Tak samo jak i prosty język książki - podobała mi się potoczność mowy bohaterów, bo sprawiła, że to fantasy jest jeszcze bardziej cosy.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego główna bohaterka tak szybko pogodziła się z tym, że straciła oko. Tak samo współpracownicy - zachowywali się, jakby jej to oko miało odrosnąć XD
Jest to tytuł, który moim zdaniem świetnie by się przyjął za granicą. Połączenie Koźlaczek, Basnioboru i Legend i Latte, którego słucha się z ogromna przyjemnością. Skończenie audiobooka zajęło mi tylko jeden dzień, co mówi samo za siebie ♥️
Pół gwiazdki odejmuje za mało prawdopodobna reakcje bohaterki na utratę oka na początku książki 😆 Można by było trochę bardziej te postaci zarysować.
To było w porządku, jednak nie mogę dać większej oceny niż 3, ponieważ nie wiem… Fabuła była jakaś taka płaska, nic ciekawego się nie działo 😅 Totalnie czuć, że autorka pracuje w weterynarii - na plus ;)
Zaczynając ją przewidywałam łatwe 5 ⭐, ale sumienie nie pozwala mi ich wystawić. Nie umiem też do końca czego mi tu zabrakło, bo świetnie się bawiłam i bez wątpienia jest to coś świeżego i oryginalnego na rynku. Doceniam ogromnie różnorodność gatunkową zwierząt - z mitologią słowiańską wciąż nie jesteśmy przyjaciółmi i miło poznać jakieś nowe zwierzątka, a nie słuchać ciągle o tych samych. Warstwa weterynaryjna - świetna! Bardzo jest to wszystko prawdziwe, momentami aż za bardzo. Trochę się śmiejemy z ludzi, którzy przychodzą do przychodni, ale jest też próba przemycenia czegoś ważniejszego - generalnie mocno życiowe, tylko zwierzaki magiczne.
Jeśli pojawią się kolejne części - biorę w ciemno, bo to było doprawdy zacne.
A może by tak rzucić to wszystko i jechać do Zrębków?
Florka Kuna jest młodą techniczką weterynarii. Po niezbyt udanym starcie zawodowym w jednej z warszawskich klinik postanawia przenieść się do ciotek mieszkających na wsi. Kiedy stara się o pracę w okolicznej lecznicy, nie ma jeszcze świadomości, że jej szefowa będzie nekromantką, kumpel z pracy - faunem, a przez gabinet przetoczą się m.in. mantykora czy papugi o magicznych mocach.
Lektura jest na tyle przyjemna, że odblokowała mój zastój czytelniczy. Pierwsza część "Necroveta" to zdecydowanie lekka fantastyka, chociaż autorka nie ukrywa tej mniej przyjemnej strony pracy w weterynarii (ciężkie przypadki, zgony ukochanych zwierzaków, niestandardowe godziny pracy, sztywne regulacje prawne, zdarzający się w przychodniach mobbing oraz medialność niektórych weterynarzy, za którą nie zawsze idzie rzetelna wiedza i etyka zawodowa). Jest to jednak podane w tak nieprzytłaczający sposób, że czytelnik nie ma ochoty od razu popełnić seppuku. A nawet, gdyby miał, to jest przecież nekromantka na pokładzie... ;). Dużo w "Necrovecie" magicznych stworzeń, dużo wiejsko-leśnego klimatu, dużo fajnych postaci, choć niektóre jest nam dane poznać zaledwie pobieżnie. Czy to źle? Nie - zakładam, że pojawią się jeszcze w kolejnych częściach i tam pewnie zostanie rozwinięty ich potencjał.
Co mi nie zagrało? Nasza główna bohaterka, Florka, już pierwszego dnia pracy doznaje dość poważnego uszczerbku na zdrowiu. Nie owijając w bawełnę - dziewczyna traci bardzo istotną część ciała, co przekłada się nie tylko na jej wygląd, ale również na ogólne możliwości funkcjonowania na co dzień. Tymczasem jej główną obawą po całym wypadku jest przede wszystkim to, że szefowa wyleje ją z pracy. Zaznaczam od razu, że dziewczyna jest w szoku i nie myśli do końca logicznie, a większość refleksji zaczyna przychodzić do niej później, ale wciąż nie jest to ten poziom wściekłości, strachu, rozżalenia czy chociaż chęci zachowania ostrożności na przyszłość, który byłby naturalny w takiej sytuacji. Pozostali bohaterowie też dość szybko przechodzą do normalności po całym zajściu, co wydaje się być szokujące i w pewien sposób rozczarowujące. Jako osoba kompletnie niesiedząca w demonologii słowiańskiej, miałam też problem z przyswojeniem nazw magicznych stworzeń. Autorka wprawdzie poświęca kilka zdań, żeby każde z nich opisać, ale same nazwy (oprócz mantykory i jednorożca) były mi kompletnie obce. Spodziewałabym się, że nie będą też nic mówiły Florce, bo raczej takie stwory nie biegają po warszawskich ulicach. Byłam jednak w błędzie - chociaż wcześniej ich nie widziała, wydaje się raczej orientować, czym jest np. wolpertinger. Na koniec wątek romantyczny, którego jeszcze nie ma, ale wisi w powietrzu. Naprawdę? NAPRAWDĘ? Ludzie (i inne stworzenia), kochajcie się ile chcecie. Niech każdy będzie szczęśliwy i ma swoją drugą istotę obok (a nawet i trzecią, i czwartą, jeśli wszystkim to odpowiada ;)). Bohaterowie książkowi również mogą być szczęśliwi, bo niby czemu nie. Nie każdy chce być sam, nie każdy musi być też targany nieszczęśliwym uczuciem. Ale nie o tym jest "Necrovet" i zbliżanie do siebie akurat tej dwójki, z którą mamy do czynienia w tym przypadku, jest wdziabane do książki trochę na siłę. Da się znaleźć argumentację do rozwoju tej relacji i obie postacie raczej dobrze czują się ze sobą, ale w ogólnym rozrachunku jakieś to wszystko kanciate i niepasujące do głównej osi fabularnej.
Tak czy siak - po kolejne części serii na pewno sięgnę, bo historia fajnie odpręża. Autorka wie, o czym pisze, a dowody na to możemy znaleźć już we wstępie. Po lekturze książki mogę się też założyć, że prywatnie jest fajną babką - wrażliwą i bez kija w... pupalcu. :) Pani Joasiu, Pani pisze dalej, bo fajne rzeczy z tego wychodzą. ;)
4,5 bo domknięcie akcji i pierwsza przeszkoda, jaką napotkała Florka wyszły trochę jakby tyłem 😅
Ale koncept, język, dialogi, postaci - wyborne. Uwielbiam tego rodzaju fantastykę: połączenie urban (choć tu akurat mamy tereny wiejskie) i przytulności (choć cierpienia zwierząt i ludzi, a przynajmniej jednego ludzia 😅 tu nie brakuje).
This is a fresh (2023) Polish urban fantasy, the first of at least a trilogy. The English title is Necrovet. Veterinary-necromantic services. I guess it will be nominated for Polish SFF Awards this year.
The story starts with the protagonist, twenty-something Florentyna Kuna, more often called Florka, getting a new job in a veterinary clinic on a countryside. She previously worked as a veterinary assistant in Warszawa, but insane rush of a big city devastated her, so she moves to her aunts in a country to convalesce. The veterinary doctor to whom she plans to assist is Dr. Izabela Pokot, a lich, an undead (with an undead rat as a familiar). There are just hints on how this world, so similar to our in most ways got its fantastic and magical beings: it seems that the invasion of supernatural occurred like 20-30 year ago and now everyone is used to that.
The very first procedure, which Florka tried to do almost became her last: she had to take a blood sample from Wolpertinger (also called Wolperdinger or Woiperdinger) an animal said to inhabit the alpine forests of Bavaria and Baden-Württemberg in Southern Germany, that has a body comprising of eagle wings, antlers, a tail, and a rabbit’s body. These antlers were the cause of the problem – the animal shifted quickly hitting Florka in her eye! The eye was lost, but Florka blames only herself, so as soon as able, she returns to her job.
The rest of the book is a collection of cases brought to the clinic, from dogs eating fairies to manticoras with bad teeth. Florka, Dr. Pokot and another assistant, fawn Bastian, do their best to help animals, ordinary and magical, dead or alive.
While the story is simple, I enjoyed the naiveite and good intentions of the characters. This is a great case of cozy fantasy, recommended.
Miła, lekka i nijaka. Lektura na jeden wieczór, choć szybkość czytania niestety nie przekłada się na jakość. To jest takie czytadło do łyknięcia na raz, bez większych refleksji, bez większego zaangażowania. Piękna okładka, miałkie wnętrze i choć nie miałam żadnych oczekiwań względem tego tytułu to i tak mi trochę przykro, że wyszło jak wyszło. A akcja z okiem i to jak to jest rozpisane przez całą historie jest dla mnie nie do przejścia.
Intrygująca historia młodej techniczki weterynaryjnej, która rozpoczyna pracę w wiejskiej lecznicy prowadzonej przez lekarkę - nekromantkę. Historia napisana bardzo sprawnie, no może momentami troszkę naiwnie, ale ogólnie czyta się ją szybko i przyjemnie. Jest szansa, że kolejne tomy będą jeszcze lepsze 😀
Sympatyczna, "no-stakes" książka o magicznych zwierzątkach i małomiasteczkowym życiu. Takie... cozy-adjacent, urban-fantasy-lite. Bardzo mi to przypominało książki Jamesa Herriota ("Kocie opowieści", "Wszystkie stworzenia duże i małe"), więc fakt, że niemal nic się tu nie dzieje - i mamy opisy nieco bardziej drastycznych zabiegów czy nagłych przypadków medycznych - wcale mi nie przeszkadzał. Styl autorki mi się podoba - nieprzegadany, sprawnie opisujący wydarzenia ze szczyptą dających klimat czy scenografię smaczków. Z kolei elementy fantasy są tu wprowadzone umiejętnie, bez info dumpu, co nie jest wcale takie łatwe. Plus też za pokazanie godzenia się z niepełnosprawnością na kilku płaszczyznach (Florka to jedno, ale moim zdaniem Izabela też pod to podpada), oraz normalizację tzw. "accommodations" (maty antypoślizgowe dla Bastiana mnie ujęły). Ogólnie, solidne 3.5, zaokrąglone do 4, bo polska fantastyka na GR zawsze ma zaniżoną średnią względem anglojęzycznych książek. Więc ciągniemy w górę :) Also: #teammantykora
Która mała dziewczynka nie marzyła o tym, by zostać weterynarzem i leczyć słodkie kotki i pieski? Przychodzi w życiu taki czas, gdy klapki opadają z oczu i orientujesz się, że nie do końca na tym polega ta praca. Urocze kocięta i szczeniaczki ustąpić muszą miejsca dużo mniej przyjemnym wizjom tego, czym faktycznie zajmuje się weterynarz. Dodajmy do tego jeszcze magiczne zwierzęta i mamy gotowy przepis na chaos. To znaczy sukces. Witamy w klinice weterynaryjnej prowadzonej przez nieumarłą.
Podeszłam do tej książki bez żadnych oczekiwań, a okazała się być cudownym, pozytywnym zaskoczeniem! To takie przyjemne czytadełko, które nie aspiruje do bycia niczym ponad to, czym jest. Bardzo przyjemnie spędziłam z nim czas. Muszę przyznać, że trochę zdziwiło mnie początkowe ostrzeżenie autorki przed treścią, ale już po kilkunastu stronach zmieniłam zdanie i doszłam do wniosku, że jednak było bardzo na miejscu. To nie jest książka o leczeniu piesków, kotków i jednorożców rzygających tęczą. Albo jest, ale tylko momentami.
Florka to techniczka weterynaryjna, która po niezbyt pozytywnych doświadczeniach w poprzedniej pracy przenosi się na wieś, by zacząć praktykować w gabinecie Izabeli Pokot, nieumarłej nekromantki, która pomaga zarówno zwyczajnym, jak i magicznym zwierzętom. Cała książka stanowi zbiór niezwykłych przygód załogi gabinetu weterynaryjnego, który musi radzić sobie z wolpertingerami, mantykorami i innymi, mniej lub bardziej przyjaznymi, stworami. W książce zabrakło mi trochę jakiejś intrygi spinającej całą fabułę, ale z drugiej strony - nie tego tutaj szukałam. Na kilka spraw trzeba też, nomen omen, przymknąć oko i nie doszukiwać się w nich zbytniej logiki.
Była dla mnie doskonałą, niezbyt wymagającą rozrywką, a chyba akurat tego w tym momencie potrzebowałam. Natychmiast sięgam po tom drugi.
Najpierw nie byłam przekonana, bo bohaterka niespecjalnie mi podpadła do gustu, styl pisania jest bardzo prosty (czasami nawet za prosty), a akcji... zasadniczo nie ma - mamy po prostu zlepek różnych historii z gabinetu weterynaryjnego, z dodatkiem magicznych zwierząt.
Ale jednak coś mnie zawsze urzeka w tej polskiej fantastyce, w dziewczynach, które przeprowadzają się z dużego miasta na wieś i napotykają się na magię, z luźną fabułą w tle i sielankowo-letnim nastrojem.
Początkowo byłam sceptyczna, ale pewnie sięgnę po drugą część (jeśli wyjdzie)
Nie wiem co takiego mają polskie pisarki urban fantasy, że tak pasuje mi ich pióro :) W tym przypadku było podobnie. Fascynująco było czytać o perypetiach weterynaryjnych i magicznych zwierzętach , nie były to tylko urocze historyjki, ale też czasem dramatyczne sytuacje, które mogą się przydarzać w realnym świecie naszym zwierzakom. Podobały mi się właśnie zwłaszcza te sytuacje , które można było odnieść do naszego świata, czy powiązanie miłości do zwierząt nie tylko z czczymi zachwytami i opieką nad tymi piękniejszymi pupilami, ale też poszerzając to na wegetarianizm czy weganizm.