Edycja polska składa się z dwóch książek: Tom I i Tom II.
Skolonizowaliśmy Marsa, Księżyc, Pas Asteroidów, satelity Planet Zewnętrznych. Jesteśmy władcami Układu Słonecznego. Gwiazdy wciąż są nieosiągalne.
Holownik Canterbury, transportujący ogromne bryły lodu z Pierścieni Saturna do baz górniczych, natrafia na opuszczony statek Scopuli. Ktoś zadał sobie wiele trudu, by go ukryć. Ktoś wystarczająco potężny i wystarczająco bezwzględny, by nie przejmować się tym, ilu ludzi trzeba zabić, by tajemnica skrywana we wnętrzu Scopuli nigdy nie została odkryta.
Przecięcie pokrywy luku zajęło jej dwie godziny pracy z palnikiem i znalezionymi w warsztacie mechanicznym łomami. Hydraulika wysiadła, musiała więc otworzyć go ręcznie. Owionęła ją fala ciepłego, wilgotnego i niosącego ze sobą szpitalną woń środków odkażających powietrza. I mdlący zapach o miedzianym, posmaku. Znaczy, sala tortur. Jej przyjaciele powinni być wewnątrz, pobici, lub porżnięci w dzwona. Julie zważyła w dłoni ciężki klucz francuski i przygotowała się do rozwalenia przynajmniej jednego czerepu, zanim tamci ją zabiją.
Przebudzenie Lewiatana jest wielką powieścią pełną godnych kina kosmicznych bitew, walki wręcz i kilku historii miłosnych .
Przystępną, świetnie się czytającą i w dobrym tego słowa znaczeniu rozrywkową.
Zwycięskie połączenie nowoczesnej wrażliwości i oldskulowej space opery...
Wciągnęłam się bardzo w tę historię, czyta się kapitalnie.
Mamy tu wojnę międzyplanetarną, ale kto ją wywołał i dlaczego? Wygląda na to, że służy ona do odwrócenia uwagi od czegoś większego i bardziej przerażającego.
Całkiem niedawno słuchałem w rozgłośni radiowej wywiadu z Katarzyną Nosowską, którego udzieliła po wydaniu książki "A ja żem jej powiedziała". W tejże rozmowie p.Kasia nawiązała do wielkiej odpowiedzialności, jaka ciąży na pisarzu, zwłaszcza tym, który dopiero co wstępuje na stopnie twórczości i pragnie zainteresować nią odbiorców. Jak to się ma w jej przypadku - nie wiem, jeszcze tego nie sprawdziłem.
Czytając książkę - poświęcamy pisarzowi, tudzież pisarce - własny, mający się nigdy nie powtórzyć czas. Zrozumiałe jest zatem, że każdy z nas ma jakieś oczekiwania; coś, co mógłby zabrać ze sobą i zachować w wyobraźni po lekturze. Jest to coś, co sprawia, że nasze dzisiejsze odbicie w lustrze nie jest tym samym, które widzieliśmy wczoraj.
Czy Panowie kryjący się pod pseudonimem James S.A. Corey udźwignęli tę odpowiedzialność? Moim zdaniem: nie. Może zbyt ambitnie podszedłem do tej lektury? Pomysł na fabułę jest ciekawy, ale książka napisana jest bez polotu, z topornym początkiem, trywialnymi dialogami i wplątanymi weń przekleństwami. Z wyłączeniem postaci detektywa Millera - bohaterowie nie mają kolorytu, są byle jacy. Nie przekonały mnie ani kiełbaski z homeopatyczną zawartością mięsa, ani ekspres, który parzy 40 kubków kawy w 5 minut.
Między "Przebudzeniem Lewiatana" a np. "Uniwersum Metro 2033 - Do światła" Diakowa zieje ogromna przepaść, nawet jeśli zostanie podniesiony argument, że przekaz obu książek nie jest tożsamy.
Serial TV jest swietny, wiec postanowilem siegnac po ksiazke, ktora jak sie okazalo zostala dosc szczegolowo odtworzona na ekranie. Sa jednak smaczki, dla ktorych warto siegnac po ksiazke, a ktore wyjasniaja pewne uproszczenia, ktore pojawily sie w niektorych nawet kluczowych momentach fabuly. Czyta sie lekko i przyjemnie.
Fajna, niezobowiązująca i bezpretensjonalna space opera, z dynamiczną akcją - idealna do czytania tramwaju czy w innym środku masowego transportu, w drodze do pracy lub w dłuższej podróży - idealny zabijacz czasu.
kto tez dopiero ogarnął że to nie była cała pierwsza część tylko połowa
takie mocne 3,5⭐️ spoko książka ale to bardziej kryminał w kosmosie niż takie ciężkie scifi na które liczyłam, postacie też okej chociaż nikt nie skradł mojego serca
Krótko: Dawno nie "połknąłem" książki tak szybko jak pierwszą część "Przebudzenia Lewiatana".
Długo: Jest to stosunkowo prosta, acz wciągająca historia sci-fi, dziejąca się w nieokreślonej przyszłości, gdzie człowiek wprawdzie nie sięgnął gwiazd ale będzie już niedługo próbował. Narrację autor przeprowadza z punktu widzenia dwóch, skrajnie różnych, osób - idealisty i cynika. Wydarzenia, którymi zostają poddani (szczególnie ten pierwszy) wprowadzają do powieści ciągłą akcję, bez większych przestojów. Całość łączy ciekawa klamra w postaci Juliette Mao, postaci, którą poznajemy na początku tomu i od razu znika nam z oczu, by na koniec, niczym przysłowiowa strzelba nad kominkiem, wypalić.Tom 1. pozostawia wiele pytań, które sprawiają, że zaraz zabieram się za część 2. Trudno napisać więcej ponad to co znajduje się w innych recenzjach, odsyłam więc do nich.
Jeśli chodzi o tłumaczenie.. cóż, kalki językowe prawie na każdym kroku rażą oczy. Chociaż niektóre da się wytłumaczyć slangiem, to inne nie mają tu miejsca - nikt nie skraca słowa "mikrofon" (microphone) do "mik" (mike) - już prędzej "mikro", mamy piękne słowo "ekran", "wyświetlacz", "panel" zamiast "display". Dodatkowo tłumacz mógłby sprawdzić w słowniku naszego ojczystego języka czy przypadkiem słowo, które chce spolszczyć nie ma u nas innego znaczenia. Dla przykładu "elewator" to nie winda, to "duży magazyn zbożowy wyposażony w urządzenia mechaniczne".
Słów kilka odnośnie kontrowersyjnej decyzji podzielenia książki - tak, jest to raczej skok na kasę. Jedyne słabe usprawiedliwienie leży w tym, że książka kończy się (mniej więcej) w momencie zakończenia pierwszego sezonu serialu, chociaż nie wiem jakie to ma znaczenie . ;)
Tak czy siak, polecam książkę jako miłe, lekkie czytadło - nie oczekujcie w niej głębokich, filozoficznych, rozważań tylko wartką, ciekawą akcję.
Całkiem ciekawa space opera. Podoba mi się pomysł umiejscowienia historii w sytuacji gdy ludzkość osiągnęła poziom technologiczny umożliwiający kolonizację układu słonecznego, ale o podróżach do innych galaktyk może jedynie pomarzyć.
Ogromny nacisk został położony na akcję, dzieje się dużo i szybko. Oprócz standardowych cech gatunku, mamy tutaj też elementy powieści kryminalnej oraz horroru, czyli dla każdego coś miłego. Brak za to jakichkolwiek opisów naukowych, co niekoniecznie musi być minusem, ale mi akurat brakowało tego elementu.
Jeśli chodzi o postacie to jest już trochę gorzej. Historia opowiadana jest z punktu widzenia dwóch osób - Millera, podstarzałego detektywa, cynika, po rozwodzie, ale za to z problemem alkoholowym oraz Holdena, pierwszego oficera statku transportowego, niepoprawnego, naiwnego idealisty. O ile rozdziały z udziałem Millera czyta się świetnie, to Holden jest niestety strasznie irytujący - nie wiem jak ktoś taki w ogóle dożył wieku średniego. A najgorsze jest to, że inni słuchają jego pomysłów, co nie najlepiej świadczy o zdrowym rozsądku kilku ważnych osób lub o realizmie powieści.
Kolejny minus w odbiorze książki to niestety chyba wina tłumaczenia. Konstrukcja niektórych zdań jest strasznie dziwna. Zwroty typu "byłby zobaczył", "był przeczytał", wygląda to jak przerobiony tekst z jakiegoś translatora. Mylenie imion postaci (Aleksa z Amosem), też nie zostawia najlepszego wrażenia.
Podsumowując - książka całkiem niezła, ale czytałem lepsze.
Przyznam, że ta książka szła mi dość opornie. Nie jest to opowieść najwyższych lotów, a niektóre wątki są lekko drętwe. Właściwie nie wiem, czy to książka dla dorosłych, czy YA - odnosiłam wrażenie infantylności całej tej historii. Mamy tu policjanta/ex-policjanta z depresją, kapitana statku, który nie jest zbyt dojrzały emocjonalnie i ex-wojskowego, który chyba ma być kimś w rodzaju father-figure. Co z tego wynika? Kosmiczne flaki z olejem. Ciągnie się ta historia okrutnie. Chwilami jakby się rozpędzała, ale to tylko złudzenie, bo hamuje niemal momentalnie. Z drugiej strony coś mnie przy tej książce trzymało i nie mogłam jej porzucić. Może to tylko moje wrodzone przekonanie, że książki należy czytać od początku, choćby to było męczące ;) Trochę mi ta opowieść przypominała Illuminae, ale w gorszym, wolniejszym wydaniu. Właściwie nie potrafię tej opowieści ocenić konkretnie - nie jest ani dobra, ani zła. Po prostu jest.