W Kwiecie kalafiora czytelnicy Jeżycjady po raz pierwszy spotykają rodzinę Borejków, której perypetie stają się odtąd jednym z najważniejszych elementów cyklu. Główną bohaterką jest Gabrysia Borejko, najstarsza z czterech sióstr, przeżywająca rozterki sercowe i problemy w szkole, koszykarka. Do jej zmartwień dochodzi także konieczność opieki nad domem i młodszym rodzeństwem, gdy pani Borejko trafia na dłużej do szpitala. Kłopoty się mnożą: młodsze siostry są niezwykle absorbujące, zwłaszcza jedna z nich niepokojąco dziwnie się zachowuje, a do tego w życie Borejków zaczyna się wtrącać wścibska i nieżyczliwa sąsiadka. Gabrysia, starając się zapanować nad wszystkim, stopniowo odkrywa, jak bardzo była wyręczana w domowych obowiązkach przez zapracowaną matkę. Jednocześnie wokół pogodnej, energicznej, chętnej do pomocy innym i lubiącej się śmiać Gabrysi gromadzi się grupka przyjaciół, znających się z koła teatralnego przygotowującego przedstawienie Hamleta w poprzedniej części - Kłamczucha: Aniela, Robrojek, Danusia i inni. Wspólnie zakładają grupę ESD - Eksperymentalny Sygnał Dobra, towarzystwo dyskusyjne, mające badać wpływ uśmiechu (sygnału dobra) na innych ludzi.
Małgorzata Musierowicz (b. January 9, 1945 in Poznań, Poland) is a popular Polish writer, author of many stories and novels for children and teenagers, but read with pleasure by adults too.
Chyba większość z nas ma z Jeżycjadą podobne doświadczenia: w dzieciństwie/wieku nastoletnim byliśmy w tym zakochani, powróciwszy po latach widzimy, jak bardzo źle zestarzała się ta seria, a i tak czytamy dalej, z mieszaniną błogości, złości, sentymentu i poczucia winy. Ja już nie miałam zamiaru tego robić. Miałam nigdy więcej nie sięgać po Musierowicz, serio. Wyszło jak wyszło, i teraz, o dziwo, nie żałuję, bo po lekturze mam sporo przemyśleń. Daruję sobie te oczywiste, związane z całą ideologią, która jest poprzez te książki wtłaczana do głów czytelników, bo napisano już o tym bardzo dużo. Ale:
1. GDY WTEM: wyrosłam na Gabę. Tak przynajmniej wnioskuję po tym jednym tomie. To jest STRASZNE, bo to nigdy nie była moja ulubienica. Ona jest tak strasznie normalna, konkretna i przyziemna. Wolałam wszystkie te nawiedzone krejzolki z burzą loków i błędnym spojrzeniem. Ale widzę, że jestem jak Gabrysia, reaguję i myślę jak ona. Jak do tego doszło? :( Nie wiem.
2. Chyba nagle zrozumiałam, co mnie tak zauroczyło w tych książkach, gdy miałam te 13-15 lat: ja im wszystkim zazdrościłam. Marzyłam, żeby mieć tak samo. Tyle sióstr, taki ciepły, radosny dom, pełen domowników i gości, zebranych pod jasno świecącą lampą i cytująch Dzieła Literatury (tak, byłam snobką taką samą jak Musierowicz - biedny oczytany człowiek - dobry; bogaty kapitalista analfabeta - zły). I żeby mieć takie romantyczne przygody i tylu adoratorów, jak miały Borejkówny. Bo mnie się to wszystko nie zdarzało.
3. Ale: czy to faktycznie prawda? Czy ta rodzina jest tak fajna i miła, jak to co chwilę (w irytujący zresztą sposób) podkreśla autorka? Zaharowana prawie na śmierć matka (która zajmuje się w tej rodzinie absolutnie WSZYSTKIM sama, mając przecież pełnosprawnego męża i dorastające córki), ojciec - oderwany od rzeczywistości pasożyt, który nie ma nawet pojęcia, do której klasy chodzą jego dzieci, Gabriela-tyran, cały czas wrzeszcząca na młodsze siostry i "wypłacająca im klapsy w pośladki" i te małe biedne dzieci, które są wciąż karane i strofowane za to, że zwyczajnie się bawią. Gdzie ta sielanka?? Ale:
4. Trzy fragmenty, które mnie na serio wzruszyły: rozmowa Gaby z matką w szpitalu; płacząca Nutria w wannie; ciasto dla sąsiadki. I, tu muszę uczciwie przyznać: Musierowicz to potrafi. Na mnie to nadal działa. Potrafi też rozśmieszać - naprawdę śmiałam się wiele razy, i to przy fragmentach, które i tak znam na pamięć. Bo:
5. Okazało się, że moja teoria o mojej pamięci jest chyba słuszna. Znów się potwierdziło. Chodzi mi o to, że z książek (i prawdopodobnie z życia) nie pamiętam prawie wcale tzw. fabuły (tu np. do końca nie wiedziałam dziś, czy Gaba będzie z tym Pyziakiem, czy nie), natomiast w mózgu zapisane na wieczność są detale, drobiazgi, to że dzieci bawiły się w ciuchcię, że talerzyk do ciasta był w kwiatki i że kto mlaszcze, dostanie w paszczę. I:
6. Wydaje mi się, że właśnie te drobiazgi są szkieletem, na którym utrzymuje się cała sentymentalna konstrukcja Jeżycjady. Właśnie nie na fabule, która nawet jeśli akurat nie jest irytująca, to jest przecież banalna, nic wielkiego tam się nie dzieje, wszystko toczy się tylko w jednym kierunku: chodzi o to, żeby bohaterka zakochała się szczęśliwie, założyła rodzinę i zaczęła rodzić dzieci. Gardzimy tym dzisiaj (nie rodzeniem, ale tym, że wg autorki to jedyna możliwa i słuszna droga), ale te drobiazgi nadal nas łapią w sidła. Bo naprawdę są przeurocze. Ale te książki to ogólnie szajs, dorastającej córce bym w życiu nie kupiła. Ale kurczę, teraz cały czas myślę tylko o tym, żeby jednak zacząć kolejny tom.
ciepła, kochana, podczas czytania jakby ktoś otulał mnie mięciutkim kocem i podawał herbatę. odejmuję jedną gwiazdkę za nieudolnego życiowo tatę Borejko - czytając tę książkę jako dziecko nie uderzyło mnie to aż tak, ale po latach bardzo mnie irytował w pewnych momentach.
Bardzo szybka i przyjemna 🥦Dlaczego w dalszych częściach Joanna się wcale nie pojawia? Jest w tym samym wieku co Gaba więc chyba powinna... 🥦Pawełek jest śliczny jak budyń z soczkiem ✨
Borejkowie! Ach, ulubiona familia przynajmniej kilku pokoleń zaczytanych Polaków. Po zapoznaniu się z perypetiami flegmatycznej Cesi i ekstrawertycznej Anielki wkraczamy w końcu do ukochanego mieszkanka z zielonym pokoikiem przy Roosevelta 5.
Główną bohaterką książki jest Gabrysia, najstarsza córka państwa Borejków. Koszykarka, harda dziewczyna, która nie daje sobie w kaszę dmuchać. Zaczyna się 1978 rok, a przed Gabą już nowe wyzwania. Mama Borejko trafia bowiem do szpitala na miesiąc, w następstwie czego to na Gabunię spływa cała masa domowych obowiązków oraz opieka nad młodszymi siostrami. Dziewczynie byłoby łatwiej radzić sobie z domowym ambarasem, gdyby nie to, że dotknęły ją również problemy sercowe. Janusz Pyziak kręci się koło Gaby już od dłuższego czasu, ale ona niewzruszenie odtrąca jego zaloty. Czy Pyziaczek dostanie w końcu swoją szansę?
Duszny, szary klimat PRL-u przełamany ciepłem i dobrocią Borejków to coś, co Musierowicz ograła fenomenalnie. Nie bez powodu od momentu wydania w 1981 roku, "Kwiat Kalafiora" to książka już wielokrotnie wznawiana i ciesząca wciąż nowe rzesze czytelników. Ale idealną lekturą to ona nie jest na pewno.
Sporo się o tym mówi i ja też powtórzę – proza Małgorzaty Musierowicz się zestarzała. Ukazanie postaw bohaterów, roli społecznych kobiety i mężczyzny, czy też sposobów na wychowywanie dzieci to coś, co dziś już by nie przeszło. Ignacy Borejko to najmocniej ślamazarny, nieżyciowy ojciec, jakiego kiedykolwiek dała nam literatura. Jakże mocno irytowała mnie jego postawa w tej książce, choć uczciwie przyznam, że nie przypominam sobie, abym tak negatywne uczucia względem niego miała wtedy, kiedy czytałam książkę po raz pierwszy lub nawet drugi. Tym razem już nie mogłam go zdzierżyć.
Zdaje się jednak, że autorka ukazała jednak dość dobrze to, czego wymagano od dziewcząt, a czego od dorosłych mężczyzn w Polsce lat siedemdziesiątych i ciężko tutaj wchodzić w jakąś polemikę. Natomiast podobno jest to wciąż szkolna lektura i nie sądzę, aby był to dobry wybór. Jeżycjada ma mnóstwo tomów, z których wiele przekazuje bardziej pozytywne wartości i może niekoniecznie "Kwiat kalafiora" winien być tą częścią, którą przerabiają uczniowie podstawówek.
Ja Jeżycjadę kochom całym serduszkiem, to – obok Harry’ego Pottera – moja ukochana seria dzieciństwa i choć dziś dostrzegam już jej liczne mankamenty, to moja miłość do Borejków raczej nigdy nie osłabnie.
Książki Musierowicz niestety się dosyć zestarzały, i tymi nowszymi trudniej mi się cieszyć, ze względu na ich nieznośną cnotliwość i zamknięcie w bańce samozadowolenia. "Kwiat kalafiora" należy jednak do tej części serii, gdzie bohaterzy są być może naiwni, ale popełniają błędy, reflektują się, są zabawni i ciepli, ale nieidealni (chociaż... kto teraz zaczytuje się w Arystotelesie, jak ma naście lat...). Także miło było mi wrócić do tej książki, pochłonąć jak nad wyraz szybko, przenieść się na chwilę w świat nastoletni, zapomnieć o przykrościach covidowych. Było kilka elementów książki, które trochę wkurzały (brak komunikacji między Pyziakiem a Gabą, na przykład!), ale byłam w stanie na nie przymknąć oko, ale jednej postaci nie potrafiłam zdzierżyć - taty Borejko. Wkurzał mnie on niemiłosiernie jak zupełnie nieobecny, szczególnie w sytuacji kryzysowej. Kiedyś być może bawiła i rozczulała mnie ta jego gapowatość, teraz mnie tylko i wyłącznie denerwuje. Całe szczęście nie był on postacią centralną, także spokojnie można było to przetrwać i wrócić do przyjemniejszych momentów z siostrami Borejkównami.
Nie będę się powtarzać. To jest nadal to czego oczekuję po tej serii. W tej części zabrakło mi jakiejś głównej osi wydarzeń wokół której kręciła by się cała książka i poboczne wydarzenia. Finalnie jednak okazuje się, że nie jest to konieczne by czytało się z zaciekawieniem do samego końca. Ta część bardzo fajnie łączy się z poprzednią historią o Anielce. Dzięki temu mamy powrót Robrojka, który niezmiennie rozwala system.
Mama poczytała mi kilka pierwszych stron na głos wieczorem. Łagodnym, melodyjnym i ciepłym głosem z barwą humoru. A potem ta książka tak mnie wciągnęła, że pochłonęłam ją sama. 🌼Seria - Jeżycjada - była serią jej dzieciństwa. Teraz jest moją. Kwiat kalafiora - książka mojego młodego dzieciństwa.🌼
Odejmuję jedną gwiazdkę za rozwiązanie jednej sprawy w tej powieści (odnośnie piwnicy).
Zdecydowanie bardziej wolę rodzinę Żaków, ta nie dała mi tyle ciepła i rozrywki. I ta mentalność PRL-owa była tutaj tak bardzo widoczna - ojciec Borejko to kpina 🫠
Tom, który mógłby być świetny nawet obecnie, gdyby: 1. obyło się bez klapsów 2. dorośli zachowywali się dorośle, a przynajmniej bardziej odpowiedzialnie Czytamy dalej 🫶
Reread po 10 (!) latach. Pamiętałam naprawdę sporo, co też pokazuje, jak ważna była to dla mnie seria. Teraz momentami czułam lekki cringe, zwłaszcza przy tych rozmowach młodzieżowych, ale przecież akcja tej książki to 1978 rok - to jest 46 lat, to przecież musiało się naprawdę sporo pozmieniać.
Klimat jest cudowny, Poznań jest cudowny, a ja już teraz wiem, gdzie jest Teatralka, obok Zamek i pomnik Mickiewicza i słynne Roosvelta 5 (zawsze jadąc na uczelnię patrzę na tę kamienicę i mam takie ooo ciekawe co by teraz robiły siostry Borejko i pozostali bohaterowie). 💖
Wrócę do kolejnych tomów, bo chociaż nie stoją one fabułą, to dają tyle komfortu, ciepła i pięknych cytatów o relacjach, że naprawdę nadal podtrzymuję, że to jedna z najważniejszych serii w moim życiu.
4,25/5 ⭐️ - trochę z sentymentu, ale emocje nadal były prawdziwe ❤️
/Robrojek to moje słoneczko, nie doceniałem go te 10 lat temu. Z kolei Idę i Gabę trochę przeceniałam, ale są irytujące, bo to nastolatki - jako dorosłe były super 🥰. Ojciec Borejko ma odklejkę i to co było dla mnie kiedyś takie wooow, bo rozmowy o łacinie, a gdzie tam do gotowania obiadów, to teraz irytuje, bo jednak okazuje się w pewnym momencie, że obiady gotować trzeba. Pawełek śliczny jak „budyń z soczkiem” 🥹 i to cała jego osobowość 😅. Pyziak ha tfu, Gaba, uciekaj od niego 🫠.
Ostatnio przeczytałam tę powieść chyba trzeci raz. Autorka mnoży w niej zabawne sytuacje, przeplatając je z tymi poważnymi, ale czytelnik prawie zawsze może spodziewać się pozytywnego zakończenia. W końcu proza ta adresowana jest przede wszystkim do młodzieży, aczkolwiek starsi czytelnicy też znajdą coś dla siebie.
Historia Gabrysi Borejko w cudowny sposób sprawia, że bohaterka staje nam się bardzo bliska. To samo dotyczy reszty jej zwariowanej rodziny i przyjaciół. Odnoszę wrażenie, że jedno zanurzenie się w "Jeżycjadę" sprawia, iż człowiek potrzebuje coraz więcej ciepła rodzinnego bohaterów serii. Czytelnik uzależnia się od miłej atmosfery panującej na kartach książki.
Musierowicz potrafi z każdej, nawet nieprzyjemnej sytuacji wyciągnąć to, co najlepsze. Jednocześnie daje młodym czytelnikom pewne kulturowe podstawy, dokulturalnia ich swoją prozą.
Najsłabsza z serii jak dotąd. Do bólu dydaktyczna, naprawdę, dalej mnie boli. Główna bohaterka mniej sympatyczna niż te z poprzednich części, postać humanistyczna (czyli ojciec) bardziej denerwujący niż dziadek w pierwszej książce i Aniela w drugiej. Nawet postacie z poprzednich części jakieś takie nie takie, może poza Anielą. Jedyne, co Musierowicz wychodzi, to niezmiennie bezbłędne postaci dzieci. Przez całą drugą połowę książki zastanawiałem się, po co właściwie to czytam. Nie odczuwałem tego słynnego uczucia "comfy", które towarzyszyło mi przy dwóch poprzednich książkach. Mam nadzieję, że kolejne części się okażą lepsze, bo Musierowicz pozostaje moją "guilty pleasure" i pewnie będę kontynuował te proste romansiki dla dziewczynek sprzed 40 lat.
Kiepskie są czasami powroty do książek z dzieciństwa i wczesnej młodości - ta naprawdę brzydko się zestarzała, a i moje postrzeganie niektórych bohaterów (np. Ignacego) jest już zupełnie inne.
fajne te siostry, bardzo lubię Milkę (biedna to była kobieta z całym domem na głowie), a ojciec Borejko mnie irytuje swoim nierozgarnięciem do granic możliwości („ten nasz tata! to takie duże dziecko”). miło było zauważyć ewolucję relacji sióstr przez miesiąc nieobecności mamy Borejko. a ta końcówka… oja, idealna!
Reread pierwszy raz od czasów dzieciństwa/nastoletniości.
Pamiętam, że zawsze najbardziej lubiłam spośród sióstr Gabrysię, dalej jest zachwyt, ale już nie mogę się doczekać kolejnych części i historii dziewcząt.
Natomiast aż trzęsło mnie przy co „lepszych” momentach Ignacego Borejki. Ja wszystko rozumiem, inne czasy, taka kreacja, ale ludzie kochani… 😖
Czytanie Jeżycjady będąc dorosłym to jest whole new experience, na przykład jak miałam jakieś 12 lat to nic mi nie przeszkadzało w Ignacym Borejko, a teraz jak czytam to tylko przeżywam rozczarowanie za rozczarowaniem, co to jest za TOKSYNA, fatalny ojciec i mąż... Mam nadzieję, że tam u niego zajdzie jakieś character development, bo kompletnie nie pamiętam czy był taki beznadziejny całą serię. Anyway, muszę przyspieszyć bo chcę już dotrzeć do moich dwóch ukochanych tomów, czyli "Pulpecji" i "Noelki" żeby zobaczyć, jak teraz je odbiorę.
Na początku trochę nudna, historia się ciągnęła cały czas ta sama i zdawało się że to się nie skończy. Byłam pewna że będę żałowała że to przeczytałam. Ciekawa akcja zaczęła się od momentu choroby mamy i tej całej akcji ze szpitalem, potem już do końca dosyć ciekawe i zakończenie miałam wrażenie że takie ucięte i automatycznie chce się więcej (sama się zdziwiłam że chcę więcej xDd). Może kiedyś przeczytam dalsze części ale póki co tyle. Polecajka
This entire review has been hidden because of spoilers.