Główna bohaterka to Aurelia znana jako Gienia z Opium w rosole. Po śmierci matki zaczyna dziwnie się zachowywać. Unika znajomych i przyjaciół. Podkochuje się w dorosłym Maćku Ogorzałce, który jest mężem Kreski, najlepszej przyjaciółki Aurelii. Dziewczyna ma słaby kontakt z ojcem, który kiedyś zostawił ją i jej matkę, a z którym po śmierci matki zamieszkała. Wraz z Konradem po zakończeniu roku szkolnego odwiedzają Martę Jedwabińską, babkę dziewczyny. Dla Aurelii jest to ucieczka od smutku. Dziewczyna zaczyna dochodzić do siebie. O jej względy zabiegają Artur i Konrad. W końcu Aurelia zaczyna dogadywać się z ojcem i Kreską (której przez jakiś czas unikała z powodu komplikacji natury uczuciowej).
W powieści ukazane są też wątki rodziny Borejków. Gabriela zamartwia się swoimi córeczkami, a wkrótce wychodzi na jaw, że jest w ciąży. Przy okazji rodzinie Borejków przybywa nowy znajomy - pan Jankowiak, który najwyraźniej bardzo polubił babcię Jedwabińską.
Małgorzata Musierowicz (b. January 9, 1945 in Poznań, Poland) is a popular Polish writer, author of many stories and novels for children and teenagers, but read with pleasure by adults too.
Jak widać, jeszcze nie porzuciłam Jeżycjady, co więcej kontynuuję czytanie z większą chęcią, bo jak się okazuje, poczynając od Noelki zupełnie nie pamiętam treści kolejnych tomów, czytanych przeze mnie najwyraźniej tylko raz. W Dziecku piątku na karty powieści powraca Aurelia Jedwabińska vel Genowefa. Ta rezolutna dziewczynka wyrosła na smutną nastolatkę.
Aurelia kończy właśnie pierwszą klasę liceum, ale zupełnie jej to nie interesuje. Najważniejsze są problemy w domu - jej matka zmarła rok wcześniej, a dziewczyna mieszka z ojcem i jego macochą. Nie jest tam szczęśliwa, ale pokornie akceptuje swój los, starając się nikomu nie wadzić. Zerwała kontakty ze znajomymi z Roosvelta, a szczególnie z Kreską, zamieszkując z dala od Jeżyc. Ta nieszczęśliwa, pogodzona ze swoim losem Aurelia spotyka w ostatnim dniu szkoły Konrada. Bitnera zresztą. Znanego z Brulionu BeBe B. To już nie mały chłopczyk, ale nastolatek o artystycznej duszy. Tych dwoje outsiderów odnajduje cienką nić porozumienia, a przypadek chce, że razem wpadają na Piotra Ogorzałkę, czyli starszego brata męża Kreski, który zabiera ich do Pobiedzisk. Aurelia ma tam babcię, której nie widziała od bardzo dawna, a którą spontanicznie postanawia odwiedzić. I to jest najbardziej kuriozalny wątek tej książki. Babcia okazuje się bowiem być świetną kobietą, która Aurelię przygarnia od razu do serca, zaprasza na wakacje do domu i obdarza uczuciem. Babcia, z którą dziewczyna miała słaby kontakt. Babcia, która wiedziała, że jej jedyna wnuczka straciła matkę. Babcia, która mieszka niedaleko Poznania. I ta babcia nie interesowała się wnuczką? Pozwoliła swojemu oschłemu synowi na zerwanie kontaktów? W głowie mi się to nie mieści. Jeśli owa babcia tak bardzo kochała wnuczkę, jak to w książce przedstawia Musierowicz, nie potrafię zrozumieć, że tak łatwo zrezygnowała z kontaktów, pozostawiając dziecko na pastwę nielubianej drugiej żony syna i niezbyt serdecznego syna także. Niepojęte. Tak samo, jak skąpe kontakty, gdy żyła jeszcze matka Aurelii. W zasadzie autorka nie wyjaśnia, dlaczego były one tak rzadkie. Wspomina zaledwie, że babcia nie lubiła synowej, ale później babcia wypowiada się o niej raczej serdecznie.
2007: 4,5 2023: 5 /⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️ Jedna z najsmutniejszych części, ale też jedna z najmądrzejszych. Być może wszystko układa się tu za łatwo dla bohaterów, ale każdy czasem potrzebuje przeczytać, że po prostu będzie dobrze.
Póki co uważam że jest to najlepiej napisana część z serii, ponieważ AURELIA. O MOJ BOZE. JEST TO JEDNA Z NAJLEPIEJ NAPISANYCH POSTACI. TEN CALY WĄTEK Z JEJ ZAUROCZENIEM DO MACKA WCALE NIE BYL ZAUROCZENIEM, TYLKO POTRZEBĄ, KTORA SPOWODOWANA BYLA JEJ PRZYSZŁOŚCIĄ. Wszystko było tak idealnie połączone ze sobą. Dodatkowo jej relacje z rodzicami w przeszłości były tak idealnie opisane, tyle emocji przekazywały, mimo że były raczej proste. JESZCZE KONRAD, MY BELOVED, DRUGA NAJLEPIEJ NAPISANA POSTAC. Ten cały motyw, że on, jako samotny (bardzo młody) artysta niefortunnie rozumie, że jednak czuję jakąś więź romantyczną z Aurelią był bardzo dobrze poprowadzony (W SZCZEGÓLNOŚCI TEN MOMENT KIEDY PO ICH KŁÓTNI, NASTĘPNEGO DNIA SIOSTRA KONRADA W JEGO POKOJU ZNAJDUJE NIEDOPAŁKI, BUTELKE PO PIWIE I ZEPSUTĄ RZEŹBĘ TWARZY AURELII).
Mimo że ta część nie jest moją ulubioną, jestem zachwycona.
01.2020: ✨4,5✨ 2023: Nadal 4,5 gwiazdki. Myślę, że jest to książka bardzo potrzebna we współczesnym świecie. Tak wiele osób teraz mówi: „Przestań ciągle myśleć o innych, to Ty jesteś najważniejszy“, itp. A babcia Jedwabińska mówi: „Najlepiej jest człowiekowi wtedy, kiedy nie myśli o sobie.“ I myślę, że tego nam dzisiaj brakuje. Ale warto pamiętać, że „najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku“.
Od dziecka uwielbiam tą serię książek. Są dla mnie jak ciepła kołdra która mogę się utulić po ciężkim dniu. Dziecko piątku to jedna z moich ulubionych części.
Jeden z moich najbardziej "domowych" tomów tak szczerze, mimo że bardzo krótki. Aż pomyślałem, że wypadałoby niedługo znowu odwiedzić babcię. A jeszcze oni wszyscy są tacy dramatyczni ja nie mogę, nie tylko Konrad emos ale ogólnie wszyscy (good for them).
"Dziecko piątku" nieco odstaje od reszty serii. Porusza bolesne tematy przedwczesnej śmierci matki oraz trudnej relacji z ojcem, który odszedł od swojej rodziny - z takimi to przeżyciami musi mierzyć się Aurelia Jedwabińska, znana z "0pium w rosole". Przy czym nastoletnia Aurelka nie jest już tą otwartą i lgnącą do ludzi Geniusią Bombke, ale wrażliwą introwertyczką, być może borykającą się z początkami depresji. Choć ta część ma fabułę ledwie szczątkową (niewiele się tam dzieje w porównaniu do np "Kłamczuchy" czy "Idy sierpniowej"), jest to jednocześnie chyba jedna z najbardziej dojrzałych książek Musierowicz. Oprócz wspomnianych problemów rodzinnych Aurelii, porusza też temat samotności czy starości. Nie ma sztywnego podziału na dobrych i złych (ojciec Aurelii nie jest tak demonizowany jak np. Pyziak) ani prostych rozwiązań trudnych spraw. Ten chyba nieco zapomniany tom Jeżycjady jest moim zdaniem jednym z tych, które najlepiej bronią się po latach.
Od historii Aurelii zaczęła się moja znajomość Jeżycjady - więc przykro jest widzieć, że tamta mimo wszystko radosna historia z Opium w rosole tu rysuje się w znacznie ciemniejszych barwach. Dużo jest o stracie, tęsknocie, żałobie, ale nadal wszystko w otoczeniu dobroci, miłości i wsparcia.
No i oczywiście najwspanialsze wizyty na Roosvelta 5 w mieszkaniu Borejków - Gaba i Grzegorz to moje OTP (jak prawie każde Jeżycjadowe, owszem, ale przesłodcy byli razem!). Dodatkowo Kreska, Maciek i profesor Dmuchawiec. Dużo rozmów w kuchni, czułości i najpiękniejszej codzienności.
Sam wątek Aurelia + Konrad tym razem nie zachwycił, nie dodał właściwie nic ciekawego, natomiast relacje rodzinne były świetne - bo to chyba jedyny w Jeżycjadzie aż tak przepełniony smutkiem i trudny wątek, a i tak z nadzieją na sam koniec.
5/5 🌟 Mimo, że to dopiero druga książka z serii "Jeżycjada" jaką przeczytałam to śmiało mogę stwierdzić, że już kocham tą serię. Ta książka była jak koc, którym można się otulić. Przepiękna, ciepła i miła.
Problemy natury uczuciowej w rodzinie Borejków oraz wśród ich przyjaciół i znajomych nawarstwiają się prawie jak w Klanie. Jednak Jeżycjada miała swój urok, jak się miało naście lat.
To nie jest zła książka. Ale wiem, że nie do końca mi się podobała i próbuję teraz rozgryźć, co było z nią nie tak. Może Aurelia(alias Geniusia), która wykazuje objawy depresji i zaburzeń lękowych, ma poważne problemy w relacji z ojcem, ale nagle przyjeżdża do babci, zostaje wykarmiona, ubrana w kolorowe ciuchy, dowiaduje się, że babcia się o nią troszczy i wszystko nagle znika. Ktoś powie: Nie od razu. Potrzeba na to paru dni. Właśnie. Parę dni może pomóc, ale wszystkie traumy nie znikną jak za pstryknięciem palcem. Może Konrad(osobowość narcystyczna, tworzący sobie obraz Aurelii w głowie i wkurzający się, że ona temu obrazowi nie odpowiada), Gburek i cały ten trójkąt. Autorka chciała wzbudzić jakieś emocje w czytelnikach, tylko że od razu daje nam wskazówki, że to Konrad "wygra". I stara się nas przekonać, że to dobrze. Nie, żeby coś, Gburek jest zwykłym dupkiem, który zgrywa macho, ale nie powinnam się cieszyć, że bohaterka wybiera "mniejsze zło". Mogła wybrać siebie. Być może po przeżyciu tylu lat bez ciepła i miłości, chwytała się każdego, kto okazywał jej tej miłości jakieś przejawy. Może Gabrysia. Bo naprawdę lubiłam Gabrysię. Była ostra, twarda, rzeczowa, nie dawała sobie w kaszę dmuchać. A teraz? Zrobili z niej jakąś męczennicę, troskliwą matkę rodziny, która wszystko robi, nie dab w ogóle o siebie, tylko o innych, martwi się o wszystko i kiedy ktoś wyrządzi jej krzywdę, nie pokazuje, że ją to zabolało, żeby JEMU NIE BYŁO PRZYKRO. Mam wrażenie, że sprowadzono ją po prostu do jednego obrazka-kobieta idealna. Którą wszyscy ubóstwiają. Żywa święta. Tylko wiecie co? Święci za życia są zazwyczaj okropnie nudni. A co mi się podoba? Chyba głównie Pan Bronek, a raczej jego wątek. Jak czytałam tę książkę, to było mi go autentycznie żal, ucieszył mnie ten motyw found family. I jestem też największą fanką dziewczynek, a zwłaszcza Laury, wszyscy stale mówią jakie to niedobre dziecko, jak kłamie. Ale kiedyś w jakiejś książce powiedział, że życie nie musi być dobre, musi być interesujące. I ja też wychodzę z tego założenia, jeśli chodzi o bohaterów książkowych. Także hell yeah, you go girl. I co? Bardziej podobały mi się wątki poboczne niż główne, wiele rzeczy denerwowało mnie tak, że miałam ochotę rzucić książką, ale nie było to beznadziejne doświadczenie.