Pierwszy tom niezwykłej serii fantasy dla starszych nastolatków i młodych dorosłych
Aricia jest przekonana, że gdy nadejdzie jej czas, będzie mogła poślubić kogoś, kto zawładnie jej sercem. Jego lub ją ― w Lavenum, kraju, którym włada jej matka, to zupełnie zwyczajna sytuacja, nikogo nie dziwi ani nie gorszy. Mieszkańcy mogą się wiązać z tym, z kim chcą, płeć nie ma znaczenia. Dlaczego w wypadku Aricii miałoby być inaczej?
Władczyni Adelphe ma jednak wobec córki inne plany. Starannie planuje jej przyszłość u boku młodego króla obcego państwa. Miłość się nie liczy, chodzi o handel ― pieniądze w zamian za armię. Aricia, świadoma swoich zobowiązań wobec matki i obywateli Lavenum, godzi się na taki los i udaje do kraju swojego narzeczonego. Niestety, ma problem z przystosowaniem się do nowych, niezrozumiałych zwyczajów, nie chce zmieniać religii i absolutnie nie potrafi nawiązać więzi z przyszłym małżonkiem.
Mała wiedźma, heretyczka, niewierna poganka ― tak zaczynają nazywać Aricię jej nowi poddani. Pomoc przychodzi z zupełnie niespodziewanej strony...
Debiut Justeene Ruston to książka, na którą zdecydowanie warto zwrócić uwagę!
Czytałam te książkę mega długo i czasami okropnie się nudziłam. Dużo tu wątków politycznych, mało romansu wiec jeśli ktoś liczy na obszerne love story to się zawiedzie. Plus za to, że książka wiele mówi o tolerancji i równości!
Oto i on, Złoty Graal dla hejterów Prostracji, którym można by sprawić, że jej mózg wykonałby screenshota: przyzwoita książka z Wattpada.
Trudno byłoby mi w tej recenzji zachować szczerość, udając, że nigdy o Justeene Ruston nie słyszałam, bo chociaż sama "Pierwszej Iskry" (wówczas "Govern") nie czytałam, to migały mi pewne spoilery, edity, opinie czytających znajomych, a także jedna mini-drama, kiedy moja ówczesna koleżanka wytknęła naiwność jakiemuś wątkowi z muzykiem-którego-imię-mój-mózg-uparcie-przekręca-na-Gierek (i który w mojej głowie na zawsze pozostanie Edem Sheeranem), a zamiast autorki zaatakowały ją w odwecie koleżanki tejże. Tak że sięgając z ciekawości po tę książkę, oczekiwania miałam niskie; nie byłam nawet uprzedzona, po prostu nie posądzałam Ruston o żaden większy wysiłek. Pół na pół miałam rację, co mnie nawet nie satysfakcjonuje, ponieważ myślę, że wiele moich problemów z tą książką zniknęłoby wraz z pierwotną wersją, gdyby nie powszechna kultura obdarzania się z koleżankami od pisania wyłącznie komplementami. Bo widać po tekście, że autorka jest zdolna do refleksji nad własną pracą - niestety jej refleksja pozostaje skupiona na problemach dosyć powierzchownych, nie wnikając nigdy w te sięgające samego kręgosłupa uniwersum. Ja wiem, jakie to uczucie, przywiązać się do tworzonego latami świata; niemniej, tym bardziej należy zadać sobie czasem pytanie "DLACZEGO?", jeśli traktujemy całą imprezę jak coś więcej niż self-indulgent fantazję. Po sposobie prowadzenia historii zakładam, że Ruston jednak chce, by to wszystko trzymało się kupy. Więc pozwolę sobie ponarzekać; ja wiem, że ja jestem wymagającym czytelnikiem, czepliwym, i pewnie gdybym kiedyś spotkała George'a R. R. Martina, skończyłoby się zapasami na dywanie aż do ostatniej krwi; że wielu osobom te detale, które mnie psuły immersję, umkną. Ale hej, to moja impreza i mogę płakać, jeśli zechcę, czy jak to tam szło.
Z całej tej historii, z bardzo wielu jej elementów, a przede wszystkim z budowy świata przebija naiwność; naiwność, która nie dziwi, jeśli zna się w przybliżeniu wiek autorki podczas prac nad pierwszą wersją. I myślę, że to nawet by mogło zostać, gdyby targetem książki nie uczyniono "starszych nastolatków i młodych dorosłych", więc jednak ludzi, którzy mają już w teorii *jakieś* pojęcie o świecie. Domyślam się, że to było motywowane płomiennym uczuciem Aricii do Edmunda (nie jest to zbyt wielki spoiler) i okazjonalnymi wzmiankami o seksie czy prostytucji, ale uzyskany efekt jest podobny do trigger warnings na początku książki: jakaś świadomość, czym się kierować, a jednak ostrzeżenie przed śmiercią psa (ze starości!!! wspomnianą w liście!!!), ale już przed demencją/Alzheimerem rodzica nie. No i kończymy z historią na tyle naiwną, że jedynym plot twistem było dla mnie, jeśli Aricię rzeczywiście spotykały konsekwencje jej działań. Tchnęło z tego momentami głębokie CW-core, aż człowiek z rozrzewnieniem wspominał czasy oglądania "Reign". Zwłaszcza przy dwóch scenach dosłownie wyjętych z pierwszego sezonu; ale to chyba na tyle niszowy punkt odniesienia, że jestem w stanie to przepuścić bardziej jako oczko do tych pięciu osób, które nadal o tym serialu pamiętają. Niemniej - naiwność. Bije z większości wątków politycznych, co jest o tyle problematyczne, że cała fabuła polityką stoi. Nie jest to skrajna naiwność, Aricii coś nie wychodzi, dociera do niej, że zmiany będą następować wolniej niż by chciała, nawet dostajemy jakąś krytykę neutralności Lavenum... Ale wszystkie zagrywki polityczne Aricii na dworze to chyba naprawdę wzięte z podręcznika scenarzystów "Reign". Sposoby zdobywania popleczników przez Aricię, to w jaki sposób udowadnia, że nie ma romansu, fakt, że przeciwnicy Edmunda nie oskarżają o romans *ich* dwójki sam w sobie, praktycznie publiczne znieważanie następczyni tronu Lavenum, która sponsoruje wojsko, sam pomysł zaręczenia dwójki władców (no, w przypadku Aricii jedynej następczyni tronu), kiedy król Avolanu ma młodszego brata... A wymieniam tylko to, co dzieje się w trakcie! Bo fakt, że Aricię całą zimę przygotowywano do wyjazdu na dwór Avolanu, jej matka ma szpiegów w każdej stodole, a mimo tego Aricia przyjechała z zerowym pojęciem o praktycznie *wszystkim* jest tak cudownie opkową dogodnością, by ułatwić narrację o rybie wyjętej z wody, że aż rozczulenie człowieka bierze. Oczywiście, że dziewczyna, która podobno całe życie spędziła na przygotowywaniu się do bycia królową i tak ją to zajmowało, że nie miała czasu na związki, nie ma pojęcia o większości zwyczajów czy nawet szczegółach obecnej polityki najbliższych sąsiadów. Oczywiście że najbogatszy kraj wzbogacił się na lawendzie właśnie. Oczywiście, że nikt ich nie najechał, bo są otoczeni górami i jeziorem, chociaż nie mają armii - acz tu dopuszczam, że w dalszych częściach możemy dostać jakieś magiczne wyjaśnienie tego fenomenu. Oczywiście, że wszystkie te nazwy krajów brzmiące niczym przypadkowe zlepki liter, brzmią też jakby pochodziły z jednej rodziny języków, zwłaszcza oceniając po imionach, a mimo to Aricia narzeka na różnice. Oczywiście, że "religie wyparły (w Lavenum) stare wierzenia", cokolwiek by to miało znaczyć, ale jednocześnie wolność wyznania sprawiła, że nikt tam nie wierzy stricte w bogów, nawet jeśli sama Aricia stwierdza, że nikt nie wie, czy jej przodkini nie była boginią, wzywają jej imię (co jest kulturowo łączone z kultem) i wierzą, że odziedziczenie jej fioletowych oczu świadczy o wielkości. To przecież nie brzmi ani trochę jak religia. Nuh-uh. Oczywiście, że w Avolanie ludzie wylewają nieczystości przez okno na ulicę (coś, co jest oczywistą bzdurą w kontekście średniowiecza) i nie ma tam praktycznie żadnej czynności dobroczynnej, a kobiety mają głównie siedzieć na tyłku i milczeć. OCZYWIŚCIE.
Kilka innych unoszących brew szczegółów to np. niekonsekwencja w tytułach: Edmunda, księcia, nikt nie tytułuje "sir", ale już księżniczki są zamiennie nazywane "milady"/"lady". Tytuły naprawdę coś znaczą. Słowa w ogóle coś znaczą. "Rękodajny" nie oznacza na przykład służącego podającego rękę damom przy wysiadaniu z powozu; tym zajmuje się woźnica albo służący który otworzy drzwi. Chyba że autorka zaadaptowała sobie rzeczywistą nazwę stanowiska do nowego, najnudniejszego na świecie zawodu. Ale trochę wątpię. Generalnie odnoszę wrażenie, że Ruston trochę nie wie, z czym jeść tych wszystkich służących, bo inaczej chyba by sobie zdała sprawę choćby z tego, że z Aricią powinien zostać przynajmniej jeden gwardzista z Lavenum. Generalnie następczyni tronu przywożąca ze sobą dwie damy dworu to trochę bieda, zwłaszcza takiego ponoć bogatego kraju. Z Lavenum generalnie są jaja jak berety, kraj kuriozum, dla którego Ruston robi potrójne salta z przewrotką, by pokazać, jaka z niego postępowa utopia – ale jakby faktycznie był to taki raj, nie mieliby monarchii, ustroju w samym swym założeniu opresyjnego. No ale wtedy nie byłoby historii o księżniczce. I tak zataczamy koło. Lavenum jest głównym powodem przez który ta seria poległa dla mnie jako przeznaczona dla starszego odbiorcy, gdyż jest to poziom światotwórczy Narnii. A Narnią zarządzało czworo dzieci i bobry. Ciarki żenady przebiegły mi po plecach na żart, że w Lavenum jest już rok dwutysięczny, a w Avolanie tysiąc czterysetny. Zwłaszcza że podejrzewam, że gdybym zadała pytanie, od czego zaczynają się kalendarze obu kultur, mogłabym nie doczekać się odpowiedzi.
Podsumowując: w świat nie jestem w stanie uwierzyć. Jest zbudowany na kontraście dobre Lavenum-zaściankowy Avolan, i to kontraście kuriozalnym, kiedy Avolan to zbitek dosłownie każdego seksistowskiego stereotypu o średniowieczu, jaki kiedykolwiek słyszeliście. Dla odmiany Lavenum nie jest progresywne; jego utopijność produkuje obywateli po prostu współczesnych w swojej mentalności. Więc to oczywiste, że *musimy* stanąć po stronie Lavenum w każdym zderzeniu światopoglądowym, co we mnie nagle wzbudza pociąg do konserwatywnych wartości, kiedy książka traktuje mnie jak idiotkę, by przekonać mnie, kto tu ma rację. Domyślam się, że to wszystko może być metaforą, ale lżejszy byłby chyba cios krzesłem obrotowym niż takie metafory.
Z Aricią jest ten sam problem, co z jej krajem, tylko bardziej. To jest na wskroś współczesna osoba w kostiumie, o której ciągle musimy słuchać, jaka jest ambitna, inteligentna czy pracowita, podczas kiedy przez większość książki siedzi na tyłku, ewentualnie wykonuje zadania od Edmunda. Jest w niej zero zainteresowania krajem, którego ma być królową, zero zainteresowania obowiązkami królowej - i akurat seksistowskie nie jest, że jej obowiązki jako władczyni Avolanu i Lavenum byłyby różne, skoro w jednym z tych krajów miałaby być królową MAŁŻONKĄ, co wymaga jednak innych umiejętności niż rola politycznego lidera. Wychodzi jej wszystko poza śpiewem i grą na instrumentach, ma też fioletowe oczy - co by mnie nie ruszało, gdyby nie stwierdziła, że są jej przekleństwem. Bo przez nie tyle się po niej oczekuje. Aricia jest gotowa bronić wszelkich ofiar oraz mniejszości, co brzmi bardzo szlachetnie, ale w praktyce sceny takie jak ta, gdy Aricia broni złapanej za biust dziewczyny, nie dotyczą ofiary zajścia tylko Aricii, żeby dodać jej punkty do bycia badassem. Generalnie praktycznie każdy jej konflikt z kimś kończy się jakimś jej powerful one-linerem, wyjściem z podniesioną głową, a potem łzami w samotności. Biorąc pod uwagę, że książka ma prawie 600 stron, dobrze że się dziewczyna nie odwodniła. Główny problem jest jednak taki, że Aricia jest dosyć nijaka, jeśli odjąć jej standardowy zestaw głównej bohaterki. Nie wiemy nawet, jaką królową chce być dla Lavenum, jakie ma tam cele czy ambicje - i zakładam, że to może być tematem drugiego tomu, ale ona ani razu o tym nie myśli w tym tomie, choć to idealny punkt wyjścia do porównań z tym, czego oczekuje się od niej w Avolanie.
Edmundowi w sumie nie mam nic do zarzucenia jako postaci. Nie wzbudził mojej sympatii i nie rozumiem zachwytów nad nim jako love interestem, ale ja chyba po prostu powinnam się oswoić, że mężczyźni z książek generalnie do mnie nie przemawiają. W przeciwieństwie do Aricii, on rzeczywiście jest w miarę taki jak deklarują go inne postaci - inteligentny, analityczny, oschły. Clarice i Mairead też nie mogę się przyczepić, są w miarę spójne i one akurat łatwo wzbudzają sympatię. William... William to taka postać, co do której czuć, że autorka chciała okazać mu jakieś zrozumienie, tworząc jednocześnie postać nieidealną, ale przez większość czasu typ zachowuje się jakby koronę znalazł w chipsach. Rozumiem, że to do pewnego stopnia był efekt zamierzony, ale trzy małpy w prochowcu byłyby lepszym królem. Nadal też nie wiem, czemu zerwano jego zaręczyny z Nathalią, już wiarygodniej byłoby, że trwały rozmowy na temat zaręczyn, gdy zmarł ojciec Williama. Reszta postaci jest tak naprawdę nieistniejąca, wliczając Denali. Jeśli nie myli mnie pamięć, to foreshadowing nie jest tu zbyt subtelny, acz podejrzewam, że o ile ktoś nie analizuje fabuły, może się zdziwić. Może to ja się zdziwię. Reszta pełni w sumie funkcje czysto fabularne, mogliby równie dobrze być pacynką ze skarpetki na ręce autorki. Ruston ma zresztą strasznie chaotyczny sposób wprowadzania postaci - zanim Henry pojawił się po raz pierwszy, przedstawiony jako przyjaciel Edmunda, wspomina o nim Ed NieSheeran, jakbyśmy mieli wiedzieć, kim on jest. Tak samo z Charlotte, jedną z dam dworu w Lavenum, która zostaje nagle określona jako siostra Juliana. Kim jest Julian? Nie wiem. Nie wykluczam, że i Henry, i Julian zostali wcześniej rzuceni od niechcenia, a ja ich zgubiłam w natłoku imion bez przypisanych im jakichkolwiek osobowości - zwłaszcza że Ruston chyba by uschły palce, gdyby miała powtórzyć imię postaci w tym samym akapicie (ale już "być" może się pojawić dziesięć razy w dwóch), dlatego każdy ma co najmniej dwa synonimy - swoje nazwisko i tytuł. I potem czytamy jak Aricia myśli o matce, którą kocha i szanuję, z imienia oraz nazwiska. Albo o ciotce "księżna Riley"; jako że o wuju nie myślała z tytułu, bardzo długo myślałam, że Riley to nazwisko. A potem że księżna Riley to żona wuja; dopiero na ostatnich stu stronach zostało wspomniane, że to najmłodsza siostra. Tu chciałabym zauważyć, że ja pamiętam naprawdę pierdoły; ja mogę wyrecytować cały orszak Robba Starka. Więc śmiem twierdzić, że jak się gubię, naprawdę panuje chaos.
Ja wiem, że tu narzekam głównie, ale to nie znaczy, że mi się ta książka podobała. Bo podobała mi się; zwłaszcza że czytało mi się ją szybko i lekko, pomimo skłonności autorki do akapitów waty słownej, kiedy wpadała w moralizatorski ton. Nie jest to pozycja, którą komukolwiek polecę, ale też nikomu jej nie odradzę; i sama sięgnę po kolejne tomy kierowana ciekawością. Bo widzę w autorce pewien potencjał; widzę również miłość do tej historii. A to zawsze ułatwia lekturę. Tylko proszę, czy możemy czasem zastąpić trzynasty przecinek w zdaniu kropką? Myślnikiem. Nawet średnikiem. Po prostu nie wszystko musi być zdaniem wielokrotnie złożonym. Naprawdę. Czasem krótsze zdanie by wręcz uratowało napięcie w scenie.
Do przeczytania jej właściwie zostałam zmuszona (żartuję oczywiście), ale niczego nie żałuję. Miałam niestety lekki problem z wciągnięciem się w tą książkę, jednak kiedy tylko coś więcej zaczęło się w historii dziać nie mogłam się oderwać.
Aricia to absolutnie jedna z lepszych bohaterek jakie poznałam. Ta dziewczyna jest poprostu cudowna. Nic nie jest jej straszne, nie boi się działać, mówić, dla niej nie ma czegoś takiego jak przemilczenie tematu. Uwielbiam jej zawziętość, ambicje, chęć pomocy i ogólnie cały jej charakter. Jej postać została świetnie wykreowana, ponieważ widać to, że dziewczyna też dopiero uczy się i popełnia błędy, jednak nie poddaje się i dąży do celu.
Aricia jest następczynią tronu w Lavenum. Ten kraj to po prostu raj na ziemi. Jego przeciwieństwem jednak jest Avolan, do którego Aricia przeprowadza się, by małżeństwem z tamtejszym królem zawrzeć sojusz. Autorka stworzyła mocny kontakt między tymi dwoma krajami, co dało Aricii duże pole do popisu, by ujawnić swoje mocne cechy charakteru. Dziewczyna od początku stara się zmienić Avolan na lepsze, wprowadzić nowe zasady, wspomóc biednych, jednak jak się okazuje jej jako jednej z nielicznych na tym zależy.
Wątek miłosny w tej historii wcale nie jest tak oczywisty, jak mogłoby się wydawać, ale jestem jego wielką fanką. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, lecz uwielbiam bohatera, którego Aricia darzy pewnymi uczuciami. By nie spojlerować nie zdradzam więcej, jednak jestem pewna, że nie tylko na nią rzucił ten swój urok. Dzięki pierwszoosobowej narracji poznajemy jej myśli, które niestety momentami mocno mnie nużyły. Ostrzegam, że Aricia bardzo dużo myśli i rozważa, jest tu także sporo opisów, co niektórym może przeszkadzać.
Co do reszty bohaterów to zostali też bardzo dobrze wykreowani. Mamy osobę niebinarną i to też ma ważne znaczenie w tej historii, mamy księżniczkę - Clarice oraz przyjaciółkę Aricii - Mairead, które bardzo polubiłam. Występuje tu wiele barwnych bohaterów, tych lubianych jak i tych znienawidzonych od samego początku ich występowania.
Fabuła wydaje się prosta, jednak jest to dopiero wstęp do całej akcji. Nadciągająca wojna i miłosne problemy Aricii to tylko część tego co się tam dzieje. Oczywiście warto wspomnieć o tajemniczym prześladowcy, groźbach i młodszym bracie króla…
Ta książka nie dość, że jest świetną rozrywką, bo czytanie o dworze, problemach państw oraz miłosnych zagwostkach przyszłej królowej to sama frajda, ale również porusza ona wiele ważnych tematów, takich jak dyskryminacja kobiet czy brak akceptacji. Bardzo dużo w niej feminizmu, ale nie brakuję humoru ani słodyczy.
Polecam wam samemu zapoznać się z debiutem autorki i wyczekiwać drugiego tomu, bo zakończenie mnie zmiotło i już siedzę jak na szpilkach!
Ale co? Chwila co? Gdzie? Moment, chwila. Ja nie wiem jak mam zacząć nawet. Absolutnie flawless, to jest dokładnie to, czego potrzebowałam a sama o tym nie wiedziałam. W życiu bym nie pomyślała, że dworskie intrygi, OGROM polityki, nikła ilość akcji i fantastyki, a przede wszystkim przeogromny slow burn romance mnie tak urzekną. Dosłownie nie było w tej książce ani jednego wątku, który przyjęłabym z obojętnością, znudzeniem, czy irytacją. Na każdy z nich czekałam mniej lub bardziej, ale prawda jest taka że nic mnie nie zawiodło. Wszystko dowiozło. Uwielbiam główną bohaterkę, która jest absolutnie nieidealna i popełnia błędy, ale jest nieugięta, zawzięta, mądra, sprawiedliwa, budząca ogrom sympatii i szacunku. Mimo ogromnej ilości polityki, jestem w szoku że udało mi się to wszystko ogarnąć i zrozumieć, a przy tym na dodatek nie oszaleć i nie czuć się jak debil. A o to łatwo w moim przypadku. Serio, ciężko jest mi przytoczyć co mi się tu nie podobało. Rozumiem, że pewnym osobom (w tym mnie sprzed paru tygodni) nie do końca podeszłoby to, że jednak skupiamy się na życiu na dworze, polityce, gdzie nie ma zbyt wiele akcji i dynamicznych wydarzeń. Jest to fakt, na który w sumie trzeba być gotowym i aby dać się porwać, należy uzbroić się w cierpliwość. Bowiem momentami książka mogła wydawać się monotonna, ale zaraz gdy pojawiało się takie wrażenie, zostawało ono szybko gaszone kolejnymi intrygami. Co tu więcej rzec. Przepiękny styl autorki, narracja nie taka łopatologiczna, przeciwnie, trochę od siebie wymaga i zmusza do myślenia. No geniusz. Ja jestem w szoku ogólnie. A TA KOŃCÓWKA? A EDMUND?? BOŻE DROGI
Przed Wami widnieje książka, której nawet nie zdajecie sobie sprawy, że potrzebujecie. Powieść, która nie tylko zabiera Was w świat royal fantasy, ale przede wszystkim w wykreowaną przez Justynę rzeczywistości, która wcale nie odbiega od tej, w której żyjemy. I to chyba w tym wszystkim smuci mnie najbardziej. A raczej ta obojętność, na którą się łapałam. Bo Iskierka brutalnie uświadomi Was, że to co na papierze jest obrzydliwe, w naszej rzeczywistości jest normalką :)
Świat polityki został genialnie przemyślany. Jest wyważony, nie ma skandali, których ciężko byłoby sobie wyobrazić. Bohaterka choć jest zajebiście inteligentną kobietą, nie jest idealna – jej pomysły, myślenie jest idealistyczne, lecz bardzo często mało praktyczne. Ale właśnie to czyni ją wyjątkową i przede wszystkim kogoś z kim mogę się utożsamiać! Kiedy potrzebuje jest wściekła, kiedy musi zachować klasę, robi to, a kiedy ma ochotę płakać, płacze.
Nie można byłoby zapomnieć o postaci męskiej… przed Wami cudowny książkowy mąż, który kurka… jest po prostu idealny. I tu nie chodzi o to, że jest doskonały w każdym calu, ale dlatego, że jest CZŁOWIEKIEM. Tak jak Aricia popełnia błędy, jednak przede wszystkim (to czego w relacjach brakuje w dzisiejszym w świecie) jest otwarty na dyskusję. Między bohaterami nawiązuje się piękna więź, bez toksycznych, surrealistycznych zachowań.
„Pierwsza Iskra” to debiut, który został naprawdę dobrze przemyślany. Akcja jest mocno statyczna, opiera się w głównej mierze na przemyśleniach bohaterki, jednak to dobrze zważając na to, ile części ma powstać. Gwarantuję, że skłoni Was do refleksji nad samym sobą, nad światem, który nas otacza oraz zawładnie Wasze serducha, bo Edmund nie działa inaczej na serca kobiet (i nie tylko). A Aricia to kobieta, która zainspiruje Was do walki o samych siebie, do stawiania granic, mówienia głośno „nie” i przede wszystkim zainspiruje Was do bycia dobrym człowiekiem.
3.5 ⭐️ Na początku powiem że spodziewałam się więcej fantasy w książce która opisana jest jako ten gatunek. Akcja opiera się głównie na zamkowych, politycznych intrygach, które pozostawily po sobie lekki niedosyt. Spodziewalam się, że będą liczniejsze, bardziej zawiłe, tajemnicze i pełne plot twistow, jednak nie wszystkie zostaly wyjasnione, więc moze doczekam sie tego w kolejnej części, którą na pewno przeczytam. Ogólnie książkę czytało się przyjemnie i przywiązałam się do bohaterow, którzy byli dobrze wykreowani. Główny wątek romantyczny totalnie mnie nie kupił, ale zdecydowanie zrobił to poboczny, któremu kibicuję od początku i na którego dalsze losy będę niecierpliwie wyczekiwać
pierwsza książka, która doprowadziła mnie do takiego stanu, że raz płaczę, raz się cieszę, a raz jestem zła na główną bohaterką cudowna historia i czekam na wydanie drugiego i trzeciego tomu, żeby nareszcie dowiedzieć się czy Aricii uda się osiągnąć swoje cele, jak upora się z byciem królową oraz jak zakończy się jej relacja z Edmundem (będę szczera, najbardziej czekam na więcej scen właśnie z nimi) choć na początku bardzo mi się podobała jej relacja z Williamem, po jego zdradzie z Nathalią, straciłam do niego sympatię mam szczerą nadzieję, że wszystko się skończy dobrze
This entire review has been hidden because of spoilers.
Bardzo dobrze napisana książka, które skupia się głównie na zamkowych intrygach i walce o swoje prawa. Nie brakuje tu też jednak wątku miłosnego, który jest dość subtelny. Mimo tego, że akcja bywała czasami nużąca, to książka i tak skradła moje serce i nie mogę się już doczekać drugiego tomu. Bardzo dobry debiut autorki.
Co za niesamowity debiut! Jeśli szukacie książki z feministycznym duchem, pełnej politycznych zagrywek i romansem enemies to lovers - koniecznie po nią sięgnijcie! Zmieszczenie się w kilku słowach graniczyłoby z cudem, postaram się jednak napisać krótko i zwięźle. Jestem przede wszystkim wdzięczna autorce za jej starania, aby w "Pierwszej Iskrze" znalazła się queer reprezentacja, której zdecydowanie potrzebują polscy czytelnicy. Bawiłam się niesamowicie dobrze przy tej lekturze. Postacie moim zdaniem zostały wykreowane w punkt (aż trudno uwierzyć, że to debiut). Pierwszy raz spotkałam się z bohaterką, która z taką pasją walczyłaby o prawa kobiet i mniejszości - tutaj wielki ukłon w stronę autorki, ponieważ Aricia nie została mimo to wyidealizowana. Wątki poprowadzone są bardzo ciekawie, szczegóły są dopracowane, a jednak przy czytaniu wcale nie czuć, jakby było ich zbyt dużo. Nie mogę doczekać się kolejnych tomów! 3,95/5⭐
Edit: Po pewnym czasie, kiedy zachwyt nieco opadł, postanowiłam zmienić swoją ocenę. Wciąż uważam książkę za dobrą, jednak czytając opinie zawierające konstruktywną krytykę innych czytelników, widzę błędy i niedociągnięcia. Wracając pamięcią do głównego romansu również wkrada mi się do głowy wiele "ale...", chociaż wiem, że miłość dwójki bohaterów nie miała być głównym wątkiem. Nie sięgnęłam jeszcze po drugi tom, ale chętnie to zrobię, tym razem starając się wystawić nieco surowszą ocenę:)
zaczęłam ją czytać w lipcu ale nie miałam na nią wtedy ochoty więc odłożyłam po 180 stronach..
bardzo się cieszę, że teraz - w grudniu, wróciłam do tej historii!! mimo tego, że gubiłam się trochę i fabule i w bohaterach (kto jest kim) to uważam, że jest to cudowna fantastyka 💫🤞🏻
Aricia to totalna ikona a z każdą kolejną stroną byłam ciekawa jak potoczy się dalej akcja. jak ktoś lubi silne główne bohaterki to myślę, że możecie ją polubić.
przeplatał się w między czasie również przyjemny wątek romantyczny, który bardzo dobrze dopełnił tę historię <33
była to książka pełna akcji i cudownego FANTASTYCZNEGO klimatu.. uwielbiam pióro autorki i na pewno będę kontynuować tę serię 🗡️👑
Ciężko mi szła, ale bardzo odczuwałem to co główna bohaterka. Fantastyka. Cikawa powieść o księżniczce, ktora z dnia na dzień ma oświadczyny kilkaset kilometrów od swego domu bo jej ślub przypieczetowuje sojusz.
TAK BARDZO JĄ KOCHAM I BĘDĘ JĄ KAŻDEMU POLECAĆ!! Edit po przemyśleniu na spokojnie wszystkiego: Czy fakt, że po trzech tygodniach od premiery dalej nie mogę przestać o niej myśleć jest wystarczająco dobrą opinią? Albo fakt, że przeczytałam tę ją w jeden dzień? Takie rzeczy robiłam kilka lat temu, ale nie teraz!! Teraz albo nie mam czasu, albo jestem zbyt zmęczona, by tak długo czytać. Ale Pierwsza Iskra... To było zbyt silne, by odmówić. Byłam gotowa rzucić wszystko (i to zrobiłam oui), by tylko czytać. Chciałam tylko czytać i czytać, chociaż wiedziałam, że kac książkowy po tej książce mnie nie ominie... Dla niektórych książka z opisu może się wydawać nudna (po przeczytaniu opisu- faktycznie, nie zachęca zbytnio). "Taka se, nudna, taka, jak inne". Ale gdy tylko zacznie się czytać... Świat, jaki autorka wykreowała autorka, postacie, zwroty akcji... Ja przepadłam totalnie. Dla Lavenum, w którym każdy człowiek, bez względu na orientację czy wyznawaną wiarę, jest ważny. Dla Aricii, która z każdą minutą na avolańskim dworze przekonuje się, że świat nie jest tak kolorowy, jak w czytanych przez nią powieściach, ale mimo to, nie ustaje w działaniach by pokazać, że kobieta nie jest gorsza od mężczyzny. I chyba najbardziej dla Edmunda, który okazuje się nie być takim strasznym gburem, a cudownym chłopakiem z naprawdę niezłym poczuciem humoru(tak, to mój książkowy mąż). Zakochałam się w tej historii na Wattpadzie i nie ma chyba słów, którymi mogłabym opisać, jak dumna jestem z faktu, że autorce udało się ją wydać!! Pamiętam, jak jeszcze nie tak dawno temu pisałam autorce w komentarzach, że mam nadzieję, że będę mogła postawić kiedyś tę historię na półce. Udało się🥹
Kocham tę książkę już od czasów wattpada, właśnie skończyłam reread i na papierze skradła ona moje serce jeszcze bardziej. Długo to odwlekałam, bo bałam się wracać do tej historii, ale cieszę się, że w końcu to zrobiłam i, że już niedługo sięgnę po drugi tom. Nie będę się tutaj przetaczać fragmentów fabuły i jej opisywać bo jest ona tak zawiła i bym za dużo zdradziła, po prostu czytajcie tą książkę i poznajcie siłę Arcii i oddajcie serce jednemu z królewskich braci, ale któremu to dowiecie się czytając pierwsza iskrę 🛐🫶🏻❤️
TA KSIĄŻKA PO PROSTU SMYRA MOJE ZMYSŁY (jak ktoś słucha Książkar Plotkar to będzie wiedział o co chodzi hihi) jedna z lepszych, jak nie najlepsza książka, jaką przeczytałam w tym roku GOD Jednocześnie uważam, że nie jest to książka dla każdego, bo jednak nie ma tu typowego romansu, którego większość ludzi szuka w takich historiach ALE PRZYSIĘGAM WAM, ŻE JAK JUŻ TEN ROMANS SIĘ POJAWI TO ZMIECIE WAS Z PLANSZY
Jestem zaszczycony, że w końcu cały rozgrzany optymizmem mogę zrecenzować Iskierkę.
Tak, Iskierkę.
Nie mogę pisać tej recenzji i udawać, że przez parę lat nie byłem naocznym świadkiem tworzenia tej opowieści i nie byłem częścią uradowanego kolektywu, kiedy ogłoszono, że zostanie ona wydana. Przyznaję się bez bicia, że nie czytałem jej na Wattpadzie, jako że mam poważne problemy z ekranami i ogólnie przymusem komentowania każdego akapitu na Wattpadzie, które sobie sam narzucałem. Ale może to i lepiej, że nie miałem z nią wcześniej bezpośredniej styczności. Dzięki temu miałem przyjemność zapoznać się z Iskierką całkowicie na świeżo.
Skoro już wspomniałem Wattpada, naprędce chciałbym tylko dodać – nie, nie jest to typowa książka, o której myślicie, kiedy słyszycie Wattpad. Spokojnie. Historia ma na sobie wystarczającą ilość posypki w postaci nawiązań do Pride & Prejudice, żebyśmy i my dalej nie brnęli aż tak zawile w to uprzedzenie. ,,Pierwsza Iskra” jest zdecydowanie bardzo dojrzałą lekturą i zasłużyła na swoje wydanie.
Czas przejść do treści. Zacznijmy więc od tego, jaką problematykę porusza nam w książce autorka, a dokładnie co zrobić ma księżniczka progresywnego państwa, której rękę wydano za władcę kraju, w którym społeczeństwo prowadzą przestarzałe tradycje? Zdecydowanie jest się tutaj na czym zaczepić, jako że prowadzącym strumieniem tej książki jest polityka i jej różnice pomiędzy dwoma państwami – Lavenum i Avolanem. Problemy polityczne, po których tutaj się przemieszczamy, są dość typowe i wszystkim nam dobrze znane, ale nie oznacza to, że mniej ważne i niewarte zagłębienia się w. Poruszamy tutaj kwestie nierównego traktowania płci, klas społecznych czy osób nieheteronormatywnych bądź niecispłciowych. Wszystko to ma naprawdę dobrze przedstawiony, feministyczny wydźwięk, w tym bardzo dobrą niebinarną reprezentację, która mnie szczerze zaskoczyła.
Akcja Iskry trochę się rozwija i tak naprawdę zastyga delikatnie w miejscu. Nie oznacza to jednak, że czyta się ją źle, jako że styl narracji i język jest naprawdę spójny. Osobiście takiej książki na tę chwilę potrzebowałem – która rozwija się powoli, ale jest dzięki temu dobrze zarysowana, a świat przedstawiony zrozumiale zbudowany. W mocno politycznym fiction odbieram to jako zaletę, a po ostatnim readzie Diuny, doceniam tę chwilę spokoju, gdzie wszystko czytało mi się płynnie i przyjemnie. Czasami nawet zdarzało mi się popiskiwać przy rozwoju pewnych wątków romantycznych czy ogólnie niezwykle uroczych scenach – oczywiście robić to w bardzo męski sposób.
Dynamiki wśród bohaterów są według mnie genialne. Justeena jest bardzo dobra w budowaniu zażyłości i rozbudowywaniu jej. Uwielbiałem i naszą zróżnicowaną w charaktery trójkę z Lavenum – przy czym totalnie uważam, że Mairead to taka Merida Waleczna pod przykrywką dworki – jak i trójkę rodzeństwa z Avolanu – tutaj zaś Edmund w mojej głowie już na zawsze pozostanie wyrośniętą wersją tego gorąco uwielbianego przez fandom Edmunda z Narnii. Chociaż przyznaję, że wizja jego postaci delikatnie rozpadła mi się pod koniec i nawet jeśli cieszyłem się bardzo za rozwój naszego chłopca, to puzzelki troszkę mi się tutaj pozaginały i nie chciały wrócić na miejsce.
Nasza bohaterka potrafi być z b y t, to prawda, ale dzięki tej podbudowie problemów, po których stąpa, jako przyszła władczyni, łatwo nam ją zrozumieć i podnieść wraz z nią pięść w ramach buntu. Zresztą, jak dobrze wiemy, jej upór według osób jej bardzo bliskich, jest uznawany za zdecydowany atut. Zaskoczyła mnie również niesamowita konsekwentność postaci dość trudnych momentami jednak do poprowadzenia i przekonania, że Ci naprawdę pałają do siebie sympatią. Fani enemies to lovers i slowburnów na pewno odnajdą się w tej lekturze.
Sam w fantasy często się gubię, a tutaj wszystko miało sens, było dobrze wprowadzone, a postacie były wiarygodne, tak samo jak ich character development. Jest to po części zasługą autorki, ale też tego, że praktycznie cała akcja owej książki dzieje się prawie że w jednym miejscu. Brzmi strasznie, prawda? Dlatego właśnie pozwala to nam wczuć się w naszą bohaterkę i zrozumieć jej bunt oraz przygniatające poczucie zamknięcia. Żałuję tylko, że nie doświadczyliśmy jej przed decyzją o wydanie za mąż, żyjącą pełnią życia.
Co do zakończenia powiem jedynie, że brakuje mi chociaż jednego zamknięcia przed otwarciem kompletnie nowego rozdziału i zapowiedzi kolejnego tomu. Nagle uderzyło mnie lekkie poczucie, że trochę zbyt dużo przegadaliśmy, jednak nadal lektura ta pozostawia mnie usatysfakcjonowanego i no cóż – dumnego z mojej wattpadowej koleżanki.
Na koniec rzucę tylko, że William zasługuje na trochę docenienia, magicznie przesyłam trochę appreciation dla naszego króla Avolanu. Bardzo lubię naszego golden boya, a to on biedny wśród czytelników żyje w cieniu swojego brata!
Aricia, księżniczka Lavenum ma nadzieję, że sama będzie mogła decydować o sobie, ale jej matka ma wobec niej własne plany i oznajmia jej, że oddała jej rękę młodemu królowi innego królestwa, w zamian za armię. Chociaż dziewczyna nie ma nic do powiedzenia, to możecie się spodziewać, że nie jest zadowolona z tego obrotu spraw. Tak o to wraz ze swoją świtą wyrusza do państwa, którego w ogóle nie zna i jak się okazuje, że jest zupełnie inne niż jej ojczyzna... „Chcieli tu mieć skandalizującą księżniczkę? Chętnie spełnię ich życzenie”. Aricia jest silną bohaterką i kobietą, która ma swoje zdanie i swoją wartość. Wielokrotnie swoją postacią wyrażała swoją opinię bez względu na to, czy w kraju jej męża, się to komuś podobało, czy nie. Mam nadzieję, że jej charakter nie zmieni się w kolejnych częściach. „— Nigdy nawet nie insynuowałem zmian w twoim państwie — odpowiedział na to. — Chociaż mógłbym, bo będę twoim mężem, co uczyni mnie również władcą Lavenum. Ty jednak próbujesz zmienić wszystko. Gdy na chwilę się uspokajasz i już myślę, że zmądrzałaś, tylko czekasz na moment, by wymierzyć mi policzek. Poza tym przecież będziesz mieć tę twoją organizację”. Relacja między Aricią a Williamem od samego początku była bardzo oschła, zdaję sobie sprawę, że to wynikało z zacofanego kraju, w którym się wychował, gdzie kobiety były traktowane gorzej niż mężczyźni. Im dalej w las, tym bardziej śledziłam losy głównych bohaterów, w tym brata, króla Edmunda, którego nie polubiłam od początku. Myślałam, że to William będzie tym lepszym bratem i mężczyzną, jednak, czy się myliłam... Brat naszego króla naprawdę zyskał w moich oczach swoją postawą i zachowaniem wobec Arici, bo, w przeciwieństwie do innych zdał sobie sprawę, że być może źle do tej pory postępował, nie tylko w stosunku do naszej księżniczki, jak również do innych spraw... „— Bo... nie tylko ty zauważyłaś niewłaściwość swojego zachowania. Twoje można tłumaczyć zetknięciem się z całkiem inną kulturą, a moje byciem po prostu wrednym. Nie popełniam tego samego błędu po raz drugi”. Pierwsza Iskra zawiera w sobie aktualne tematy i problemy, które do tej pory są na świecie. Łatwo znalazłam różnice między Avolanem a Lavenum, między innymi chodzi o religię i zachowanie w stosunku do kobiet. Wiele razy widziałam, że Aricia miała być tylko żoną władcy, która ma tylko ładnie wyglądać, nie odzywać się, a rządy mają być w rękach mężczyzn. To dość konserwatywne podejście... „— Rządy zostaw królowi, skup się na zajściu w ciążę”. Mimo że ta historia zawiera w sobie ważne tematy, to szczerze mówiąc, czegoś zabrakło mi w tej historii, a szkoda, bo naprawdę widzę potencjał. Debiut Justeene Ruston nie uważam, za świetnie udany, natomiast nie było tragedii. Z pewnością sięgnę po kontynuację, żeby śledzić dalsze losy bohaterów.
Pierwsza Iskra – Justeene Ruston Nie wiedziałam czego spodziewać się po „Pierwszej Iskrze”, bo nie fatygowałam się z zapoznawaniem z opisem – lubię niespodzianki, a opisy lubią zdradzać za dużo. Strzelałam w jakieś romasidło, tymczasem miło się zaskoczyłam, tzn. romans też się przewija, ale jest to historia dworskich intryg i politycznych sojuszy.
Zacznijmy od głównej bohaterki. Gdy tylko przeczytałam, że jest księżniczką od razu zaczęłam spodziewać się rozkapryszonej smarkuli, która wszystko wie lepiej itd., tymczasem dostałam młodą kobietę, całe życie szkoloną do zostania władczynią i rozumiejącą swoje obowiązki. Może odrobinę zbyt pyskatą i porywczą, ale inaczej ta historia byłaby strasznie nudna, a tak mogliśmy obserwować jak Aricia dorasta do swojej roli, we wręcz nieprzychylnych warunkach. Dostrzega problemy, próbuje je rozwiązać, uczy się i zdobywa doświadczenie. Naprawdę ją polubiłam i to do tego stopnia, że w pewnym momencie zaczęłam wyć i cieszyć się razem z nią.
Mega też podobał mi się wątek romatyczny. Nie dośc, że enemies to lovers to nie na zasadzie „o ładny! chyba się zakocham” tylko oni zaczęli współpracować, poznali się i uczucie rozwinęło się z tego, a nie durnego zauroczenia wygl��dem.
Aricia zostaje wysłana na dwór sąsiadującego państwa by poprzez małżeństwo z królem zawrzeć sojusz. Prolemem jest jednak fakt, że Avolan jest kompletnie odmienny kulturowo od Lavenum z którego pochodzi. I właśnie te różnice zostały bardzo fajnie pokazane – w strojach, tańcach, poglądach, a nawęt języku bohaterów, bo podczas gdy Avolan jest skrajnie religijny, Lavenum pozwala swoim obywatelom na bycie sobą i wybór religii, poglądów i własnej tożsamości.
I tym samym przechodzimy do ostatniej rzeczy o jakiej chciałam wspomnieć. To jest mocno queerowa książka. Jedna z dwórek i najbliższych przyjaciółek Aricii w Lavenum używa zaimków ono/jeno. I zanim mnie zjecie – nikogo nie oceniam, używajcie sobie zaimków jakich checie – piszę tylko o swoich wrażeniach z lektury. Czułam się trochę dziwnie czytając formę „przyjacioło”. Wcześniej z formą nijaką spotkałam się tylko raz i to w ogranczonym zakresie, a tu był to dość istotny aspekt powieści.
Ogólnie jestem zaskoczona jak bardzo mnie wciągnęła. Nie spodziewałam się, że książka w dworskim klimacie aż tak mnie zauroczy, bo nie ma tam nie wiadomo jak porywających przygód, tymczasem złapałam się na szcerej ciekawości. Pomógł też fakt, że polubiłam Aricię i byłam mega ciekawa jak potoczy się jej historia. Drugi tom jest już dostępny, więc lecę czytać. Wprost muszę się dowiedzieć czy uda jej się pogodzić serce i rozum.
„Nadzieja może być nikła i naiwna, lecz wciąż daje nam wiarę w nadejście lepszych czasów.” ~~~~~~~~~~~~~~~~~༄ ✰𝐈𝐧𝐭𝐫𝐲𝐠𝐢 było czuć już od pierwszy stron, co bardzo wkręciło mnie w fabułę książki. Podobało mi się to, że został poruszony temat różnych religii i tego, że „𝐤𝐨𝐛𝐢𝐞𝐭𝐲 𝐦𝐚𝐣𝐚 𝐦𝐧𝐢𝐞𝐣𝐬𝐳𝐞 𝐩𝐫𝐚𝐰𝐚 𝐧𝐢𝐳 𝐦𝐞𝐳𝐜𝐳𝐲𝐳𝐧𝐢” w niektórych społeczeństwach i jeżeli ktoś nosi spodnie to musi być to mężczyzna, a spódnice - kobieta. Zostało to świetnie przedstawione, a damskie, silne bohaterki zostały bardzo dobrze wykreowane. Wątek 𝐩𝐨𝐥𝐢𝐭𝐲𝐜𝐳𝐧𝐲 - on odgrywał w tej książce główną rolę. Mi się on nawet spodobał, lecz raczej nie będę sięgać często po takiego typu historię, pomimo tego, że ta mi się spodobała. Było mało wątku 𝐫𝐨𝐦𝐚𝐧𝐭𝐲𝐜𝐳𝐧𝐞𝐠𝐨 w pierwszej połowie książki co niestety lekko mi nie pasowało, ponieważ ja go bardzo lubię, lecz w drugiej połowie książki…oh, wątek romantyczny tak się rozwinął!! Zaczęliśmy odczuwać 𝐞𝐧𝐞𝐦𝐢𝐞𝐬 𝐭𝐨 𝐥𝐨𝐯𝐞𝐫𝐬 - to było takie dobre, przysięgam! Uważam, że jest to książka naprawdę warta przeczytania, ponieważ pomimo tego, że jest to fikcja, to została trochę odzwierciedlona rzeczywistością. Tą szarą rzeczywistością na którą może nie zwracamy często uwagi. Niestety trochę nudziłam się czytając tą książkę, co nie odbiera jej oczywiście unikalności i jej wielkiej wartości, którą nam przekazuje.
✰Świat wykreowany w tej książce był świetny! Naprawdę, jeżeli szukacie fantastyki, w której znajdziecie 𝐚𝐫𝐚𝐧𝐳𝐨𝐰𝐚𝐧𝐞 𝐦𝐚𝐥𝐳𝐞𝐧𝐬𝐭𝐰𝐨, 𝐝𝐰𝐨𝐫𝐳𝐞𝐜 𝐤𝐫𝐨𝐥𝐞𝐰𝐬𝐤𝐢, 𝐫𝐞𝐩𝐫𝐞𝐳𝐞𝐧𝐭𝐚𝐜𝐣𝐚 𝐋𝐆𝐁𝐓+, 𝐩𝐨𝐥𝐢𝐭𝐲𝐤𝐚 - to bardzo polecam zaopatrzyć się w serię 𝐒𝐳𝐞𝐩𝐭 𝐨𝐠𝐧𝐢𝐚 𝐢 𝐩𝐨𝐩𝐢𝐨𝐥𝐮.
✰Bohaterowie zostali cudownie wykreowani! Aricia - główna bohaterka, 𝐬𝐢𝐥𝐧𝐚 𝐝𝐚𝐦𝐬𝐤𝐚 𝐩𝐨𝐬𝐭𝐚𝐜. Pomimo tego, że czasami jej myślenie było bardzo głupie, to wydawała się bardzo naturalna i gdy tylko mogła, wyrażała swoje zdania na różne tematy. Edmund - to będzie wasz nowy 𝐤𝐬𝐢𝐚𝐳𝐤𝐨𝐰𝐲 𝐦𝐚𝐳. Widać było, że od razu złapał więź porozumienia z główną bohaterką, pomimo tego, że niezbyt się polubili. Will - 𝐤𝐬𝐢𝐚𝐳𝐞, który naprawdę pozytywnie mnie zaskoczył. Był bardzo uroczy, lecz nie podobało mi się to co panuje w jego królestwie. Jego jako postać średnio polubiłam. Denali jest osobą reprezentującą 𝐋𝐆𝐁𝐓 i odnosi się do jeno zaimkami 𝐨𝐧𝐨. Bardzo spodobało mi się to, że autorka dodała do książki kilka queerowych postaci, ponieważ pokazuje to, jak społeczeństwo może nie akceptować wielu osób, które są niebinarne lub ogólnie LGBT+.
✰ Widać, że autorka wie, co pisać, by to dobrze wybrzmiało. Ma świetne pióro do pisania fantastyki i w ogóle nie odczułam tego, że jest to jej debiut literacki. Mi też dane było poznać Justynę i jest naprawdę przekochana.
Zacznę od tego, że nigdy nie czytałam książek z tzw. royal vibes. Księżniczki, zamki i ogólnie fantasy w których trzeba się odnosić do mapy na okładce to rzadko 'coś dla mnie'. Tym razem jednak przeczytałam, podobało mi się i wpadłam do tego świata na tyle, że ich problemy w zagrywkach politycznych były dla mnie prawdziwe, a opisywanych sukni zazdrościłam. Książka zresztą porusza wiele aspektów kulturowych i społecznych, jak religia, różnice klas, czy traktowanie kobiet, więc nie było trudno odnieść avolańskie realia do polskich problemów. Lavenum wręcz wydaje się utopijną krainą o której chce wiedzieć więcej. Potrzebuję drugiej części już, w tej chwili. Kocham tę historię i w głowie mam tak mocne obrazy głównej grupy bohaterów, że widziałabym z nimi serial. Kocham tłumaczenie sobie na wzajem legend, baśni, czy znaczenia religijnych przypowieści. Chyba jedne z moich ulubionych scen bo sprawiają, że świat staje się jeszcze bardziej rozbudowany. Żadna kultura nie istnieje bez 'swoich' wersji tych rzeczy. Główna bohaterka jest jedyną w swoim rodzaju, czasem ma się ochotę pocałować ją w czoło, a czasem potrząsnąć żeby się opamiętała, co wiedzą chyba wszyscy jej najbliżsi. Jeśli chcecie czytać o kimś kto wie czego chce i dąży do tego, to ona jest dla was. Moim zdaniem nie powinno się reklamować tej książki jako romans, bo może to zaważyć na jej odbiorze przez osoby które oczekują super love story od pierwszych stron. Mi bardzo podobało się to, że na główną parę trzeba było czekać. Mieli między sobą tyle interakcji zanim zaczęli się rozumieć i dogadywać, więc dało to obraz bardziej prawdziwy niż te instant love scenariusze które mnie irytują. Chociaż było wiadomo od początku, że 'coś' będzie, to relacje nie biegną tutaj za szybko. Postacie bardziej poboczne mają własne historię i charaktery, świat jest tłumaczony tak, że mogłyby być to prawdziwe kraje w naszym, ale jednocześnie te royal/baśniowe vibes utrzymują człowieka w zamku.
Nie czytałam za wiele książek od polskich autorek, ale po Justeene pójdę w dzień premiery ✨
Aby ocalić swój kraj przed wojną która może nadejść. Księżniczka Aricia wraz z matką podejmują decyzje o sojuszu z sąsiadującym królestwem. Avolan potrzebuje złota aby uzupełnić skarbiec królewski a Lavenum potrzebuje wojska aby mieć jak się bronić w wypadku wojen. Oboje są w stanie to sobie zapewnić. Ostateczne przypieczętowanie umowy ma nadejść wraz z ślubem króla Williama i księżniczki Arici. Dziewczyna przybywa do pałacu który ma stać się jej nowym domem. Jednak już od samego początku budzi niepokój w królestwie z powodu tego że pochodzi z rodu Moragaidów. Aricia nigdy nie była potulna i ślepa na to co działo się wokół niej. Jest to główny powód nienawiści ze strony Laveńczyków. Jednak fakt nie ma zamiaru być tylko ozdobą na dworze i chce wprowadzić w nim zmiany jeszcze bardziej podkręca bunt wśród poddanych królestwa. Niektórzy zawzięcie chcą się jej pozbyć ale jest ktoś komu w szczególności na tym zależy.
Jeśli lubicie książki z klimatem dworskich intryg. Oraz wątkiem niebezpiecznego prześladowcy w tle ta książka obowiązkowo musi znaleźć się na waszych półkach. Autorka daje nam w niej wiele niestandardowych ale za to bardzo ciekawych wątków i scen. Warto podkreślić że w tej historii wątek romantyczny nie gra głównej roli. Pierwszy raz w książce spotkałam się też z sytuacją w której Bohater nie miał określonej płci i był opisywany jako „ono” na przykład „przyjacioło” co w niektórych momentach zmuszało mnie do ponownego przeczytania zdania. Nie było to jakoś bardzo denerwujące jednak na początku trochę mnie dezorientowało. Sama książka skupia się głównie na wątku Arici oraz o podejmowanych przez nią decyzjach i ich skutkach. Osobiście nie mogę doczekać się kolejnego tomu oraz tego jak dalej potoczą się losy bohaterów. Po prostu potrzebuję tego jak tlenu. Podsumowując ta książka była po prostu świetna i gorąco zachęcam was do sięgnięcia po te pozycje uwierzcie nie pożałujecie.
Miło zaskoczyłam się tą książka. Jednakże nie zrobiła na mnie aż tak wielkiego wrażenia. Jest to historia Aricii Moragaid, spadkobierczyni tronu Lavenum. Aricia musi wyjechać do sąsiedniego kraju - Avolanu, by poślubić króla Williama. Jednakże na drodze do małżeństwa staje wrogi lud, tajemnicza Biała Róża oraz... brat króla, książę Edmund. Przeżywamy wraz z Aricią życie płynące na nowym dworze, z zupełnie odmiennymi zasadami, niż te w jej królowiectwie. Księżniczka stara się umiłować sobie mieszkańców Avolanu, jednakże próby stają się nie udane, bowiem Aricia nie chce przyjąć religii tam panującej oraz swoim charakterem często powoduje zamieszki w państwie. Aricia po pewnym czasie, zamiast do króla, zaczyna odczuwać pewną więź łączącą ją z księciem. Czy Biała Róża zdoła powstrzymać małżeństwo z haniebną księżniczką Lavenum? Czy spadkobierczyni powie księciu Edmundowi o swoich uczuciach? Czy Aricia zaskarbi sobie miłość ludu? Na te pytania znajdziecie odpowiedzi w Sadze "Szept Ognia i Popiołu" autorstwa Justeene Ruston! Ta książka zaskarbiła sobie moją uwagę, szczególnie za bardzo ciekawie zarysowaną fabułą, natomiast również bardzo ważnym akceptem poruszanym w tej książce jest wątek osób niebinarnych oraz nieheteronarmatywnych. W książce znajdziemy feminatywy, neuratywy, formy normatywne oraz niebinarne. W naszym społeczeństwie coraz częściej zwracamy na to uwagę i autorka w piękny sposób pokazała tą różnorodność. Sama historia jest bardzo wciągająca, jednakże momentami strasznie mi się dłużyła. Bardzo interesującym dla mnie wątkiem jest sprawa listów od Białej Róży. Pokochałam również klimat, jaki panuje czytając tą książkę. Miałam wrażenie, że sama przybywam w królestwie, ubrana w książęca suknie czytając książkę w swojej komnacie.
🥀 Jeśli mamy tu fanów fantastyki z księżniczkami i lubicie przysiąść przy książkę z herbatą w ręku to uważam, powinniście zapoznać się z tym tytułem! 🥀
This entire review has been hidden because of spoilers.
Pierwsza połowa książki niezwykle mi się ciągnęła. Akcja jest dosyć powolna i niektóre wątki nie są dogłębnie poruszone, co moim zdaniem zostawia niedosyt. Przykładem może być relacja Williama z księżniczką Soninsolu, odczucia przyjaciół Arici dotyczące nowej sytuacji bądź jeden z głównych wątków, czyli reakcji Avolańczyków na przyszłą królową z innego kręgu kulturowego.
Jeśli chodzi o ostatni przykład, brakuje mi rozwinięcia konsekwencji kontrowersyjnych zachowań Arici. Mimo że skutkiem jednego z jej pomysłów jest bunt w kraju, sama bohaterka niewiele się dowiaduje o jego przebiegu, co powoduje, że czytelnik także mało o nim wie.
Zostawiając na chwilę temat akcji, chcę jeszcze poruszyć opis świata przedstawionego. Pokazuje on jedynie charakterystyczne elementy. Jest to dla mnie minus, gdyż jest to świat wykreowany przez autorkę. Ominięcie tych opisów sprawiało, że ciężej było mi się wczuć w klimat książki.
Autorka mogła natomiast pominąć powtarzające się opisy rutyny księżniczki Lavenum. Odczuwałam wtedy, że się nudzę tak samo, jak główna bohaterka, kiedy wykonywała ciągle te same czynności.
Zwroty akcji nie wzbudzały we mnie większych emocji jedynie w przypadku wątku romantycznego. Ten wątek jest jednym z powodów, dlaczego druga połowa tej historii mnie zainteresowała. Kolejnym jest chęć zdobycia wpływów przez przyszłą władczynię Lavenum poprzez organizację.
Te powody sprawiają, że mam motywację przeczytać następną część tej książki. Zakończenie również mnie do tego zachęca.