Osiemnastoletnia Francessa od momentu śmierci ukochanej matki zmaga się ze stanami lękowymi. Ulgę w codziennym życiu przynosi jej gra na fortepianie i spotkania z grupą przyjaciół, którzy wspierają ją w trudnych momentach. Kiedy podczas stłuczki samochodowej dziewczyna poznaje dużo starszego od siebie Dominica, jej szara codzienność zaczyna nabierać rumieńców. Choć najbliżsi uparcie powtarzają, że to chłopak nie dla niej, Francessa nie zamierza słuchać ich przestróg. Pełna burzliwych emocji relacja każdego dnia wyzwala w niej nowe pragnienia, których wcześniej nie znała i którym nie potrafi się oprzeć. Wkrótce jednak okazuje się, że przyjaciele mieli rację: Dominic ma za sobą niebezpieczną przeszłość związaną z nielegalnymi wyścigami samochodowymi. Wśród wrogów chłopaka są tacy, którzy tylko czekają, by uderzyć w jego słaby punkt. A tym punktem staje się wrażliwa i krucha dziewczyna, bez której Dominic nie jest w stanie już wyobrazić sobie życia…
Spokojne życie Francess, zmienia się gdy ta podczas stłuczki samochodowej poznaje, starszego od siebie Dominica. Już od samego początku bije od niego duża niechęć względem nowej znajomej, los jednak sprawia, iż w swoim towarzystwie muszą spędzić wiele czas, dzięki czemu pozałamują niechęć. I choć wszyscy wokoło powtarzają Francess, iż ta relacja nie ma przyszłości jak i wpłynie na nią gorzej niż myśli, ta wierzy tylko w swoje przekonania, które udowodnią jej, że śmierć jest bliżej niż myśli. Jak potoczy się relacja Francess i Dominica? Jakie sekrety skrywa chłopak?
Do ostatniego tchu do mnie mówił, nie pozwalając mi umierać. Bo był on najgorszym i najlepszym.
Macie historię, do których podchodzicie z dużym zainteresowaniem, a końcowo okazują się ciągła sinusoida, która budzi rozczarowanie? Dokładne tym dla mnie jest “Beginning Moon”, książką, która zaintrygowała mnie opisem, a fabularnie rozczarowała, zaczynając od początku. Przez pierwsze około stu stron nie było nic, co jakkolwiek sprawiłoby bym zechciała poznawać historię Francess i Dominca dalej, mimo wszystko chciałam dać jej szansę i nie oceniać zawczasu. Do pewnego momentu była to dobra decyzja, gdyż fabuła zaczęła być ciekawsza, bardziej przemyślana i widać było w niej ciąg przyczynowo-skutkowy. Niestety ta dobra część, nie trwała długo i bardzo szybko zaczęła wracać na pierwotne tory, co ogromnie mnie rozczarowało, gdyż pokładałam ogromne nadzieje w tym, by końcowo historia ta, okazała się dla mnie czymś więcej niżeli tylko książką.
Pomimo, że początek mnie lekko zniechęcił, bo strasznie dziwnie mi się tą książkę czytało, to po jakiejś 100 stronie zaczęło mi się podobać. Historia była nieco chaotyczna, bohaterowie zostało przedstawieni na raz, a ja nie wiedziałam kto jest kim, oraz język w pierwszych stu stronach mnie nie przekonał. Potem jakby coś się zmieniło, styl pisania i fabuła goniła. Później akcja przyspieszyła i bardzo polubiłam Dominica. Główna bohaterka taka w sumie nie wiem za bardzo. 😕 Super się bawiłam czytając! Polecam! Wątek wyścigów również spoko, a końcówka🤯🤯 Chcę drugi tom asp. 4/5⭐️ 16+
Czytałam już dość dawno tą książkę i tak czytam sobie recenzje innych na temat tej książki i wsumie totalnie nic z niej nie pamiętam nawet nie wiem jak się zaczynała ...
Francessa prowadzi spokojne życie. Gra na fortepianie i spotyka się z przyjaciółmi. Jednak od śmierci matki zmaga się ze stanami lękowymi. Boi się prowadzić auto i kiedy to robi, doprowadza do stłuczki. Uderza prosto w drogiego mercedesa, który należy do Dominica Browna. Dziewczyna jest przerażona, a chłopak wściekły. Mimo wszystko, bohaterowie zawierają ze sobą kontakt. Wszyscy mówią Francessie, że to nie chłopak dla niej, ale ona widzi w nim dobrego, ale poszkodowanego człowieka.
Mam z tą książką relację hate-love. Znaczna większość bardzo mi się podobała. Miała taki letni vibe. Bohaterowie jeździli nad jezioro, rozmawiali ze sobą i odczuwałam taki sielankowy nastrój. Również między Dominikiem a Francessą wytworzyła się chemia. Ich relacja była z serii slow burn i akurat tutaj mi się to podobało, bo wszystko miało własne tempo. Jednak pod koniec książki zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Główna bohaterka jakby straciła własny rozum. Ok, miłość robi różne rzeczy z człowiekiem, ale jej sposobu myślenia nie potrafiłam zrozumieć. Zakończenie miało szokować, ale ja dość szybko je przewidziałam. Myślę, że o ile same pióro autorki jest w porządku (nie licząc licznych powtórzeń o tęczówkach) i dobrze poradziła sobie ze spokojnym prowadzeniem akcji w większej połowie książki, to sam wątek wyścigów mi się nie podobał. Miał wzbudzać grozę. Niestety u mnie tego nie zrobił. Jednak wiem, że wielu z was polubi się z całością tej historii. Dlatego też, myślę, że mogę wam ją polecić, szczególnie na wakacje. Mam nadzieję, że się przy niej rozerwiecie, bo nie jest to angażująca książka.
Bez zastanowienia jestem w stanie stwierdzić, że to moja ulubiona książka. Kocham ją całym moim sercem i napewno będę do niej często wracać! czekam z niecierpliwością, aż kolejne tomy zostaną wydane💗
„– Widziałem bardzo podobnego, jak byłem dzieciakiem. Twoje imię kojarzy mi się z takim motylem. Francy – powiedział, patrząc na ładnego motylka na swojej ręce, unosząc zaraz wzrok na mnie. – Będziesz moim niebieskim motylem.”
♡ Macie takie pozycje, które są dla was czymś więcej niż książką? Są waszym domem? Gdyby książka mogłaby być budynkiem to byście w niej zamieszkali? Ja tak i zdecydowanie taką książką jest debiut mojej najukochańszej monkey, czyli „Beginning Moon”. Powrót do papierowej wersji był jak powrót do domu po długiej nieobecności w miejscu zamieszkania. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. A nawet jak się wyprowadzę, to do domu będę zawsze wracać. - dziękuję ci po raz setny, że zostałam matką chrzestną historii, która jest cząstką mnie.
„ I zrozumiałam też, że mamy ze sobą więcej wspólnego, niż początkowo uważałam. Czułam, że jakaś wielka i znacząca jego część cierpi równie mocno, jak moja. Był cichy, ale wewnętrznie bardzo głośny.”
♡ Każdy człowiek na tym całym bezlitosnym świecie posiada swoje demony z przeszłości, które prześladują go prawdopodobnie do końca życia. Przykładem są osoby, o których chcieli zapomnieć. Osoby, które w teraźniejszości chcą się na nas zemścić. Chcą, abyśmy poczuli ból. A kiedy czujemy najgorszy rodzaj bólu? Kiedy stracimy najważniejszą dla nas osobę. Nasze oczko w głowie. Naszego niebieskiego motylka.
„– No, ale my nie możemy tu ich tak pijanych... – Anfrew – wtrącił. – Chcesz nauczyć się bycia egoistką? – Tak, ale... Dominic kolejny raz wszedł mi w słowo, stale patrząc mi w oczy. – To odwróć się i wróć do domu.”
♡ Swoją przygodę z piórem Jedersafe rozpoczęłam dość dawno, ponieważ jestem z nią od samego początku. Pamiętam jak na Wattpadzie był zamieszczony tylko prolog i pierwszy rozdział. Już wtedy wiedziałam, że ta książka to coś wspaniałego. Coś mojego. Może to się wydawać dziwne, ale przez kilkanaście lat, mama lub ja sama, przeczytałam kilkaset książek i jeszcze nigdy z żadną się tak nie zżyłam. Czytając, miałam uczucie, że Jeder pisze o mnie. Siedzi w moim umyśle, jednocześnie pisząc o moich myślach, bądź życiu. Każdy chichot, uśmiech, bądź łza, się nie zmarnowała. Cały zamysł na książkę i całą trylogię jest cudowny. Wciąga nas ona od pierwszych stron i nie jesteśmy w stanie się od niej oderwać. Zacznijmy od głównych bohaterów. Francessa Anfrew jako nastolatka straciła najważniejszą osobę - mamę. Osiemnastolatka wzmaga się ze stanami lękowymi i są dwie rzeczy, które jej pomagają: spotkania ze znajomymi oraz gra na fortepianie. Uczucia osiemnastolatki są tak bardzo realistycznie opisane, że cały ból, który jest zawarty w jej osobie czujecie w krwi, która płynie przez żyły. Natomiast Dominic Brown (MÓJ KSIĄŻKOWY MĄŻ - NAWET MAM PAPIEREK!) jest mężczyzną, którego każda dziewczyna potrzebuje. Dosłownie - oddałabym duszę, aby ktoś się na mnie tak patrzył, jak Brownie na swoją monkey. Dwudziestoczterolatek, tak jak każdy człowiek, posiada burzliwą przeszłość. Gdy był młody potrzebował wsparcia i brał udział w nielegalnych wyścigach. Moim zdaniem relacja tej dwójki rozwija się w idealnym tempie. Jeżeli miałabym określić ich relację jednym słowem, to byłoby nim: „szczerość”. Nie owijali swoich uczuć w bawełnę, tylko odrazu ze sobą rozmawiali. Ponieważ fundamentem każdej relacji jest rozmowa. Nie jest to książka, w której w drugim rozdziale para będzie razem. Ba, myślę, że jest to nawet wątek slowburn. Ale, spokojnie! Nawet nie zauważycie tego faktu, ponieważ przez „Beginning Moon” się płynie. Płynie niczym Titanic przez morze… ale jak walnie w górę lodową to z rozmachem. W książce znajdziemy masę odjechanych w kosmos plot-twistów! Autorka nie raz nas zaskoczy i nie zostawi czasu na nudę podczas czytania jej książek. Nic więcej nie pozostaje do powiedzenia: CZYTAJCIE I BIERZCIE Z PÓŁEK WSZYSCY! Ta historia w zastraszająco szybkim tempie stała się moją bezpieczną wyspą, na którą na wakacje mogę przylatywać kiedy tylko chcę. Moją prywatną Fuerteventurą.
Spełniajcie swoje największe marzenia! xoxo, Jude <3
Nie było to coś wow, nowego ale dobrze mi się to czytało. Ale jak można było się spodziewać- główna bohaterka to idiotka. Sam Pan Brown, niby taki mafista a raczej miękka faja. Myślę, że ta cała telenowela z nimi najbardziej mi się podobała, bo z chęcią przeczytam kolejne tomy. Dobra rozrywka, na dni w które macie ogrom stresu, bo przy tym da się świetnie odmóżdżyć. Z nikim się konkretnie nie przywiązałam, ale ogólnie w porządku bohaterowie. Czy można było zrobić to lepiej? Można było. Jak to mówi klasyk- jest dobrze i tanio? Jest tanio.
O Jezus co tu się działo. . Śmiesznie ten gość ciągle powtarzał “ajajaj”. No nie wiem, ten typ był przestawiany jako tak zły, zła przeszłość, 13 osób 🫢, i coś tam, ale w sumie to był misiaczek który prawił komplementy głównej bohaterce. Trochę gowno burza ale spoko
Na watt była o wiele lepsza. Mega dużo rzeczy jest usuniętych. Trochę czuje się jakbym przeczytała streszczenie tamtej książki xD Wcześniejsza wersja była cudowna, ta jest ok
Książkę znalazłem przypadkiem i to ze względu na samą okładkę, która od razu wpadł;ami w oko co również miało wpływ na zainteresowanie, bo nie jest to kolejna słodka książka z jakaś obściskującą się parą na okładce,a po prostu... z różą, niebieską śliczną różą co nie zdradza wiele z historii, a wręcz przeciwnie - zaciekawia czytelnika.
Książka Beginning Moon, jako pierwszy tom Trylogia Universe, wypada dość średnio w porównaniu do rozgłosu jakim była obdarzony i cała otoczka jaka była tu zrobiona co rozumiem, bo jest to debiut naszej młodej autorki Jedersafe. Liczę, że jeśli wezmę kolejny tom to będzie to wielki krok jakościowy, bo historia ma potencjał stąd ta ocena.
Może i za mocno, a może i nie, ją oceniam, ale spróbujcie podejść do tego na chłodno i obiektywnie - polecam. Mimo, iż z autorką prawie wcale się nie znamy (jedynie gdzieś tam napisze na instagramie czasem) przez co nie zaburza to opinii jak co u niektórych osób, wiem jedno - ma dziewczyna talent i to w jaki sposób opisuje poszczególne rzeczy podobało mi się, ale mam kilka uwag...
Jest kilka aspektów w całości, które polecam, a które od razu obniżyły ocenę i może to złe, ale o tym zaraz po fabule...
Historia romantyczna zawsze powinna chyba zacząć się od tragedii. Nasza świeżo po zdaniu prawo jazdy bohaterka, niezdarna z burzliwą przeszłością, Francessa niefortunnie uszkadza auto Dominica. Powoduje to chęć zrewanżowania się, ale chłopaka jakoś zbytnio nie interesuje szkoda, bo obojga trafia coś czego się nie spodziewali... Za jednej strony mamy porządną dziewczynę, cichą i spokojną, a po drugiej stronie stoi On - gość z przeszłością w kartotece, której każdy by unikał, a do tego nielegalne wyścigi uliczne. Czy może być gorzej? Jasne! Oni dosłownie tracą dla siebie głowę co widzą ich znajomi jak i wrogowie, a to nie wróży nic dobrego. A co z tego wyniknie sprawdzicie czytając całość.
I słyszałem tekst w stylu "to po ch*j się czepiasz jak ci się podoba" i to jest dobre pytanie. Przelało mi się czytanie podobnych książek - on zły, a ona dobra. Co chwilę wymienianie słowa "tęczówki", a nie oczy czy inny zamiennik, spowodowało obniżenie oceny, bo po prostu każdy to stosuje i było tu tego ZA DUŻO. A sięgnąłem po nią bo przyciągnęły mnie zapowiedzi i fabularnie całkiem nieźle to wyszło. ... a wracając jeszcze na moment do ograniczeń, to tak, ma tam SMUTne momenty, które swoją drogą są dobrze napisane.
Czy warto czytać? Jasne. A czy polecam? Hmm, tak, bo dobrze się przy niej bawiłem słuchając jej.
Czy macie takie książki, które sprawiają wam trudność?
„Beginning Moon” zaczynałam z wielkim trudem🥺 Nie mogłam przyzwyczaić się do szyku zdania stosowanego przez autorkę, ale na szczęście z czasem trochę to odczucie zelżało. Na ratunek przyszedł mi też audiobook, bo o dziwo, gdy słuchałam tych zdań nie zwracałam uwagi na styl. Nie mniej jednak, cieszę się, że przebrnęłam, ponieważ bardzo polubiłam tę historię☺️
Książka opowiada o 19-letniej Francy, przyszłej pianistce, która dzięki swoim jakże ŚWIETNYM umiejętnościom kierowcy zarysowuje auto niejakiego Dominica Browna. Chłopak jest bardziej niebezpieczny niż na początku można by przypuszczać i samo pokazywanie się w jego towarzystwie może przysporzyć ci kłopotów.
Zacznę więc od rzeczy, która irytowała mnie najbardziej. Francessa. Strasznie mnie denerwowała i gdyby nie Dominic pewnie porzuciłabym tę książkę. Decyzje, które podejmowała były dla mnie idiotyczne, ALE nie jest to kwestia złej kreacji postaci, tylko tego, że ja po prostu takich ludzi nie lubię. Jestem więc pewna, że wiele innych osób polubiło naszą heroinę🤷♀️
Sama relacja Dominica i Francy była dynamiczna, ale nie bójcie się nie pędziła na łeb na szyję. Czułam, że między bohaterami iskrzy i dopingowałam obojgu. Szczególnie w momentach, gdy poruszano trudne tematy, ponieważ były one opisane w sposób dojrzały, a to się ceni. Nie jestem jednak pewna (tu będąc już po lekturze 2 tomu), do jakiego punktu kulminacyjnego zmierza historia. Mamy konflikt, owszem, do tego dość sensowny i skomplikowany, ale nie potrafię jasno stwierdzić do czego dąży. Nie spodziewajcie się, więc, że w tym tomie cokolwiek się wyklaruje, gdyż jest to tylko (dość długi) wstęp do całości 😊