Żyje z pisaniny (artykuły, kojące bajki dla spragnionych złudzeń, tłumaczenia, wróżby w chińskich ciasteczkach...). Przez pewien czas zabawiała studentów opowieściami o magicznej mocy psychologii społecznej i pracowała nad doktoratem o reklamie społecznej. Zaczęła pisać, bo chciała zatrzymać przemijający świat, a zdjęcia wychodziły jej kiepskie. Nie lubi się chwalić, nie zależy jej na sławie. W dzieciństwie marzyła o magicznym proszku, który czyni niewidzialnym. Typowa sowa: większość dnia najchętniej przespałaby ukryta w krakowskich bibliotekach, lecz niestety nie ma na to czasu. Późnym wieczorem siada przed komputerem i zaczyna tworzyć.
A tak pisze o sobie:
Urodziłam się w Stalowej Woli, tu skończyłam podstawówkę i trzy lata szkoły gastronomicznej. Tu odbyłam praktyki w zakładach mięsnych, a potem podjęłam pierwszą i jedyną jak dotąd pracę w przedszkolu przyzakładowym. W Stalowej Woli urodziłam starszą córkę i młodszą też. Tu znalazłam męża i pięć lat później go pochowałam, obok naszych dziadków, rodziców, wujków i ciotek. A kiedy przyjdzie moja pora i ja spocznę właśnie tu, w Stalowej Woli" - oznajmiła starsza kucharka, Aniela B., nakładając mi na talerz dużą chochlę papki z grochu polnego. Pomyślałam wtedy, że nigdy, przenigdy nie chcę żyć jak ona, Aniela B., uwięziona w ciasnej klatce miasta rowerów. "Będę sławna i bogata" - postanowiłam, gmerając aluminiową łyżką w grochowym puree.
Od tej pory skupiłam się na szeroko zakrojonych przygotowaniach do międzynarodowej kariery. Lekcje baletu, tańca, fortepianu i skrzypiec, warsztaty plastyczne, teatralne (w grupie starszaków) i językowe, trening judo i karate (żeby kiedyś zaoszczędzić na ochroniarzu). Udział w olimiadach wojewódzkich i kołach naukowych, w niezliczonych konkursach muzycznych, plastycznych i pisarskich. Wszędzie nagrody! Najwyższe trofea, jak "Złoty Ząb" zdobyty za opowiadanie fantastyczne o bolącej ósemce lub "Akrylowy Polok" otrzymany za udaną próbę przybliżenia lokalnej publiczności malarstwa drzyzganego. A potem koło sławy potoczyło się samo. Własny zespół muzyczny, gorąco przyjęty przez fanów, trasa koncertowa i udane występy, także podczas Owsiakowej Letniej Zadymy. Monodramy chętnie wystawiane nie tylko w domach kultury, scenariusz filmu animowanego (w produkcji), nowele anarchistyczne i wreszcie pogodna owocowa seria. Tak, jestem kobietą spełnioną. Spełnioną i szczęśliwą. Każdego dnia budzę się z radosną myślą, że czeka mnie słodki znój tworzenia. Wskakuję pod chłodny prysznic, wypijam aromatyczną robustę, wyłącznie z ekspresu, wypalam kubańskie cygaro, wkładam purpurowy szlafrok z indyjskiego adamaszku i kaszmirowy śliwkowy szalik, a potem przy kieliszku czerwonego wina (z małą kroplą szaleństwa) zaczynam solowy koncert na czarnej klawiaturze mojego najnowszego laptopa.
Tak mogłoby wyglądać moje życie. Rzecz w tym, że nie ma i nie powinno mieć znaczenia, co robiła w dzieciństwie pewna nieśmiała sowa. Nieważne, czy lubiła klocki lego czy kostkę rubika, czy miała psy, koty a może jeże. Ile uwag nałapała na lekcji z rytmiki i pochwał za wypracowanie z ruskiego. W kim podkochiwała się na dużej przerwie i komu robiła sztubackie kawały. Nieważne także, co sowa zjada w piątki, ile wynosi jej próba wątrobowa i czym maluje swoje podkrążone oczy. A kariera? Nie da się jej zaplanować. Podobnie jak życia. Dlatego, zamiast planować cokolwiek, sowa po prostu sobie żyje. Naprawdę.
Chyba chick lit nie jest dla mnie, a przynajmniej ten polski. W wydaniu Izabeli Sowy jest po prostu niestrawny. Główna bohaterka, czyli Malina (o, zgrozo! jakie imię) jest niedomyślna i naiwna, irytuje swoją nieustanną paplaniną i ciągłym zamartwianiem się. Bohaterowie są strasznie przerysowani, a do tego te imiona i nazwiska (Bogusław Gąbka, Waldek Cebula choćby). A na dodatek strasznie denny humor. Radzę omijać szerokim łukiem!
першу половину я читала дуже довго: було дивно і несмішно, потім втягнулась і проковтнула решту за раз. мені сподобались діалоги між дівчатами, я навіть змогла полюбити малину, але все ще не знаю, чи воно виправдовує усі всратості
Książka jest jednym z tomów Trylogii Owocowej, nie wiadomo dokładnie który, ale wspólną cechą jest owocowe imię głównej bohaterki. Malina kończy studia i nie bardzo wie co ma dalej w życiu robić. Nie ma celu w życiu, nie ma pracy i usilnie poszukuje prawdziwej miłości. Zaliczyła bym ją raczej do mało ambitnej lektury. Taka na jeden wieczór...dla rozluźnienia.
The book is about a naive girl called Malina (Raspberry, and yes, you really can find this name in Poland sometimes), her douchebag fiance, nutty family & friends. Malina is just beginning her adult life and so far - it's pure chaos. All of this together is meant to provide lots and lots of situational humour. It's supposed to be a warm, light comedy. Honestly, I did not like it. I found it tiring. Malina was rather irritating too.
Powrót po latach nie był dla tej książki łaskawy, wątki są o wiele bardziej chaotyczne i skrótowe niż zapamiętałam. Niemniej nadal to fajna nostalgiczna wyprawa do Krakowa przełomu tysiącleci, przed UE, strefą euro, za to z uciekaniem przed wojskiem i dzwonieniem do siebie na stacjonarny
mam słabość do starych już polskich młodzieżówek i co mam z tym zrobić. nie zestarzała się raczej jakoś świetnie, ale audiobook był ogromnie przyjemny i totalnie umilił mi pisanie wypracowania z historii ♡
Tytuł od razu mnie kupił tworząc u mnie jakieś wrażenie, że to będzie dość ciekawa książka, ale im dalej to mój zapał powoli opadał. Była dość krótka, za to nawet przyjemna, chociaż napisana dość nietuzinkowo.