Wy to, Słaboniowa, zawsze tak zakręcicie, że człowiek sam nie wie, w co wierzyć, i widzi rzeczy, których nie ma.
W mroźny zimowy wieczór stara kobieta staje przy drewnianym płocie i jak co dzień spogląda bystrym okiem na rodzinną wieś. Gdzieś z nieprzeniknionych ciemności nadciąga zło, jakiego jeszcze mieszkańcy Capówki nie doświadczyli. Zimny, wschodni wiatr niesie ze sobą smród siarki, w głębi lasu świecą czyjeś czujne oczy, dziecko o twarzy starca sprowadza na bagna niewinne dziewczęta, a zrodzony z ludzkiego występku Strzygoń wychodzi na krwawy żer. Tylko stara Słaboniowa zna wszelkie diabelskie sztuczki i potrafi zaradzić nie tylko na nadprzyrodzone, ale również na zwykłe, ludzkie kłopoty.
W Starej Słaboniowej i Spiekładuchach świat ludzi miesza się ze światem duchów rodem ze słowiańskiej mitologii i ludowych podań, ludzkie tajemnice i fantazje materializują się nieraz pod zaskakującymi i przeraźliwymi postaciami, a mała wieś gdzieś przy wschodniej granicy z niewiadomych przyczyn wciąż jest nękana przez siły nieczyste.
Autentycznie prześwietna z jednym potężnym minusem. Jak zaczniesz czytać, to wsiąkniesz. Jak wsiąkniesz, będziesz chcieć więcej. A więcej nie ma.
Tu jest wszystko - fajny spooky klimat, słowiańskie (chociaż wiadomo, że to mocno umowne) demony, charyzmatyczna główna bohaterka i sympatyczny sidekick w postaci czarnego kota. Kocham absolutnie.
Wspaniała książka z prawdziwym klimatem polskiej wsi, w której nie jedna zmora może zapukać w okna mieszkańców. Czy będziesz gotowy stawić jej czoła, czy stwierdzisz, że to zwykłe zabobony?
I am breaking my rule of giving 5 stars only to books that I loved enough to read them again. This one I probably won't. I am giving it 5 stars for something else. It made me cry. Just a little, a soft cry for something ending, a closure, a kindness. I will say no more, otherwise I’d need to mark a ‘spoiler space’. Storywise, this book is not that unique. Small country village, not more than a farming community. Could be anywhere. This one happens to be in Poland, and the time is somewhere towards the end of XX century, modern enough for ubiquitous TV, old enough for traditional ways of life far far away from big cities. Small place, where neighbours know everything about each other, for better or worse. An old woman lives there alone. A widow, with grown up children who moved to the city. People in the village say the woman knows about herbs, and maybe other things that lurk unseen in the shadows, creatures taken straight from Polish folklore. Like a strzyga, or a zmora, or a kikimora - each of these creatures (and more!) has a story in this book, and the old woman, when asked for help, somehow always knows what to do. But this is not what makes the book special, not yet. There’s depth to these stories that span some 15 years. There’s lives of the people in the village, there’s a secret in the old woman’s past, there’s beautiful language, sometimes lyrical, sometimes humorous, sometimes wise and thoughtful. The place comes to life in this book. The summer heat, the moonlit night, the tree branches covered in frost, sparkling in the sun. You can see it, smell it, feel it. And then, in this landscape, the people. It is a great skill, to bring a person to life with one sentence. One more sentence, and you care deeply. There are author’s illustrations in the book. This intrigued me and I googled Joanna. I found that she is not a writer who draws, but an artist who happened to write a book. Perhaps this explains why the imagery is so strong in her writing. I hear there may be another book of hers coming. I hope it comes soon!
Po zastanowieniu jednak 5 gwiazdek. Długo odkładałam lekturę tej książki. Niepotrzebnie. Klimat małej wsi mnie zupełnie pochłonął. Myślę, że ta opowieść dużo zyskuje dzięki lektorce. Słuchałam audio i była to świetna realizacja.
Obrzędy, gusła, zabobony, słowiańskie potwory, wszystko zebrane i napisane tak, że czyta się z ogromną przyjemnością. To z jednej strony, ale z drugiej jest też opowieść o kobiecie, silnej, mądrej, symbolizująca odchodzący świat naszej kultury i symboliki. Mądrość Słaboniowej przydałaby się dzisiaj, żeby odganiać lęki, czerpać pocieszenie z przemijającego czasu i z bliskości kogoś, kto pomoże, kiedy sytuacja staje się beznadziejna. Świetna pozycja.
Zabobonna, wiejska, swojska i pełna stereotypów. Jedni poczują się jak w domu i włączą tryb nostalgiczny, inni pomyślą, meh, ok. Dla mnie, w trakcie słuchania było w porządku, ale w przerwach nic nie zachęcało mnie do powrotu i ostatecznie chyba do zapomnienia.
Znakomita książka. I pomyśleć, że gdyby Publio nie objęło jej jedną ze swoich niekończących się promocji, pewnie nigdy nawet bym o niej nie usłyszała. Czego tu nie ma! Słowiańskie legendy, ludowe wierzenia, chrześcijaństwo, egzorcyzmy, nawet dziadów nie zabrakło. Dzieje się. Jakby to nie wystarczyło, dochodzi do tego język, stylizowany na gwarę; przecudnie to wygląda, rozbija w puch patos i wywołuje co najmniej stłumione chichoty. Ciekawi, zindywidualizowani bohaterowie, ze Słaboniową na czele. No i te ilustracje - aż kupiłabym wersję papierową, bo tam muszą się jeszcze piękniej prezentować. Aż ciężko uwierzyć, że to debiut. Jedyne zastrzeżenie: liczyłam na jakieś zamknięcie wątku Klaudusi, zwłaszcza że narracja sugerowała, że Słaboniowa ma co do niego jakieś przypuszczenia. A tu nic.
Mały cytat na deser: "- Słaboniowo, a znacie jakiesiś ziółka, co by mu to wielkie bum z głowy wykurzyć? On nic ino cięgiem siedzi, te papirosy ćmi i o końcu świata duma. Ale przecie nijakiego końca świata nie bedzie, nie? - Sołtysowa patrzyła z nadzieją swoimi brązowymi, sarnimi oczami. - Po mojemu to do końca świata jeszcze trochu. Pewnikiem wincyj nad dwa lata. Pewnikiem wincyj nad nasze życie na ty ziemi - uspokoiła ją Słaboniowa, patrząc w niebo. - A mężowi dziurawiec parzcie, na nerwy dobre to je ziółko i śpik po tym lepsiejszy, i na noc telewizji niech nie oglunda, a już specyjalnie dziennika wieczorem, bo to nerwy rozmaite napędza."
Rzadko kiedy moja mama myli się, co do polecanych mi książek. Może dlatego pokusiła się, by kupić mi moją własną kopię i wsadzić ją do prezentu z okazji obrony doktoratu.
Słaboniowa ma wspaniały klimat. Idylliczność wsi przeplata się z nienaturalnym i nadprzyrodzonym, a ludzkie kontakty, jak zawsze, są bardziej zagmatwane niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Plus, akcja dzieje się na wschodzie, w moich rodzinnych rejonach i chociaż nie przemawia tu przeze mnie patriotyzm regionalny, to z łatwością mogłam poczuć się częścią tego świata.
Czasami nawet ponad stu letnia babcia może być fantastyczną wiedźminką. I jeszcze zrobi herbaty!
"Pomocy, Pafeu! Znowu jakieś ptaszysko wydziobało wszystkie dynie z pola. Co robić?" zawołała stara Franciszkowa. Pafeu podszedł do niej i powiedział: "To nie je zwykły ptok, to Birboza. A na Birboze jest tylko jeden sposób." Wyciągnął arbuza i podał go Franciszkowej. "Teraz Franciszkowa zrobi to, co powiem - dwa razy dziennie położy Franciszkowa kawałek arbuza z goferkiem przed domem. Po tygodniu Birboza da Wam spokój…"
Materiał sponsorowany przez użytkownika Daniel już wie.M
Kiedy sięgnąłem po tę książkę, nie wiedziałem, czego się spodziewać. Wiedziałem tylko, że pojawia się w niej Słaboniowa i jakieś demony z wiejskiego folkloru. Na tej podstawie założyłem, że będzie to prosta opowieść o tym, jak główna bohaterka radzi sobie z tymi stworami. Jednak miło się zaskoczyłem, bo dostałem znacznie więcej niż się spodziewałem.
Opowieść zaczyna się w małej wiosce Capówki, gdzieś na przełomie lat 70. i 80. Teofila Słaboniowa mieszka tam w swojej chacie, prowadząc niewielkie gospodarstwo. Mimo swojego wieku, bez trudu radzi sobie z codziennymi obrządkami. Jej życie płynie spokojnie, aż pewnego dnia do wsi przybywa demon…
Chociaż może tego nie widać z mojego krótkiego opisu (ani z opisu książki na Goodreads czy Lubimy Czytać), to demony i związane z nimi przesądy nie są głównym wątkiem. Słaboniowa nie jest typowym łowcą demonów, który z każdym rozdziałem staje w walce przed groźniejszym przeciwnikiem. Obecność demonów i ich wpływ na życie mieszkańców służy jedynie podkreśleniu zachowań i mentalności ludzi oraz przedstawieniu ich historii, czasem mrocznych, z Capówki. Uważam, że to świetny zabieg, ponieważ pozwala książce skupić się na ważniejszym temacie.
A tematem jest życie na wsi i związane z nim problemy. Często obserwujemy, jak ludzie dostosowuję się do ogólu mieszkańców, aby potem nie było, że "ludzie na wsi zaczną gadać". Dla wielu mieszkańców wieś staje się centrum ich świata, a oni sami starają się unikać sytuacji, które mogłyby zaszkodzić ich reputacji lub reputacji ich rodziny. Niestety, takie podejście często doprowadza do przykrych i patologicznych sytuacji - na przykład, gdy córki są zmuszane do małżeństwa wbrew swojej woli, dzieci są wychowywane według surowych zasad, aby nie przynieść wstydu rodzinie, a osoby, które postępują "nie po bożemu", są piętnowane. Jako osoba, która również dorastała na wsi, mogę potwierdzić, że niektóre z tych aspektów (niestety) przetrwały do dziś. Dlatego cieszę się, że autorka zwróciła uwagę na te problemy i pokazała, jakie niosą ze sobą konsekwencje.
Kolejnym ogromnym atutem jest sposób przedstawienia wsi. Muszę pochwalić autorkę za doskonałe oddanie ducha małej wiejskiej społeczności. Od sposobu mówienia, przez zachowania ludzi, wszystko zostało świetnie uchwycone. Jeśli ktoś chce dowiedzieć się, jak wyglądało życie na wsi, powinien przeczytać tę książkę! Akcja książki rozgrywa się na przestrzeni czasu, co pozwala nam obserwować zmiany zachodzące we wsi. Choć w ksiażce nie podane są konkretne daty, subtelne detale pozwalają czytelnikowi samodzielnie określić okres, w którym toczy się akcja. Podobnie jest z historią Słaboniowej - nie dostajemy jej wprost, ale poprzez drobne wskazówki możemy sami odkryć przeszłość głównej bohaterki.
Mam jedną istotną uwagę dotyczącą książki - niektóre postacie drugoplanowe. Ich zachowania bywają nielogiczne, co często mnie irytowało. Czasami trudno było zrozumieć, dlaczego postępują w taki, a nie inny sposób.
Podsumowując moją recenzję, gorąco polecam tę książkę. Uważam, że powieść ta skłania do głębokich przemyśleń i refleksji nad tym, co jest naprawdę ważne w życiu - nasze własne szczęście czy akceptacja innych. Dziękuję Danielowi za polecenie tej książki!
Trochę Wędrowycz w spódnicy, ale bez prostackiego humorku i prawicowych odchyłów. No i lepiej napisany. Momentami modern fantasy, chwilami horror, ogólnie sympatyczna lektura. Ładna gwarowa stylizacja języka, ciekawe antidotum na typowe polskie fantasy.
To co mi się naprawdę podobało, to pokazanie świata wiejskich kobiet - który dzieje się w kuchni, sklepie, obejściu, do którego mężczyzna nie ma dostępu. W tej książce mężczyzna jest albo pijany, albo nieobecny, albo opisany przez pełnioną funkcję (lekarz, policjant, wójt), a całe życie toczy się między kobietami, w ich oddzielnym świecie. To z czym mam problem to te momenty, w którym pojawia się katolickie imaginarium i demony, które zawsze przesiąknięte są seksem i to w nim właśnie jest problem. Trochę to burzy historia młodości samej głównej bohaterki, ale... nadal to seksualność w tych katolickich tropach jest głównym tematem. Dużo lepiej wypadają te opowiadania, gdzie demony są zwyczajne, ludowe...
Trochę magiczna, trochę prawdziwa i bardzo urocza książka, która sprawiła, że znowu poczułem się jak 8-latek spędzający wakacje u babci na wsi, słuchający starych historii o tym, “jak to było kiedyś”.
A bit magical, a bit true, and very charming, this book made me feel like an 8-year-old again, spending summer at my grandmother’s countryside house, listening to old stories about “how things used to be.”
Pani Joanno dziękuję za tę książkę . Strzygi,zmory ,kikimory to wszystko znajdziecie w tej książce i nie tylko.Siły nieczyste i stara Słaboniowa ,która przez mieszkańców wsi jest uważana za wiedźmę ,ale gdy dzieje się coś złego to oczywiście po ratunek do niej.Bardzo lubię taka tematykę i książkę po prostu chłonęłam. POLECAM !!!
Mógłbym przeczytać cały taki zbiór opowiadań o Słaboniowej, która walczy ze słowiańskimi upiorami i innymi wiejskimi stworami. Dobrze, że ich istnienie podyktowane jest ludzkimi ułomnościami, słabościami i błędami aniżeli listą z bestiariusza do ubicia na srebrny miecz. No i Słaboniowa jest najlepszą wiedźminką, ale to raczej oczywistość.
Ogólnie rzecz ujmując jest to fantasy o starej wiedźmie u kresu swojego życia, która bardzo nie chce ale jednak musi bronić swojej wsi przed wszelkimi szkaradami. Mamy tu plejadę polskich podań typu domowiki, południce czy zmory. Historia prowadzi nas nie tylko w polowanie na potwory, ale i w przemyślenia o zemście, starości, odchodzeniu i ogólnie problemach polskiej wsi.
Świetnie mi się to czytało, także ze względu na użyty język. Jest on mocno stylizowany, typowo wiejski, do tego stopnia że sam wychowując się na wsi kojarzyłem może kilka procent użytych tu słów. Cudowne jest tu to że autorka go po prostu używa jako kolejnego elementu świata. Żadnego oceniania. Żadnego przechwalania się jak to nie trudnym językiem potrafi się posługiwać. Żadnego walenia po łbie czytelników trudnymi słowami bo tak. Ludzie po prostu tak rozmawiali, a gdy przyjeżdżał ktoś spoza wsi miał równie trudno zrozumieć co zostało powiedziane jak sam czytelnik.
Świetna opowieść, naprawdę serdecznie polecam. Kawał dobrego polskiego fantazy. Nie wiem jak autorka, ale zakończenie sugeruje że losy Słaboniowej spokojnie mogą być kontynuowane, na co trochę liczę.
Wiedźmin w spódnicy? Bardzo proszę. Przed Wami ,,Stara Słaboniowa i spiekładuchy" Joanny Łańcuckiej! Capówka, XXI wiek. Mała i niczym niewyróżniająca się wieś w Polsce. Miejsce ciche, spokojne, w którym czas jakby stanął w miejscu. A w tej wsi babuleńka. Wiekowa już bardzo, na pozór zwyczajna, taka jakich wiele - skromna, może trochę mało towarzyska i wcale nie bogobojna. Pędzi sobie żywot niemalże pustelniczy, ale sielski, w ciasnej chatynce na uboczu wsi. Mimo tego, po Capówce krążą słuchy, że owa Słaboniowa wie ,,o rzeczach, co te się Pani kochanieńka, nie śniły największym fizjologom". I jak to często bywa, w tych pogłoskach jest trochę racji. Bo pod płaszczykiem nadszarpniętej zębem czasu statecznej pani, kryje się prawdziwa wojowniczka! Pogromczyni djabłów piekielnych, demonów przeklętych, zjaw przeróżnych i upiorów najstraszniejszych, co po tym świecie się plączą i na zgubę dusz ludzkich działają. Strzeżcie się potwory i strzygi! Na pomoc nieszczęsnym przybędzie Słaboniowa! Macie jakiś uraz do polskich autorów? Tak? No to gwarantuję, że Łańcucka wyleczy Was z tego raz-dwa. Książka to miks różnych gatunków. Koncept historii jest świetny i wyjątkowo przypadnie do gustu fanom mitologii słowiańskiej czy fanom chociażby takich utworów jak ten o Wiedźminie. Autorka kreuje świat nietuzinkowy. Przenosimy się do wsi prawie zapomnianej przez ludzi, ale w której nadal żyją pradawne stwory. Do tego szczypta magii i otrzymujemy iście bajkowy klimat, który połączony będzie z fragmentami wyjętymi jak z rasowych horrorów! Tak! Bo momenty, w których autorka opisywała opętanie, kojarzyły mi się już tylko z Egzorcystą Blatty'ego.😅 Niewątpliwie ta wybuchowa mieszanka będzie największym atutem powieści. Moją ulubioną postacią jest oczywiście krewka staruszka. Ta werwa, ten ogień i determinacja zmotywowałby do działania nawet umarłego. Jednocześnie, okazało się, że Słaboniowa jest tylko człowiekiem. Człowiekiem, który nosi w sobie wyjątkowo ciężką tajemnicę... Życzyałbym sobie, żeby polski rynek wydawniczy obfitował tylko w tak dobre książki. Joanna Łańcucka jest przykładem, że można.
No i przyszła wiosna. Słoneczko przygrzewa, kwiaty kwitną, wiaterek przywiewa zapach palonych śmieci od sąsiadów... człowiek robi się taki jakiś spokojniejszy, mimo tej całej pandemii, sentymentalny wręcz. Albo jak ma niskie ciśnienie jak ja, to nawet maziajasty i przelewa się tylko sennie z kąta w kąt...
W takie dni jak ten chcemy się zatrzymać i kontemplować chwilę obecną, której granica zaciera się z dawnym, rozczulającym wspomnieniem.
Na przykład wspomnieniem lata na wsi, gdy budziło nas pianie koguta i zapach ciepłych placków, świeżo smażonych przez ciocię. I gdy placki te zapijaliśmy jeszcze ciepłym, świeżutkim mlekiem...
Albo, jeśli sami nie posiadamy wspomnień z wiejskiego życia, czy choćby wakacji u rodziny, to wtedy możemy sięgnąć po książkę taką jak ta.
Książkę, którą czyta się właśnie tak, jak rozpamiętuje smak świeżego mleka czy papierówek prosto z drzewa.
Książkę, która sprawia, że czas staje w miejscu, a my przenosimy się do maleńkiej wsi - Capówki, gdzie życie naprawdę toczy się po wiejsku, a naszą przewodniczką jest tytułowa Słaboniowa - staruteńka wdowa, mieszkająca tylko z kotem Mruczkiem, pragnąca dopełnić swego żywota w spokoju i dołączyć do ukochanego w zaświatach.
Jednak poza sielskim obrazkiem maleńkiej wsi, poznajemy również wszelkie cienie życia w takim miejscu (a trochę ich jest) oraz spiekładuchy.
Bo jak się okazuje, Słaboniowa nie tylko jest starowinką, która zna się na ziołach i zamawianiu chorób. Słabioniowa widzi to, w co ludzie już przestają wierzyć i nazywają zabobonami, a co jakoś odejść nie chce i w spokoju zostawić bogobojnych mieszkańców. Każdy więc się modli, księdza prosi, Słaboniową od wiedźm wyklina, a koniec końców i tak to ją o ratunek prosi. Lub też nie prosi, jednak nasza bohaterka, mimo swych lat i złego traktowania, od ludzi się nie odwraca i spiekładuchy przegania.
Jest to połączenie obrazu dawnej wsi, ludowości oraz dawnych słowiańskich wierzeń, splecione w bardzo zgrabną i przekonującą do siebie opowieść. Czytając, przenosimy się do tej wsi, odczuwamy ją i przeżywamy każdą historię jak własną.
Historia otula nas i pozwala rozpłynąć się w sobie, polecam każdemu tę podróż.
Rzadko sięgam po książki z pogranicza fantasy. Ale co tu dużo gadać... świetna książka! Teofila Słaboniowa mieszka w małej wsi Capówka. Ludzie gadają, że jest wiedźmą. Lat ma "siedemdziesiąt alibo ośmdziesiąt, a może i dziewindziesiąt bedzie". W książce poznajemy ją, jej kota Mruczka, krewnych (wnuczkę Olę, chrześnicę Anetę), sąsiadów (Zapasiuków, Czarnego Jana, Latoszuków, Samoszuków, sierżanta Garcię, księdza Barytona) oraz... przeróżne stwory, które ich nawiedzają (m.in. przypołudnica czy strzyga). Wiejskie klimaty, gwara, słowiańskie wierzenia. No i główna bohaterka, której nie sposób nie polubić. Jest to książka, którą będę polecać każdemu :)
PS. Troszkę kojarzy mi się z książką "Raz w roku w Skiroławkach" - głównie ze względu na wieś, legendy i... kilka zbyt dosłownych opisów seksualnych.
Zdecydowanie nie są to moje klimaty, lecz książka była w porządku - szału nie ma, ale również nie była to "zła" pozycja. Ogromną zaletą tej książki była tytułowa bohaterka, Słaboniowa, która została świetnie wykreowana i zawsze poprawiała humor, nawet w tych najmniej ciekawych momentach. Uważam, że dobrą decyzją było przeczytanie czegoś "innego niż zwykle", dlatego też będę pozytywnie wspominać tę książkę.