Nikt nie dostaje życia na własność. Bliźniaczki Lanford wiedzą to aż za dobrze, wciągnięte w sieć intryg, kłamstw i poświęceń. Erin utknęła w niezwykłej szkole z internatem, udając swoją zmiennokształtną siostrę. Podejrzane układy z czarodziejką, łobuzerskie przepychanki z wilkołakiem i publiczne policzkowanie królewicza wampirów o dziwo nie ułatwiły ukrywania faktu, że jest człowiekiem. Alea nie może jej pomóc, bo podróżuje z grupą tajemniczych rewolucjonistów, by ratować kraj przed Wielkim Niebezpieczeństwem… w którego istnienie zaczyna wątpić. Kiedy część sekretów wychodzi wreszcie na jaw, wszystko jedynie bardziej się komplikuje, a za rogiem już czekają kolejne – tym razem bardziej złowrogie.
Nie umiem tej książki ocenić inaczej. Rozumiem podzielenie całej książki na trzy tomy, bo bo jest tego... sporo. Czytając na wattpadzie jakoś tego nie czułam. Widzę co może się ludziom tu nie spodobać, widzę lekkie niedociągnięcia, ale jakoś nie umiem się nimi przejmować. Nie mogę zliczyć ile razy się śmiałam. Humor jest cudowny, nie tylko bohaterów, ale też Kosmosu, który widocznie uwziął się na bliźniaczki Lanford wpisując w ich los nieustanny pech.
Mamy świetny balans dzięki dwóm perspektywom. Alea jest zamieszana w poważne, tajemnicze intrygi polityczne, a Erin... prowadzi bardzo intensywną dramę szkolną z liderem Wampirów. Czasem bohaterowie zachowują się głupio, ale tak naprawdę głupio, potem przypominam sobie, że mają po 16 lat i czy to nie jest idealny wiek do tego zachowania? Na bycie poważnym przyjdzie jeszcze pora.
Więc tak, Michael i Erin. Uwielbiam ich kłótnie, bo niby każda jest o to samo i nie wiadomo czy oni kłócą się tylko dla samej zasady, ale są fascynująci w tym ich zapale. Erin czasem zachowuje się jak idiotka, Michael jakby miał ego piłkarzyka, ale w tej części ujawnił nam się nowy Michael, i takiego kocham.
Uwielbiam!!!! Jedyna rzecz, której mi brakowało to opisy zajęć, bo na dobrą sprawę to mieliśmy tylko samoobronę chyba. Ale tak to mega przyjemna, a relacja Michaela i Erin aaaa 🫶. Podłoże polityczne w pierwszym tomie było dość nużące, a tutaj coraz bardziej mnie interesuję. Liczę że 3 tom będzie jeszcze lepszy. 💓
Do mojego wywodu na temat warsztatu pisarskiego autorki odsyłam do recenzji pierwszego tomu. Nie mam za wiele do powiedzenia bo za wiele się nie zmieniło.
Minęły dwa dni a ja już zdążyłam zapomnieć o co chodziło w tej książce. Okropnie długo przez nią brnęłam i się męczyłam co zdecydowanie negatywnie wpływa na ocenę, którą temu tomowi wystawiam. Ilość "przypadków" jest absurdalna. Michael zawsze przyłapuje albo wpada na Erin w nieodpowiednim momencie przez co fabuła zaczynała powoli przypominać Operę Mydlaną.
Ich relacja robi się coraz zabawniejsza i coraz bardziej zagmatwana. No wkurzyła mnie ta książka co potwierdzić może moja cierpliwie słuchająca narzekań przyjaciółka.
Znów przewracałam oczami, umierałam z cringu lub okazjonalnie się śmiałam. Klasyk.
WĄTEK POLITYCZNY UGH. Kompletna nuda, autorka wyjaśnia wszystko co objaśniła już w pierwszym tomie, nic się przez większość czasu nie dzieje, a kiedy już myślisz, że nadchodzi moment kulminacyjny...Nie, nie nadchodzi.
Postacie nadal pozostają jednowymiarowe i nic nie wskazuje na to, że miałoby się to w jakikolwiek sposób zmienić. No co mam więcej powiedzieć, w niektórych momentach rzeczywiście się zaśmiałam, uśmiechnęłam albo zaskoczyłam ale cała reszta leży. Pokładam nadzieje w trzecim tomie.
przyszła mi dzisiaj o 15, o 24 skończyłam czytać nie jestem w stanie za pomocą słów wyrazić jak bardzo kocham tę historię to jest totalnie moja comfort książka, płaczę i śmieję się równocześnie merin>>>> najlepsze jest to, że jak czytam sobie jakiś ikoniczny moment to przypominam sobie o różne komentarze z wattpada, które również na zawsze będą w moim serduszku <33
Czytanie "Mallaroy" to mój guilty pleasure. Drugi tom był zdecydowanie lepszy niż pierwszy i przyjemnie się go czytało chociaż momentami naprawdę się dłużyło, szczególnie na początku.
Jeśli miałabym określić jednym słowem, jak bardzo kocham historię dzieciaków z szkoły Mallaroy, to uwierzcie – nie znalazłabym w żadnym słowniku idealnego słowa, które by to określiło.
Dalsze losy znanej nam grupki z pierwszego tomu oraz pewnej siostry, która zamiast znaleźć się w prawidłowym miejscu, próbuje dowiedzieć się czym jest Wielkie Niebezpieczeństwo. A w tym czasie dowiaduje się, że gdy ona walczy po stronie, by zerwać pakt z Wampirami i Wilkołakami, jej bliźniaczka z dwoma wilkami się przyjaźni, a z Wampirem toczy walkę, jakby Michael Castalaw nie mógł jej nic zrobić (ale oczywiście Erin zapomina, że chłopak to Wampir, a dziewczyna jest zwykłym Człowiekiem).
UWIELBIENIE to za małe słowo, by powiedzieć, jak bardzo kocham styl pisania A.M. Juny. Każdy dopracowany detal, przeróżni bohaterzy, którzy nie “przenikają” obojętnie czytelnikowi, a dodatkowo fakt, że historię o bliźniaczkach pochłania się „na raz“ jest czymś fenomenalnym.
Znane mi we wcześniejszej wersji „Mallaroy” zostało również tutaj urozmaicone, jak i również niektóre fragmenty przepięknie podrasowane, sprawiając, że moja miłość do ulubionych scen się zwiększyła.
Tak naprawdę to chciałabym się do czegoś przyczepić, jak to mam w zwyczaju, ale ta książka jest idealna pod każdym względem i wręcz krzyczę z miłości, by dostać już finałowy tom!
4.5 bo osobowość Alei i tego jak ona totalnie we wszystko wierzy i nie ma ani odrobine krytycznej myśli która popchnie ją do jakiegoś czynu zamiast gadać „jeśli uciekne to na pewno stanie sie cos strasznego” była męcząca. ale michael 🛐🛐🛐
Zaraz po tym jak skończyłam pierwszy tom to sięgnęłam po drugi i zanim się obejrzałam, jego też skończyłam.
Książkę czyta się ekspresowo, ale nie podobała mi się ona w takim samym stopniu co „Mallaroy. Tom I”. Jest to kwestia głównego wątku, chociaż ciężko tu o takowym mówić, ponieważ w głowie mam, że pierwotnie Mallaroy to była jedna historia, która została sztucznie podzielona przez wydawnictwo na trzy części. Ale wracając do wątku, „Mallaroy. Tom II” w dużej mierze skupiało się na tajemniczych zaginięciach uczniów szkoły, a nie na poszukiwaniu klucza, które było traktowane jako zabawa. Z książki uleciała część nastoletniej beztroski, zrobiło się poważnej. Zmiana klimatu zapewne nie byłaby aż tak widoczna gdyby nie podział, ale jest jak jest i musimy to przeżyć. Alea zyskała więcej czasu antenowego, co mi nieszczególnie się spodobało, ponieważ dalej nie zapałałam do niej większą sympatią, ale rozumiem dlaczego jest ona tak ważna dla całości historii, zwłaszcza teraz, gdy Wielkie Niebezpieczeństwo jest już tak blisko. Napięcie pomiędzy Erin a Michaelem sięgnęło zenitu, więc teraz pozostaje tylko mieć nadzieję, że uczucia wybuchną, ale równocześnie liczę, że nie spowoduje to spadku ilości kłótni między nimi, bo są one zbyt zabawne, aby się ich pozbywać.
Czekam na mój egzemplarz „Mallaroy. Tom III” z nadzieję, że koniec nie złamie mi serca.
Dla mnie na tym etapie historii za mało się dzieje. Rozumiem, że to książka o nastolatkach dla nastolatków, więc siłą rzeczy szkolne problemy i relacje będą na pierwszym planie. Mimo to oczekiwałam, że autorka pozwoli nam wreszcie zobaczyć, jak wyglądają lekcje w tej szkole. Zwłaszcza sentrualne. Nie mamy też wglądu na szkolenie Alei. To sprawia, że w światotwórstwie tej powieści zieje ogromna, czarna dziura. Wiele rzeczy też jest klejone na ślinę. Np. Brak sensownego wyjaśnienia, jak ludzka szkoła daje się oszukać brakowi obecności Erin w jej szeregach, a samo Mallaroy nawet nie ma przebłysków zdziwienia, że ich rzekoma Alea nie przejawia nawet minimum nadprzeciętnych zdolności. Rozumiem, że ich system jest młody i niedopracowany, ale nie zaszkodziłoby fabule rzucić na to więcej światła. Ogółem spoko książka dla tych, co chcą poczytać o szkole dla magicznych istot, ale poza tym niewiele więcej dostaje się w tym tomie. Szkoda.
Tak jak w trakcie lektury 1 tomu miałam kilka „ale”, tak i tutaj ich trochę nazbierałam. Sęk w tym, że w przypadku tego tomu jest ich o wiele mniej. Już od pierwszych stron zostałam wrzucona w wir wydarzeń, z którego trudno się wydostać… może też dlatego, że niekoniecznie chciałam wychodzić z tego wiru, a raczej wolałam, aby mnie całkiem pochłonął. Szkolne życie Erin jest usłane dramatami i różnymi perypetiami i jej losy bardziej przypadły mi do gustu niż perspektywa Alei, która miejscami trochę mi nie pasowała do całości. Nie brakuje humoru, a dzięki lekkiemu stylowi autorki czułam, jakbym wróciła do czasów szkolnych z tą różnicą, że pełnym magii i fantazji. Klimat, który tak bardzo mi się podobał w poprzednim tomie , został zachowany, a wręcz pogłębiony.
Krótko mówiąc: 2 tom „Mallaroy” to naprawdę udana kontumacja serii i świetnie zapowiada kolejny tom. Potrzebowałam czegoś lekkiego, o wartkiej akcji i bohaterce, z którą z czasem mogłam się utożsamić – znalazłam i jest to właśnie „Mallaroy”.^^
duet erin i michaela to najlepsze co powstalo, a w tym tomie ich relacja wedlug mnie bardzo sie zmienila and i love it
kocham te paczkę przyjaciol i najbardziej keitha, a para tatiany i diego>>> moje sloneczka ❤️🩹❤️🩹
michael jezu!!!! jak ja go kocham😭😭
jedyne co mi sie nie podobało, to zakonczenie. nie przepadam za alea a jej perspektywa była naprawdę meczaca i monotonna, ciagle bylo opisywane to samo. pomijalam czasami opisy
musze jak najszybciej kupic 3 tom, bo mam wrazenie ze bedzie on najlepszy.
Nadal absolutnie kocham, szczególnie, że dostajemy w końcu w tym tomie Nicka. Uwielbiam te historie, bohaterów i podtrzymuje wszystko co mówiłam o 1 tomie tutaj. Bardzo podoba mi się strona w którą idzie tu relacja Erin i Michaela, bo to wydaje się tak naturalne jak na 16 -17 latków. Nawet gdy się z czymś nie zgadzam musze przyznać, że są tylko ludźmi( tak jakby), a właściwie nastolatkami i widać to na wskroś, co bardzo mi się podoba. Wiedząc w którą stronę to zmierza, boję się totalnie 3 tomu i po nim na pewno będę miała więcej przemyśleń
Tą książkę można porównać do nieśmiesznego żartu. W jednej chwili siedzisz w przerażająco nudnym i nieciekawym wątku a w drugiej musisz znosić nielogiczne i wręcz śmieszne zachowania głównej bohaterki. Główny wątek opowiadający o Erin wywołuje u mnie strasznie negatywne emocje.. mecze się na nim jednocześnie śmiejąc się z relacji pomiędzy nią a Michaelem. Pomimo tych wad książka jest całkiem zabawna (chociaż nie jestem pewna czy w dobrym tego słowa znaczeniu) i jednak potrafi wciągnąć, a co najważniejsze nie jest szkodliwa. 1.5/5