Czy stojący na wystawie orzeł z kalesonów naprawdę zachęcał do kupowania? Jak można było w zimie przetrwać dwa dni w kolejce po kredens? Od kiedy w sklepach była Coca-cola? Czy naprawdę kioskarki dziurawiły prezerwatywy? Więcej kupowało się książek czy wódki? Jaki ciuch kosztował tyle, co połowa Syrenki i czym pachniało w sklepach Baltony? Gdzie kupujących witały postaci z baśni Ali Baba i czterdziestu rozbójników? Gdzie można było usłyszeć: „czeńcz many”, a gdzie: „E, cwany gapa, nie bądź pan taki specjalista z miodem w uszach, pan tu nie stał!”?
Reportaż Wojciecha Przylipiaka to barwna opowieść o zakupowej rzeczywistości okresu 1945–1989. To świat wiejskich GS-ów i przeszklonych domów handlowych, prywatny handel i państwowe molochy. Pewex, Moda Polska i towary spod lady.
Autor oddaje głos ludziom po obu stronach lady: kupującym i sprzedawcom. Nie powiela mitów o epoce wiecznego niedoboru, ale buduje z fragmentów zasłyszanych historii świat rzeczywisty, niepozbawiony oryginalności, społecznej inicjatywy, codziennej ekscytacji. To także świat ponadczasowego polskiego designu, mody, która wciąż zachwyca, fantastycznych haseł reklamowych czy neonów.
Bywa sentymentalnie, często zabawnie, nieraz przerażająco. Zawsze za to – prawdziwie.
Mocne 3.5, bo dużo faktów i porządny research. A tyle, bo bywa nudnawo albo przytłaczajaco - mnogością faktów, nazw, nazwisk, dat, przypisów, niczym w szkolnym referacie. Oceniający czepiają się, że jest o wszystkim, bo o żywności, elektronice, modzie, urodzie, meblach. Dla mnie to zaleta. Tak samo historia domów towarowych, kmpików, kiosków Ruchu. Ciekawe to wszystko i przenosi w tamte czasy. Może nie na wszystko znajdziemy odpowiedzi, ale dowiemy się sporo. Wolałabym jednak więcej opowieści i sytuacji, a mniej wyliczania. Przez to czytanie się jakoś dłużyło.
Przylipiak managed to be far more informative in Zakupy w PRL than he was in Czas Wolny w PRL.
On the downside, the book comes across as very chaotic – the author jumps from one topic to the next quite randomly, and I confess, I often found his intellectual process completely incoherent.
Przylipiak has a tendency to over-abuse asterisks, and explain via references what could have been easily incorporated into the main text. After several pages, this habit becomes quite annoying; after several dozen of pages, you begin to skip references altogether.
My main quarrel with Zakupy w PRL is that it’s boring, and I’m sorry to sound blunt, but I found myself skipping through entire sections, or merely glancing at the photographs and moving on. Perhaps it’s due to Przylipiak’s haphazard stream of consciousness; perhaps it’s because he over-explains basic concepts, yet fails to give any context to obscure ones; as though he had no grasp on what his average reader might or might not know.
This is highly regrettable, because supply and demand in a centralized-economy country is a fascinating topic – from a shallow, touristy perspective of an outsider, of course – I don’t believe it was particularly fascinating to people who had lived it, and couldn’t buy clothes or food.
Nie wiem nawet, jak to ocenić. Tu jest dosłownie o wszystkim i o niczym. Trochę o żywności, meblach, prasie i ubraniach. Każdy temat, jak dla mnie, tylko liźnięty, bardzo powierzchownie potraktowany. Chcesz wiedzieć dlaczego były puste półki? Może były konkretne decyzje konkretnych polityków? No cóż, powodzenia - tego nie dowiesz się z tej książki. Nierównomiernie rozłożona tematyka - o kioskach ruchu czytasz i czytasz, natomiast o meblach czy ubraniach masz dosłownie kilka stron. To, co mi się najmniej podobało to ilość ilustracji. Jest ich po prostu za dużo. Chaotycznie rozmieszczone, czasami zajmowały całe strony. Na duży plus wypowiedzi pracowników sklepów. Książka-ciekawostka, bo raczej niczego nowego się nie dowiecie, jeśli chociaż trochę jesteście zapoznani z tematem.