Mimo zachodzących w świecie zmian Północ i Południe wciąż są podzielone. Czyhające za rogiem zagrożenie może teraz odmienić losy kontynentu…
Raina zwyciężyła w walce o tron – nie może jednak triumfować. Początek jej rządów naznaczony jest stratą. Ceną, którą musiała zapłacić za odebranie wujowi tego, co do niej należało, było życie jej siostry. Raina tkwi w szponach żałoby, ale mimo to musi stanąć w szranki z członkami Wielkiej Rady. Gierki szlachciców zataczają coraz ciaśniejsze koło wokół niej i rzucają cień na przyszłość królestwa. Mrok ma rozjaśnić słońce: nadciągają solaryci, aby skierować serca wierzących tam, gdzie uważają to za słuszne. Jakie są ich prawdziwe intencje? Czy smoki na dobre zagoszczą w Elendorze?
Na północy Antoinette została opuszczona. Fiyonn okazał się dokładnie tak bezwzględny, jak podejrzewała. W samotności zaczął realizować plan, dzięki któremu wreszcie dokona swej zemsty. Czy dzięki temu pojawi się nadzieja dla Tesarythu? Nic jednak nie usprawiedliwia go w oczach wiedźmy, która wciąż zmaga się z nowymi mocami. Oszukana przez arcyksięcia, wdaje się w dworskie intrygi i zawiera niespodziewane sojusze. Szybko jednak zdaje sobie sprawę, że potrzebuje arcyksięcia tak bardzo, jak on potrzebuje jej…
Wiem, że te dwie gwiazdki wyglądają mizernie, ale naprawdę jest lepiej niż w tomie pierwszym.
Nie jest to dla mnie nic specjalnego, ale przeczytałem w tym roku przynajmniej pięć książek, które podobały mi się mniej niż ta.
Jak zapowiadałem - serię porzucam. Nie widzę sensu w jej kontynuowaniu, ale na pewno jest to cieplejsze pożegnanie niż się spodziewałem. Kroczek w dobrą stronę został wykonany.
Trzymam kciuki za dalszy rozwój, ale już beze mnie.
Jest to typowy drugi tom które bardziej skupia się na bohaterach, historii i wykreowanym świecie niż akcji i dopiero pod koniec wszelkie działania nakierowują na epickie rzeczy, które będą działy się w ostatniej części
„— Czy naprawdę nigdy nie zastanawiałaś się, co w tobie siedzi? Dlaczego widzisz rzeczy, których inni nie widzą? Dlaczego słyszysz głosy, szepczące ci do uszu?” Mimo iż zachodzą zmiany, to północ od południ nadal są podzielone. Raina zapłaciła życiem własnej siostry, żeby przejąć rządy. Mimo iż jest pogrążona w żałobie, to musi grać w gierki ze szlachtą. Antoinette natomiast została oszukana i osamotniona. Niestety okazuję się, że będzie potrzebować arcyksięcia, który również ją opuścił... To kontynuacja Legendy O Popiołach I Wrzasku, więc nie będę za bardzo zagłębiać się w fabułę. Pierwsza część nie spodobała mi się i liczyłam, że druga będzie lepsza, niestety mam podobne odczucia, jakie miałam w pierwszej. Kiedy zagłębiałam się w tę książkę, to nie wciągnęła mnie w ogóle ani nie podobała mi się, szłam dalej, licząc, że będzie lepiej, jak już było gorzej. Miałam wrażenie, że nie było tutaj żadnych plot twistów, bo przez całą historię dostałam tylko suchą i płytką akcję. Jeśli chodzi bohaterów, w tym Antoinette i Rainę to ani jedna, ani druga nie wzbudziła we mnie swoim postępowaniem i osobą kompletnie niczego. O intrygach nawet nie wspomnę, bo nudziłam się jak mops. Pieśń O Płomieniach I Mroku bardzo mnie zawiodła. Naprawdę liczyłam, że będę się dobrze bawić.
Zdarza się wam czytać książki popularnych twórców book mediów?
Ja przyznam, że czytam, ale bardzo rzadko. Jednak w przypadku dziewczyn "bestselerek" oglądałam je kiedyś nagminnie. Dlatego od razu po premierze przeczytałam "ostatnią godzinę", czyli ich debiut. Bawiłam się na tej książce bardzo dobrze, ciekawa historia i fajnie bohaterowie widać, że debiut, bo warsztatowo to jeszcze nie było dobrze, ale wyszło to całkiem zgrabnie. Natomiast kiedy wyszła ich druga książka, zaczęły pojawiać się skrajne opinie, dlatego też czekałam na przeczytanie ponad rok, aż wyjdzie drugi tom. I wiecie co, rozczarowałam się bardzo.
Współpraca recenzencka wydawnictwo we need ya-opinia negatywna
Ja czytam dużo przeróżnej fantastyki. Często czytam książki, które się nikomu nie podobają, a ja im daje 5⭐️. Sądziłam, że „legenda o popiołach i wrzasku” to książka idealna dla mnie, a odbiłam się od niej strasznie. Nudni bohaterowie, fabuła rozciągnięta do granic możliwości, a pomysł był bardzo fajny, jednak wykonanie go jest okropne. Książkę zaczynam od przedstawienia Antionette, jej perspektywa byłam okropnie nudna, nic się nie działo i miałam jedynie ochotę na przekartkowanie tego co robi i mówi. Ale nie tylko ona jest nudziarą, bo wszyscy bohaterowie nie ma ją w sobie nic ludzkiego np. Cechy charakteru Raina i Rose powiedziane są nam tak o w rozmowie. Nie dowiadujemy się tego poprzez patrzenie na ich dokonania czy zachowanie. Pierwszy tom to dla mnie 1/5 ⭐️, co do drugiego temu, no ciężko.
Językowo i stylistycznie, a także cała ta otoczka fantastyki i wykreowanego świata, no po prostu jestem na nie. Nie było tu nic, co w żaden sposób by mnie zaangażowało czy zachęciło do sięgnięcia po drugi tom i gdyby nie fakt, że dostałam go w ramach współpracy recenzencki, nie przeczytałabym tego.
Drugi tom był nieco lepszy i naprawdę tylko nieco, bo widać, że rok czasu pozwolił na rozwinięcie trochę tego warsztatu Pisarskiego, ale nadal historia jest okropnie nudna. Tu się nic nie dzieje niby mamy opisane, że idą i coś robią coś, a tak naprawdę my stoimy w jednym miejscu i tylko to obserwujemy, a nie bierzemy czynnego udziału w tej książce. Ja naprawdę chciałam, żeby ta seria mi się spodobała. Widziałam masę zachwytów z tych dużych kont i zderzyłam się naprawdę ze ścianą w momencie kiedy siadłam i nie wiedziałam co i po co czytam. Jestem bardzo rozczarowana po tej promocji i tym na jaką Świetną historię ta książka była kreowana.
Kontynuacja „Legendy o popiołach i wrzasku” jest świetnym rozwinięciem nie tylko samej historii, ale również bohaterów i samego świata. Moim zdaniem światotwórstwo jest najlepszym elementem tej powieści. Zarówno Północ jak i Południe zostały doskonale poprowadzone pod względem kultur, intryg, polityki oraz magii.
Dostajemy nowe perspektywy, które dodają wielu smaczków do tej historii, a samo zakończenie jest świetnym rozwiązaniem, mogącym w przyszłości wiele namieszać 🤭
zaczynając czytać "Pieśń o płomieniach i mroku" byłam pozytywnie nastawiona, pomimo faktu, że pierwszy tom jakoś mnie "nie porwał". słyszałam wiele pozytywnych opinii o drugiej części, o tym, że ma być bardziej angażująca - zresztą byłam ciekawa jak dalej potoczy się akcja. ale szczerze? nie wiem skąd ta książka ma takie dobre opinie. to znaczy - jeżeli komuś się podobała - super, świetnie, cieszę się waszym szczęściem, ale dla mnie? to zdecydowane nie. dlaczego? otóż czytając pierwszą część myślałam, że może nie jestem w nią zaangażowana przez zastój czytelniczy, że może trafiła u mnie na zły czas. czytając drugi tom, zdałam sobie sprawę, że to ta seria wywołuje u mnie zastój. męczyłam się czytając tę książkę i prawdopodobnie byłby to mój dnf gdyby nie fakt współpracy recenzenckiej - bo jako że zakończenia są dla mnie istotną częścią historii postanowiłam także tę dokończyć. więc jaki mam z nią problem? jest straszliwie nudna. to naprawdę cegiełka, ale akcji w niej nie ma - to znaczy - jakaś jest, ale rozgrywająca się tak wolno i na tyle nieinteresująca, że zupełnie nie czułam potrzeby powrotu do tej historii. chociaż to drugi tom, więc liczyłam na "przyspieszenie" wydarzeń to... nie. tu się dzieje jeszcze mniej niż w części pierwszej. bohaterowie są zupełnie... nijacy. każdy jest niemal taki sam, nikt się nie wyróżnia. oni po prostu są - ale relacje między nimi są płaskie, ich przemyślenia to same oczywistości rozpisane na długie rozdziały. dodatkowo kilka postaci pojawia się na poczatku tej książki, ale później? słuch po nich zaginął. zero ich punktu widzenia. nie wiadomo co się z nimi dzieje. język? przeciętny. gdyby przedstawiał coś ciekawego mógłby być przyjemny. ale tutaj brakuje i akcji, i ciekawych bohaterów, i mądrych przemyśleń, i pięknego języka. wszystko jest TAK PRZECIĘTNE, że nie ma tu żadnego aspektu motywującego do czytania. "Pieśń o płomieniach i mroku" to dla mnie OGROMNY zawód, bo naprawdę chciałam dać tej serii szansę. w teorii podoba mi się system magiczny zastosowany w książce, ale całość... to zupełnie zmarnowany potencjał, książka napisana w taki sposób, który całkowicie odebrał mi radość z czytania. 1⭐/5⭐
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że drugi tom spodobał mi się jeszcze bardziej niż pierwszy. Podchodziłem do czytania go z jeszcze większymi wymaganiami niż do pierwszego, z tego powodu, że pierwszy tom był naprawdę świetny.
Nie zawiodłem się, nie dość, że dostajemy w tej części wiecej perspektywy północy, która jest dla mnie o wiele ciekawsza niż południe, to bylo naprawdę na plus zwłaszcza, że w tomie pierwszym tej północy było mniej.
Z racji, że zyskujemy więcej perspektywy z północy, dostajemy również więcej Antoinette i Fiyonna, a przynajmniej tak myślałem. Zawiodłem się trochę na tym, że pomimo iż w tej części części było mówione o nich to mimo wszystko nie byli oni nawet razem a jedynie osobno, kocham całym sercem ich polaczenie a ten fakt, że nie byli razem trochę mnie dobił.
Za to dostajemy znacznie ciekawszy wzgląd na wydarzenia z południa. Większość wydarzeń odgrywa się w zamku, a jak wiemy dworskie klimaty>>>. Na dodatek wciąż ciągnął się temat smoków, które po prostu uwielbiam i wydaje mi się, że są jednymi z najlepszych stworzeń nadprzyrodzonych!
Wspomnę jeszcze, że styl pisania autorek jest bardzo przyjemny co jest jak najbardziej na plus. Nawet kiedy znajdowaliśmy momenty, w których fabuła praktycznie stała w miejscu i wydawała się nudna to dzięki temu stylowi pisania, mogliśmy przez książkę płynąć.
Nie wiem co wiecej mógłbym napisać poza tym, że z niecierpliwością wyczekuje kolejnego tomu!!!
Kończąc recenzję pierwszego tomu, wyraziłam nadzieję, że drugi mnie porwie. Czy tak się stało? No... niestety nie.
POPiM była dla mnie łatwiejsza w odbiorze niż LOPiW. Mniej oporna. Początkowo uznałam to za dobry znak, ale szybko stwierdziłam, że to tylko przyzwyczajenie do pióra Bestselerek.
To nie jest książka zła i chcę, żeby to wybrzmiało. Jest za to potwornie przeciągnięta. Mogłaby być w połowie tak długa jak jest i zawierać tyle samo wydarzeń, bo jak przekonacie się, czytając - jest ich niewiele. Autorki zrobiły z drugiego tomu coś przejściowego. Na północy stagnacja głównych bohaterów tym razem została rozciągnięta na dwa końce kraju, bowiem Antoinette i Fiyonn się rozdzielają. Na południu całkowite zaprzeczenie zakończeniu pierwszego tomu, ale nie będę spoilerować.
Chciałabym porozmawiać o dwóch piórach osobno.
Południe pisane przez Martę Gajewską: ponownie lepiej czytało mi się te rozdziały. Z prostej przyczyny - do postaci tam wykreowanych da się przywiązać, a gdzie trzeba poczuć ich emocje. Były chwile, w których uznałam, że to wszystko jest na wyrost, ale koniec końców myślę, że przedstawienie dramatycznych przeżyć jednej z postaci, które były tu na pierwszym planie, było udane. Scena, w której wspomniana postać wylewa z siebie całą złość - wow. Brakowało mi smoków, krwi, kurczę, jakiejś akcji! Widać, że ta z autorek czuje fantasy, a więź ze smokami jakby pisała ze swojego wnętrza. Jest tylko jeden problem jaki mam z jej piórem - ponownie ten sam. Czasami opisy są niejasne, zbyt chaotyczne. Miały być tajemnicze, a wyszły niezrozumiałe. Inne fragmenty są przegadane, napisane na szybko, żeby odklepać i przejść dalej. No ale może lepiej, jeśli miałaby to wszystko rozciągać bardziej.
Jeśli chodzi o północ Anny Bartłomiejczyk: zwyczajnie nie umiem polubić. bohaterów. Miotają się zamknięci w wieży czy w domku na klifie, mielą te same przemyślenia i niewiele mają w sobie emocjonalności. Jak posągi. Natomiast wyjątkowo dobrze mi się to czytało przez wzgląd na styl autorki. Ona naprawdę umie pisać, ale jak mi się wydaje, lepiej odnalazłaby się w literaturze pięknej niż w fantastyce. Damn, naprawdę chętnie to przeczytam. Niech to będzie coś rozciągniętego, niech bohaterowie biją się z myślami i przeżywają w spokoju i ciszy te swoje dramaty. Cała ta magia byłaby niepotrzebna.
Podsumuję to tak: drugi tom podobał mi się bardziej niż pierwszy, ale miałam mniejsze oczekiwania. Może przeczytam tom trzeci, bo cały czas liczę na tę epicką akcję, wielką wojnę, do której poznałam wstęp, ale nie jestem pewna. Na pewno jestem fanką Bestselerek na polu booktubowym, ich opinie są dla mnie cenne, ale niezupełnie czuję ich książki. A szkoda, świat ma ogromny potencjał. (Swoją drogą mocno czuć inspirację Samanthą Shannon.) Wykreowana magia - wspaniała. Uwielbiam takie klimaty. Ale nie lubię czekać i czekać na coś, co nie nadchodzi.
Pierwszy tom trylogii stał pod znakiem kontrastów. Była to bowiem książka, w której rozwijający się bardzo powoli wątek na Północy był o wiele ciekawszy niż nastawiona na akcję historia na Południu, gdzie bohaterowie przemierzyli połowę kontynentu, odkryli, że smoki istnieją, zdążyli wrócić i jeszcze wygrać bitwę o tron. Przewidywalny, ale zdecydowanie bardziej przemyślany wątek północny, w który autorka włożyła choć trochę serca kontra wątek na Południu, gdzie kartonowe postacie tworzyły relacje, w które nie dało się uwierzyć a wartka akcja wcale nie sprawiała, że historię w ogóle chciało się poznawać.
Natomiast w drugim tomie nic się nie wyróżnia. Wątek na Południu zwolnił i z jednej strony jest to dobra informacja, bo tempo książki jest bardziej wyrównane, ale tym samym wszystko zlało się w jednolicie nudną i rozciągniętą na zbyt wiele stron ścianę tekstu. Niestety negatywne wrażenie na temat południowego wątku po przeczytaniu pierwszego tomu ze mną pozostało i nie potrafiłam wykrzesać z siebie jakiegokolwiek zainteresowania czymkolwiek co się tam działo i do przodu pchało mnie tylko zainteresowanie wątkiem Antoinette, które po jakimś czasie również wygasło.
Po raz kolejny wątek południowy jest moim zdaniem tym gorszym elementem całej książki. Nie wiem, czy już wtedy autorki wiedziały, że jakoś muszą zamknąć całą historię w tylko trzech tomach, ale dosłownie wszystkie wątki na Południu były bardzo rozrzucone i pourywane. Wiele elementów i nawet zdawałoby się ważne wątki jak uwikłanie Lashana i Jamesa w zamach na króla zostały tam po prostu wrzucone na początku książki i niewspomniane już nigdy więcej. Perspektyw jest tam aż 6 i przez ich wielość żadna nie mogła zostać do końca rozwinięta przez brak miejsca.
Tę serię można określić jednym słowem: przeciętna. Jej największym grzechem mimo wszystko pozostaje fakt, że jest po prostu niesamowicie nieciekawa. Styl pisania jest poprawny i nie wzbudza żadnej chęci do dalszego poznawania tej historii. Nie ma znaczenia jakie pomysły autorki wprowadzą i tak będzie to pewnie napisane w tak samo nieangażujący sposób.
Na koniec dodam tylko, że nie wiem kto w wydawnictwie wpadł na pomysł, żeby serię, która ma bardzo średnie recenzje i jest na rynku od dwóch lat określić mianem kultowej, ale był to raczej strzał w kolano.
This entire review has been hidden because of spoilers.
Poprzednią część oceniłam na 3,2/5, ta część jest nieco lepsza, ale kompletnie nie zasługuje na 4 gwiazdki na 5. Oceniłabym ją na mocne 3,55/5, ale ponownie - nie bawiłam się za dobrze. Nie jestem fanką stylu pisania autorek, uważam, że nieco za bardzo się rozpisują i z tych 530 stron można było na luzie zrobić 300. Ogromnym plusem jest za to fakt, że tempo wątków znacząco się wyrównało i teraz nie ma się wrażenia jakby czytało się dwie różne książki. Jako że jest to świeża premiera, to nie będę dawała żadnego spoileru, ale jest pewna jedna rzecz, która cholernie mi się nie spodobała i uważam, że była takim pójściem na skróty albo próbą naprawienia błędu z 1 tomu. Nie wiem, mogę się jedynie nad tym zastanawiać.
Podsumowując - 2 tom jest znacznie lepszy, ale dalej nazwałabym go przeciętnym w porównaniu do innych książek fantasy. Trzeciego tomu już raczej nie przeczytam (poczekam raczej dłuższy czas na jakiekolwiek recenzje i jeśli dowiem się, że jest dobra, to może wtedy się skuszę).
EDIT: zapomniałam dodać, że okładka jest przepiękna i jest to kompletny glow up względem 1 tomu.
4,5/5 ⭐️ Uwielbiam klimat tej książki. Intrygi, zawiłe sytuacje, religie, konflikty TO WSZYSTKO MA SENS. Cały styl pisania, otoczka sprawiają, że nie obawiam się, że nagle bohater/ka zrobi coś głupiego, no wbrew sobie, ale popularnego i schematycznego. Nie budujemy tu na siłę wątku romantycznego. To wszystko jest dużo bardziej skomplikowane, bo nasi bohaterowie są skomplikowani. To tom pełen emocji, bezsilności i próby wywalczenia dla siebie władzy przez nasze bohaterki. Tak bardzo podoba mi się konflikt dwóch braci, jego wielowarstwowość i to, że przez ten tom już nie jestem jednoznacznie opowiedziana po którejś ze stron. Północ i Południe się połączyły i dopiero teraz widać, że perspektywy, które wydawało się, że nie mają ze sobą nic wspólnego, mają, i to dużo. Wciąż najbardziej kocham Antoinette i jej przemianę.
Okej, jak z samego początku byłam średnio przekonana, tak ostatnie 250 stron przeczytałam za jednym zamachem, także coś ewidentnie jest na rzeczy. Powiedzieć, że bawiłam się jak wydra w rzece, to jak nie powiedzieć nic! Mało jaki świat fantasy wciąga mnie tak, jak ten. Północy, masz moje serce, ale Południe zawłaszczyło sobie moje emocje. Zwłaszcza w końcówce. Takich rzeczy się nie robi, okej? Takiego napięcia się nie buduje, kiedy nie wiadomo, kiedy nadejdzie kolejny tom. Ktoś coś?
Czy ktoś pamięta jeszcze nierówne pod względem tępa, przeciętne LOPIW? To mam dla was świetną wiadomość, bo POPIM jest o niebo lepsze. Autorki starają się pracować nad tym, co kulało wcześniej i to napawa mnie wielką radością. Zwłaszcza pisarstwo Marty zalicza wyraźny glow-up. Fabuła na południu nie pędzi już na łeb na szyję, a wszystkie wydarzenia są wiarygodne i logiczne. Z kolei część północna, pisana przez Annę, stała się wyraźnie szybsza, chodź nadal w pewien sposób flegmatyczna.
Cieszy fakt, że POPIM nie jest tak wyraźnie podzielone jak LOPIW. Tempo obu wątków się wyrównuje i nie odczuwa się już dysonansu. I chociaż niemal do samego końca postacie z obu części kontynentu się nie spotykają, przez całą książkę widać wzajemne nawiązania i splatanie się fabuły w jedno.
Ta część bardzo różni się od swojej poprzedniczki (a przynajmniej wątek południa przebiega zdecydowanie inaczej). Tak jak w pierwszym tomie połowa książki była nastawiona na akcję, pościgi i wybuchy, tak w drugim tomie oba wątki skupiają się na dworskich intrygach. I jest zarówno plus jak i minus tej powieści. Jakby nie patrzeć, ta książka jest o tym, że bohaterowie siedzą i rozmawiają (no chyba, że jesteś Fiyonnem, to gadasz sam do siebie). Łatwo o znużenie, kiedy nie ma scen akcyjnych. Mimo to, takie prowadzenie tej książki, zdecydowanie opłaciło się autorkom. Wszystkie te rozmowy i przemyślenia były o wiele ciekawsze niż napchane wydarzeniami LOPIW.
Jeśli chodzi o postacie, najmilej zaskoczyła mnie Tosia. Dziewczyna zyskała werwę i pewność siebie, przestała sama siebie traktować jak pionek na czyjejś planszy. You go girl! Postać Fiyonna odrobinkę mnie zawiodła. Może to za sprawą dodania jego perspektywy w rozdziałach? Zgadzam się z opinią, że odebrało to tajemniczości tej postaci. Całą książkę siedziałam i czekałam na moment, w którym dostrzegę nikczemną stronę Fiyonna, tym czasem Fiyonn siedzi całą książkę i tęskni za Tośką. XD Paradoksalnie najlepszą scenę zaliczył pod koniec, w rozdziale opisywanym przez Martę. Miałam nadzieję na jeszcze większy nacisk na postać Valianta. Niby go poznajemy lepiej, ale nadal wypada dość blado. Jest taki, nie wiadomo czy w końcu dobry czy nie, co miało intrygować, ale nie za bardzo wychodzi, przynajmniej w moim odczuciu. Raina mnie już tak nie wpieniała jak w pierwszej części. Na plus. Mimo wszystko kobiecie nadal brakuje stanowczości, jakiegoś wewnętrznego płomienia. Jamesa mogłoby nie być. Nie wiem po co ta postać w ogóle istnieje na ten moment. Basha też jakby nie było. A potem mu odpierdala, trochę nie wiadomo dlaczego. Vas i Veer trochę za bardzo zlewają się w jedną osobę. Niby autorka podaje różnice charakteru między nimi, ale czytając ich rozdziały w zasadzie nie wyczuwa się żadnej różnicy.
Reszta postaci wypada ok. Ci z północy są trochę bardziej wyraziści, przynajmniej mniej więcej pamiętam kto kim jest. Doradcy z południa zlewają mi się też w jedno.
Podsumowując, o wiele lepszy, równy, ciekawszy od poprzednika tom. Udało się dużo rzeczy poprawić. Teraz czas, na popracowanie nad akcją, lepsze wprowadzanie napięcia. Może fakt, że wątki w końcu się połączyły, zaowocuje czym bardzo dobrym? Ostatni rozdział zapowiada, że właśnie tak może być. Trzymam kciuki za dziewczyny!
Mam sentyment do tej serii (wiemy już od Bestselerek, że to nie będzie trylogia, a więcej części), bo pierwszy tom był moim pierwszym postem o książce na tylkosubiektywnie (https://www.instagram.com/tylkosubiek...) i pamiętam, że to książka, która była iskierką do chęci podzielenia się opinią trochę szerzej niż tylko pośród bliskich i znajomych. Mam wrażenie, że na pierwszym tomie, co poniektórzy budowali swoje zasięgi na krytyce tej książki i oczywiście rozumiem, że każdy ma swój gust i ma prawo do opinii, ale wyczuwałam też mocny ból dupska o to, że ktoś spełnił marzenie należące do prawdopodobnie większości wielbicieli książek (wydanie książki widocznej na rynku wydawniczym). Chciałam sprawdzić na sobie, czy jest tak źle, jak niektórzy twierdzą i się miło rozczarowałam, bo to bardzo fajna fantastyka z przemyślanym światem i ciekawie zarysowanymi bohaterami, którzy się dopiero rozkręcają.
Drugi tom również mi się podobał i doceniam polityczne manewry i rozstawianie pionków po planszy na mapie tego świata, ale czuję, że to dopiero początek i wstęp do właściwej akcji. W "Pieśni o płomieniach i mroku" dostajemy rozbudowanie przedstawienia jak działa magia w tym świecie i to jakie może mieć możliwości oraz wpływ na fabułę. Bardziej wyrównane jest również tempo akcji pomiędzy wydarzeniami na Północy i Południu i dostajemy potężny plot twist, który sprawił, że po zobaczeniu pewnego imienia postaci, podczas przewracania stron, opadła mi szczęka i długo nie chciała wrócić na miejsce ;)
A zakończenie sprawia, że chciałoby się mieć ten trzeci tom już na półce!
Ehh, od czego tu zacząć... Nie chcę wchodzić w spoilery, więc recenzja będzie dość taka 'na około', but let's start
Na pewno w porównaniu do pierwszego tomu tempo akcji jest wyrównane niestety momentami jest trochę za wolne. Najbardziej to widać przy wątku Południe, gdzie przez większość książki 'akcja' po prostu stała w miejscu - co moim zdaniem było spowodowane za szybkim rozwojem fabuły w pierwszym tomie. Zostając przy wątku Południa na pewno muszę wspomnieć o tym jak dla mnie ogromna bzdura i wytrych fabularny dzieje się w połowie książki. Bałam się, że to się stanie, ale jednak miałam trochę nadziei, że może będzie ograne to w inny sposób (dla przykładu mogę podać podobną sytuację z serii 'Wojen Makowych' Kuang) Niestety ten wątek tak drastycznie odbił się ocenie gwiazdkowej i osobistej tej książki oraz dla mnie strasznie wpłynęło to na opinię pierwszego tomu - teraz ta książka, a bardziej jej zakończenie było po prostu tanim i nieprzemyślanym faktorem szokowym. Personalnie miałam ogromne problemy z zaangażowaniem się w tę historię, jednak to nie musi być problem książki - pozycja ta trafiła na okres, kiedy pierwsza sesja na magisterce bardzo mocno wpłynęła na prawie każdy aspekt mojego życia, w tym także czytanie. Także myślę, że tutaj nie będę przypisywała tego jako minus książki. Warsztatowo nie było źle - nie czułam, że książka jest pisana przez dwie osoby co dla mnie jest dobrym plusem. Myślę, że dam szansę kolejnym tomom jednak nie będzie must read
Pieśń o płomieniach i mroku Nie tak dawno temu, na polskim rynku wydawniczym było głośno o pierwszym tomie napisanym przez Martę Gajewską oraz Annę Bartłomiejczyk. Jako zagorzała fanka fantastyki musiałam się skusić zarówno na pierwszy, jak i drugi tom.
Raina zdobyła upragniony tron. Jednak nie za niską cenę. Jedna walka została wygrana, lecz przed nią jeszcze wojna. Musi zawalczyć o swoją pozycję, otaczana przez nieprzychylnych jej dworzan czy szlachciców. Tak, roi się tutaj od niesamowitych plot twistów i dworskich intryg!!! Północ wciąż jest podzielone Południem. Nadciągają nowe zagrożenia, a królestwo jest niespokojne. Musicie mi uwierzyć, ponieważ nie chcę za dużo Wam zdradzić. Tak jak w poprzednim tomie, tak i w tym: dzieje się tu tyle, że łatwo wypaść z toru i się pogubić.😂
Nasze cudowne Autorki po raz kolejny pokazały swój kunszt. Napisały powieść fantasy najwyższych lotów. Jako osoba doświadczona z tym gatunkiem, myślę iż mój osąd ma swoje podstawy i jest sprawiedliwy. „Pieśń o płomieniach i mroku” śmiało mogę porównać do „Gry o tron”. Pełno intryg, zawiłości, zagadek i tajemnic. Wykraczające poza naszą wyobraźnię wątki fantastyki. Oraz przede wszystkim niezwykle silne, kobiece bohaterki. Pokochacie je, ich siłę, zapał, charyzmę całym sercem. Jeśli jeszcze nie czytaliście poprzedniego tomu, koniecznie zacznijcie z nim swoją przygodę. Jeśli tak, to nie czekajcie i zapoznajcie się z tą zapierającą dech w piersiach kontynuacją!!