W jeziorze niedaleko Chełmży komisarz Gross znajduje ciało starszego człowieka. Nieszczęśliwy wypadek, samobójstwo, a może jednak morderstwo? By wyjaśnić sprawę, policjant zagłębia się w przeszłość ofiary. Szybko przekonuje się, że historia zmarłego mężczyzny skrywa w sobie mrok.
Granice człowieczeństwa przesuwają się, gdy na szali leży życie najbliższych. Czy ten, kto ignoruje krzywdę ofiar, by zapewnić bezpieczeństwo rodzinie, staje po stronie katów?
Niezabliźnione rany z odległej przeszłości jątrzą się, a pakt milczenia utrudnia rozwikłanie tajemnicy. Bernard Gross staje przed jednym z największych wyzwań w swojej policyjnej karierze, jednocześnie zmagając się z poszukiwaniem odpowiedzi, kto stoi za krzywdą jego własnej rodziny.
Kontynuacja bestsellerowej i wielokrotnie nagradzanej serii Roberta Małeckiego to literacki majstersztyk, trzymający w napięciu do samego końca.
Robert Małecki (ur. 1977 r.) politolog, filozof i dziennikarz, ale przede wszystkim miłośnik kryminałów i thrillerów oraz nowej zabawki – czytnika ebooków; szczęśliwy uczestnik warsztatów kreatywnego pisania realizowanych w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu, a także tych organizowanych przez Maszynę do Pisania; laureat ogólnopolskich konkursów na opowiadanie kryminalne (MFK Wrocław i Kryminalna Piła). Jeśli w jego głowie nie pulsuje bas Bena Otręby i nie rozbrzmiewają solówki Jurka Styczyńskiego, znaczy, że jest chory. Do tej pory nie był.
Naczekałam się na najnowszą powieść z Bernardem Grossem, naczekałam, ale po stokroć było warto. A o kunszcie Roberta Małeckiego, umiejętności trafiania w serca i zapadania w pamięć czytelników, świadczy fakt, że mimo upływu niemal czterech lat od wydania części trzeciej historia Grossa i jego postać były dla mnie tak żywe, jakbym zetknęła się z nimi wczoraj. Zupełnie jak z przyjacielem spotkanym po latach, z którym od razu czujemy tę samą więź i nić porozumienia, a upływ czasu nie ma najmniejszego znaczenia.
Również niespiesznie tocząca się akcja, tak charakterystyczna dla wcześniejszych książek autora pozwoliła mi od pierwszych stron wczuć się w ten sam klimat jak przed laty. Dobrze było wrócić na chełmżyński posterunek policji i towarzyszyć komisarzowi Bernardowi Grossowi i jego podwładnej Monice Skalskiej w kolejnych dochodzeniach. W dwóch sprawach, pozornie oczywistych jak samobójstwo starszego mężczyzny i wypadek drogowy, w którym ginie kobieta niektóre dźwięki brzmią fałszywie mobilizując dociekliwą parę śledczych do zagłębiania się w przeszłość ofiar.
Przeszłość, która nigdy nie dała odetchnąć również Grossowi, ponownie o sobie przypomina dostarczając nowych faktów w sprawie napadu na jego żonę sprzed lat. Tyle w jego osobistym życiu trudnych emocji, wyrzutów sumienia, zaprzepaszczonych szans na jakąkolwiek relację z dorosłym już synem, w końcu obaw przed związkiem dającym ukojenie i szczęście.
Autor pozwala nam nie tylko zagłębić się w emocje i rozterki bohaterów, ale i w przeszłość sięgającą II wojny światowej. Obie linie czasowe budują kawałek po kawałku obraz teraźniejszości, na której cieniem kładą się czyny z czasów wyciągających na powierzchnię zło drzemiące w człowieku. Zło, które raz obudzone nie zaśnie już nigdy.
Obawiałam się, jak bardzo Autor tym razem doświadczy Grossa, który na swoich barkach od lat dźwiga ogromny ciężar, ale zostałam pozytywnie zaskoczona. Odniosłam wrażenie, że Autor pozwolił bohaterowi dojrzeć, pogodzić się w części z tym, na co nie ma wpływu, choć o szczęśliwym zakończeniu mowy być nie może. W sumie o jakimkolwiek zakończeniu, bo nadal wiele pytań z przeszłości Grossa oczekuje odpowiedzi. Będę ich wypatrywać w piątym tomie, choćby miał wyjść za kolejne cztery lata.
Bardzo ucieszyło mnie też zachowanie spójności graficznej serii mimo zmiany wydawnictwa.
Niespecjalnie odnajduję się w kryminałach z tłem historycznym, zdecydowanie wolę te dziejące się tu i teraz, ale Małecki jest mi zdolny sprzedać chyba absolutnie wszystko. Oprócz tego, co najbardziej u Małeckiego lubię i cenię (wiarygodni, wielopłaszczyznowi bohaterowie, których nie da się jednoznacznie oceniać i zaszufladkować bez poczucia, że coś im się odbiera oraz suspens odległy od rozwiązania w stylu zabili-go-i-uciekl), dostałam tło historyczne, którego opisanie wymagało nie lada wrażliwości i wyczucia. Oglądamy bowiem sceny z drugiej wojny światowej i świadkujemy (wielokrotnie) torturom i pogromom Żydówek więzionych w obozie w Chełmży. Z ulgą donoszę, że te rozliczne tragedie nie są użyte wyłącznie jako ciekawe tło i nowy kostium, w którym może wystąpić stara, dobra intryga kryminalna. To kontekst, będący kluczem do rozwiązania sprawy morderstwa, ale również pretekst do rozmowy o życiu w społeczności, samopomocy i wrażliwości na drugiego człowieka. I dziś, i niemal sto lat temu.
Czwarty i chyba (?) ostatni tom z komisarzem Bernardem Grossem w roli głównej. Małecki tym razem sięga po wydarzenia z II wojny światowej w rejonie Chełmży. To tam istniały podobozy Stutthofu, głównie kobiece i to tam już na samym końcu wojny zamęczono setki Żydówek, ewakuowanych z większych obozów. Ostatni świadkowie wojny żyją w pobliskich Bielczanach i gdy umiera jeden z nich, Stanisław Sądecki, okazuje się, że między nim, a jednym z sąsiadów od czasu okupacji istnieje zadra.
Robert Małecki jest jednym z najbardziej znanych i, według mnie jednym z najlepszych autorów polskich kryminałów. Seria przygód komisarza Bernarda Grossa i Moniki Skalskiej jest pierwszą serią kryminalną, którą miałam przyjemność przeczytać i cóż. Przepadłam. Dlatego z tak wielkim utęsknieniem wyczekiwałam czwartego tomu, na który jak wiemy, autor kazał nam czekać bardzo długo.
Policjanci z chełmżyńskiego komisariatu, Bernard Gross i jego niezastąpiona wspólniczka Monika Skalska, pracują nad tajemniczą śmiercią starszego mężczyzny, Stanisława Sądeckiego, którego ciało, zostało znalezione w pobliskim jeziorze. Wszystko wskazuje na samobójstwo, jednak z czasem na jaw wychodzą fakty, które wzbudzają w śledczych wątpliwości, odnoście targnięcia się mężczyzny na własne życie. W międzyczasie w wypadku samochodowym ginie Małgorzata Wójcicka. Podczas śledztwa w sprawie wypadku, policjanci trafiają na trop, który być może ma związek ze śmiercią Stanisława Sądeckiego. Czy Gross i Skalska rozwiążą zagadkę tajemniczej śmierci starszego mężczyzny?
Sięgając po „Zrost” doskonale wiedziałam, czego się spodziewać, podskórnie czułam, że autor mnie nie zawiedzie i nie zawiódł. Jednak muszę też przyznać, że fabuła książki mocno mnie zaskoczyła. Pozytywnie oczywiście. Autor w „Zroście” postawił na dwutorową akcję i choć wątek dotyczący II wojny światowej nie jest mocno rozbudowany, to przyznaję, że dużo bardziej mnie intrygował, niż sprawa dotycząca śmierci jednego z bohaterów. Robert Małecki kolejny raz udowodnił mi, że jest mistrzem w kreowaniu zarówno interesującej fabuły, jak również bohaterów. W momencie, kiedy wzięłam książkę do ręki i przeczytałam pierwsze strony, byłam pewna, że nie odłożę jej, nim nie dobrnę do finału. Sprawa, której musieli stawić czoła Gross i Skalska okazała się niezwykle intrygującą zagadką. Pochłaniałam kolejne strony z ogromnym zaciekawieniem, wspólnie z bohaterami próbowałam trafić na tropy, które zaprowadziłyby nas do rozwiązania sprawy. I choć miałam pewne podejrzenia, to finalnie zostałam zaskoczona. „Zrost” to rasowy kryminał, w którym autor serwuje nam typowe dla tego gatunku cechy. Dostaniemy intrygującą zagadkę do rozwiązania, świetnie wykreowanych bohaterów, mnóstwo niewiadomych, perfekcyjnie poprowadzoną fabułę, w której napięcie wzrasta z każdą przeczytaną stroną i zakończenie, które zaskakuje, pozostawiając czytelnika z pytaniem: Dlaczego? Cudownie było móc znowu przenieść się do chełmżyńskiego komisariatu i wspólnie z bohaterami stawić czoła kolejnej trudnej sprawie kryminalnej. Zastanawiam się tylko, jak długo tym razem autor będzie kazał nam czekać na dalsze przygody Bernarda Grossa, bo po takim zakończeniu, jakie zaserwował mi Robert Małecki, przyznaję, że od razu wzięłabym do ręki kolejny tom. Tym razem nie zachęcam, a wręcz namawiam do lektury!
Można powiedzieć, że się stęskniłam. Na szczęście wiedziałam już od dawna, że jeszcze się spotkamy. I na wstępie chciałam pogratulować Tobie, że nadal trzymasz formę sprzed lat. Tym razem spotkaliśmy się w Bielczynach przy zwłokach Stanisława Sądeckiego. I choć wszystko wskazywało na to, że sędziwy mężczyzna sam zakończył swój żywot Ty Bernardzie nie dałeś się zwieść. Razem ze Skałką szukaliście, często błądziliście, czasem nawet daliście się zwieść. Musiałeś nawet wrócić do czasów II wojny światowej, aby poznać historię Sądeckiego i jego sąsiadów Kowala i Żurka. Też ich brałeś pod lupę. I choć tropów i podejrzanych miałeś wielu w końcu udało Ci się trafić na ten właściwy. A iw Twoim życiu prywatnym i zawodowym miały zadziać się zmiany, ale czy do nich dojdzie tego jeszcze nie wiemy. A to chyba zapowiedź kolejnej części, prawda? Ale Berni, z premedytacją się do ciebie tak zwracam, bo wiem, że tego nie lubisz zawiodłeś mnie. Na końcu naszego spotkania zawiodłeś na całej linii. Jak mogłeś tak postąpić?
Najlepsza jak dotąd część opowieści o Bernardzie Grossie. Doskonałe tempo, budowanie napięcia. Uwielbiam wplatanie wątków z historii w fabułę. Tutaj mamy do czynienia z mniej znanymi wątkami związanymi z lokalną zagładą Żydówek pod koniec II wojny światowej. Małecki zrobił to nawet lepiej niż Miloszewski w swojej trylogii o Szackim. Wylałam łzy ku pamięci tych kobiet…
"Zrost" Roberta Małeckiego to wyjątkowa pozycja w polskiej literaturze kryminalnej, która zasługuje na szczególną uwagę miłośników gatunku. Jest to czwarta część serii z komisarzem Bernardem Grossem, na którą Autor kazał czekać niezwykle długo!
Robert Małecki ma niebywałe umiejętności tworzenia atmosfery pełnej napięcia i niepewności, które rosną z każdym kolejnym rozdziałem tej książki. Autor wzbogaca śledztwo kryminalne retrospekcjami oraz analizą ludzkich emocji i dramatów. To uatrakcyjnia fabułę, nadaje jej głębi i pozwala spojrzeć na opisaną historię wielowymiarowo.
To powieść o bólu, samotności i niezabliźnionych ranach. Robert Małecki porusza trudne tematy, nie unikając ciężaru emocjonalnego, który one niosą. Jednocześnie książkę czyta się szybko, a historia wciąga od pierwszych stron.
Styl pisania Autora jest wyjątkowy: umiejętnie balansuje pomiędzy ciężarem fabuły a lekkością narracji, co sprawia, że książka jest zarówno poruszająca, jak i przyjemna w odbiorze. Doskonale buduje napięcie i tworzy mroczną atmosferę, która idealnie komponuje się z zimowym klimatem Chełmży. Robert Małecki z precyzją oddaje realia polskiego miasteczka, a opisy natury i pogody są tak sugestywne, że można się poczuć, jakby było się na miejscu zdarzeń.
"Zrost" – jako czwarta część serii z Grossem – utrzymuje naprawdę wysoki wysoki poziom, charakterystyczny dla twórczości Roberta Małeckiego. To kryminał, który zadowoli zarówno miłośników gatunku, jak i tych czytelników, którzy szukają w literaturze czegoś więcej. Zdecydowanie ląduje na półce z książkami, które “polecam jak nie wiem co!”.
Na koniec – to pytanie musi paść: kiedy kolejny Gross?
Choć akcja dzieje się przed Bożym Narodzeniem trudno tu szukać świątecznego nastroju. Bernard Gross zostaje wezwany na miejsce znalezienia ciała staruszka. Dziwne to wszystko, i mieszkanie zmarłego, i sposób w jaki, no właśnie, popełnił samobójstwo? Tropy wiodą do przeszłości, do tego co pod koniec wojny działo się na chełmżyńskiej ziemi. Do dramatu wycieńczonych Żydówek, które umieszczone tam w nieludzkich warunkach, kopały rowy przeciwczołgowe. I pewnego chłopca, który chciał uratować choć jedno życie. Są też wątki współczesne, bo Gross ze swoją podwładną badają różne tropy. Zwłaszcza że, w tym samym czasie, niedaleko miejsca które zabezpieczają zdarzył się śmiertelny wypadek samochodowy. Wraca sprawa napadu na dom komisarza przed laty. I próba usprawiedliwienia przez bohatera tego, co potem zrobił ze swoim życiem. To jedna z tych książek, w których rozwlekłość, ciągłe parzenie herbaty, nie przeszkadza. Gross dynamiczny nie byłby Grossem.
Małecki to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy autor kryminałów w Polsce w tej chwili. Lekki wpływ skandynawskiego stylu i nakreślania tła społecznego ubogaca treść, ale jest to polski, własny styl, bez silenia się na naśladownictwo. Historyczne tło dodaje jeszcze smaku. Postać Grossa to jedna z najciekawszych postaci w polskiej literaturze kryminalnej, a ta część cyklu pokazuje ogromny progres u autora. Warto.
Niestety rozczarowanie. Książka broni się jako tako tylko wstrząsającą historią z czasów II wojny światowej i jej wpływem na późniejsze losy bohaterów, ale cała reszta… Uwaga, poniżej będzie trochę spojlerów, ale oczywiście nie będą dotyczyć sprawy kluczowej, czyli rozwiązania zagadki kryminalnej.
Motyw zabójstwa jest kompletnie niewiarygodny i bezsensowny. Kto zabija 88-letniego, chorego, steranego życiem człowieka, i to z takiego powodu? Tym bardziej że zabójca nie jest przedstawiony jak jakiś psychopata albo świr, tylko w sumie zupełnie normalny człowiek. Sorry, to zabójstwo to kompletny absurd. Widać, że autor chciał po prostu napisać o tragicznych wydarzeniach z czasów II wojny światowej i na siłę wymyślił, jak to połączyć z jakimś współczesnym wątkiem kryminalnym, ale nie jest to przekonujące.
Sposób pisania jest taki, jakby autor koniecznie chciał czymś zapchać te 450 stron, a nie bardzo miał pomysł. Średnio czyta się książkę, gdzie co chwila mamy dokładnie, drobiazgowo relacjonowane wszystkie codzienne czynności wykonywane przez bohaterów. Gross wrócił do domu. Otworzył lodówkę, wyjął pasztet i masło. Ukroił dwie kromki chleba, posmarował pasztetem, zjadł, wypił herbatę, umył naczynia. To jest nudne, niepotrzebne, wygląda, jakby autorowi płacili od słowa, więc tworzy takie zapychacze, które zupełnie niczego nie wnoszą.
Monika Skalska. Autor wymyślił sobie, że stworzy bohaterkę, której atrybutem jest to, że żuje gumę. Za każdym więc razem, gdy Skalska pojawia się w książce, możemy być pewni, że w drugim albo trzecim zdaniu dostaniemy niezwykle ważną informację o tym, że wyjęła gumę i zaczęła ją żuć. Czasem dowiadujemy się, że guma jest miętowa, czasem o tym, że kogoś poczęstowała, a ten ktoś odmówił, i prawie zawsze o tym, że Skalska robi z tej gumy balony (i to w towarzystwie innych ludzi), jakby miała osiem lat. Fascynujące. Oczywiście to samo było we wszystkich poprzednich książkach, w których występowała Skalska. Dla mnie to jest infantylne i śmieszne.
No i clou programu. Przez cztery książki z cyklu Gross cierpi z powodu tego, że ma popsute relacje z synem, że syn nie chce go znać i utrzymywać z nim kontaktu. To jest jego dramat życiowy, współczujemy mu. I oto teraz ma szanse naprawić relacje z synem, wreszcie zaczęli rozmawiać, złapali kontakt, wszystko zmierza w dobrym kierunku. Gross jedzie do syna do Anglii. Wsiada do samolotu. Po czym… wysiada z samolotu, bo dostał telefon, że doszło do kolejnego zabójstwa i on musi się tym zająć, tak jakby w promieniu 100 kilometrów nie było innego policjanta. I cała naprawa relacji z synem poszła się… No sorry, ale to jest tak bezdennie głupie i nieprawdopodobne, że nadal nie mogę uwierzyć, że można było coś takiego wymyślić.
Na kolejną część tej serii z wytęsknieniem czekałem aż 3,5 roku, ale było warto. Autorowi udało się bowiem coś, czego zazdrościć może mu każdy twórca piszący serię skupioną wokół danego bohatera: uczynił z niej coś więcej niż tylko bardzo dobry cykl. Historie o Bernardzie Grossie dla wielu czytelników, w tym mnie, to satysfakcjonujące obcowanie z czymś komfortowym, dobrze nam znanym, z czymś, co koi nawet najbardziej rozchwiane nerwy.
W “Zroście” kilka miesięcy po wydarzeniach z “Zadry” Bernard Gross i jego podwładna Monika Skalska pochylają się nad sprawą dwóch tajemniczych śmierci, które wydarzyły się w zbliżonych do siebie miejscach w podobnym czasie. Czy zgon staruszka Stanisława Sądeckiego i tragiczna śmierć w wypadku drogowym Małgorzaty Wójcickiej są ze sobą powiązane? Komisarz w myśl powiedzenia, że nie ma przypadków, a są tylko znaki, próbuje rozwikłać tę zagadkę, ale aby uzyskać odpowiedź będzie musiał cofnąć się aż do czasów II wojny światowej i tematu holokaustu.
Nie kryję: Małecki pozytywnie zaskoczył mnie takim pomysłem na fabułę, ale najważniejsze jest to, że za odwagą poszła również ciężka praca nad wykonaniem. Bo chociaż tego wątku wojennego nie ma za dużo w “Zroście”, to autorowi i tak udało się oddać klimat wojennej zawieruchy. Począwszy od tego, że żadne inne pokolenie w XX wieku nie dojrzało tak szybko, jak to dorastające po 1939 r. Przez to, że w tych trudnych czasach nawet najbardziej odważni zdarzali się być tchórzami, a najwięksi patrioci zdrajcami. I w końcu, że prawdziwa miłość nie zna podziałów na rasy, wiek i pochodzenie, a zrosty mogą palić przez całe życie.
“Zrost” to również dalsza część losów Grossa i Skalskiej, którzy próbują poskładać swoje życie po tragediach sprzed lat. Największą zmianę widzimy tu w przypadku komisarza, którego perypetie w tej części momentami wzruszają, a później podnoszą ciśnienie. Ale przede wszystkim jest to rasowy kryminał, z którego czuć ducha mistrzów tego gatunku. Z nieśpieszną akcją, która przyśpiesza tam, gdzie musi i finałem, który zostawia czytelnika z pytaniem: dlaczego?
Nie jest to najlepsza książka z serii o Grossie, bo trudno będzie autorowi przebić „Wadę”. Niemniej jest to wysoki poziom, jakościowo lepiej od „Zadry”. Moim zdaniem jest to jedna z najlepszych powieści autora, na pewno najbardziej dojrzała.
Z twórczością Roberta Małeckiego jestem związany już bardzo długo. Po jego pierwszą książkę sięgnąłem kiedy tylko się pojawiła. Pamiętam również kiedy na targach książki kolejki po autograf liczyły zaledwie kilka a nie dziesiątki albo nawet setki osób jak teraz. Bardzo miło patrzyło się jak kolejne pozycje spod pióra autora podbijały listy bestsellerów a każda kolejna książka była lepsza od poprzedniej - z małym jednak wyjątkiem. Uważam bowiem, że seria z Bernardem Grossem to jest absolutny top twórczości pana Roberta. Na czwarty tom musieliśmy trochę poczekać ale zapewniam Was, że było warto.
Jak w dobrym kryminale zaczyna się od trupa. Jednak trup ten jest taki można by powiedzieć nie całkiem pospolity. W tym momencie Gross wkracza do akcji i zagłębia się w życie nieboszczyka tak bardzo, że chcąc nie chcąc odkrywa dawno zakopane tajemnice. Główny wątek poprowadzony jest rewelacyjnie. W powieści historia miesza się z teraźniejszością a rany z przeszłości okazują się być otwarte do dzisiaj. Całość podlana jest niesamowitą ilością szczegółów z pracy policji oraz historii regionu. Ile pracy autor włożył w te wszystkie detale niech obrazuje ilość osób zaangażowanych w książkę, wymienionych w podziękowaniach. Po prostu jeden wielki majstersztyk.
Bernard Gross jest bohaterem, którego nie jesteśmy w stanie nie lubić mimo wielu jego oczywistych wad. Kończąc książkę czujemy wielki niedosyt. Z drugiej strony jednak z zakończenia wiemy, że główny bohater na emeryturę na pewno się nie wybiera więc dopingujmy pana Roberta żeby nie kazał nam czekać na relację z kolejnego śledztwa tak długo jak poprzednio. Polecam bardzo mocno, zwłaszcza że można tę książkę przeczytać nie znając poprzednich tomów.
W jeziorze w pobliżu Chełmży komisarz Bernard Gross znajduje ciało starszego mężczyzny. Wszystko wskazuje na brak udziału osób trzecich, jednak zagadki zaczynają się piętrzyć. Gross rozpoczyna skomplikowane śledztwo, a by wyjaśnić sprawę, policjant musi sięgnąć daleko w przeszłość, do czasów II Wojny Światowej.
Dla mnie, Robert Małecki jest jednym z najlepszych polskich autorów. "Zrost", będący czwartym tomem serii o komisarzu Bernardzie Grossie i Monice Skalskiej, ponownie ukazuje jego talent w kreowaniu intrygujących fabuł i ciekawych postaci. Autor jak mało kto, potrafi zagłębić się w psychikę postaci, co nadaje im głębi i autentyczności. "Zrost" to literackie mistrzostwo i książka, która nie tylko trzyma w napięciu, ale również stawia ważne pytania dotyczące ludzkiej natury i moralności. Małecki w sprytny sposób wprowadza czytelnika w świat zawiłych relacji rodzinnych, gdzie krzywdy z przeszłości jątrzą się, a zmowa milczenia sprawia, że dojście do prawdy jest niezwykle trudne. Książka skłania do refleksji nad naturą zła i podkreśla, że granice człowieczeństwa mogą się przesuwać w najmroczniejszych zakamarkach ludzkiej duszy. Bernard Gross, zmagając się nie tylko ze śledztwem, ale także z tajemnicami swojej rodziny i własnymi demonami, staje przed trudnymi wyborami. Powiązanie współczesnego śledztwa z czasami wojny, dla mnie było strzałem w dziesiątkę! Dodaje to całej historii innego wymiaru, ukazując złożoność relacji międzyludzkich i wpływ dawnych wyborów na teraźniejszość. "Zrost" dostarcza nie tylko znakomitej rozrywki, ale zmusza też do refleksji. Lektura tej książki, to była prawdziwa czytelnicza uczta! Na koniec pozostaje tylko zapytać: "kiedy nowy Gross?". Ja już czekam na kolejny tom. Polecam bardzo!
Najnowsza część przygód komisarza Grossa spełnia wszelkie pokładane w niej przeze mnie nadzieje. Czuć, że autor wraca do swojego najbardziej znanego bohatera, nie by odcinać kupony, ale opowiedzieć mocną i poruszającą historię.
Zrost przesłuchałem w formie audio. Narracja Piotra Grabowskiego pasowała idealnie. Mam wrażenie, że lektor ma podobny głos do samego autora, więc momentami czułem, że książkę czyta mi sam Robert Małecki. Audiobook nadał jeszcze więcej głębi i klimatu powieści. A klimat jest Zrostu mocną stroną. Wręcz wylewa się z kart powieści. I jak to w przypadku historii z komisarzem Grossem, czytelnik nie ma szans liczyć na pozytywną i lekką opowieść.
Podczas słuchania delektowałem się historią. I mimo, że śledztwo mnie intrygowało to wracałem do tej powieści dla jej klimatu i świetnego warsztatu autora. Jeżeli Robert Małecki będzie chciał napisać coś z literatury pięknej to nie widzę żadnych przeciwskazań. W Zroście zaczął wręcz o nią zahaczać. Lecz nie tracąc przy tym kryminalnych ram historii. Zagadka kryminalna jest intrygująca i ciekawi do samego końca. Ponadto zagadkowo łączy się z pewnym zdarzeniem z wojennej przeszłości.
Jestem fanem Roberta Małeckiego od pierwszej przeczytanej powieści. Po Zrost sięgałem z zaciekawieniem i mogę śmiało zapewnić, że powrót Grossa wypada okazale. To książka idealna na długie jesienne wieczory. Nie jest to powieść sensacyjna i nie w tempie historii tkwi jej siła. A jest nią klimat i piękny język. I bardzo ludzkie oblicze śledczych. Gorąco polecam i czekam na kolejną powieść autora. Niezmiennie.
"Zrost" Roberta Małeckiego, to bardzo ciekawy kryminał. Mogę śmiało powiedzieć/ napisać, że dobrze bawiłam się, czytając tę powieść. Było to moje pierwsze spotkanie z komisarzem Bernardem Grossem. Dodam, że ta historia jest czwartą częścią przygód komisarza. W wolnej chwili chętnie nadrobię pozostałe trzy tomy. Nieznajomość treści: "Skazy", "Wady" i "Zadry" nie przeszkodziła mi w zrozumieniu "Zrostu". Jestem pod ogromnym wrażeniem tej historii. Dlaczego? Znalazłam tutaj mnóstwo interesujących wydarzeń. Były zwłoki i znakomite śledztwa. Autor Robert Małecki zaprowadza nas do II wojny światowej. Te wydarzenia mocno mną wstrząsnęły. Autor wspomniał również o mojej ukochanej Bydgoszczy. Duży plusik za to. Bohaterowie tej książki wcale nie będą mieli lekko. Śledztwa nie zawsze będą szły w taką stronę, jaką by sobie tego życzyli. Podobała mi się praca komisarza Bernarda Grossa. Dosłownie staje na rzęsach, żeby wyjaśnić powierzone jemu sprawy. Do tego wszystkiego dochodzą jego rodzinne problemy. Czy wyjaśni się sprawa jego żony? Czy syn zacznie szanować swojego ojca? Oprócz wątków kryminalnych bardzo dobrze są opisane wątki obyczajowe. Podoba mi się pióro Roberta Małeckiego. Jego najnowszy kryminał trzyma w napięciu prawie do ostatniej strony. Zakończenie dało mi dużo do myślenia. Oprócz ciekawej fabuły i interesujących bohaterów doświadczyłam tutaj mnóstwo zwrotów akcji. Jeżeli tak jak ja, uwielbiacie bardzo dobre i wciągające kryminały, to koniecznie sięgnijcie po "Zrost" Roberta Małeckiego. Ps. Fabuła tej powieści na długo pozostanie w mojej głowie.
Z jeziora wyłowiono zwłoki starszego mężczyzny. Komisarz nie może przestać o tym myśleć, samobójstwo czy wypadek? Śmierć tego mężczyzny zmusiła Grossa do przyjrzenia się jego życiu. Będzie szukać i drążyć, aż dokopie sie do czasów II wojny światowej. Skałka z kolei zajmuje się dochodzeniem w sprawie kobiety, która zginęła w wypadku samochodowym.
W powieściach kryminalnych lubię kiedy dużo się dzieje, kiedy zastanawiam się nad rozwiązaniem intrygi kryminalnej, nad pobudkami sprawcy, kiedy mogę obserwować poczynania śledczych, jednocześnie sama próbuję rozwiązać zagadkę. Nie bez znaczenia jest szybkie tempo, bo jak wiadomo pierwsze godziny są najważniejsze, dają szansę na sukces. Zupełnie odwrotnie jest w "Zroście". Mimo to uwielbiam pióro Roberta Małeckiego. W serii z Grossem akcja toczy się powoli, za to dostajemy ten specyficzny klimat, z warstwą psychologiczną. Podobny do tego w książkach jednego z moich ulubionych islandzkich pisarzy. Tu nie chodzi tylko o rozwiązanie zagadki, ważny jest człowiek, jego historia, to jak przeszłość wpływa na przyszłość. Gross jest cierpliwy i nieustępliwy, a praca jest dla niego najważniejsza.
Jeśli ktoś zaczął od tej części, nie znając poprzednich, to autor pięknie wplótł tu delikatne streszczenie wątków z przeszłości Grossa. Ja polubiłam się z tą serią i z komisarzem od pierwszej części, chociaż nie zawsze się z nim zgadzam i czasem nie rozumiem jego postępowania. Cieszę się, że jeszcze jedna część przede mną. Polecam zarówno tę część, jak i poprzednie. Świetna lektura.
Moi drodzy, jeśli chodzi o „ZROST” to jest absolutny zachwyt. Wiem, że jeśli chodzi o tego autora to się powtarzam, ale to naprawdę zawsze dla mnie jest pewnik. Zastanawiam się tylko (gdy zaczynam książkę pana Roberta) czy to będzie 8.5⭐️ czy 9⭐️😂, a może i więcej! Znowu płynęłam przez ten tekst z uśmiechem zadowolenia na ustach. Historia ta wypełniła dwa moje dni i absolutnie mnie poruszyła. Dwie linie czasowe, które przeplatały się wzajemnie po to, aby można było przerwać nurt historii w tych najciekawszych momentach i pozostawić czytelnika z lekkim niedosytem. Rasowy, mroczny, pełen klimatu kryminał. Autor w całość wmanewrował zagadkę, która swym początkiem sięgała aż II wojny światowej. Jak zwykle podziwiam za niebanalny język, puentę oraz warstwę psychologiczną bohaterów. Wielowątkowa, taka w której nic nie jest pewne, taka w której bohaterowie decydują się na milczenie i jednocześnie barwna oraz mglista. 9⭐️.
Znany nam Gross znajduje ciało starszego człowieka. Pytanie tylko czy to było morderstwo, nieszczęśliwy wypadek czy może samobójstwo? Sprawa już od początku wydaje się być skomplikowaną, a chwilę później gdy sekrety się mnożą, staje się jedną z tych, które nie sposób rozwiązać bez poznania tajemnic sprzed wielu lat.
Gdy Bernard Gross zagościł na mojej wirtualnej półce, dość szybko byłam pewna, że stanie się częstym i lubianym gościem.
Dlatego bardzo cieszę się, że udało mi się przeczytać czwarty, wyczekany przez tłumy tom. "Zrost" to historia, przez którą płynie się nie tylko ze względu na sprawnie i wartko poprowadzoną fabułę, ale przede wszystkim tytuł, który wywołuje niesamowicie dużo emocji również ze względu na wątki prywatne, osobiste bohaterów.
Gross tym razem grzebie w historii, a dobrze wiemy, że historia potrafi bardzo wpłynąć na teraźniejszość, otworzyć stare rany, i jątrzyć dawne, wojenne problemy.
Bardzo dobrze czytało mi się tę książkę, ponieważ zdążyłam przywiązać się do bohaterów, a szczególnie głównego. Komisarz Gross walczy z demonami przeszłości, które wpływają również na jego teraźniejszość. Sprawa napadu na jego żonę zostaje wznowiona, Bernard odnajduje spokój u boku Malwiny martwiąc się jednak, że zdradza Agnieszkę. Próbuje odbudować kontakty z synem i czytelnik żywo mu w tym kibicuje.
Po przeczytaniu ostatnich stron "Zrostu" dołączę do grona osób, które na każdym spotkaniu autorskim będą pytać Roberta Małeckiego "kiedy kolejny tom?" 😅
Jak ja się męczyłam przy tym kryminale. Zacznę od tego, że dosyć mało tu samego kryminału, bo przeważają nawiązania do historii, a konkretnie do masowych mordów Żydówek podczas II Wojny Światowej. Nie byłam na to gotowa i zamiast miło spędzić czas rozwiązując z bohaterami zagadkę tajemniczej śmierci starszego mężczyzny, to psułam sobie humor opisami mordów, które faktycznie miały miejsce.
Poza tym mamy bardzo dużo niepotrzebnych opisów z prywatnego życia postaci. Szczerze przyznam, że po połowie już je omijałam, bo nie wnosiły nic do fabuły.
Tak naprawdę, to podobały mi się może ostatnie 50 stron.
Zawiodłam się akurat na tym tomie, bo poprzednie bardzo mnie wciągnęły. Tutaj było za dużo wszystkiego, a za mało kryminału.
Seria o Bernardzie Grossie ma swój rytm i klimat. Są to kryminały melancholijne, powolne odrobinę senne. I ma to swój urok, pierwsze części mnie zachwyciły. I ta też trzyma poziom, bardzo podobał mi się wątek historyczny tej zagadki. Ale jednak całość nie porwała. Przy tej książce bardziej denerwowały mnie te powtarzające się "rytuały" autora w opisywaniu robienia herbaty. Wątki prywatne bohaterów, stały się nudne, przewidywalne i nie wnoszące za dużo do akcji.
Czwarta część przygód chełmżyńskiego komisarza Bernarda Grossa. Tym razem dochodzi do dziwnego samobójstwa staruszka, ale czy to na pewno było samobójstwo i czy mają z tym cokolwiek wspólnego wydarzenia z czasów drugiej wojny światowej? Na te pytania odpowiedzi musicie znaleźć sami czytając daną pozycję ;)
Na książkę "Zrost" trafiłem po przeczytaniu "Wiatrołomny" robiąc sobie wielki nadzieję... Od początku specjalnie czytanie mi jej nie szło, przeciągało się, zdarzały się fragmenty które ciekawiły i motywowały by przeczytać do końca. Udało się dotrzeć do końca lecz podsumowując książka nie jest dla każdego.
Jestem wdzięczna tej książce za uświadomienie historycznie – nigdy wcześniej nie słyszałam o podobozach KL Stutthof w okolicach Torunia i Marszu Żydówek. Intryga kryminalna całkiem ok. Trochę mnie drażni czasem język, to takie szkolne, jak jest dużo synonimów. Ale ogólnie wciągająca lektura.
Świetna fabuła oraz wpleciony lokalny wątek z przeszłości - podobozów hitlerowskich zorganizowanych na terenie obecnego powiatu toruńskiego. Absolutnie wszystko do siebie pasowało. Zabieram jedną gwiazdkę, bo w tej części, jak w żadnej innej, pełno jest przypomnień i streszczeń z życia Grossa. Strasznie mnie to irytowało, bo wszystko doskonale pamiętam i tylko zabiera kartki i czas.