Opowiadania dla dzieci napisane na podstawie reportaży Kazimierza Nowaka, który w latach trzydziestych XX wieku przemierzył Afrykę na rowerze. Barwne spotkania z mieszkańcami Afryki, mrożące krew w żyłach, a niekiedy zabawne przygody, które zdarzyły się naprawdę, pozwolą poznać młodemu czytelnikowi tego niezwykłego podróżnika.
Autor książek podróżniczych i historycznych dla dzieci, miłośnik bliskich i dalekich podróży, kolekcjoner płyt i książek. Mieszka w Borówcu pod Poznaniem z żoną i synami Jonaszem i Jeremim.
fajna pozycja dla dzieci oparta na prawdziwych wrażeniach. Przyjemnie się jej słuchali w audio. Niektóre wydarzenia wydawały mi się nierealistyczne, dlatego byłam zdziwiona, gdy na końcu książki większość z nich okazała się być prawdziwa
Ja rozumiem, że akcja książki dzieje się w latach 30 XX wieku, ale to nie usprawiedliwia dokonanej w 2008 roku redakcji i opracowania tej historii. I nie, jedno zdanie "Tak, ale Afryka się bardzo zmieniła od czasów Kazimierza Nowaka" nie załatwia sprawy
Tę książkę czytałam córce kilka lat temu, teraz miałam okazję odświeżyć ją sobie podczas lektury z synem, który był nią równie zachwycony jak siostra. Wierzbicki opowiada dzieciom historię Kazimierza Nowaka, który przemierzył w latach trzydziestych ubiegłego wieku Afrykę na rowerze. Dzięki listom i reportażom Nowaka, Wierzbickiemu udało się odtworzyć przebieg jego podróży. Po stworzeniu książki dla dorosłych, zdecydował się stworzyć wersję dla dzieci. Bardzo udaną, dodam od razu. Książka rozpoczyna się we współczesnym Poznaniu, dokąd przyjeżdża dziadek Krzysia. Akurat wtedy odsłonięta zostaje na dworcu tablica, upamiętniająca podróż Kazimierza Nowaka. Chłopiec z uwagą słucha przemówienia Ryszarda Kapuścińskiego, a po przybyciu do domu wspólnie z dziadkiem sięga po Afrykę Kazika. Krzyś z zapartym tchem czyta książkę ale już nie towarzyszy czytelnikowi, wraca dopiero na samym końcu, gdzie znajdziemy także krótką notę o Nowaku.
Wspaniała, pełna przygód książeczka! Przepiękne ilustracje i mapa małego podróżnika budują wyobraźnię i pomagają we wspólnej podróży z Kazikiem. Uwaga! Tak skutecznie budzi podróżnicze pasje, że trzeba się liczyć z ucieczkami dzieciakòw na Czarny Ląd! :-)
Podchodziłam do tej książki z optymizmem, bo literaturze dziecięcej dużo potrafię wybaczyć. Tutaj bardzo długo próbowałam przekonać samą siebie, że nie jest źle, ale im dalej w fabule, tym większe kłody pod nogi rzucał mi autor.
Bardzo trudno jest pokazać w książce różnice kulturowe i jednocześnie nie wyznaczać granicy między nami-nimi (np: „my w Polsce nie jemy zupy z szarańczy i mrówek, ale w Afryce uchodzi ona za specjał”). Często bez odpowiedniego kontekstu i komentarza takie uwagi mogą prowadzić do budowania błędnego wrażenia, że (w tym przypadku) mieszkańcy Afryki są dziwni, bo "lubią" jeść robaki. Fajnie jakby wspomniano, że szarańcza jest łatwo przyswajalną formą białka i że ludzie nie jedzą jej, bo jest taka pyszna i w ogóle, ale że robią to, by przeżyć/zjeść coś pełnowartościowego.
Idźmy jednak dalej. W „Afryce…” kilkakrotnie pojawia się słowo na „m”. Ja myślałam, że ten etap gdy do lektur szkolnych wybierane są książki z krzywdzącymi określeniami danych społeczności/osób, mamy już dawno za sobą (ekhem, dyskusja o „W pustyni i w puszczy”, ekhem), ale najwyraźniej się myliłam.
Oprócz tego postać Kazika jest mocno infantylizowana. Po co? Czy uważamy, że dzieci nie zrozumiałyby faktów przedstawionych w mniej koloryzowany i naiwny sposób? Może rzeczywiście tak jest. Uważam jednak, że ten argument działałby tylko wtedy, kiedy wiek czytelników nie przekraczałby 4 lat (przypominam, że ta książka jest lekturą w podstawówce). Informacje o Afryce są tutaj baaaaardzo podstawowe (i czasami spłycane - trochę umiem wybaczyć, trochę nie), więc jeśli dziecko miałoby się z niej dowiedzieć czegokolwiek nowego, to musiałoby być tycim bejbikiem.
Teraz fragmenty, które mocno mnie wkurzyły. Reakcje na żywo: • Kazik, biały człowiek, obrońca uciśnionych - chodzi oczywiście o fragment z chłopcem i pieskiem. Nasz Kazik wie najlepiej (mimo że w tym miejscu jest po raz pierwszy), że w okolicy jest pełno groźnych zwierząt i że chłopiec powinien mieszkać w wiosce. Przecież dzieciak wychował się tam od małego i na pewno nie ma pojęcia, co robi. • o matko, fragment z „ludożercą”… co to za sposób czytania tej postaci w audiobooku? Czemu z innymi mieszkańcami Afryki można się było normalnie w dogadać a z tym nie? Co to za okropne seplenienie? Taki sposób gry jednoznacznie kojarzył mi się z osobą pijaną i nie do końca przytomną. Skoro ja odebrałam tego bohatera negatywnie, to nie wiem jak dziecko ma zapałać do niego sympatią i zaufaniem :/// • Gepard to nie kotek tylko dzikie zwierzę. No ja nie mogę. Czy ten audiobook ma uczyć dzieci, że dzikie zwierzęta to domowe pupilki?! Rozumiem, że odsuwamy w niepamięć te wszystkie sytuacje, gdy młode danego gatunku po kontakcie z człowiekiem było odrzucane przez rodziców? Rozumiem, że pomijamy rozmowę o tym, że dzikie zwierzęta mogą zrobić nam realną krzywdę, więc należy traktować je z respektem i najlepiej zostawić w spokoju? Ale po co się martwić? Przecież mały gepard wrócił i polizał Kazika po ręce w ramach podziękowania. A gdzie zrozumienie, że człowiek już i tak przekracza granicę między tym jak może ingerować w naturę, mimo że nigdy nie powinien był jej przekroczyć? Że bliskość ludzi i zwierząt wynika z ograniczonej przestrzeni do życia tych drugich? Strasznie mnie to zdenerwowało.
Na plus słowa od autora. Widać, że ta historia była dla niego ważna, ale jednoczenie uważam, że sposób przedstawienia niektórych zdarzeń powinien zostać przeredagowany. Nie potrafię też zrozumieć, po co musiało się tutaj pojawić to słowo na „m”. Argument dotyczący poprawności historycznej nie ma tutaj sensu - to książka dla dzieci (często niewiarygodna).
Podobało mi się, bo jest to książka napisana dla dzieci, ale historia jest prawdziwa, bez niemożliwych sytuacji. Bohater w każdej sytuacji widzi jakieś pozytywne strony, więc wydźwięk jest optymistyczny.
Nie ma gadających słoni, itp. Język jest "grzeczny". W duchu współczesnego wychowania.
Jest jeden obrazek na rozdział (2-3 strony), więc dało się i poczytać, i pooglądać.
Czytałem trzylatkom. W kilku rozdziałach się nudzili, ale w większości byli ciekawi historii.
Цю книжку ми з хлопцями любимо вже давно. Вперше познайомилися із пригодами Казимєжа Новака, коли наша польська подруга зібрала нам стосик книжок, які неодмінно треба прочитати. Серед них була і "Африка". Хлопцям тоді було 5 років і я читала їм, перекладаючи на ходу. А потім, у 2-му класі школи, ця історія виявилася у шкільній програм — тепер вже #читач_8 долали книжку самостійно, українською, бо ж тепер "Африка Казика" є у видавництві "Час майстрів".
Казімєж Новак був першим, хто перетнув Африку двічі, різними шляхами, самотужки: спершу велосипедом, потім верхи на коні, далі — човном і нарешті — з верблюдом. Він був у джунглях, гостював у місцевих племен, йшов через Сахару, зустрічався із бегемотами, левом та гепардами. Хворів, полював, бачив, як миють золото. Його подорож зайняла пʼять років! Протягом своїх мандрів, Казімєж фотографував та писав нотатки про те, що бачив. Таким чином, книжка — це справжній шлях справжнього мандрівника. І від цього вона стає ще ціннішою!
Тут багато пригод, страшного і смішного — все, як ми любимо. А ще — сили волі людини, яка вперто, попри всі негаразди, іде до своєї мети. Єдине, що мене трошки засмучувало при читанні — розуміння того, що в час, поки Казик мандрував, вдома його дружина Марися лишалася сама із двома дітьми. Отакі вони, шукачі пригод)
Jaka to była świetna książka dla młodszych czytelników! Nic dziwnego, że "Afryka Kazika" jest lekturą w szkole podstawowej.
Łukasz Wierzbicki opisuje w niej przygody Kazimierza Nowaka, wielkiego polskiego podróżnika i odkrywcy, który przede wszystkim na rowerze (ale nie tylko!) przemierzył kontynent afrykański.
Tekst urozmaicony jest o piękne i urocze ilustracje, które przyciągają wzrok.
Autor zabiera nas do dżungli, małych wiosek z lepiankami, świata krokodyli i innych niebezpiecznych zwierząt. Dziecko dzięki jego opowieściom uczy się otwartości na drugiego człowieka i ciekawości świata. Dowiaduje się także, że ciężka praca, upór, ale i łut szczęścia mogą prowadzić do osiągnięcia marzeń.
Wspaniała książka: o podróżach, trochę o historii, pisana prostym językiem, rozdziały są krótkie i każdy zakończony zabawną lub mądrą puentą. Do tego ważne przesłanie: jak mądrze podróżować, jak być ciekawym świata i szanować odmienność. Nie wytrzymałam aż przeczytamy na spokojnie z dzieckiem - połknęłam za jednym posiedzeniem.
Krótkie rozdziały; przyjemne obrazki, dla 5-6 latka w sam raz, ale dla starszych już zbyt infantylne. W każdym razie sympatyczne przedstawienie przygód Kazimierza Nowaka oraz doskonała zachęta dla dzieci do odkrycia w sobie duszy odkrywcy.
Ciekawe, że pięcioletnią, absolutnie fantastyczną podróż wielkiego podróżnika Kazimierza Nowaka można opowiedzieć dzieciom tak krótkimi i prostymi historiami. Wspaniałe to jednak, że najmłodsi mogą ją w ogóle poznać, i że - jak się okazuje - dzięki temu poznają ją również dorośli. Postać Nowaka szczęśliwie odżywa w kulturze polskiej, a jego podejście do życia, szacunek wobec świata i innych ludzi oraz wartości, którymi się kierował mogą stanowić solidną postawę do naśladowania dla dzieci.
Lektura pełna przygód, więc spodoba się wielu czytelnikom. Doceniam ją, bo jest naprawdę dobra, ale jednocześnie przypomniało mi się, jak bardzo nie lubiłam takich książek w dziecięcych latach (w sumie niewiele się zmieniło, bo przygodówki i książki podróżnicze to nie moja bajka).
Ciekawe i krótkie historie, niestety pióro kiepskie, zwłaszcza dla czytającego rodzica. Dzieciaków zainteresowały historie i wywołały fajne dyskusje, ale nic poza tym.