Do rzeki dzieciństwa podróżuje się bez końca – szuka jej źródeł w historii i ujścia w pamięci. Wspomina się: lato na wsi, brodzenie po pierś w nurcie, rybie łuski na glinianej podłodze, milczącego pastucha co dzień wyprowadzającego krowy. Gdy tą rzeką jest Bug, jeżdżąc wzdłuż niej, podróżuje się zawsze na wschód. Myśli się: o granicy, o Rosji, o wojnie, o uchodźcach, o tym, że tak blisko jest Bełżec, a źródło wypływa z ziemi nasiąkniętej krwią. Kuca się przy ogniu i wyobraża sobie: karawanę zwierząt sunących przez mazowieckie piaski, ciemność popiołów, w której świecą diamenty. "Bo zaiste nie pamięć, ale rzeki powinny grzebać nasze szczątki. Powinny je wypłukiwać i nieść do oceanów. To jedyny koniec wart pomyślenia."
Andrzej Stasiuk is one of the most successful and internationally acclaimed contemporary Polish writers, journalists and literary critics. He is best known for his travel literature and essays that describe the reality of Eastern Europe and its relationship with the West.
After being dismissed from secondary school, Stasiuk dropped out also from a vocational school and drifted aimlessly, became active in the Polish pacifist movement and spent one and a half years in prison for deserting the army - as legend has it, in a tank. His experiences in prison provided him with the material for the stories in his literary debut in 1992. Titled Mury Hebronu ("The Walls of Hebron"), it instantly established him as a premier literary talent. After a collection of poems Wiersze miłosne i nie, 1994 ("Love and non-love poems"), Stasiuk's bestselling first full-length novel Biały kruk (English translation as "White Raven" in 2000) appeared in 1995 and consolidated his position among the most successful authors in post-communist Poland.
Long before his literary breakthrough, in 1986, Stasiuk had left his native Warsaw and withdrew to the seclusion of the small hamlet of Czarne in the Beskids, a secluded part of the Carpathian mountain range in the south of Poland. Outside writing, he spends his time breeding sheep. Together with his wife, he also runs his own tiny but, by now, prestigious publishing business Wydawnictwo Czarne, named after its seat. Apart from his own books, Czarne also publishes other East European authors. Czarne also re-published works by the émigré Polish author Zygmunt Haupt, thus initiating Haupt's rediscovery in Poland.
While White Raven had a straight adventure plot, Stasiuk's subsequent writing has become increasingly impressionistic and concentrated on atmospheric descriptions of his adopted mental home, the provincial south-east of Poland and Europe, and the lives of its inhabitants. Opowieści Galicyjskie ("Tales of Galicia"), one of several works available in English (among the others are "White Raven", "Nine", "Dukla," "Fado," and "On the Road to Babadag") conveys a good impression of the specific style developed by Stasiuk. A similar text is Dukla (1997), named after a small town near his home. Dukla achieved Stasiuk's breakthrough in Germany and helped built him the most appreciative reader-base outside of Poland, although a number of Stasiuk's books have been translated into several other languages.
Dziwnie jest czytać książkę pisarza, który na lata ukierunkował twoje literackie zainteresowania i odkrywać w trakcie tej lektury, że niewiele masz już wspólnego z tą wrażliwością. Trochę dobrego Stasiukowego pisania, trochę rozczarowań.
„W bagiennym gruncie trupie resztki przesączają się i mieszają ze sobą na wieczność. Wchodzą w źdźbła i łodygi, które nie mają narodowości ani historii. Zawsze to jakieś pocieszenie. Bo w końcu pamięć też się wypali, zetleje i rozwieje. Jakkolwiek byśmy się starali, na koniec obumrze” (s. 72).
Jednak mimo, albo wręcz na przekór tej świadomości ulotności, „Rzeka dzieciństwa” składa się z okruchów pamięci: o rzeczach dawno minionych i obecnych, nostalgicznych i bolesnych, trwale wpisanych w pejzaż wschodnich ziem. Stasiuk podróżuje wzdłuż brzegu Bugu, swojej rzeki lat dziecięcych, zaś jego opowieść meandruje między prywatnymi wspomnieniami a trudnymi dziejami odwiedzanych miejsc. Przy wieczornym ognisku i akompaniamencie natury w wyobraźni pisarza na nowo odżywają wakacje spędzane u dziadków na wsi, miejscowe zwyczaje i postaci. Kolejne wyprawy, prowadząc śladami twórczości Eugeniusza Tkaczyszczyna-Dyckiego i Zygmunta Haupta, prowadzą do źródła rzeki. A im bliżej źródła, tym wyraźniej widać, iż to często tereny przesiąknięte krwią, która nigdy nie może zakrzepnąć: obóz zagłady w Bełżcu, pogrom Żydów w Złoczowie, ale i najnowsza historia wojny w Ukrainie. Opisane szczegółowo budzą przerażenie, ono zaś - nie pozwala na obojętność. Wybitnie naturalistyczna, płynąca swoim nurtem proza.
„Rzeka dzieciństwa” składa się z sześciu tekstów dość trudnych do gatunkowego zaklasyfikowania. Pierwsze dwa odchodzą trochę od realizmu w stronę pewnej wizyjności, pozostałe są na poły reportersko-podróżnicze, w stylu Stasiuka. Mam wrażenie, choć nie umiem tego udowodnić, że autor nie do końca zrealizował pomysł, jaki miał na tę książkę. Krąży wokół Bugu, „rzeki dzieciństwa”, próbuje połączyć ważne dla siebie, kształtujące jego wrażliwość wczesne wspomnienia z tym, co dziś kojarzy mu się z tą częściowo graniczną, a w swoim górnym biegu płynąca przez zachodnią część Ukrainy rzeką – uchodźcy, wojna, pomoc sąsiadom. A w tle jest jeszcze historia i nasz stosunek do niej. Formalnie mało się to klei. Mnie to przeszkadza, wyobrażam sobie, że innym czytelnikom może nie. Szczerze mówiąc, w „Przewozie”, mającym w dużej części charakter powieściowy, czułem się dużo bliżej Bugu, dużo więcej zrozumiałem z tego, co ta rzeka znaczy dla Stasiuka. Jeśli coś broni „Rzekę dzieciństwa”, to głównie fraza, rytm zdań, dobór słów. Nie zawsze, niestety, ale często. Chyba jednak Stasiukowi nie chciało się nad tekstami popracować. Pewne zniecierpliwienie narratora światem i życiem, odczuwane podczas lektury, jakoś się przeniosło na stosunek do własnej twórczości. Dużą część książki zajmują relacje z podróży do Ukrainy w latach wojennych, czyli 2022-23. Podróże to zresztą złe określenie, bo Stasiuk jeździ tam dostarczać materialną i wojskową pomoc. Pisze więc też o samej wojnie i swoim do niej stosunku. Mnie przeszkadza, a właściwie jakoś krępuje jego pogarda dla Rosjan. Rozumiem nienawiść, akceptuję ją jako reakcję na działania Rosjan, ale z pogardą mam problem. To nie jest uczucie, które pomaga cokolwiek pojąć i wyjaśnić i w ogóle prowadzi w złą stronę, tak mi się wydaje.
2.5 Bez zachwytów. Ot takie, jak to parokrotnie autor powtarza, pierdolenie o życiu, świecie, przeszłości. Tekst nie jest wg mnie dobrze dopracowany, ale może to chciał uzyskać Stasiuk? Nie będę dociekać, natomiast ta część fest mi nie siadła, za to na plus dla mnie część o wojnie na Ukrainie, gdzie Stasiuk udzielał pomocy. To, jak opisuje drogę transportu, warunki, kontrole - w sposób, który można doceniać. Tutaj imo jest po prostu podróżnicza wersja autora, która spodobała mi się w innej jego książce. Opisy pisane przez Stasiuka to inny wymiar, niesamowite, ale też czasami takie gęste, ciężkie. Gdy wspomina o Bugu, swojej rzece dzieciństwa, to czuć nostalgię. Wiem, że strumien świadomości nie przypadnie każdemu do gustu. Mnie w tym przypadku też jakoś specjalnie nie przypadł, ale nie zrażam się i za jakiś czas ponownie sięgnę po kolejną książkę od tego autora.
Po dość skomplikowanej operacji oczu wracam do czytania i biorę na klatę Stasiuka. Liczyłem na mocną literaturę, ale dostałem taką trochę paplaninę faceta, który bardzo chce sobie pogaworzyć, ale za bardzo nie ma z kim. W gruncie rzeczy nie wiem, czy ta książka jest światu do czegokolwiek potrzebna.
Jak to u Stasiuka – Bug, wspomnienia z końca świata, mongolskie stepy i Donbas starym landkiem. Brutalna, brudna, momentami wstrząsająca (opisy mordu 450 tys. Żydów w Bełżcu – „na oknach osadzał się ludzki smalec”). Jednak warto dać się porwać nurtowi, zanurzyć i dotknąć dna. Nie dla każdego. Ale jeśli masz odwagę – warto.
Andrzeja Stasiuka pomysł na zakończenie wojny na Ukrainie
AGD. Co? Artykuły gospodarstwa domowego. Nie jarzę. Pociągami do Rawy Ruskiej, albo i na tirach. A potem na ukraińskie mniejsze ciężarówki czy furgonetki i na przedpole, Ja rubież. Mona to porozkładać jak w jakimś systemie obronnym. Wiesz, jak okopy, bunkry i transzeje. Pralki, lodówki, zamrażarki, odkurzacze, froterki, miksery, ekspresy do kawy, mikrofale, kuchenki, zmywarki, szybkowary, roboty, zestawy garnków Zeptera, no, cały ten badziew, najlepiej w oczojebnych kolorach. Poprzykrywać folią i niech leży i czeka. A obok cos dla ducha, czyli konsole, laptopy, bez oprogramowania oczywiście, telewizory wielkie na pół ściany i najlepiej, żeby coś w nich migało, smartfony na kupach, smartłocze w stosach, wiesz, żeby jak przyjdą, to się zabrali do dzielenia zdobyczy. Drużyna za drużyną, pluton za plutonem, kompania za kompanią. Że niby jest tego w cholerę, ale jak przyjdzie pułk i dywizja, to jednak dla wszystkich nie starczy. I żeby różne były, bo Bosch to jednak lepszy jest od Samsunga na przykład, więc polaryzacja następuje i zaczynają sobie wyrywać, napierdalanka się wywiązuje, bo ten ni chuja nie chce nokii, tylko apla, drugi za nic nie weźmie pięciu cali, tylko wiadomo, od razu siedem, a najlepiej z piętnaście. Tak się robi współczesną wojnę. Tak się destabilizuje drugą armię świata. I tylko patrzysz przez lornetkę
Ja chyba nie rozumiem, o co w tej książce chodzi. Zbiór różnych tekstów i tematów bardzo luźno powiązanych z czymś, co ja bym określiła jako "wschód". Zaskakująco często nie rozumiałam, co czytam, przez wzgląd na odniesienia historyczne, geograficzne czy język bądź kreację. Niestety, nie polubiłam się z tą prozą.
Książki Stasiuka czytam od dwudziestu lat, zwykle szybko po ich premierze. Czytam wywiady z nim, śledziłem felietony w "Tygodniku Powszechnym", fragmenty prozy publikowane w GW. W pewnym sensie "Rzekę dzieciństwa" już znałem. To także wynik tego, że Stasiuk lubi powtarzać pewne wątki, motywy. Stale zacieśnia swój krąg.
"Rzeka dzieciństwa" to inny klimat niż "Fado" czy "Jadąc do Babadag". Bug jest rzeką, za którą zaczyna się Wschód. Tam mieszkali jego dziadkowie, tam tkwią zapachy i barwy jego najpierwszych wspomnień. Przeszłość i wschód, czarna ruska dziura, ruski rozpiździel wyrosły z przerażenia nicością. Nieskończoność i nicość to w końcu rodzeństwo. Stasiuk krąży wokół problemów swoich źródeł (dom dziadków nad Bugiem) i źródeł Bugu (po ukraińskiej stronie). Ale też źródeł M., swojej żony, z którą przyjeżdża do miasteczka, w którym zginęła w czasie wojny jej babcia. Nicość przestrzeni (Rosja) i czasu (np. kiedy zastanawia się nad losem głowy hetmana Żółkiewskiego).
Czy przychodzimy i odchodzimy w nicość? Myślę, że Stasiuk drąży i krąży wokół tego i tym podobnych pytań.
To proza gęsta od stasiukowego, niepowtarzalnego i nieprzetłumaczalnego idiomu. Cieszę się, że ktoś taki pisze tak po polsku.
Po drobnym wątku powrotu do domu dzieciństwa (który wywarł na mnie ogromne wrażenie i otworzył jakieś drzwi w duszy) w ostatniej książce autora pt "Przewóz" miałem nadzieję, a momentami wręcz pewność, że kolejna książka pociągnie ten temat. Nie wiem dlaczego takie przeczucie, ale ziściło się. "Rzeka dzieciństwa" to przynajmniej początkowo, nieco melancholijna i nostalgiczna podróż w czasie do miejsc i chwil, które znamy z najmłodszych lat, a które bezpowrotnie się zmieniają. I za te strony uwielbiam tą książkę. Później autor wciąga nas w teraźniejszość i wojnę w Ukrainę. Choć celnie punktuje polskie bolączki historyczne czy obecną rosję to wg mnie opowieść na tym traci, a całość zmienia się w misz masz, z motywem powrotu do korzeni. Ale może historia miejsc które odwiedza wymusza taką mieszankę. Po przeczytaniu nie mogłem pozbyć się wrażenia, że Stasiuk choć zaczął inaczej to ostatecznie po prostu opisał lata swego życia związane z początkiem wojny na Ukrainie. Generalnie, choć książka pełna jest trafnych przemyśleń to czyta się ją łatwo, a pierwsze kilkadziesiąt stron otwiera jakieś ukryte drzwi do własnego dzieciństwa i młodości. I to wg mnie jej największa siła.
Wcześniej czytałum Wschód i bardzo mi się podobał, a ostatnio Mury Hebronu. To niechronologiczna kolejność i to chyba wywołało problem. Bo we Wschodzie podobał mi się poetycki język, ale później doceniłum prostotę Murów. Rzeka dzieciństwa miała dla mnie za dużo przymiotników, zbyt podniosłych epitetów, a jednocześnie czasami miałum wrażenie, że autor próbuję się mimo tego kształtować na prostego człowieka, który w swojej prostocie widzi wartość. Więc język, w którym się zakochałum czytająć Wschód już się w pewien sposób wypalił dla mnie. Autor podjął pewne decyzje stylistyczne (?), które mi się po prostu nie podobały. Nie podobało mi się jak pisał ze sobą i jak kilkukrotnie pisał, że nie boi się powtarzać opowieści. Miałum poczucie, że za dużo się tłumaczy. Chyba mam problem z tytułami i chciałubym, żeby one zdradzały treść. Bo w Rzece dzieciństwa było mało rzeki, wcale dzieciństwa. Głównie starość i wojna.
To była ciężka książka. Z początku nudna i mająca w sobie więcej zgorzkniałości niż fabuły, później surrealistyczna, oniryczna, fascynująca, na końcu zwyczajnie nijaka. Taki strumień świadomości stanowczo nie jest dla wszystkich (i wygląda na to, że nie jest również dla mnie), ale ma w sobie na tyle uroku, że mimo tego jak niepotrzebnie toporny jest tu język, to ciężko jest tę książkę jednoznacznie określić jako nudną. Szczególnie, że pozwala nam nie tylko na podróż po wspomnieniach (mających postać.. snu, urojeń?) autora, ale i równie odrealniającej, ogarniętej wojną Ukrainie.
Szczerze mówiąc nie wiem czemu ta książka wygrała tyle nagród. Może to przez pryzmat czasów w jakich się znajdujemy (wojna w Ukrainie) albo symbol doceniania całokształtu twórczości. Chociaż może moja zdawkowa ocena jest kierowana faktem, że mimo że nie jest to w 100% literatura faktu, to na kilometr czuć od tej książki Polską Szkołę Reportażu, której nie jestem wielką fanką. Czytanie tej książki było dla mnie jak słuchanie opowiadań z dzieciństwa dziadka, który magicznie uniknął zwrotu na prawo w swoim wieku i nadal chce być aktywny polityczniej
2,5 ⭐️ Spodziewałom sie znacznie więcej - pierwsza połowa książki mnie zmiażdżyła i wbiła do głowy niezwykłe, nierzadko bardzo brutalne obrazy. Druga zaś połowa, przez brak konkretnej linii fabularnej, chociażby takiej która spina klamrą wydarzenia, zrobiła się najzwyczajniej męcząca i pozbawiona większego znaczenia.
Na pewno sprawdzę inne książki autora - ta pozycja niewątpliwie mnie do tego zachęciła, natomiast czuć że Stasiuka stać na dużo, dużo więcej.
Dobre, Stasiukowe pisanie, nawiązujące m.in. do aktualnej wojny w Ukrainie. Wszystko jak zwykle na kanwie podróży, również tej z zapasami na granicę. Pozostaję wielką fanką Stasiuka z uwagi na głębię myśli i piękno języka.
To była szalona książka. Zaczęłam ją z myślą, że no dwie gwiazdki to i tak dużo, a im dalej brnęłam w tej rzece, tym jakoś bardziej dawałam się ponieść i, nim zdałam sobie z tego sprawę, już płynęłam z przyjemnością. Ale przyjemnością podszytą niepokojem, bo ta książka jednak jest dość niepokojąca
Sześć opowiadań biograficznych, zapisanych w specyficznym stylu stasiukowym. Niby parabola, bo zaczynamy i w zasadzie kończymy w okolicach tytułowej rzeki, ale po drodze przechodzimy gwałtownie od wspomnień z dzieciństwa do współczesnego już wspierania ukraińskiego wojska po wybuchu wojny z Rosją. Pozornie ta zmiana perspektywy jest niespodziewana, ale poprzez autorskie monologi wewnętrzne, oniryczne krajobrazy i maligniczne wizje, ta droga skojarzeń okazuje się nadzwyczaj krótka. Raczej dla fanów pana Andrzeja Stasiuka, a na pewno nie polecałbym od tej pozycji zaczynać przygody z jego twórczością