Kajak leżał w stodole od zawsze. Pobudzał wyobraźnię. Ileż razy chciałem popłynąć nim przez nieznane lądy. Zostać sławnym piratem lub podróżnikem. Zawsze coś jednak stało na przeszkodzie. Szkoła, praca, własny dom, potem żona i dzieci. Potem kolejny dom, kolejna praca, kolejne auto. Czas płynął, a kajak wciąż leżał. Pewnego dnia zapytałem żonę (a żona jest wszak najważniejsza), czy nie miałaby nic przeciwko, abym wsiadł do tego kajaka i został odkrywcą nowych kontynentów… – A płyń, człowieku! – roześmiała się żona. Tak się zaczyna ta podróż. Podróż w głąb niezwykłych światów. Kajakiem podróżują ludzie wolni. Poszukiwacze marzeń. WOJCIECH KORONKIEWICZ
To mógł być naprawdę przyjemny reportaż o Podlasiu, z perspektywy kajaka. Mógł, a nie jest. Umęczył mnie chaotyczny styl autora, historyczne wtrącenia, które nie mają związku ani z treścią ani z miejscem, które opisuje. Już pomijam, że tytuł nie ma również nic wspólnego z treścią, choć czasem pojawiało się pytanie do ludzi o ich życie seksualne, jednak samo czytanie tego momentu powodowało u mnie ciarki żenady. Dodatkowo ubliżanie wędkarzom na każdym kroku, bo kto by sie spodziewał wędkarzy nad rzeką. Serio, ten świat, te miejsca, ci ludzie nie wyglądają tak źle i banalnie jak opisuje to Pan Koronkiewicz. A jego żenująca ocena widoczna jest niemal na każdej stronie tego dzieła.