Antykwariat pod Salamandrą to pierwsza część cyklu Mons Viridis Magicus (Magiczna Zielona Góra).
Adam Przechrzta stworzył zupełnie nową historię, nowych bohaterów w mrocznym, pełnym magii świecie.
Strzeżcie się cichych miasteczek i niepozornych antykwariatów.
Zielona Góra - miasto winnic, starych kamienic i spokoju. Oraz magicznych portali, wojen klanowych i krwawych rozgrywek między magami.
Życie Janusza Magnuszewskiego toczyło się spokojnie i przewidywalnie.
Śmierć ojca zmienia wszystko. Żałoba jeszcze się nie kończy, gdy na głowę Janusza spada cała lawina wieści, które wywracają jego rzeczywistość do góry nogami.
Ojciec był magiem, jego śmierć wcale nie była wypadkiem, a piwnice antykwariatu skrywają tajemnice. Fascynujące i całkowicie śmiercionośne. Do magicznego (a jakże!) mieszkania Magnuszewskiego wprowadza się zupełnie obca kobieta, a on sam rozpoczyna karierę maga bojowego.
Spuścizna zabitego ojca nie daje Januszowi żadnego wyboru. Musi stanąć do walki, jeśli chce szukać sprawiedliwości. Albo zwyczajnie - przeżyć.
Urodził się 14 kwietnia 1965 roku. Ukończył studia historyczne, po czym podjął pracę w szkole. W międzyczasie współpracował z kilkoma czasopismami, w których publikował artykuły historyczne, a także związane z pewnymi aspektami sztuk walki m.in. na temat walki nożem i okinawańskiego karate. Interesował się działaniami służb specjalnych. W roku 2001 uzyskał stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie historii, a w 2006 zadebiutował w "Nowej Fantastyce" tekstem "Pierwszy krok", rozwiniętym w wydaną z poczatkiem 2008 roku powieść pod tym samym tytułem. W NF ukazało się także kilka innych jego opowiadań i artykułów publicystycznych. W "Science Fiction & Horror" (wrzesień 2007) pojawiło się opowiadanie "Alchemik", będące fragmentem "Chorągwi Michała Archanioła", kolejnej powieści autora (obie wydane nakładem Fabryki Słów). Jest żonaty, ma dwójkę dzieci.
Magia skrywająca się tuż za zasłoną codzienności, czekająca gdzieś za rogiem, magia schowana pomiędzy kartami zapomnianych ksiąg i wciśnięta w deski podłogi starego antykwariatu. Myślę, że jej bliskość, a jednocześnie nieosiągalność, to zarazem przyjemna, jak i okrutna perspektywa.
O tym, że magiczny świat jest bliżej, niż się zdawało, przekonuje się Janusz Magnuszewski. Po śmierci ojca nie ma czasu na żałobę, bo na jego kark zwala się nie tylko wiedza o czarodziejskiej społeczności, ale i konieczność zarządzania tym dziwnym towarzystwem w świecie istniejącym zaraz obok naszego. Spokojna dotąd Zielona Góra nagle okazuje się areną walki o wpływy, antykwariat portalem do „głębokiego świata”, czarodzieje uprawiają agresywną politykę, a na każdym kroku czyhają wrogowie.
„Antykwariat pod Salamandrą” to pierwszy tom nowej serii od Adama Przechrzty. Urban fantasy, w którym zaraz obok naszej istnieje alternatywna rzeczywistość. Mają do niej wstęp tylko nieliczni, a zwykli ludzie żyją nieświadomi faktycznych praw rządzących światem. Magiczna społeczność w wydaniu Przechrzty to nie nierozgarnięta ferajna, machająca wesoło różdżkami, ale zorganizowane środowisko, posiadające własną administrację, własne prawa i organy ich egzekwowania. Jest to brutalny i bezwzględny światek.
Co mi się podobało: - Bardzo dynamiczna opowieść - Magia wręcz wylewa się spomiędzy stron, przenikając wszystkie aspekty życia bohaterów - fantasy w stylu „ukrytych drzwi”, cieszyły mnie wszystkie wędrówki do „głębokiego świata”
Co mogłoby być lepsze: - Jeszcze więcej klimaciarskiego antykwariatu - Reguły rządzące magicznym światem, które czasem pojawiały się wraz z potrzebami fabuły, by ocalić, bądź przeciwnie, przycisnąć bohaterów
Szalona jazda bez trzymanki przez magiczną Zieloną Górę. Troche niczym gra RPG - zaczarowane portale, eliksiry, pozyskiwanie mocy, pojedynki między magami, zdobywanie surowców, tworzenie własnej broni i walka z potworami ⚔️
„Antykwariat pod Salamandrą” autorstwa Adama Przechrzty to pierwszy tom nowej serii - „Mons Viridis Magicus”. Poznajemy w niej dorosłego już Janusza Magnuszewskiego, który po śmierci ojca musi przejąć pieczę nad prowadzonym przez niego antykwariatem. Nie wie jednak, że wraz z tym będzie zmuszony objąć również jego funkcję po magicznej stronie Zielonej Góry i zaopiekować się ukrytym w piwnicy portalem do Głębokiego Świata.
Całokształt fabuły przywodził mi na myśl grę RPG, w której śledzimy przygody i obserwujemy rozwój głównej postaci. Jest to powieść wypełniona magią, z którą z początku Janusz Magnuszewski ma bardzo niewiele wspólnego. Z pomocą coraz to kolejnych bohaterów przyswaja on zarówno nową wiedzę, jak i próbuje odnaleźć się w zawikłanej polityce magicznej Zielonej Góry.
Książka ta jest po brzegi wypełniona akcją. Autor nawet na chwilę nie daje czytelnikowi wytchnienia, stawiając przed głównym bohaterem kolejne problemy do rozwiązania. Znajdziecie tu dużo magii, portali do innego świata, specjalistycznych eliksirów czy pojedynków między magami. Zarówno główny bohater, jak i czytelnik, zostają wrzuceni przez autora na głęboką wodę. Czyni to tę powieść interesującą, lecz wymaga czasem większego skupienia, gdyż nie zawsze mechanika działania świata jest podawana jak na tacy.
Było to moje pierwsze spotkanie z autorem i muszę przyznać, że całkiem udane. Nie mogę się już doczekać kolejnej podróży do magicznej Zielonej Góry - Mons Viridis Magicus.
Jeśli lubicie powieści akcji, przepełnione magią, pojedynkami i polityką, rzućcie okiem na najnowszą powieść Adama Przechrzty.
"Antykwariat nad Salamarą" Adama Przechrzty to powieść, która wzbudza mieszane uczucia. Chociaż ma swoje momenty i niektóre fragmenty mogą zadowolić miłośników fantastyki, całość wydaje się nierówno skomponowana, a tempo narracji zbyt pospieszne. Generalni miałem wrażenie, że czytam debiut a nie którą z kolei książkę autora.
Przechrzta wprowadza czytelników w świat magii i nadprzyrodzonych istot, lecz robi to w sposób, który może sprawiać wrażenie zbyt pośpiesznego i chaotycznego. Akcja gna na łeb, na szyję, nie dając czytelnikowi wystarczająco dużo czasu, aby zżyć się z bohaterami czy w pełni zrozumieć reguły rządzące tym światem. Wielość wątków i szybkie zmiany tempa mogą sprawiać wrażenie, że powieść jest jedynie przyfastrygowana, a nie starannie skomponowana. Zresztą pierwsze 50 stron to czysta ekspozycja.
Autor wprowadza wiele wątków, z których większość wydają się niedopracowane i nagle znikają. Przykłady obejmują wątek czarownicy uwodzącej antykwariusza, czy postać Venetii, która znika na całe tygodnie. Takie niedoprecyzowanie może pozostawiać uczucie niespełnienia i braku spójności. Bohaterowie często nie są w pełni rozwinięci, a ich decyzje i losy wydają się nie do końca przemyślane.
Książka dzieje się w Zielonej Górze w moim mieście. Jednak mogła się dziać gdziekolwiek indziej do ZG autor nawiązuje raptem kilka razy, pada kilka miejscówek i Nowa Sól.
Jednym z głównych zarzutów wobec książki dla mnie jest brak logiki i spójności. Akcja często wydaje się być tworzona "ad hoc", a rozwiązania fabularne pojawiają się nagle, bez odpowiedniego wprowadzenia. Ponadto, bohaterowie szybko stają się nadzwyczajni, co odbiera książce element zaskoczenia i trudności.
Aj no zawiodłem się, liczyłem na powrót do formy Pana autora znanej mi z Materia Prima(o Secunda nie rozmawiamy dla mojego zdrowia), ale nie, jest o dziwo gorzej niż we wspomnianej drugiej części. Ale po kolei.
Z promocji tegoż dzieła, okładki i początków, założyłem że to będzie coś zupełnie innego. Mój błąd. Jest to trochę Urban Fantazy umiejscowione w XXI wieku z czego nie wynika kompletnie nic, bo technologia jest zupełnie odsunięta przez już oklepany wytrych *magia psuje technologie*, a i z samego miasta nie zostaje nic dość szybko ponieważ akcja przenosi się w większości do innego świata. No nic, to były tylko moje założenia, może będzie lepiej co nie?
Nie.
Początki książki to w sumie potężny info dump który ma nam wprowadzić dość obszerny świat i jego zasady. Okej, byłoby to do zjedzenia gdyby coś z tego wynikało. Ale nie wynika. Fabuła tutaj trochę nie istnieje a trochę jest jak takie fetch questy w MMO to znaczy idź zrób to bo ktoś każe dobra super dostajesz za to level up, teraz idź tam bo ktoś inny każe super nauczyłeś się nowej umiejętności. Tak w kółko aż dostajemy bohatera który jest zbyt szybko zbyt silny. Bałem się o power scale w tej serii po tym co zobaczyłem w materia secunda I najwyraźniej słusznie, bo tu bohater pod koniec pierwszego tomu przechodzi power up podobny do Rudnickiego przez dobre 3 tomy. Nie czuć progresu wcale, aż się boje co będzie dalej z takiej prędkości.
Jako że czytałem też poprzednią książkę autora, nie mogę nie odnieść się do faktu że główny bohater Antykwariatu jest bardzo jak Rudnicki. Szkoda tylko że on na końcu drogi po nauczeniu się wszystkiego od kierowania ludźmi po różne sztuki poza magią. Czułem się jakbym czytał jakiś Isekai, jakby bohater był dosłownie reinkarnacją kogoś kto już przeżył te życie i dokładnie wie co gdzie i kiedy zrobić żeby było dobrze. Szło mu zbyt dobrze i zbyt był podobny do poprzedniego bohatera autora.
Kurcze ten świat naprawdę miał potencjał, fajnie się to spinało tylko po to żeby wyszło z tego naprawdę przeciętne power fantasy bez polotu z dziwnymi wątkami kobiet które żłopią piwsko.
Meh.
Apetyt na dalsze książki autora niestety mi opadł.
Rudnicki i Samarin stali się w swoim czasie jednymi z moich ulubionych bohaterów. Dlatego na wieść o tym, że Adam Przechrzta szykuje coś nowego, ucieszyłam się jak mały piesek na widok swojej ulubionej piłeczki. I z ogromną przyjemnością, szeroko otworzyłam drzwi Antykwariatu pod Salamandrą, by poznać gwiazdę serii Mons Viridis Magicus, czyli tajemniczego Janusza Magnuszewskiego. ;)
Magia i warzenie piwa. Strzeżcie się cichych miasteczek i niepozornych antykwariatów. Zielona Góra – miasto winnic, starych kamienic i spokoju. Oraz magicznych portali, wojen klanowych i krwawych rozgrywek między magami.
Życie Janusza Magnuszewskiego toczyło się spokojnie i przewidywalnie.
Śmierć ojca zmienia wszystko. Żałoba jeszcze się nie kończy, gdy na głowę Janusza spada cała lawina wieści, które wywracają jego rzeczywistość do góry nogami.
Ojciec był magiem, jego śmierć wcale nie była wypadkiem, a piwnice antykwariatu skrywają tajemnice. Fascynujące i całkowicie śmiercionośne. Do magicznego (a jakże!) mieszkania Magnuszewskiego wprowadza się zupełnie obca kobieta, a on sam rozpoczyna karierę maga bojowego.
Inkantacje, portale i Wysoka rada. Może Januszek nie ma takiej chemii jak Rudnicki, ale ma w sobie tę odrobinę magii, która potrafi przyciągać. ;)
No dobra, może dopiero odkrywa w sobie tę magię, dlatego nie oczarował mnie swoimi wdziękami już od samych drzwi, ale za to trzema mu przyznać, że piwo warzy przednie. ;)
Od samego Januszka jednak odchodząc, seria Mons Viridis Magicus zapowiada się soczyście. Świat magii wykreowany przez autora, jest bogaty nie tylko we własne prawa, ale także mocno ustrukturyzowany i posiada własną walutę.
Akcja, która w odróżnieniu od Materia Prima czy Materia secunda, dzieje się współcześnie i przypomina mi odrobinę grę komputerową z questami. Nie można się jednak przy niej nudzić (choć zadaniowość rządzi się swoimi prawami), a rozwiązywanie nowych zagadek, przeplatane licznymi magicznymi pojedynkami i nabijaniem kolejnych leveli magicznych umiejętności w Głębokim Świecie, ma swój urok.
Zapowiada się więc kolejny fajny, magiczny cykl, z bohaterem, który nad swoim urokiem musi jeszcze odrobinę popracować (do Rudnickiego, to jednak Januszkowi sporo brakuje ;)), ale za to z fajnie wykreowaną magiczną społecznością i wszędobylskimi demonami czy innymi czarownicami.
Fantastyka, która dzieje się w Polsce? Brzmi wspaniale! Witajcie w Mons Viridis, czy też w Zielonej Górze…
Główna postać to Janusz Magnuszewski, syn potężnego maga, który dopiero co ma odkryć swoją moc. Zazwyczaj spotykałam się z sytuacją, gdzie kobieta występuje w takiej roli, więc podobała mi się ta zmiana.
Świat jest bardzo ciekawy, nie jest mocno rozbudowany, bo mamy w zasadzie dwie lokacje, ale było to w moim guście.
Słuchałam w audiobooku i była to czysta przyjemność, czułam się jak dziecko, które słucha opowieści o dalekim świecie. Nie jest brutalna, lekko napisana. Określana jako urban fantasy.
Mamy wiele tajemnic, które odkrywa wraz z bliskimi osobami. Postacie drugoplanowe świetne, dużo akcji. Autor nie traci czasu na niepotrzebne opisy tylko leci dalej.
Wczułam się, ciągle się coś działo. Zdecydowanie zachęciło mnie to do prozy autora. Polecam!
3,5/5 ⭐️ Ciekawa pozycja łącząca obraz Polski XXI wieku z elementami świata magicznego ✨ Do tego dochodzi zagadka kryminalna, dzięki której autor daje sobie pole do popisu w zakresie kreacji świata. Jest to całkiem niezły początek serii. Posiada kilka mankamentów jak np. szablonowe tworzenie niektórych postaci, ale mimo to historia oferuje dużo dobrych wrażeń.
Jak dla mnie 3,5 a to dzięki Tobie Alan !! Zniszczył mi dobrą zabawę przy czytaniu książek Przechrzty bo czytał po mnie i zauważył coś co mówiąc szczerze ja dopiero dostrzegłem przy tej części. Przechrzta jest mistrzem w tworzeniu akcji ale kompletnym amatorem jeżeli chodzi o opisy miejsc, uczuć, przyrody itd. Niestety nie zwracałem uwagi na to wcześniej właśnie z powodu tego że akcja w książkach Przechrzty mknie z prędkością cygana biegnącego załatwić zasiłek w MOPsie. Człowiek skupia się na akcji nie na opisach.
"Antykwariat pod Salamandrą" to tom otwierający nowy cykl Adama Przechrzty, znanego z "Materia Prima" i "Materia Secunda". Nowy cykl, mieszający magię ze współczesnością (ale taką w duchu retro, na co wskazuje już sam tytułowy antykwariat) z pewnością trafi do miłośników twórczości Autora - a także zjedna mu nowych. Autor po raz kolejny, po mistrzowsku kreuje niezwykle interesujący i wciągający świat: niby dobrze nam znany, a jednak skrywający wiele tajemnic. Do tego dodaje charyzmatycznego bohatera, który musi zmierzyć się zarówno z własnym dziedzictwem, jak i nowo nabytymi obowiązkami, wśród których znajduje się ochrona Zielonej Góry. Powieść wciąga jak wir i nie daje nawet chwili wytchnienia - to w zasadzie moja jedyna uwaga, bo w "Antykwariacie" dzieje się dużo i szybko, przez co czasem brakuje miejsca na refleksję i budowania napięcia do kolejnego pojedynku czy zwrotu akcji. Ma to oczywiście swoje plusy: przy tej książce nie sposób się nudzić!
Uwielbiam motyw poznawania świata magicznego i rządzących nim praw wraz z bohaterem. Tak było w "Materia Secunda", tak jest i w "Antykwariacie". Janusz Magnuszewski prowadzi zwyczajne życie, dopóki nie przychodzi mu zmierzyć się z dziedzictwem zmarłego ojca. Odziedziczony antykwariat skrywa magiczny portal do alternatywnych rzeczywistości - a każdy obdarzony magią chce mieć do niego dostęp. Wraz z bohaterem dowiadujemy się o prawach rządzących światem magii - w tym sporą dawką polityki, w której Janusz będzie musiał się odnaleźć, gdy spadnie na niego więcej obowiązków niż tylko strażnika portalu. Można się czepiać, że Janusz jest kalką alchemika Olafa z cyklu "Materia..." - mnie to jednak w ogóle nie przeszkadzało! Lubię takich bohaterów, chociaż trzeba przy nich przymknąć oko na pancerz fabularny: są to postaci od zera do bohatera, które zdobywają nowe umiejętności - ale trochę zbyt szybko, trochę zbyt łatwo - a w dodatku wychodzą z każdej opresji. Jednak w typowo rozrywkowej fantastyce - a do tego zaliczam "Antykwariat" - póki jest zabawa, ta umiejętność "zbyt szybkiego wbijania poziomów" wcale mi nie przeszkadza, a dodaje całości dynamiki.
Nie będę ukrywać - "Antykwariat" i "Materia..." zbudowane są na podobnym schemacie. Może to nużyć kogoś kto zna "Materię" - dla mnie jednak było przyjemnym powrotem do rozrywki serwowanej przez przygody alchemika Rudnickiego, ale w nowym klimacie, z nowymi zasadami rządzącymi przenikającymi się światami, naszym i alternatywnym. Po co zmieniać coś co działa, coś co jest charakterystyczne dla autora? Oryginalności dodaje tutaj antykwariat i Głęboki Świat. "Antykwariat" to powtórka z rozrywki - i to od naszych oczekiwań zależy, czy uznamy to za wadę. Dla mnie to był sprawdzony przepis, który dostarczył mi dokładnie tego, czego chciałam :)
Co jest zatem wyróżnikiem "Antykwariatu"? Z pewnością klimat, mieszający współczesność z nostalgią, spojrzeniem na Zieloną Górę z historycznej perspektywy: przeszłość można dostrzec w każdym zakamarku. A w tym świecie przeszłość związana jest z magią: wszak w antykwariatach, miejscach ze starymi przedmiotami jest coś specjalnego. "Antykwariat" to świetne urban fantasy, opowiadające nie alternatywna historię, ale ukazujący dobrze znany nam świat miejski, obok którego istnieje świat magów - dostrzeżony przez głównego bohatera, gdy chcąc-niechcąc zaczyna do niego przynależeć. Interesujący jest tutaj sposób zdobywania magicznych mocy, związany z Głębokim Światem i portalami, a nie samym studiowaniem ksiąg.
"Antykwariat pod Salamandrą" to powieść, w której bohater odkrywa równoległy świat magów: świat pełen konfliktów, stwarzających zagrożenie dla Janusza. To także powieść o odkrywaniu własnej tożsamości poprzez rozwiązywanie tajemnic ojca; zagłębianie się w tajemnice skrywane przez antykwariat i przeszłość było szalenie wciągające! To powieść tego rodzaju, w której główną osią fabularną jest rozwój postaci od zera do bohatera. Autor ciągle stawia przed nim nowe wyzwania, przez co powieść jest bardzo dynamiczna. Dzieje się aż za dużo - osobiście wołałabym więcej momentów oddechu, by zagłębiać się w świat oraz w pełni odczuć konsekwencje wydarzeń - w kilku miejscach miałam aż wrażenie, ze przegapiłam jakieś strony, bo wydarzenia nie mogą dziać się tak szybko! Liczę na to, że w kolejnym tomie Autor nieco zwolni: bo poza tym gnającym tempem, odnalazłam w "Antykwariacie" wszystko to, co lubię - ciekawie wykreowany świat rzeczywisty/magiczny, bohatera, któremu chce się kibicować i mnóstwo tajemnic oraz zwrotów akcji, a wszystko to podane w bardzo klimatycznym, przesiąkniętym stylem retro klimatem. Czekam na więcej!
"Antykwariat pod Salamandrą" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Adama Przechrzty, które uważam za udane. Od początku spodobał mi się styl autora i całą książkę naprawdę przyjemnie mi się czytało, mimo tego, że została napisana w pierwszej osobie, a raczej średnio przepadam za tego typu narracją.
Mamy tu do czynienia z Januszem - antykwariuszem z Zielonej Góry, przed którym odkrywa się magiczny wymiar naszego świata. Wraz z barwną ferajną musi zdobyć jak najwięcej umiejętności i doświadczenia w magii, sprostać nowym funkcjom nałożonym na jego barki, a także stawić czoło nowym, potężnym wrogom.
Całość zapowiada się magicznie i intrygująco, od pierwszych stron zachwyciła mnie kreacja magicznego świata oraz samego systemu magicznego. Autor popisał się tutaj zgrabnie spinając wiele elementów znanych z alchemii, magii czy folkloru. Wszystko było tutaj spójne i wiarygodne, wyszło wyśmienicie i fascynująco.
Niestety pozostałe elementy nie wypadły w moim odczuciu tak dobrze jak system magiczny i kreacja świata. Przede wszystkim brakowało mi konkretnego kierunku, w jakim zmierzałaby fabuła. Główny bohater poznaje świat magii, zdobywa nową wiedzę, różne funkcje, ale przy czytaniu czasem towarzyszyło mi pytanie "i po co to wszystko?". Miałam wrażenie, że bohater buja się z jednej strony na drugą, rozwiązuje poszczególne problemy, zadania, questy, często z nieoczekiwaną pomocą i wsparciem. Ale jednak nie czułam głównego watku, który by to wszystko jakoś spinał i nadawał angażujący kierunek.
Ekspozycja świata i magii przyczyniła się do nieco słabszego przedstawienia charakterów postaci i relacji między nimi. Nie to, że byli wykreowani źle, ale mogło w tym być więcej głębi, dzięki której mocniej bym się z nimi związała.
Podsumowując, jest to przyjemna w odbiorze powieść, której głównymi atutami są świetna kreacja świata, systemu magicznego i klimat. Liczę jednak, że w kolejnym tomie uda mi się wyczuć, że to wszystko dzieje się po coś, a nie jest tylko zlepkiem losowych wydarzeń. Mam też nadzieję, że silniej zwiążę się z postaciami. Będę wyczekiwać 2 tomu, by się przekonać na ile spełnią się moje oczekiwania 😃
Kupiłam tę książkę zachęcona obietnicą, że to „Harry Potter dla dorosłych” – z bardziej dojrzałym klimatem i lepiej zbudowanym światem. Niestety, już po pierwszych rozdziałach wiedziałam, że to porównanie jest całkowicie nietrafione. Świat przedstawiony wydaje się rozbudowany, ale nieprzekonujący – pełen kast, dziwacznych struktur i zasad, które sprawiają wrażenie wymuszonych i oderwanych od rzeczywistości. Magia, zamiast fascynować, przypomina mechanizm biurokratyczny.
Fabuła jest chaotyczna, pełna niespodziewanych i niezrozumiałych zwrotów – walki z Mongołami czy stale obecne zagrożenie ze strony Rosjan. Czy pobierania erergi z ogladanych niemieckich filmow wojennych, brzmią bardziej jak materiał na podręcznik z alternatywnej historii niż powieść fantasy. Autor, będący doktorem nauk humanistycznych i pasjonatem historii, wyraźnie przemyca swoje zainteresowania do książki – niestety w sposób nachalny i męczący.
W relacjach międzyludzkich dominuje podejrzliwość, intrygi i walka o władzę – nie ma zwykłych ludzi, zwykłego życia, ciepła czy choćby chwil wytchnienia. Ciągle trzeba być na baczności, bo z kazdej strony nawet przyjaciel nam zagraża. Wszystko jest przesiąknięte atmosferą paranoi. Relacje głównego bohatera z kobietami również budzą dyskomfort – są przesycone dziwną erotyką i sztucznością.
Choć styl autora jest lekki i czyta się sprawnie, to sama treść – pełna przypadkowych pomysłów i historycznych obsesji – pozostawia duży niesmak. Gdyby nie to, że mam już w domu kolejne tomy i inną serię autora, najpewniej nie sięgnęłabym po jego twórczość ponownie.
Dla osób szukających magicznej, angażującej przygody – to raczej nie ten kierunek.
Materia secunda też nie była najlepsza, nie miałam zbyt wielkich oczekiwań, ale jednak tak słabej i głupiej książki się po tym autorze nie spodziewałam. Bohater, mimo wiedzy o magicznym świecie najwyraźniej nie był zbyt inteligentny, skoro nie zna nawet podstawowych zasad jego działania. Mamy więc potężne infodumpy serwowane przez kolejne postacie drugoplanowe. Przetyka je akcja, chaotyczna, i kompletnie bezsensowna, wątki pojawiają się znikąd by tak samo zniknąć bez śladu, ludzie wyciągają nagle z odwłoka jakieś informacje których nie mają prawa mieć, zero logiki czy chronologii. Chciałabym na plus zaliczyć chociaż konstrukcję świata, ale i tu jest plama. Kiedy zasady rządzące światem nie pasują do fabuły, to autor po prostu je wyłącza, nagle nie działają. Tak samo postacie drugoplanowe znikają jak sen złoty, by znienacka wrócić kiedy wymaga tego fabuła. Chociaż nie wiem po co, główny bohater sam by dał sobie radę, bo wszystko mu wychodzi fantastycznie. Może dlatego każda kobieta w tej książce za swój cel życiowy uznaje radośnie wskoczyć mu do łóżka. Muszę im wierzyć na słowo że jest taki wspaniały, bo ja w sumie nic o nim nie wiem. Tak nudnego i nijakiego bohatera nie widziałam dawno. W trakcie lektury żartem powiedziałam do kogoś że czekam jeszcze tylko na złego brata bliźniaka i elfią wróżkę chrzestną... I cóż, niewiele się pomyliłam. Kompletne rozczarowanie i strata czasu.
Janusz Magnuszewski wiedzie całkiem przeciętne życie. Gdyby nie to, że zajmuje się pozyskiwaniem i sprzedażą bardzo nietypowych książek i ma nieco więcej wiedzy na temat magii niż przeciętny Kowalski, można byłoby go nazwać zupełnie zwyczajnym człowiekiem. Do czasu. Śmierć ojca i wizyta tajemniczego gościa wywracają całe jego życie do góry nogami. Wrzucony na głęboką wodę Janusz musi zrobić wszystko, żeby przystosować się do nowych warunków jak najszybciej. Stawka bowiem jest najwyższa z możliwych - ktoś chce antykwariusza usunąć ze swojej drogi i nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel.
Jak ogólnie bardzo lubię książki Adama Przechrzty i przeczytałam prawie wszystko spod jego pióra, tak tutaj muszę przyznać, że jednak jestem rozczarowana jakością tej powieści. Mam wrażenie, że nawet nie tyle sama akcja, co rozwój postaci antykwariusza następuje zbyt szybko. Zupełnie mnie nie przekonuje to wrzucanie go na coraz to wyższe poziomy przy względnie minimalnym wysiłku z jego strony, żeby cokolwiek osiągnąć. No nie tego się spodziewałam po tym autorze. Dodatkowo ani postać samego Janusza ani żaden z pobocznych charakterów niczym się zbytnio nie wyróżnia. A to, co stało się z Venetią jest absolutnym skandalem. Po co ona w ogóle tam jest, skoro znika na całe tygodnie. Nie mówiąc o tym, że jest przecież super utalentowana i silna magicznie, ale gdyby nie było to powiedziane wprost to zupełnie nie byłoby tego widać w książce.
Ogólnie rzecz biorąc książka podobała mi się średnio i o ile sięgnę po kolejną część, to jednak oczekuję znacznie wyższego poziomu.
Huh, szczerze to nawet nie wiem jak to ocenić. I mean for sure plus jest za to, że aktualnie chyba po raz pierwszy w takiej książce nie zostałam obrzucona tekstami apropos piersi, tyłków i ogólnie całej anatomii kobiety jakby tylko ona się liczyła a cała reszta nie była komukolwiek potrzebna (btw wow, polskie książki napisane przez mężczyzn serio obniżyły moje standardy skoro już za to mam ochotę podnieść ocenę XD). Kolejnym plusem jest akcja, bo przynajmniej nie dało się nudzić (chociaż przyznam, że autor mógłby trochę się uspokoić, bo mam wrażenie, że momentami tak trochę był na granicy, którą gdyby przekroczył to zrobiłby się jeden wielki chaos). Ale trochę zabrakło mi większego zaangażowania w opisy świata i postaci. Trochę za dużo było skupiania się na akcji a za mało właśnie na rozwinięciu wszystkiego innego, przez co tak nie do końca mogłam się wkręcić w to wszystko i mam wrażenie, że jeszcze zbytnio tego nie ogarniam (ale, żeby nie było, ma to duży potencjał i te wszystkie portale, różdżki, mikstury itp itd bardzo mi się podobały i dały mi vibe dobrej gry RPG więc całkiem zacnie) Także na ten moment chyba bym dała 4 ⭐ zaufania XD(i liczę na to, że kolejne tomy będą lepsze, jak nie to może kiedyś obniżę do 3 czy coś. Póki co jestem prostym człowiekiem, który ma w końcu wakacje i cieszy się życiem i książkami więc nie mogę się zmusić do tego żeby źle to ocenić...)
Sięgając po książki Adama Przechrzty, mam wrażenie, że przenoszę się do innego świata. Do tej pory czytałem serie "Materia Prima" oraz "Materia Secunda", wobec czego moje oczekiwania wobec nowej powieści były wysokie. I muszę się przyznać, że początkowo zwątpiłem w Adama Przechrztę i "Antykwariat pod Salamandrą". Powodem tego było bardzo szybkie tempo akcji. W zasadzie w całej powieści dzieje się bardzo wiele i to szybko, ale później nie jest to aż tak odczuwalne jak na początku, gdzie dopiero co poznajemy postać, a zaraz zostaję on potężnym magiem, przez co wprowadzenie może być dezorientujące.
Fabuła jest niezwykle wciągająca niczym magiczny portal i po prostu świetna, choć momentami miałem flashbacki z przygód Olafa Rudnickiego, jednak nie przeszkodziły mi to w czerpaniu dużej przyjemności z lektury. Ponadto, mam nadzieję, że w kolejnej części zostanie bardziej opisane działanie magicznego świata i prawa nim rządzące, bo jak na razie nie mamy pełnego obrazu tych elementów.
Na pewno sięgnę po kontynuację "Antykwariatu pod Salamandrą", ponieważ szykuje się kolejny genialny cykl od Adama Przechrzty. Więcej moich recenzji znajdziecie na Instagramie @chomiczkowe.recenzje, gdzie serdecznie zapraszam.
3,5/5 Tajemniczy Antykwariat ukrywający drugie dno.
Magiczny świat w zwykłym mieście.
Historia Zielonej Góry.
Sama historia ma bardzo ciekawy zamysł, ogrom opisów i niezwykle dużo wiedzy historycznej. Autor stworzył alternatywną rzeczywistość wyciągniętą z najgorszych koszmarów. Sam system magiczny jest dość ciekawie poprowadzony, tryb nauki nieco skrócony to i tak poznajemy jak funkcjonuje. Nie mamy nałożonych aż takich ograniczeń na magię, choć wiemy, że są unikalne style. Wplecione zostają pomniejsze istoty jak i te bardziej mroczne: demony. Emocje w tym przypadku są suche i oziębłe jak na klasyczną fantastykę przystało to mamy pewnego rodzaju neutralny romans, uczucia i cudowną cioteczkę (Agata – imię samo mówi za siebie). Z bohaterami można się zżyć i bardzo spodobały mi się postacie kobiece w tej historii. Są też zakurzone historie odkrywane na każdej stronie i czuć klimat starego antykwariatu. Miejscami wynudziła mnie ta historia, a końcówka przypominała mi bardzo Bitwę o Minas Tirith tylko ze zdecydowaniem gorszym nakładem finansowym i fabularnym. Była przewidywalna. Co nie zmienia faktu, że za samą wiedzę zawartą w tej książce, obrys, fabułę i stworzony świat należy się mocna czwóra. Dobry początek serii fantastycznej.
Adam Przechrzta to autor, którego uwielbiam. Na każdą jego nową książkę czekam z wielkim utęsknieniem. Niestety nie wydaje dużo i dostajemy do naszych rąk zaledwie jedną, no maksymalnie dwie pozycje na rok więc każda kolejna cieszy mnie podwójnie.
“Antykwariat pod salamandrą” to początek nowego cyklu. Główny bohater to człowiek prowadzący na co dzień tytułowy przybytek. Owszem niezwykły i owszem zdający sobie sprawę z istnienia magicznego świata ale do tej pory mający z nim styczność tylko okazjonalnie. Jak się łatwo domyślacie następuje pewien moment kiedy jego życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni i zostaje on kimś na zasadzie burmistrza magicznej Zielonej Góry. Wynika z tego oczywiście wiele problemów i nowych obowiązków, które poznajemy właśnie w tej powieści. Jest tu dosłownie wszystko - akcja, spiski, przenosiny do magicznego świata i wiele, wiele więcej.
Książkę czyta się jednym. Opowiedziana historia wciąga niczym bagno i przewracamy kolejne kartki niczym w jakimś amoku. Wykreowany świat jest tak fantastyczny, że kończąc lekturę jest nam po prostu bardzo smutno, bo autor nikczemnie urywa fabułę w dość ważnym momencie i każe nam czekać na kolejny tom, więc nie mamy wyjścia i czekać musimy. Polecam serdecznie!
Nie no w sumie fajna ta książka, podczas słuchania miałem ciągle wrażenie że czuję niedosyt, ale to było po prostu jakieś specyficzne wrażenie płynące z obcowania z audiobookiem. Ogólnie jest to dobra książka!! Zwłaszcza jeśli jest się turystą w Zielonej Górze, wtedy pewne słowa klucze działają jak dog whistle. Co do historii, bardzo podoba mi się że w końcu ktoś wziął ten koncept „cozy bookstore fantasy” na poważnie i wykorzystał potencjał tych miejsc magicznej codzienności do napisania czegoś bardziej brudnego i no właśnie poważnego. Mamy tu galerie postaci z których chyba najbardziej zapada w pamięć ciotka głównego bohatera-narratora. On sam zresztą również jest ciekawie skonstruowany a jego historia fascynuje. Mam tylko problem z takimi zabiegami fabularnymi które określam „wiem ale nie powiem”, mam wrażenie że sporo postaci ukrywa coś przed głównym bohaterem który przecież nie jest dzieckiem, i choć czasami ma to sens to gdy już ktoś się zdecyduje na ujawnienie czegoś to czytelnik ma takie „ehhh TERAZ nam to mówisz?!”. Koniec końców będę kontynuował serię przy okazji w Gorzowie Wielkopolskim, będę przewrotny!!
Czy to było dobre? Nie wiadomo. + Ciekawy świat i setting - No ogólnie fajny urban fantaziak, polityka, knucia itd. + Nawiązania historyczne - Historia Zielonej Góry i tak dalej, dobrze wpleciona łacina nie straszy czytelnika, do tego nieźle napisane. - Mizoginia - Czy bohatera czy autora, nie mi oceniać. Rzucona na początku jak szczypta przyprawy, potem magicznie znika. Dowiedziałam się, że kobiety używają noży w kuchni, więc są dobrymi nożownikami, i że mięśnie na kobietach nie są sexy, zapamiętam. Dodatkowo główny bohater oczywiście jest obiektem zainteresowania wszystkich niespokrewnionych z nim kobiet. - Problemy z tempem akcji - zdecydowanie zbyt szybko się skaluje i wszyscy robią się nagle strasznie potężni. Jeśli główny bohater po raz trzeci robi coś nieprawdopodobnego to stawka już nie istnieje. Trochę jak przechodzenie na kolejne poziomy gry zbyt szybko. Ogólnie pozostawia wrażenie jakby była to trylogia upakowana na siłę w jedną powieść.