Na wschód od Medellín, nad rzeką Magdaleną, leży miasteczko, w którym najbrutalniejsza historia Kolumbii zderza się z myśleniem magicznym i religijnymi wierzeniami. Miasteczko nazywa się Puerto Berrío, a na jego cmentarzu, obok starego gnojownika tuż przy ścianie z grobami najbiedniejszych, pnie się inny wysoki mur, pełen kolorowych nisz. Zajmują je N.N., nomina nescio, partyzanci i bezimienni spływający rzeką Magdaleną od 1948 roku. Ciała, które zaplątują się w gałęzie i rybackie sieci i w końcu zostają zabrane przez Pacha, grabarza, zajmującego się nimi z czystego współczucia.
Kiedy mieszkańcy Puerto Berrío wybierają któregoś N.N., nadają mu nowe imię. Powierzają się jego opiece. Przychodzą, żeby dotrzymać mu towarzystwa. Rozmawiają z nim i zanoszą mu swoje prośby, a niektórzy mówią nawet, że czują jego ochronę. Pokrywają nagrobne tablice kolorową farbą, przyklejają dekoracje i kwiaty, zawsze jednak w taki sposób, żeby słowo "wybrany", wypisane na grobie czarnymi literami, pozostawało widoczne niczym oskarżający, pełen grozy krzyk.
Patricia Nieto, postać kluczowa dla latynoamerykańskiego reportażu, napisała opowieść o ostatnich dekadach zbrojnego konfliktu w Kolumbii. Jej proza olśniewa i jednocześnie rozdziera serce – Wybrani prezentują się nam w skórze powieści, ale wewnątrz pulsuje krew wydarzeń i osaczonych głosów, którym grożą szlam i ołów.
Piękna, a jednocześnie dojmująco smutna książka. Reportaż, ale napisany niczym zbiór opowiadań. Język mnie zachwycił, ale trochę też przez ten język miałam problemy z odnalezieniem się w tym, że to non-fiction.
Cieszę się, że tłumaczka przygotowała wprowadzenie do tematu, bo o Kolumbii nie wiem nic i żałowałam, że ten reportaż nie przybliża historii kraju szerzej. Ale zdaję sobie sprawę, że Nieto porusza konkretny wąski temat i jej reportaż nie ma być przekrojem przez dzieje Kolumbii.
Kiedy ukazuje się w Polsce kolejny reportaż o Kolumbii, można odpalić bingo co w nim znajdziemy: kartele, FARC, wojnę, śmierć – nic nowego, o tym wszystkim można już było sporo poczytać, zero zaskoczenia. Ale jeśli reportaż z Kolumbii otwiera taki akapit: „Przy ścianie miłosierdzia pająki naprężają jedwabne nici i słychać jedynie szczebiot ptaka. Jaszczurki łowią młode komary, a mrówki pędzą niczym sekundy. Słyszę cichy śpiew mojego serca i czuję ciepło powietrza, którym oddycham. Tu, w zaświatach, życie kipi w pająku pożerającym własne krosna; w ptaku rozkoszującym się złowrogą ciszą; w komarze uciekającym przed jaszczurczym językiem; w mrówce wychodzącej z szeregu; w magnetyzmie, którym przyciąga mnie Milagros: następujące po sobie czarne okrągłe litery, zapisane u dołu ściany czyśćca, dokąd nikt nie dotrze, by złożyć pocałunek.”, to jednak w głowie pojawia się myśl, że tym razem czeka nas coś innego. I rzeczywiście, „Wybrani” bardzo wyróżniają się wśród książek reporterskich, nie tylko tych o Kolumbii. Oczywiście nie jest tak, że przywołane przeze mnie tematy w książce Nieto się nie pojawiają, nie da się pominąć tego, co narzuca cały rytm życia w tym kraju, ale historia jest u niej tylko tłem do opowieści o ludziach – żywych i martwych. To mój ulubiony rodzaj reportażu, stojący blisko bohatera, oferujący mu chęć poznania i zrozumienia, towarzyszący i otaczający uwagą.
Rzeka Magdalena, która płynie przez Kolumbię wartkim nurtem, dla zwierząt jest domem, a dla ludzi grobem. Od dziesięcioleci spływają nią ciała tych, którym historia brutalnie odebrała życie. „Wystarczy raz takiego dotknąć albo zobaczyć i nie sposób już o nim zapomnieć. Jeśli płynie głębiej i wpada w sieci, dzieje się tak dlatego, że wnętrzności zamieniono mu na kamienie, by podróżował przy samym dnie i by nikt się nie dowiedział, że tamtędy przepływa. Jeśli unosi się na powierzchni, choćby był i w kawałkach, to dlatego, że pełni rolę posłańca przejmującej strachem wiadomości dla tych, którzy nie wypełniają rozkazów watażków. Kiedyś, mówię im, widziałam unoszące się na powierzchni ciało, a na nim sępnika czarnego z rozpostartymi skrzydłami, niczym na kolumbijskim herbie. „Miesiąc temu spłynął jeden”, mówi Harold. „Przedwczoraj spłynęło trzech”, uzupełnia Saúl, wdzięczny, że tej burzowej nocy nie było józków w rzece.” Są jednak ludzie, którym los tych bezimiennych ciał nie jest obojętni. Tacy, którzy je wyławiają i zapewniają im godny pochówek. Tacy, którzy je badają, żeby być może dać spokój jakiejś rodzinie. Tacy, którzy opłakują nieznane dusze, bo nie mogą zrobić tego najbliżsi. A dzieje się to w miasteczku Puerto Berrio, na którego cmentarzu znajduje się mur, wypełniony niszami zawierającymi zwłoki N.N., które przyniosła woda: „Ci, którzy tu spoczywają, nie rozmiękli w wodzie niczym kawałki chleba. Podróż wędrujących trupów została przerwana, kiedy ugrzęźli między korzeniami drzew sięgającymi aż do koryta rzeki albo wpadli niczym prehistoryczne ryby w sieci zarzucane z niepozornej łódki. Odnaleźli cementowe łoże, gdzie resztki ich ciał mogły się rozpaść, a kości wyschnąć, aż zabarwiły się ochrą niczym zwierzęce rogi. I znaleźli żałobników, każdy przynajmniej jednego. Ludzi, którzy z niecierpliwością wyczekują przybycia N.N. do portu, by zagubić się z nim w podróży słów sięgającej do dalekiego dzieciństwa, gdzie nadal żywe są wielkie miłości, a krzywdy palą do żywego.”. Niektórzy mieszkańcy Puerto Berrio zawierają z N.N. kontrakt - w zamian za modlitwę i pamięć, odwiedziny na cmentarzu i przystrajanie grobów, błąkające się dusze mają otoczyć ich opieką i zapewnić wszelkie pomyślności w życiu. Zmarli egzekwują umowę bardzo sumienie. Wystarczy na moment zapomnieć, nie wywiązać się z obietnic, a przyjdzie przekonać się o ich złośliwości, jeśli jednak staną się dla swoich opiekunów równie ważni, jak najbliższa rodzina, zaczną się spełniać marzenia. Osoby zajmujące się ciałami z rzeki i ich grobami stworzyły całą obrzędowość, która towarzyszy ich relacji. Wierzą w to, że duchy krążą wśród nich, można je gdzieś ze sobą zabrać. Każdego roku w święto zmarłych duszarz z Puerto Berrio wyprowadza dusze na spacer po całym miasteczku. Czasami N.N. udaje się wrócić do domu, dla niektórych nisza na tym małym cmentarzu jest domem na wieczność.
Dla osoby, która odrzuca dychotomię człowieka, to o czym opowiadają „Wybrani” jest równie nieprawdopodobne, jak artykuły o kosmitach z czasopisma Skandale. Jestem niewierząca, cmentarz to dla mnie zbiór pomników, więc ta żywa, pulsująca, ludowa religijność nie jest czymś, co rozumiem. Ale Patricia Nieto opisała ją w taki sposób, że wszystko to przyjmuję i odbieram jako naturalne. Na pewno dlatego, że reporterka nie egzotyzuje swoich bohaterów, za to obdarza czułością, być może w jakiś sposób podziwia. To, dlaczego to właśnie im poświęciła książkę świetnie zresztą wyjaśnia podsumowując swoje wizyty w Puerto Berrio „Wtedy przypominam sobie wszystkich, których poznałam przy ścianie zapomnianych. Tych, którzy swoim językiem, pełnym kolorów, nieprawdziwych imion, pradawnych modłów, potrafili opowiedzieć to, co niewysłowione, nazwać to, co niewymawialne, zapamiętać to, co tak wielu pragnie zapomnieć. Tych, którzy dzięki swojej religijności przebranej za sztukę stawili opór wojnie, co żywych świadków skazuje na milczenie. Tych, którzy w odmawianych litaniach oskarżyli bezbronność swoich zamordowanych N.N., tę samą, która ciąży nad ich dziećmi. Tych, których wytrwałość każe przypuszczać, że nadal będą trwali przy swoich zmarłych, choćby tak naprawdę nie byli ich, ponieważ wierzą, że w jakimś innym porcie inny dobry człowiek dotrzyma ich zmarłym towarzystwa. Tych, którzy czarnymi literami napisali „wybrany”, co można odczytać jako dobitne oskarżenie horroru.”.
Zresztą gdyby ta książka opowiadała o zwyczajach godowych ryb zamieszkujących Magdalenę, czytałabym ją z takimi samymi wypiekami. Bo to o czym Nieto pisze to jedno, ale jak ona pisze! Dużo jest tu scen strasznych, smutnych, czasem obrzydliwych. Jest przemoc i śmierć, którą się wręcz oddycha. Ale jest też piękno, które pozwala się odbić od tych obrazów. Niesamowity, literacki język autorki, poetyckie opisy i odwołania do innych dzieł kultury porywają. Nie chce się tej książki odkładać. Nie powiedziałabym, że „Wybrani” są jak powieść, jest tu zbyt wiele charakterystycznych dla reportażu elementów, ale na pewno czyta się „Wybranych” jak najlepszą powieść. Stąd w mojej recenzji tyle cytatów, nikt nie przekona was lepiej do sięgnięcia po tę małą, a wielką książkę, niż sama autorka. Trzeba to czytać!
Kolumbijska pisarka Patricia Nieto w swoim reportażu nie ucieka od tematów powszechnie kojarzących się z Kolumbią, interpretuje je jednak w sposób niespotykany, nowatorski, zaskakujący. Punktem wyjścia jest potężna rzeka Magdalena, która wija się wartkim nurtem w środkowej Kolumbii, zapewniając ludziom mieszkającym u jej brzegów byt – jej wody kryją w sobie wiele gatunków ryb, dają możliwość szybkiego transportu, zapewniają wodę. Tak jest i w Puerto Berrio.
Las crónicas de Patricia Nieto me hacen pensar en un periodismo que ya poco se practica, uno que busca no solo informar, sino relatar unas realidades menos inmediatas, más humanas y profundas, acudiendo para ello a unas formas del lenguaje que suenan poéticas, aunque contengan horrores y tristezas.
Wspaniała rzecz, przerażająca, lecz naprawdę wspaniała. Od historii wysłuchanych przez Nieto, i tak niezwykłym i pięknym językiem przekazanych, boli dusza i cierpnie skóra.
Bardzo bym chciał, by więcej osób mogło usłyszeć o tej krótkiej książce. Na stu stronach jest tu tak wiele: absurd i groza śmierci, pęknięte serca i nieutulony żal, żałoba, która nie daje żyć dalej, wiara, nadzieja, miłość, bezprawie i niesprawiedliwość, duchy niepożegnanych i ci, którzy oddając im to, co im należne, sami szukają dla siebie ratunku. A do tego szacunek autorki dla swych bohaterów oraz naprawdę piękny język.
Opisywana tematyka jest tak makabryczna, że aż chciałoby się w całość nie wierzyć - niestety, jest to prawda, i samo to moim zdaniem sprawia, że warto po tę książkę sięgnąć, by poszerzyć własne horyzonty (i docenić miejsce, w którym się mieszka). A nie wspominam już o wyczuciu literackim autorki, nakłaniających do refleksji erudycyjnych odwołaniach m.in. do "Antygony" (które pasują tutaj lepiej, niż można by się spodziewać) ani o świetnej pracy tłumaczki Aleksandry Wiktorowskiej, która opatrzyła również całość wybitnym i klarownym posłowiem.
Kolejny triumf wielkiego ArtRage i proza, której zwyczajnie warto poświęcić trochę czasu.
El lenguaje algo farragoso del principio estuvo a punto de aburrirme; me alegra haber persistido. Las crónicas de Patricia Nieto sobre las ánimas escogidas del cementerio de Puerto Berrío son sobrecogedoras. Qué agridulce es conocer mi país desde la distancia por medio de libros tristes y perfectos como este.
Po pierwsze: to arcyciekawie napisany reportaż. Czytelnik zostaje wrzucony w środek świata przedstawionego, bez większych wyjaśnień, czym zwiększono dawkę autentyzmu, a mowa o bardzo ciekawej relacji ze śmiercią i brutalnym światem. Imponują tu też tropy literackie, które zostawia autorka - od niechcenia, ale pasują jak mało co. Tym dodaje poetyki. Po drugie: książka jest pisana jednym tchem, co w lekturze stanowiło dla mnie jakiś problem, bo nie miałem się na czym zahaczyć. Po prostu płynąłem przez te historie. To nie jest źle, można tak lubić, ale ja wolę jednak zapamiętać te dwa-trzy konkrety.
Od pierwszych zapowiedzi wiedziałam, że muszę przeczytać tę książkę - mieszkam w Kolumbii, prowadzę na Insta od lat konto o tym kraju, mocno interesuję się też wszystkim co związane z tematyką tutejszego konfliktu domowego, procesu pokojowego itp. W "moim" miasteczku znajduje się strefa pokojowa, gdzie mieszkają byli partyzanci z FARC, także cały czas jestem blisko tego tematu. "Wybrani" zbierają raczej entuzjastyczne recenzje, zarówno w samej Kolumbii, jak i np. w Polsce. Ze swojej strony nie zgłaszam żadnego votum separatum. Jest to bardzo poetycki reportaż, który literacko stoi na poziomie najlepszej prozy, a jednocześnie porusza mocny i interesujący temat z nieco niszowej strony. Bo o ile o kolumbijskich "desaparecidos" (zaginionych ofiarach konfliktu) mówi i pisze się sporo, o tyle nikt chyba wcześniej nie pochylił się nad tym, co potem dzieje się z anonimowymi ciałami, wyrzucanymi na brzeg np. przez rzekę Magdalena (którą można nazwać taką kolumbijską Wisłą). A dzieją się rzeczy fascynujące, związane z tak częstym w folklorach Ameryki Łacińskiej kultem zmarłych i dość swobodnym podejściem do katolickiej wizji zaświatów. Ten reportaż ma w sobie jakąś magię, ale nie jest to typowy realizm magiczny, gdzie fantastyka miesza się z rzeczywistością. Opowiada właściwie wyłącznie o realnych wydarzeniach, jednak przepuszczonych przez ten nieco magiczny latynoski filtr. I nie, efekt nie jest kiczowaty, jest taki dokładnie w punkt. Czuć w tej książce nieuchwytną kolumbijską duszę, doświadczenie życia w kraju, gdzie przemoc jeszcze do niedawna była (a do pewnego stopnia nadal jest) na porządku dziennym, a człowiek może sobie z tym poradzić tylko balansując między czarnym humorem a wiarą w cuda.
Al este de Medellín, Colombia, existe un pueblo que se hace extenso junto al cauce del río Magdalena, ese pueblo es Puerto Berrío, pueblito que le da vida a este libro de relatos sobre las más crudas historías que una prosa fascinante pueden contar de la que es dueña Patricia Nieto. Desde 1948 el río Magdalena se convirtió en una enorme fosa común donde van a parar miles de cuerpos de personas asesinas por distintas razones, a los ene ene nadie los llora, nadie los reclama, nadie los espera, son los miles de desaparecidos, son los cuerpos que se quedan enganchados en las ramas de los árboles y en las redes de los pescadores, en una atarraya y que al final son recogidos por Pacho, el sepulturero y enterrados por compasión en un pabellón colorido.
Los Escogidos, una obra de la cronista colombiana Patricia Nieto, no escapa de ser una obra dura, desgarradora, fuerte, con una increíble y embrujante manera de narrar que engancha hasta al más despistado. Esta obra es sin dudas es una oda a la reflexión, a la idiosincrasia, a la fe y a las creencias, y es que cuando alguien en Puerto Berrío elige un ene ene lo venera, le da un nombre, le reza y hasta se sienten protegidos por ellos. Un libro estremecedor que te moverá las fibras.
Choć krótki, to bardzo poruszający i ściskający gardło reportaż o trudnej i złożonej (a z perspektywy uprzywilejowanej mieszkanki europejskiego kraju również szokującej) sytuacji w Kolumbii. Nieto skupia się na tytułowych Wybranych, czyli ludziach zamordowanych przez jedne z kolumbijskich oddziałów militarnych, których tożsamości nie udało się ustalić, dlatego pochowano ich jako N.N. Kolumbijczycy wierzą, że jeśli „wybiorą” takiego zmarłego, nadadzą mu imię i będą pielęgnować pamięć o nim, to ten odwdzięczy się i będzie czuwać nad swoimi opiekunami. Zza tych krótkich reportaży-opowiadań wyłania się historia o stracie, smutku, potrzebie żałoby służącej jako pewien rytuał przejścia i niemożności ukojenia bólu po utracie bliskich. Ale przede wszystkim jest to świadectwo niewysłowionej przemocy, przed którą jedyna ucieczka prowadzi ku duchowości.
4⭐️ piękna, wzruszająca, smutna zachwycił mnie język jakim posługuje się autorka (jakby nietypowy dla reportażu), długie opisy, poetyckie fragmenty, brak pełnej spójności - to napewno widzę w tym tekście. nie jest to książka jednak, w której poznamy historie Kolumbii, problemy z jakimi się zmaga (nie jest on zgłębiony) a raczej cześć tej rzeczywistości jaką jest duchowa strona obecnej (przerażającej) sytuacji.
nietypowa i napewno bardzo intrygująca, zaskoczyła historiami tak różnych od nas kulturowo ludzi
Patricia Nieto in “Wybrani” (“Los escogidos”, no EN translation) paints an extraordinary portrayal of a community of custodians of unknown dead bodies that river Magdalena spat out and which were buried at the cemetery in Puerto Berrío, a small town east of Medellín in Colombia. N.N., nomina nescio, are given names by inhabitants of the town who “adopt” the chosen dead ones, visit their graves which they also decorate, share their secrets with the spirits of these officially nameless people, ask for favours and feel their protection.
This is a very slim reportage but so full of stories, voices - many stories are told from the perspective of those who already left this world, encounters, emotions, serendipities, destinies and pain. The frame - last decades of Colombian violent history - is a phenomenal macroscale for all the details and personal tales of people, both dead and alive.
What strikes every reader is the exquisite language - and here kudos to the Polish translator and the author of the introduction Aleksandra Wiktorowska. You would think you read poetry at times, not a reportage. And this is the beauty of Nieto’s perspective and unique, immensely high quality of writing in Latin America. Here’s how the book begins:
“Przy ścianie miłosierdzia pająki naprężają jedwabne nici i słychać jedynie szczebiot ptaka. Jaszczurki łowią młode komary, a mrówki pędzą niczym sekundy. Słyszę cichy śpiew mojego serca i czuję ciepło powietrza, którym oddycham. Tu, w zaświatach, życie kipi w pająku pożerającym własne krosna; w ptaku rozkoszującym się złowrogą ciszą; w komarze uciekającym przed jaszczurczym językiem; w mrówce wychodzącej z szeregu; w magnetyzmie, którym przyciąga mnie Milagros: następujące po sobie czarne okrągłe litery, zapisane u dołu ściany czyśćca, dokąd nikt nie dotrze, by złożyć pocałunek.”
A superb reportage, written with great empathy and respect to people, local beliefs and history.
Nie wiedziałam, że można tak lirycznie napisać reportaż. Otula on nas i swoich bohaterów, mimo makabryczności tematu. Napisany z dużym szacunkiem do ludowej religijności, mimo iż autorka, jak sama twierdzi, nie jest uduchowiona.
Autorce udaje się sprawić, że każda historia ma znaczenie i nawet osoba przedstawiona na 3 stronach jest człowiekiem z krwi i kości, a nie wydaje się jego mierną poświatą. Możemy zrozumieć, jakie wydarzenia kładą się cieniem na ich życiu, jakie demony przychodzą do nich w nocy, czemu wybrali swoją profesję lub weszli w układ z duszami zmarłych.
Żałuję tylko, że nie ma tu więcej szczegółów z historii Kolumbii. Jak już ją zgłębię na własną rękę, chętnie wrócę do tych opowieści, by złożyć z tych skrawków bardziej szczegółowy obraz Puero Berrio i jego mieszkańców.
And what if the story of the armed conflict in Colombia and its impact on ordinary people were told from the perspective of the dead, mutilated, tortured, and executed? Spat out by water currents on the banks of the Magdalena River? As implausible and far-fetched as it might sound, the inhabitants of Puerto Berrío take care of the stranded bodies and, yes, souls that end up in the local cemetery. They ask for favors to be granted, for troubles to be avoided, and for bad luck to be reversed. Because dealing with the dead is more like tackling life and taking it in stride. You can find many non-fiction and historical books about the origins of the conflict in Colombia, but this literary reportage is unique and one of a kind: in its scope, its beautiful and poetic language, and its portrayal of people ᅳ witnesses and bystanders of history who, every now and then, end up being its victims too. Recommended. Wholeheartedly.
Para mi sorpresa tengo muchas ganas de leer más cositas de Patricia Nieto, autora descubrimiento de este año. Un viaje mágico y espeluznante atravesado por el caudaloso río de Puerto Berrío, a partir de una prosa periodística arrolladora por su bella composición, pero, sobre todo, por su estrecho vínculo con la realidad del conflicto armado en Colombia.
“La muralla que separa los cuerpos de los vivos de los restos de los muertos en Puerto Berrío parece de fantasía. Furia de color sobre la superficie de la muerte. Manto de luz que se hace espejo del polvo que seremos. Único borde material al cual acercarse en busca de los secretos del más allá. Acantilado por el que finalmente han de caer los cuerpos ya vacíos.
Ante el pabellón de los sin nombre, solo escucho el zureo de las palomas, el chirriar de las golondrinas y el bisbiseo de los que a esta hora conversan con los muertos. Me han dicho que al otro lado de la muralla, que no es realmente ese universo de cubículos donde reposan los huesos, hay zozobra, ansiedad y sufrimiento. Hay gentíos de ánimas sueltas por las calles, aseguran los devotos, pero no las veo, no las escucho, no siento sus alientos porque no me he dispuesto para ello. Se lamentan.”
De las muertes se escribe, se habla, se comenta. De los muertos también. De sus espíritus muy poco. De quienes sin saber quienes fueron menos. Aquí, por primera vez leo algo.
Bardzo ciekawy liryczny kolumbijski reportaż. Trzeba podkreślić, że nie jest to typowy reportaż. Cóż my tu mamy? Z jedne strony kraj pełen przemocy, z drugiej przesiąknięty magią i wierzeniami. Bardzo poruszający tekst.
Składa się z kilku opowieści o różnych aspektach kolumbijskiej traumy. To opowieść o miasteczku Puerto Berrío. Na tamtejszym cmentarzu znajduje się wielki grobowiec bezimiennych ofiar znalezionych w wodach pobliskiej rzeki. Mieszkańcy tej miejscowości wybierają któregoś spośród pochowanych tam N.N., nadają mu imię i zaczynają się nim opiekować. Modlą się do niego, proszą o wstawiennictwo. Traktują jak członka rodziny. Bo każda z tych anonimowych ofiar kiedyś i gdzieś miała swoją rodzinę, która z oczywistych powodów nie może teraz po niej płakać… Tytułowi „Wybrani” to właśnie ci zmarli.
Konflikty i przemoc, które trawią Kolumbię wypływają na życie jednostek. Wielu Kolumbijczyków dotknęła przemoc. Pamięć, wydaje się być antidotum na całe to zło. Nadanie podmiotowości anonimowym ofiarą sprawia, że w całym tym szaleństwie Kolumbijczycy starają się zachować choć odrobiny człowieczeństwa.
Całość to wyjątkowa mieszanka reportażu, dziennikarstwa śledczego i realizmu magicznego. Bardzo smaczne połączenie.
„Potem jakaś dziewczyna dała mi książeczkę do nabożeństwa, była w niej nowenna. Obszedłem dookoła cały cmentarz, zapraszając wszystkie dusze, żeby za mną podążyły. I wyszliśmy. Trzęsły się pode mną nogi, bo jedno to z nimi rozmawiać, a zupełnie co innego wyprowadzać je z cmentarza, brać na spacer po miasteczku, nie przyglądając się im, bo to przynosi pecha, i wrócić z wszyściuteńkimi, nim zacznie świtać”. Tamże, s.60.
Desde 1948, cadáveres sin identificar (guerrilleros y víctimas) llegan a Puerto Berrío arrastrados por las aguas del río Magdalena. Pacho, el sepulturero, los recoge y se ocupa de ellos por pura compasión. Por su parte, los habitantes del pueblo los escogen, les dan un nombre y una historia, se encomiendan a ellos, les hablan, les rezan, les piden ayuda y amparo. Se crea una unión fortísima entre vivos y muertos.
Y no. Esto no es una novela de ficción. Esto es una crónica de una de las mil facetas del conflicto armado en Colombia.
Es un relato doloroso y desgarrador, sí. Pero con cantidades ingentes de compasión y una prosa deslumbrante. Un grito de denuncia del horror sufrido por miles de personas y un homenaje a quienes no pudieron contar su historia. A quienes no lo hicieron por miedo y a aquellos que, por desgracia, corrieron peor suerte, si cabe.
Zostawiam bez oceny bo metaforyczna forma reportażu niestety do mnie nie trafiła. Myślę jednak, że w tym przypadku była jednak ona uzasadniona i wiele osób doceni taki przekaz. "Wybrani" to historia zapomnianych, bezimienych ciał ktore trafiają na cmentarz w Puerto Berrio. Patricia Nieto kilkukrotnie odwołuje się do opowiadania Marqueza, co podkreśla mistycyzm oraz inspirację realizmem magicznym. W przypadku reportażu o zmarłych i ich znaczeniu kulturowym i duchowym dla lokalnej społeczności jest to ciekawy zabieg. Ja jednak czułam się zagubiona w takiej formie. Potrzebowałabym więcej tła historycznego oraz faktów aby umieć docenić reportaż Nieto.
En "Los escogidos", Patricia Nieto nos hace comprender que el mismo río de los muertos es el que alimenta y da vida, nos hace sentir no solo el dolor de los crímenes sino el de la picadura de una raya y deja que comprendamos al enterrador que sepultó a veinticuatro comandantes paramilitares. Y por eso el libro, que podría ser una nueva lista de desgracias, sube por la ladera de un monte difícil: rehúye la conmiseración, se deja llevar por la naturaleza de los deudos, de los huesos, de los pueblos. Los escogidos no es un libro sobre la muerte. Es un libro sobre el futuro. (Cristian Alarcón)
ArtRage zachwyca kolejny raz. 'Wybrani' opowiadają historię, o której nie miałam pojęcia i która jest mi obca nie tylko kulturowo i odległościowo, ale też duchowo. język autorki zachwyca od pierwszego zdania - jest poetycki, obrazowy, pełen szacunku do obrzędów, wiary dyktowanej nadzieją i prób odmiany losu, jakkolwiek naiwne mogą się one wydawać. łatwo zapomnieć, że czytamy książkę non fiction.
+ za wprowadzenie tłumaczki, które uważam za niezbędne.
«Quién va a dejar el arrullo de la mecedora, la adorable charla de vecinos bajo el fresco de la nochecita, la partida de billar donde se apuesta el honor, el tablero de ajedrez sobre el que se define el combate, la serenidad de esta noche amenizada por las chicharras para ir en busca del muerto que no se le ha perdido»
Mroczna i aktualna historia Kolumbii, napisana pięknym językiem. O tym, że żyjąc w ciągłym poczuciu zagrożenia i państwowym chaosie, tradycja i wiara jest jednym z elementów, które budują nam grunt i do których odwołujemy się w chwilach beznadziei. Najbardziej kolorowo jest tam, gdzie tragiczniej już nie będzie.