Żuławski erzählt in seiner spannenden Mond-Robinsonade von vier Männern und einer Frau, die sich von einer Kanone auf den Mond schießen lassen - ohne Aussicht auf Rückkehr zur Erde zu haben. Sie unternehmen den Versuch, abgetrennt von der irdischen Heimat eine neue Sozietät zu gründen. Doch schon der nächsten Generation gehen die alten humanistischen Ideale - Güte und Nächstenliebe – verloren. Im Stile Jules Vernes schrieb der Autor 1903 eine technische Utopie, die zum Vorläufer der modernen polnischen Science-fiction wurde.
ciekawie jest spojrzeć na fantastykę z perspektywy ponad 120 lat. z jednej strony wiele konceptów później w SF eksploatowanych, z drugiej, z poziomu naukowego, wiele bzdur, które dzisiaj budzą raczej politowanie. ale to co uderza najbardziej, to to jak widzimy człowieka, jego rolę, jego relacje. jak widzimy inne zwierzęta, mniej czy bardziej rozumne. i ten aspekt budził moją odrazę.
In tijden waarin mensen nadenken over het koloniseren van Mars is het toch wel intrigerend om te lezen hoe men een eeuw geleden nadacht over dit soort plannen. Zulawski heeft geen enkel idee hoe de maan er van dichtbij uit ziet, en hij probeert er duidelijk geen wetenschappelijk verantwoord verhaal van te maken, wat hem lekker veel ruimte geeft om na te denken over seizoenen die 14 dagen duren, zeeën die zich op de achterkant van de maan zouden bevinden en mensen die niet helemaal kunnen sterven - er is volgens Zulawski immers geen dood op de maan. Daarnaast weet hij in 250 pagina's een verassend spannende plot op papier te krijgen van een groepje kolonisten die een beetje per ongeluk een volledige maatschappij op touw zetten op de achterkant van de maan, met nogal dramatische gevolgen. Zijn personages zijn een beetje houterig en de schrijfstijl heeft iets te veel van die klassieke 19e-eeuwse reisverslag-dramatiek maar het is wel een bijzonder intrigerend geheel, dat ik zeker aan zou raden.
ciężko mi jest wyrazić słowami to, jaką podróżą była ta książka. niesamowicie przerażająca, makabryczna, szczera i dosłowna.
cudowna analiza ludzkiej istoty w warunkach samotności, na planecie nie zdatnej do życia. Z widmem czekającej za progiem śmierci i zmian, które trudno sobie wyobrazić.
piękny styl, ciekawa historia, przejmująca narracja, która trafia do serca. naprawdę wielkie dzieło.
miejscami trochę monotonne, pod koniec trochę nudne, ale zakończenie jest tego warte.
bardzo wymowne.
fantastyczna wizja księżyca z początku XX wieku, nieskażona logiką dzisiejszej nauki to też coś czego warto doświadczyć. to jest takie coś co w dzisiejszych czasach trudno byłoby napisać.
brak mi słów, a wrażenie jakie po sobie pozostawiła jest naprawdę powalające.
Pewne elementy są już przestarzałe (nauka, atmosfera oraz sposób przetransportowania załogi na Księżyc), inne zaskakująco świeże np, łaziki, czy aspekt społeczny. Jeżeli porównać do Verne'a niebo a ziemia.
Ponadto ciekawie przedstawione relacje ludzi (ach ten testosteron w powietrzu) w niewielkiej, zamkniętej społeczności przefiltrowane przez wartości przełomu XIX i XX wieku. Nie dziwię się, że nawet Lemowi podobało się, a przecież ten zawsze korzystał z okazji by wytknąć nielogiczności czy problemy w warsztacie pisarskim. 1 część - 2 2 część - 3 3 część - 4 Ocena finalna - 3
Oto doskonały dowód na to, że i 100 lat nie wystarczy, by postarzyć dobre SF. Co z kolei pokazuje, że oczywistą oczywistość, że literatura gatunkowa bywa tak samo ponadczasowa, jak i ta "wyższa". Sama powieść zaś to trzymający w napięciu i dający do myślenia miks powieści przygodowej z wątkami psychologicznymi oraz socjologicznymi. Język Żuławskiego się nie postarzał i poza odrobiną hamletyzowania będzie w pełni strawny dla każdego, a jego opisy lunografii to perełka.
to było naprawdę dobre!!! nie jest to najgenialniejsze scifi jakie powstało, ale kurde, jednak się wciągnęłam i jednak losy tych bohaterów nie były dla mnie obojętne. młodopolskie science fiction - polecam!!!
honestly, jesli jestescie ciekawi jaka byla wizja science fiction 100 lat temu to czytajcie ma okropne dziury fabularne, deus ex machina to najsilniejsza maszy na w tym uniwersum, w dodatku autor silnie naznaczony seksizmem, rasizmem i kolonializmem
Klasyka polskiej s-f. Kropka. Fabuła. Powieść zachwyca mrocznym, pesymistycznym klimatem. Dwie grupy badaczy wyruszają na księżyc „metodą Verne’a“, tj. w specjalnych pociskach (teoria rakietowa Ciołkowskiego miała się narodzić w 1904 roku, a więc rok po publikacji tej powieści). Pierwsza część to opis podróży przez widoczną z Ziemi półkulę naszego satelity. Żuławski opisuje pustynie, góry i kratery o alpejskich kształtach, a nawet coś, co przypomina opuszczone miasto. Księżyc budzi w badaczach lęk, poczucie alienacji i bezsensu – Żuławskiemu dobrze udało się chyba przewidzieć nietrywialne problemy psychologiczne astronautyki. Dobrze odrobił również lekcję selenografii. Do powieści załączył całą mapkę. Bohaterowie trafiają w końcu na księżycowy biegun, gdzie istnieje atmosfera (to akurat mała niedorzeczność, którą mu można wybaczyć), a nawet łąki roślin podobnych do mchu, oraz ślimaki. Z bieguna podróżnicy wędrują po ciemnej stronie Srebrnego Globu, aż trafiają wreszcie na obszary pełne wegetacji i życia. Tam zakładają osadę. Żuławski nie koncentruje się tyle na opisach odmiennego świata, co na psychologii kolonistów: mężczyzn Jana (narrator, Polak) i Piotra, oraz kobiety Marty (Induska z Południa, z Malabaru). Po dotarciu na miejsce Marta rodzi dziecko po swoim mężu Tomaszu (Angliku), a jej towarzysze kłócą się o to, kto będzie jej następnym mężem. Ostatecznie Jan się wspaniałomyślnie wycofuje, ale Piotr i Marta nie są szczęśliwą parą. Mają dzieci, ale Marta traktuje to jako konieczność. Żuławski pokazuje rozwój kolonii – powstanie pokolenia skarłowaciałych ludzi, z którymi ostatecznie zostaje tylko Jan. Jako Stary Człowiek ogląda śmierć pierwszego pokolenia dzieci Marty i Piotra oraz „zdziczenie“ pokolenia kolejnego. Doświadcza własnej deifikacji, próbuje być mentorem. Jan zostaje ostatecznie wyrusza z powrotem na martwą półkulę Księżyca, by z pozostawionej tam armaty wystrzelić przesyłkę na Ziemię, zawierającą tytułowy rękopis.
Przesłanie: Kolonizacja nowych światów będzie dla ludzi przykrym procesem. Po drugie, nowe odłamy ludzkości mogą stworzyć swe własne mitologie, w efekcie porozumienie między Ziemianami, a kolonistami może się stać niemożliwe.
This entire review has been hidden because of spoilers.
That's a piece of SF from 1903 and gives an option to look into the imagination of authors from that time.
The book is divided into phases of the journey and, to be honest, some of them are weaker than others.
While journey preparation and actual flight are only barely mentioned (far from descriptions known from a book like "From the Earth to the Moon" Verne, 1865) the part related to the travel across the moon surface is quite long and detailed. A reader can feel the long time it takes and struggles it brings to the crew. It's still progressing quite fast and omits many details. "A Martian Odyssey" (Weinbaum, 1934) had a similar feeling, at least for me.
The phase of looking for the means of survive and setting down on the moon bring some similarities from books like "Off on a comet" (Verne, 1877) or even "The Mysterious Island" (Verne, 1874). And frankly speaking that was the most interesting part for me. There is always something in that struggle of a man against the nature.
The final phase focused on a social observations and struggles was actually quite surprising to me. While it reminded other SF books in some aspects I had a feeling it wasn't presented like this in any of the ones I've read. While interesting there is quite a feeling that this part has aged the most in some aspects while remains valid in many others. If to criticize I would say that the ending was a little bit too long and over expressed. The book would leave a better feeling with something shorter and less melancholic. But that's my opinion only of course.
Is it worth reading? Definitely. That's an important part of Polish SF heritage and a really good book as for the time it was written.
3/5 - I liked it and it's well written (3) but definitely not a masterpiece (5) or a page turner (4) I couldn't stop reading.
Wybitne dzieło. Czytane 118 lat po jego stworzeniu.
Początkowo uwagę zwracają kuriozalne wg dzisiejszego stanu wiedzy sugestie o powietrzu i życiu na Księżycu czy przesyłanie wiadomości telegramem i armatami, ale potem zauważa się więcej zdumiewająco wizjonerskich opisów – jak choćby idea łazika, ale przede wszystkim to, co czyni książkę boleśnie aktualną – ludzkie przeżycia, emocje, żądze, strachy i przesądy.
To jest to, co czyni historię rozpisaną w trzech częściach wyśmienitą. Do tego dochodzi piękny, choć momentami zbyt kwiecisty język, a opisy choć miejscami zbyt długie, dopełniają ludzkie myśli, które równie wspaniale są spisane. Autor niezwykle dokładnie odzwierciedlał stan ówczesnej nauki, załączył nawet mapę.
Jak na książkę napisaną przed rzeczywistymi eksploracjami Srebrnego Globu – imponujące.
Zaczynając czytać tę książkę byłem przekonany, że trzymam w ręku opowieść pokroju J.Verne'a. Początek wyraźnie ta to wskazywał: uroczo-naiwny sposób dostania się na Księżyc i dość oryginalny pojazd, którym załoga przemieszczała się po naszym satelicie (tutaj jednak trzeba zaznaczyć, że Francuz dużo bardziej przykładał się do szczegółów opisywanych rozwiązań technicznych). Wraz z rozwoje wydarzeń powieść przeradza się jednak w dość mroczny opis ludzkiej natury i ciekawą wizję tego, co mogłoby się stać z ludźmi narażonymi na warunki, z jednej strony umożliwiające życie, z drugiej jednak zgoła odmiennymi od tych znanych z Ziemi.
Great story! Slightly difficult at the beginning as the protagonists travel across the lunar surface towards their final settlement: I think this part is too long and too descriptive compared to the rest of the book. Then as the new generation grows I became more interested in their evolution and development, but unfortunately this part is not very long and the story is focused on others topics. At the end, as the old man is about to leave, I hoped he would get Ada pregnant to start a new alternative and mystic generation, that could rule on the first aberrant one, but I was disappointed in this.
This entire review has been hidden because of spoilers.
Lubię czytać książkę i czuć że została napisana przez wrażliwego człowieka, nawet jeśli mamy nieco inną wrażliwość. Tak też było tym razem - czuć tutaj coś dziwnego, jakby autor naprawdę wzruszył się myśląc o darze jaki otrzymaliśmy jako ludzkość - o Ziemi. Narrator autentycznie przeżywa wiele rzeczy i jego przemyślenia nie raz potrafią uderzyć czytelnika. A trzeba pamiętać że to science fiction sprzed wielu, wielu, wieeelu lat. Da się dzięki niej pokochać Ziemię, wybaczyć ludzkości. A także zwykle, codzienne życie.
"Lęk idzie za mną, idzie lęk przede mną — a ja z okropną ostatnią samotnością swoją..."
Przy pierwszym podejściu nie starczyło mi rozpędu żeby posunąć się wystarczająco daleko, ale drugie podejście doprowadziło mnie do końca. Bardzo ciekawe spojrzenie na wczesną fantastykę, u Żuławskiego połączoną z dekadentyzmem i katastrofizmem, których był jednym z przedstawicieli.
Co przypominać mi będzie o nigdy niedokończonej, wielokrotnie palonej i znanej jedynie z fragmentów listów opowieści fantastycznej Mickiewicza...
There is a lot of tedious description, and of course overextended Victorian melodrama to give suspense, but again very tedious. The men go into fugues of despair while only the woman is the one who panics, sobs, screeches in hysteria. Bluh. I'll read the second and third volumes because I'm a sucker for moon colony books. But I gotta ask ---- why the dogs?
Młodopolska fantastyka z pogłębioną analizą psychologiczną bohaterów i przedstawieniem formowania się społeczeństwa oraz religii. Kunszt słowa, wizjonerstwo, nawiązania do filozofii Wschodu i Biblii (choć to ostatnie bardziej w części drugiej). that's all I need ♥
Książka o wyprawie na Księżyc napisana 100 lat temu. Także jest ciekawa ale pod koniec już mało wciągająca. Nie zainteresowała mnie na tyle, żeby przeczytać kolejne 2 części z tej trylogii.
weird attitude towards women, made me uncomfortable while reading! TBF though it's a sci-fi novel from the early 1900s so like... not that weird for the time, i guess?
მთვარის ტრილოგიის პირველი წიგნია(Na Srebrnym Globie). იმის გათვალისწინებით, რომ 1903 წელს გამოიცა, ახლაც შესანიშნავად იკითხება. კარგი ბიბლიური პარალელებია. "მთვარეზე მოგზაურობის თემატიკიდან"ჟიულ ვერნის ხედვას ნამდვილად სჯობს.
Klasyka polskiej science-fiction, choć więcej tu fantastyki niż "science". Pierwsza część książki dosyć słaba, bohaterowie trafiają na Księżyc i jadą po pustynnym pustkowiu i jadą i jaaaaaadą. Jest w miarę realistycznie, ale nudno, niewiele się dzieje, a postacie są nijakie. Dopiero jak trafiają na ciemną stronę Księżyca, to zaczyna się robić ciekawie. Żuławski popuszcza wodze fantazji, a postacie nabierają charakteru. Ciekawie przedstawił tworzenie się nowego społeczeństwa i religii. Gdzieś w tle jest też pewna tajemnica Księżyca, ale wątek jest potraktowany po macoszemu. Szkoda bo to był jeden z ciekawszych motywów powieści, a poświecono mu zaledwie kilka stron. Może więcej jest w dalszych częściach trylogii? Generalnie nieźle, ale bez wielkiego zachwytu. 7/10
Książka, która się brzydko zestarzała. Pisana na wzór powieści Juliusza Verne'a, chociaż bez tej lekkości. Historia wyprawy na Księżyc, który wygląda inaczej, niż go znamy dzisiaj. Ponad sto lat temu ludzie mieli jeszcze nadzieję, że da się na nim żyć, a trzeba tam tylko dotrzeć. Teraz wiemy, jak wygląda Księżyc i ta pseudonaukowa bajka śmieszy, a nie porusza. Można przeczytać dla poznania klasyki polskiej SF, ale to chyba jedyny powód.