Literacki pocisk, językowa bomba, powieść totalna.
Welcome to Copperfield! Wjeżdżacie do miasta wirtuozów stolarki, mistrzyń ciasta z wiśniami i zachwycających daglezji.
W pozornie sennym miasteczku stojącym hartem ducha i siłą drwalskich mięśni powstaje Jeffrey Waters. Z prowincjonalnych lasów trafia na pierwsze strony gazet i do kartotek FBI. Jego istnienie i nagła popularność budzą gorące emocje w amerykańskim społeczeństwie, a do matecznika Watersa zjeżdżają dziennikarze z całego kraju, ciekawscy fani i uduchowieni wyznawcy drzew. Szukają jego korzeni, za wszelką cenę starając się dociec, kim tak naprawdę jest on i jego stwórca oraz co to znaczy dla przyszłości świata. Ale to przecież Ameryka, sny się tu spełniają, a niewiarygodne historie stają się rzeczywistością.
Szalony i odważny debiut Jula Łyskawy jest groteskową sagą o przedziwnych mieszkańcach pewnej mieściny – rodzinach drwali i stolarzy, ukrywającym się przed światem rzeźbiarzu czy tajemniczym irlandzkim księdzu, któremu Matka Boska objawiła się pod postacią foki. To polifoniczna, pełna literackiej werwy powieść i przewrotna próba znalezienia odpowiedzi na pytanie, czy świadome istnienie jest darem, czy brzemieniem?
Jul Łyskawa tworzy debiut niepodrabialny. Koniec z tematami rodziny alkoholowej, dorastania w Polsce lat 80-tych, traumami dzieciństwa czy problemami ze zdrowiem psychicznym. Jul zabiera nas do Stanów Zjednoczonych, by opowiedzieć losy amerykańskiej rodziny prowadzącej firmę zajmującą się drewnem i wyrobem mebli. Historia będzie się toczyć wokół wyjątkowego stołu. Bo kim jest tytułowy Jeffrey Waters? Dlaczego jego istnienie wzbudzi niezdrową popularność, stanie się celem badań, trafi do kartotek FBI i na pierwsze strony gazet? A przede wszystkim będzie niesłychaną postacią stworzoną przez wyobraźnię autora, która zada czytelnikowi niebanalne pytanie o świadomie istnienie - czy to przekleństwo czy błogosławieństwo? W pewnym momencie sami zaczniemy się zastanawiać czy moglibyśmy zostać woodystami, czyli wyznawcami woodyzmu.
Jak dobrze przeczytać coś tak świeżego, innego, oryginalnego. Czuć, że autor dopieścił swój debiut, nie gonił go deadline. Jul Łyskawa szafuje konwencjami, śmieje się w twarz wielu stereotypom, przeplata różne rodzaje narracji, że albo ktoś spadnie z tej huśtawki z hukiem albo będzie się świetnie bawił krzycząc z radości, ekscytacji, a nawet odrobiny strachu. Bo gdzie to wszystko prowadzi, gdzie nas ta historia zaprowadzi? To powieść przebrana za sagę rodzinną, która przemyca w sobie elementy nadprzyrodzone, amerykańską popkulturę, trochę polityki, obśmiania mediów i teorii spiskowych. Dawno nie czytałam czegoś tak sycącego.
Ogrom pracy włożony w stworzenie tego literackiego uniwersum jest nie do wyobrażenia. Niesamowitym jest fakt, że dla każdego bohatera czy historii Jul Łyskawa stworzył indywidualny język i formę, co pozwala szybko zorientować się do czyjej historii znów wróciliśmy. Dlatego też trudno wybrać zaledwie jeden fragment na przykład cytatu i języka autora, bo takowych jest kilka. 500 stron powieści, która angażuje czytelnika całą sobą, nie męczy, nie dręczy, a dostarcza najwyższej formy rozrywki podczas czytania. Odbiega od banału i oklepanych form. Jest też niewybrednie intertekstualna, czego dowód możemy znaleźć w bibliografii na końcu powieści. Łyskawa czerpie z najlepszych. Łyskawa sam staje się najlepszy. To książka, o której będzie i powinno być głośno. Niewiarygodne, że to debiut, kolejna książka autora to coś, czego z pewnością będę wypatrywać.
Zasiedziałem się trochę w Copperfield, już nie jestem z polski, u mnie jest sesnasta godzina. Tak na serio to bardzo udany debiut, świetna saga, genialna zabawna słowem oraz formą. Uwielbiam Mitcha, mógłbym z nim rąbać drewno.
Ta książka jest jak bardzo przyjemne puzzle. Ich elementami jest komedia, fantastyka, horror, czy dramat. Celem - ustalenie kim jest Jeffrey Waters i co wydarzyło się w miasteczku Copperfield. Autor powoli odsłania przed czytelnikiem kolejne fragmenty historii, która rozpościera się na lata, a czasem na całe wieki. Wielką przyjemnością było odkrywanie o co w tym wszystkim chodzi, i powolne składanie tych fragmentów w większą całość. Niesamowicie wciągający debiut, czekam na więcej książek pana Łyskawy.
W jednym z fragmentów wspomniane jest, że jeden z bohaterów (chodzący stół…) zna język polski, a ja zawsze się cieszę jak w książkach wspominana jest Polska czy Polacy, i tutaj też się ucieszyłam, po czym przypomniałam sobie, że to przecież jest polska książka! Ale łatwo o tym fakcie zapomnieć, bo gdyby sięgnąć po nią bez tej wiedzy, to nie postawiłabym dwóch groszy na to, że to nasza ojczysta literatura (nie chodzi o to, że jest „za dobra” na polską literaturę, bo wiecie, że ja nie jestem z tych hejtujących naszą prozę, po prostu to jest tak świeże, inne, że zupełnie nie przypomina, że jest nasze). Ale do rzeczy, czy ja napisałam chodzący stół? No tak, w dodatku mówiący chodzący stół. I jak ja mam wam opowiedzieć o tak szalonej książce? Nawet w odklejonej Ameryce, w której dzieje się akcja to stworzenie (?) wzbudza zdziwienie, strach i fascynację. American dream w wersji po psychodelikach. I rozumiem dlaczego Łyskawa wybrał właśnie USA na miejsce akcji - to mogło się zdarzyć tylko tam! To szalony rollercoaster, surrealizm, świetna zabawa, trochę horror, trochę komedia, ale pod tym wszystkim jest też drugie dno i refleksja. „Postrzegaliśmy go jako zwiastun apokalipsy, ziszczenie posthumanistycznej wizji świata, wybryk bądź triumf natury, a nawet przedstawiciela pozaziemskiej cywilizacji. Pozbawiony przynależności rasowej, etnicznej, religijnej, płciowej czy seksualnej, stał się symbolem inności, a walka o jego oswobodzenie - walką w imię tolerancji, wolności i demokracji. Potrzebowaliśmy nieczłowieka, aby wyrzec się uprzedzeń”. W jednym z wywiadów autor powiedział, że książkę pisał długo, latami, i to czuć absolutnie, dopracowane w każdym calu, przemyślane nie tylko fabularnie, ale też w kwestii stylu, języka i w często zmieniającej się formie. Ktoś porównał go również do Davida Fostera Wallace’a i ja się pod tym porównaniem też podpisuję. Czytajcie (choć jakby co, to robicie to na własną odpowiedzialność).
Jeśli jest w literaturze coś, czego nie lubię bardziej niż polskiej prozy współczesnej, to debiutu polskiej prozy współczesnej, w której autor postanawia zabawić się formą. Od pierwszej do ostatniej strony męczyłam się niemiłosiernie, ta książka wyssała ze mnie wszystkie siły. Znudziła mnie, zmęczyła, sprawiła, że nie czułam niczego poza frustracją, że przede mną kolejny rozdział - czy i tym razem będzie bełkotliwy? Zazwyczaj był. Nie podzielam zachwytów. I taka prośba: jeśli jesteś debiutującym autorem, najpierw naucz się tworzyć angażujące postaci i porządnie zarysowany świat, naucz się budować emocje i sensowną fabułę, zanim postanowisz eksperymentować z formą, żeby być takim cool, dziwnym i innym niż wszyscy autorem. Dziękuję.
DNF. Zabrnęłam całkiem daleko, początkowo olśniona, później coraz bardziej znużona. Autor bryluje erudycją, niewątpliwym talentem językowym, oszałamia tymi gierkami formą, skokami narracji i stylistyki. Ale im dalej w las (nomen omen), tym bardziej losy bohaterów stawały mi się obojętne, tym trudniej było mi wyłowić z tego medialnego szumu, który Łyskawa tutaj produkuje w ilościach ogłuszających, coś niemiałkiego. Satyra na medialny cyrk - tak, to jest niezłe, ale co poza tym? Może gdzieś tam pod koniec czai się jeszcze coś olśniewającego, ale, doprawdy, nie chce mi się już przedzierać przez gąszcz, w którym pohukują sowy i drwale.
Niesamowicie zakręcony debiut Jula Łyskawy, który zdobywa nagrody z każdej możliwej strony. Historia stworzona przez Jula nie jest typową polską historią, gdzie tematy jak alkoholizm, traumy z dzieciństwa lub trudne dorastanie pojawiają się na każdej stronie. Zamiast tego przenosimy się do Stanów Zjednoczonych i poznajemy magiczną historię niezwykłej rodziny.
Mimo tego, że nie byłam mocno zachwycona tą książką, to było to coś bardzo oryginalnego i nowego. Wielkim plusem jest różnorodność stylu w rozdziałach, jest to coś co zawsze przyciąga moją uwagę.
3,5 doceniam zakręcony pomysł, styl i zabawę językiem. Były momenty, które niesamowicie mi się podobały, ale niestety były też takie, które mnie irytowały albo nudziły. W pewnym momencie miałam wręcz chęć zrobić DNF, a w innym momencie pomyślałam, że może jednak będzie to lektura na 5 gwiazdek 😅 Książka specyficzna, na pewno nie dla każdego, jedni będą zachwyceni tymi wygibasami językowymi, a innych będą one drażnić, ja byłam gdzieś po środku.
No niestety :(( Cała ta książka to dla mnie „wtf”, ciężko byłoby mi powiedzieć o czym tak naprawdę jest. Pierwsze 150 stron zaskakująco dobrze mi się czytało, byłam zaintrygowana, ale później coś poszło nie tak, a ostatnie 100 stron to już całkiem wymęczyłam ☹️ Nie mam pojęcia kto jest targetem tej książki.
Na pierwszy rzut oka to chaotyczna powieść, a jednocześnie jest fenomenalnie spójna. Historia Jeffreya Watersa i jego ojców rozciąga się na cały XX i początek XXI wieku, wracając do wcześniejszych wydarzeń, by uzupełnić je o nowe fakty, perspektywę innych osób, lub ich dalszy ciąg. Narracja jest fragmentaryczna, ale przemyślana – autor splata ze sobą różne formy: listy, wpisy z pamiętnika, artykuły naukowe, audycje radiowe, telewizyjne, klasyczną narrację… a wszystko to tworzy fascynującą całość, którą doceniam szczególnie po skończeniu powieści.
(I mam ochotę czytać ja ponownie)
Mimo nietypowej konstrukcji, książka wciąga od pierwszej strony – nie tylko przez intrygującą fabułę, ale i rozważania na różne tematy, czasami dające bardzo zaskakujące i świeże spojrzenie na różne kwestie.
Nie umiem tej powieści jednoznacznie opisać (w sumie nie trzeba), a tytuł zdradza tylko część tajemnicy.
‼️ SPOILER DALEJ ‼️⬇️
Jeśli chcecie dać się zaskoczyć, nie czytajcie… ale tak, Jeffrey Waters jest stołem.
This entire review has been hidden because of spoilers.
2024.12.13 Kończę na 33 stronie. Nie dość, że nie mam czasu na czytanie to nawet gdybym go znalazła nie sięgnęłabym po ten dziwny tytuł. Specyficzna pozycja spod szyldu "co ja czytam". Nie lubię nie rozumieć o co chodzi w książkach.
Kosmos? Tak, zdecydowanie. Niepodrabialny debiut. No bo czego tu nie ma - klimat jak z Twin Peaks, groteska, mnóstwo humoru, mniej czy bardziej dyskretne aluzje do amerykańskiej popkultury czy tego, co jakoś nazywamy sobie amerykańskością. Wielokrotnie w trakcie lektury łapałem się na myśli, że to bardzo amerykańska książka tylko świetnie przełożona na polski. To też powieść bardzo ciekawa formalnie (każdy z bohaterów ma swoją frazę, swój styl), szalona, mieszająca chronologie, fakty i zmyślenia, w kilku miejscach wzruszająca, a jeszcze częściej zachęcająca do zatrzymania się, zamyślenia. Przede wszystkim jednak to masa czytelniczej frajdy. Czytajcie Łyskawę. Ho. 5+/5
Świetnie, że nie o Polsce, pan stół świetny, świetna żonglerka formami. Tylko kurcze ci ojcowie tak zupełnie mnie nie obchodzą, ta apologia rodzinnego (jednak nie do uniknięcia, że patriarchalnego) życia mnie znudziła po kilkudziesięciu stronach. Wymęczone strasznie, choć bywały momenty.
Trudno uwierzyć, że to książka polskiego autora i w dodatku debiut. Znakomita plejada uroczych bohaterów i doskonała zabawa narracją. Świetnie się bawiłem, pomimo że nie wiem co autor chciał mi przekazać.
Jeffreyu Watersie, kocham cię. Jul Łyskawo, kocham cię. Nie wierzę i żałuję, że minęło osiem miesięcy, zanim znów sięgnęłam po tę książkę. Była tak fenomenalna, że ciężko mi to ubrać w słowa. Idę jeść placek i słuchać playlisty inspirowanej rozgłośnią z Copperfield.
polonistka we mnie bardzo docenia, co Łyskawa tu zrobił formalnie i językowo, że jest świeżo i przewrotnie, jest satyra na media i Amerykę, i że ten bohater taki zbiorowy i barwny, i jeszcze sagę rodzinną i rozkminy o sztuce i sensie istnienia się tu znajdzie, i że w końcu w polskim debiucie nie ma traum i babek
czytelniczka we mnie jednak męczyła się w czasie czytania okropnie, nie polubiwszy z całej gromady nikogo prócz Meg i Priscilli (ale dopiero pod koniec), i będąc zupełnie obojętną na to, co i dlaczego się dzieje. zakończenie się jej jednak podobało, a teraz z radością wyjeżdża z Copperfield i nie ogląda się za siebie, wracać nie zamierza
Historia nie porwała mnie tak jak forma, więc tak mniej więcej drugie pół książki - kiedy już z grubsza poszczególne chwyty są znane - nie jest już takie wow, ale i tak dość wow.
chaos w obecnym świecie pełnym bodźców, przebodźcowanie przez książkę byłoby ostatnim czym się spodziewałam, ale jednak książka przypomniała mi po prostu scrollowanie przez instagramowe rolki, ciągłe zmiany myśli, akcji, klimatu, formy myślałam, że przedstawienie będzie zbyt podobne do Twin Peaks, a jest odwrotnie zbyt szybko, zbyt dużo
Nie wiem, co dokładnie napisać o tej książce. To na pewno dobry, mocny debiut, ale przez formę może nie dotrzeć do każdego. +/- 100 stron mi zajęło, żeby się wczuć, ale nie żałuję. Pani Ania z Kafki miała rację, że klimatycznie można ją skojarzyć z niesamowitym Twin Peaks ✨
To jest takie bardziej 4,5 niż 4. Książka jest wspaniała, proszę o więcej, jedyne do czego mogę się przyczepić to to, że autor, zdaje się fajny facet, za bardzo lubi swoich bohaterów. Rodziny są świetne, pieniądze po prostu się pojawiają i to duze, a nawet gdy dzieją się jakies dramaty, to w warstwie literackiej zostaje to oddane bardzo łagodnie. Efekt jest taki, że historia mnie wciągnęła, olśniła językiem, nieraz rozbawiła, dała do myślenia, ale nie poruszyła, tak jak poruszył mnie Niewyczerpany żart Wallace'a. Z drugiej strony - może to jest kwestia jakiegos bezsensownego przyzwyczajenia, że poważna literatura musi ranić do żywego. Bo przynajmniej mam wreszcie dobra odpowiedź na odwieczne poszukiwania "dobrej, ale pozytywnej książki". To jest właśnie to.
Polskie Twin Peaks, science fiction, saga rodzinna, fikcyjna biografia i gadające stoły - nie do końca wiem co przeczytałem i jak mam to interpretować, ale bawiłem się świetnie, mimo dłużyzn. Słuchałbym stacji Cooperfield High Tune.
Bardzo blisko pięciu gwiazdek, więc uznaję, że dając mniej, zaniżyłbym ocenę. Trochę to o obcym-jednym z nas, ale nie jest to studium przypadku "co byłoby, gdyby..." To dla mnie w gruncie rzeczy książka melancholijna, pokazująca swoisty "powrót do korzeni", kilkupokoleniowa saga, która na koniec otula czytelnika takim rzadko się trafiającym międzyludzkim ciepłem. Bardzo udany debiut.