W ciemnym, ponurym domu panują określone reguły. Od pół roku Patrycja Majewska stosuje się do zasad wymyślonych przez męża, ale z dnia na dzień i ona, i ich syn mają coraz mniej sił, by wypełniać dziwne obowiązki. Kobieta wie jednak, że nie może uciec, dopóki nie ukończy swojego planu zemsty.
Kiedy pewnej burzowej nocy w ich domu pojawia się niespodziewany gość, dotychczasowa okrutna codzienność przeradza się w coś znacznie gorszego. Na jaw wychodzą kolejne sekrety Igora Majewskiego, bluszczowy dom wciąga w coraz głębszą otchłań, a jego korytarze prowadzą do przerażającego odkrycia.
Co takiego skrywa wnętrze opuszczonej posiadłości? Czy tajemniczy gość faktycznie jest tym, za kogo się podaje? A może są pewne sekrety, których nie warto poznawać?
Rocznik 92. Ukończyła dziennikarstwo i komunikację społeczną. Publikowała opowiadania grozy w magazynach „Biały Kruk” i „Histeria", jednak swoją drogę odnalazła w dłuższych formach. Lubi książki, które wzbudzają emocje, są kontrowersyjne i zapadają w pamięć. Do takich dąży na swojej pisarskiej ścieżce.
Patrycja, Igor i ich syn Toni mieszkają na odludziu, w bluszczowym domku. Przeprowadzili się do rudery, by odpokutować winy. Ma to pomóc małżeństwu w odzyskaniu córeczki. Kobieta musi się stosować do reguł wymyślonych przez jej męża. Igor jest kreatywny w stosowaniu wymyślnych kar, jeśli żona złamie jakąś zasadę.
Autorka specjalizuje się w thrillerach psychologicznych, w których wątkiem przewodnim są "trudne tematy". Tym razem padło na przemoc w rodzinie. Historia została napisana w sposób, który wciąga i intryguje, ale ja po przeczytaniu jej mam mieszane odczucia. Nie potrafię sprecyzować, co było nie tak. Może zbyt duża ilość psychopatów, socjopatów, sadystów i masochistów na metr kwadratowy. Ciężko mi było wczuć się w wykreowane postacie, bo ich nie rozumiałam. Jestem w stanie pojąć, że kobieta żyje z mężem, który znęca się nad nią psychicznie, czy fizycznie, ale w imię czegoś. W tej książce bohaterka tkwi w przemocowym związku, mimo że przez to dwóch starszych synów już z rodzinki uciekło (jeden do zakonu, drugi w prostytucję), córkę straciła, nastoletni syn chce wrócić w Bieszczady, a ona, mimo że nie chce, ma na rozkaz męża zajść w ciążę i urodzić nową córkę. Kobieta jest poniżana, zamykana, ale nie zostawia agresora, choć jest niezależna finansowo. Niestety, nie potrafię pojąć. Nawet jeśli 23 lata pożycia małżeńskiego mogła zaliczyć do udanych, to to, co znosi od kilku miesięcy, nie będzie "do naprawienia" i miejsce zamieszkania tego nie zmieni. Motyw zemsty, o którym jest mowa w opisie wydawniczym, wypływa znacznie później.
Część bohaterów to ludzie, którzy uważają, że modlitwa jest lekiem na wszystko albo że dzięki modlitwie ich złe działania, których nie zamierzają zmieniać, stracą na wadze. Nie lubię tego ani w literaturze, ani w życiu prywatnym.
Nie wiem, którą postać można nazwać tytułowym idealnym kłamcą i czy w ogóle takie określenie ma rację bytu. Słowo "kłamca" ma wydźwięk pejoratywny. Nijak mi nie pasuje do przymiotnika idealny. W tej powieści ideałem nie był nikt. Każdy miał przewinienia i to wcale nie mało istotne.
Powieść nie jest zła, ale wzbudziła mój wewnętrzny sprzeciw.
Rozpoczyna się sielskimi krajobrazami polskiej, malowniczej wsi. Urodzajne zboża, bujające na wietrze kłosy wprowadzają czytelnika w świat pozornie spokojnej historii. Mają jednak w sobie coś złowrogiego, te pola usiane urodzajnymi plonami. Polna sceneria pojawia się, jako często nawracający motyw najbardziej popularnych filmów grozy - usiane wysoką kukurydzą, w których buszuje krwiożerczy potwór, giną dzieci porywane przez niby to stracha na wróble, albo i statek kosmicznego pochodzenia. Pola mają w sobie coś mistycznego, sprawiającego wrażenie labiryntów bez wyjścia, niewyobrażalnie zawiłych i bezpardonowo pochłaniających ludzkie życia.
Jolanta Żuber tymi obrazami postanowiła otoczyć główną fabułę „Idealnego kłamcy”, którego akcja odgrywa się w niesamowicie klaustrofobicznym, bluszczowym domku. Spowita aurą niepokoju sceneria, spinająca niby klamrą całokształt oplata czytelnika z jednej stronem bezkresem zbożowych ścian napierających zewsząd, a z drugiej jeszcze bardziej miażdżących, osypującego się na głowę stropu walącego się domostwa. Budynek ten, oddalony od głównej drogi mógłby stanowić oazę spokoju, miejsce, w którym zrujnowana rodzina miałaby dochodzić do życia w symbiozie. Bluszczowy domek mógłby stanowić synonim bezpiecznej przystani, w której mury oddzielają od zła dochodzącego z zewnątrz. Ale tak niestety nie jest.
Ściany porośnięte bluszczem zdają się tworzyć dodatkową osłonę przed agresją mającą miejsce za ścianami domostwa. Dodatkowo stanowi metaforę tego, co dzieje się w sercu głównej bohaterki. Została wplątana w sidła przemocowego mężczyzny, a wydostanie się z ramion tyrana okazuje się niesamowicie trudne. Wciągana w bezkresną głębię krzywd zmuszona będzie przejść przez ścieżkę wybrukowaną kłamstwami, zdającą się prowadzić do samego piekła.
Jola jak zwykle nie zawodzi, stworzyła powieść z gatunku tych nieodkładalnych. W swoich dreszczowcach stawia na zaburzenia rodzinne i psychopatię. Autorka nie tworzy zwykłych thrillerów na zasadzie nurtu domestic noir. Tutaj mamy dość szeroko napierającą grozę, ale tę głęboko wypływającą z ludzkiego serca. Jola potrafi kreować złoczyńców, psychopatyczne postaci wychodzą jej rewelacyjnie. A kłamca, który idealnie skrywa swoje brutalne alter ego przed resztą społeczeństwa stanowi w tym wypadku wisienkę na torcie. Nieszablonowa, złożona, z wieloma zwrotami akcji i niejednokrotnie zaskakująca proza.
Patrycja Majewska miała wszystko - kochającego męża Igora, trzech synów, wspaniały dom, ale jedna krótka chwila zapomnienia, o której dowiedział się jej małżonek, na zawsze odmieniła jej życie. Kiedy Igor dowiedział się o jej przewinie, postanowił wprowadzić rygorystyczne zasady, chciał, aby jego żona odpokutowała swoje grzechy. Zarządził przeprowadzkę do starego domu, porośniętego bluszczem, oddalonego wiele kilometrów od dotychczasowego miejsca zamieszkania. Czyje grzechy mają faktycznie zostać ukryte przez codzienne modlitwy? W tym ciemnym domu spowitym bluszczem, zaczynają dziać się przerażające rzeczy.
"Idealny kłamca" to błyskotliwy, niezwykle wciągający thriller psychologiczny, który przeczytałam jednym tchem. Kłamstwa, chęć zemsty, manipulacje i tajemnice grają w nim pierwsze skrzypce. Fabuła przedstawiona została z punktu widzenia Patrycji oraz Antka, jej nastoletniego syna. Pozwala to zaobserwować jaki wpływ na dziecko ma to, co dzieje się w rodzinie Majewskich. Thriller ten charakteryzuje się także gestą, mroczną atmosferą spowijającą zaniedbany "bluszczowy dom", napięciem sięgającym zenitu oraz licznymi zwrotami akcji, które niejednokrotnie wprowadzają konsternację.
Jest to jedna z tych książek, które podobają się czytelnikom ze względu na ciekawie, nietuzinkowo poprowadzoną intrygę, zaskakujące tajemnice oraz wywoływane emocje, takie jak przerażenie, smutek, niedowierzanie, strach. W końcu Autorka podjęła w niej temat gwałtu, przemocy fizycznej, toksycznych relacji międzyludzkich, o których ciężko się czyta i które związane są z negatywnymi przeżyciami. Fanatyzm religijny, który również się pojawia, otwiera czytelnikowi oczy na to, iż pod jego przykrywką często znajdują się przemoc, zwyrodnialstwo i obrzydzenie.
"Idealny kłamca" liczy tylko około 270 stron, ale w tym przypadku nie jest ważna ilość, tylko jakość. Styl Autorki oraz umiejętność zaciekawienia czytelnika czy też wodzenie go za nos, powodują, iż łatwo jest się wciągnąć w czytanie i nie sposób pogubić się w rozgrywanych wydarzeniach. Jest to naprawdę solidny, pozostający w pamięci thriller, który czyta się jednym tchem. Polecam ogromnie!
bluszczowy dom przerażające tajemnice skrywa dusze ludzkie mrokiem okrywa w nim ciemność i cierpienie płaszczem zła otulenie
serce matczyne w żal ubrane stratą spowite, bólem utkane i dusza już nie ta sama na niej bólu głęboka szrama
zemsta w umyśle żniwa zbiera prowadzi do złego, wyrzuty odbiera na próżno szukać w mroku litości bo zło nasyca się pokarmem ciemności
na nic ręce do Boga składane na nic modlitwy wypowiadane mrok człowieka mocno spowija zmysły oplata, duszę złem owija
i zadrży serce skrzywdzone w bólu pozostawione
Najpierw nadeszła śmierć! Odebrała córeczkę, zostawiła w duszy rozpacz. Potem przyszło okrucieństwo! Zostawiło krzywdę i ból. Matka i syn utknęli. W szponach męża i ojca - oprawcy, i jego chorych zasad. Na końcu pojawił się on! Idealny kłamca. Przywędrował wraz z zemstą. I tajemnicą, która zmieniła wszystko. A świadkiem tego mury bluszczowego domu. Za ścianami tego miejsca cienie skrywają sekrety. Takie, które budzą lęk... Bicie serca szybsze powodują...
Tak gęsty ten mrok, że duszę oplata. Tak ciemne tej piwnicy mury, że dreszcz po skórze przebiega. Tak mało jasności, tak wiele ciemnych miejsc. Tak wiele złego, a dobra w sercu za mało tak. Dusza ze światłości wyzuta, więdnie. Serce w smutku przygasłe, cierpi. Wnętrze odarte z nadziei, usycha.
Ludzie niczym marionetki w mackach własnych mroków. We wzburzonym strumieniu konsekwencji swoich wyborów. W grzęzawisku tego, co złe, utknęli. W pozbawionej światła rzeczywistości. Ona jak noc czarna, żalu pełna i bólu. W toni mętnej zatopiona człowiecza dusza. Ona krwią popłynie, uniesie się wonią boleści i strachu.
Już nic takie samo nie będzie. Nie wróci utracone dziecko. Serce skrzywdzone nie znajdzie ukojenia. Coś w zakamarku duszy pęknie. Potoczy się łza rozpaczy. Blaskiem złym odbiją się czyny człowiecze. Obudzi się zło i głosem donośnym wybrzmi. Zostanie dusząca serce ciemność. Tylko ona. Ciemność i rozpacz. Ciemność i cierpienie. Ciemność i żal. Ciemność, ciemność. Tylko ciemność!
Gdy natknęłam się na blurb „Idealnego kłamcy”, to już wiedziałam, warto się powieścią zainteresować wszak ciemny ponury dom, życie pod dyktando, a podobno nie to jest najgorsze, ponieważ bramy piekieł dopiero się otwierają.
Nastawiałam się raczej na miarowy wzrost tempa powieści, jednak w tym wypadku autorka zastosowała zasadę Hitchcocka, czyli zaczynamy od trzęsienia ziemi, a później napięcie tylko rośnie i tak właśnie było, jednak tylko do pewnego momentu. Po początkowym wrzuceniu na głęboką wodę i zapewne zszokowaniu czytelnika akcja się uspokaja i jest trochę jak taka parabola, rośnie, maleje, rośnie maleje i tak się to toczy.
Finał… finał to już zdecydowanie inna historia, ponieważ ta karuzela emocji, to już była ostra jazda. Można dostać absolutnie zawrotów głowy od tego, jak sytuacja się zmienia, jak z pozoru dobrze ułożone klocki się rozpadają i wszystko przybiera zupełnie nowej formy i tak raz za razem, a końca nie widać.
Żeby napisać tę opinię, odczekałam 4 dni, ponieważ powieść zmusiła mnie do zastanowienia, bo ta historia jest zdecydowanie bardziej wielowymiarowa niż może się wydawać, już sam tytuł jest trudny do zdefiniowania i przypisania go konkretnej postaci.
Swoją drogą Jolanta Żuber dotknęła też bardzo ważnego tematu dewocji, która jest wszechobecna, a pod jej płaszczykiem chowa się okropne zwyrodnialstwo i mówiąc wprost chore bestialstwo.
„Idealny kłamca” to pozycja zdecydowanie godna uwagi.
Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z autorką @jolanta_zuber
Zacznę od tego, że książka pochłonęła mnie tak bardzo, że nawet nie zauważyłam kiedy dotarłam do końca opowieści.
Niesamowita historia utkana z sieci intryg, tajemnic, niedopowiedzeń, które nie pozwalają jej odłożyć nawet na chwilę. Gdyby nie to, że nie umiem czytać w nocy, pochłonęłabym książkę na raz.
Niewielka ilość bohaterów w tej książce działa na jej wielki plus. Nie gubimy się w fabule i krok po kroku docieramy do odkrywania tajemnic, które coraz bardziej jeżą włos na głowie.
Historia opisana z perspektywy kilku bohaterów wprowadza element tajemnicy i zaskoczenia. Kilka rewelacyjnych zwrotów akcji, przy których otwierałam szeroko usta, sprawiły, że pozycja ta plasuje się na bardzo wysokim miejscu w moim rankingu. Do ostatniej strony nie wiemy jak zakończy się ta historia. Nawet przez moment nie miałam w głowie żadnych przypuszczeń co do rozwiązania tej zagadki.
Wielkie brawo ode mnie dla autorki, gdyż to jest dokładnie to czego oczekuję od thrillerów czy kryminałów jakie głównie czytam.
Niestety, ta książka mi się nie podobała. Początek zapowiadał się całkiem obiecująco, ale szybko zorientowałam się, że większość postaci jest stereotypowa i płaska, zupełnie papierowa. Faktycznie, w książce pojawia się sporo brutalnych scen, ale wrzucenie przemocy dla samej przemocy to nie sztuka. Później wszystko zaczęło się robić chaotyczne — kto zginął, kto przeżył, a może jednak nie... To wszystko było dla mnie zbyt zagmatwane i nieprzekonujące.
Być może gdyby książka była dłuższa, z lepiej zarysowanymi relacjami i przeszłością bohaterów, całość wypadłaby o wiele lepiej. A tak — niestety, rozczarowanie.
Patrycja z mężem i synem przeprowadza się do bluszczowego domu żeby odkupić winy i prosić Boga i przebaczenie. Historia jest pełna aktów okrucieństwa i zdecydowanie nie dla wrażliwych osób. Zagmatwana i ze zwrotami akcji.
Najsłabsza książka autorki z tych, które przeczytałem.O ile sam zamysł niezły, tak wiele zachowań zostało nie wyjaśnionych albo zrobiono to po łebkach. Z drugiej strony, aż prosi się o kontynuację z babcią
Piekielnie mocna, brutalna, pełna niesamowitych emocji książka. Moje drugie spotkanie z autorką i drugi raz zbieram szczękę z podłogi. Kawał dobrej lektury 🔥