Dominika Słowik, laureatka Paszportu „Polityki”, powraca z powieścią nieodkładalną!
Natalia słucha Backstreet Boys, razem z wujkiem uczy się układów tanecznych z teledysków w MTV, na obiad je smażone ziemniaki, podkrada mamie kosmetyki, a buty do szkoły nosi w zwykłych reklamówkach. Na naszych oczach stopniowo zastępuje dziecięce łzy i smarki spod nosa szlugami, ściga się z przyjaciółkami o pierwszą krew w majtkach i pierwszy dotyk. W skrócie – dorasta.
Edyta, dwudziestoparoletnia mama Nat, samotnie ją wychowuje i stara się zapewnić córce jak najlepsze życie. Często jest dla niej bardziej przyjaciółką niż matką. Pracuje na dziale mięsnym w całodobowym sklepie i oszczędza na czarną godzinę. Jej los zaczyna się odmieniać, gdy na łączach CB radia poznaje Artura, wytatuowanego kierowcę tira.
I chociaż nie wszystko układa się jak powinno, jedno jest pewne – nigdy się nie poddają.
Dominika Słowik (ur. 1988) – laureatka Paszportu Polityki 2019, finalistka Nagrody Literackiej Gdynia (za debiut Atlas: Doppelganger). Jej powieść Zimowla szybko została okrzyknięta wydarzeniem literackim i znalazła się wśród 10 najważniejszych książek roku 2019 dwumiesięcznika Książki. Mieszka w Krakowie.
Niby typowa polska powieść o wchodzeniu w dorosłość w ciężkich warunkach na początku nowego tysiąclecia, ale z lekkim twistem typowym dla poprzednich książek autorki. Nie ma tu cierpienia i ubolewania nad ciężkim losem, jest za to perspektywa dziewczyny, która wraz z upływem lat zyskuje samoświadomość i radzi sobie z życiem tak, jak potrafi najlepiej. Świetnie się to czytało, najbardziej lubię delikatne niedopowiedzenia pozostawiające pole do popisu czytelnikowi, które świetnie rezonują z dziecięcą naiwnością i prostolinijnością głównej bohaterki.
Po pierwsze - będzie drugi tom! A przynajmniej tak obiecuje Dominika Słowik, więc czekam niecierpliwie, bo „Rybie oko” to fajna książka jest. A o czym? Głównymi bohaterkami są Natalia i jej matka Edyta. Obserwujemy dorastanie tej pierwszej i zmagania z wczesnym i samodzielnym macierzyństwem tej drugiej. Książka słodko-gorzka, bo z jednej strony dla milenialsów to sentymentalny powrót do przeszłości, ale też czytając ciągle czujecie jakiś ścisk w żołądku, bo Słownik nie pisze o życiu z kolorowych snów, raczej o tym że sloganu life is brutal, szczególnie jeśli wychowujesz się w biednym domu, a z matką łączy się bardzo trudna relacja, pełna miłości, choć dziewczyny nie zawsze umieją ją sobie okazywać. Już na pierwszych stronach historia o wizycie u dentysty obudziła dawno zapomniane dziecięce leki o dentyście-sadyście. I ten niepokój nie odpuszczał do końca książki, bo takich scen niby niewinnie chwytających za gardło, było tutaj całkiem sporo. Choć poprzetykane są tymi zabawnymi fragmentami czy migawkami powodującymi throwbacki do tej beztroskiej strony dzieciństwa czy nastoleństwa. Ta książka jest bałaganiarska, ale totalnie to do tej historii pasuje. Jej fragmentaryczność, poklatkowość dobrze oddaje chaos dorastania. I fajnie, że Dominika Słowik podeszła do opowiedzenia o dorastaniu w latach przełomu wieków z perspektywy nierzadkiego przecież ówcześnie krajobrazu biedy. I to się po prostu świetnie czyta, a autorka opowiada tak, że mamy wrażenie, że jesteśmy razem z Nat i Edytą w samym środku historii. Kupujcie dziewczyny. Chłopaki też, ale dziewczyny to już musowo. I cieszy, że autorka pokazała różnorodność swojej twórczości, „Zimowla” była wspaniała, ale byłoby nudno, gdyby zaserwowała nam Zimowlę 2.0.
Kurde ale to było fajne. Książka typu nostalgia trip, lekko patolski i miejscami absurdalny, ale nadal wiarygodny. Podróż w czasie do małej miejscowości na początku millennium. Dziwny komfort uwięzienia w zatęchłej suterenie z matką-przyjaciółką. Trochę człowiek kc zaburzone relacje rodzinne co nies. Co np fajne: Absolutnie podobała mi się relacja głównej bohaterki z przyjaciółką z dzieciństwa która cały czas kłamała. Nwm czy mieliście taką, ja np miałam taką co np okłamała mn ze jej koleżanka pojechała do hollywood i jest dziewczyną nicka jonasa ale o tym nie wiadomo w mediach bo ona sie nie moze ujawniać. Also oglądanie jak stary gra w Diablo, pokoleniowe przeżycie.
Fajna lekturka, lekka, szybko się czyta, myślę ze fajne se tak rok zacząć. Polecanko
Ależ to było fajne! Świetnie napisane, bardzo słodko gorzkie. Jednocześnie lekkie i przyjemne ale też duszne i przykre. Na maksa dziewczyńskie, o dojrzewaniu, o życiu, o poczuciu odmienności, o ogromnym pragnieniu normalności. Po mimo kilku małych niedociągnięć, naprawdę jestem tą książką oczarowana i bardzo mam nadzieję że będzie drugi tom.
Wspaniała! Moje pierwsze pięć gwiazdek w tym roku i to dla polskiej literatury! Zachwyt od pierwszych do ostatnich stron. Powieść świadomie osadzona w swoich czasach i warunkach, a jednocześnie nienaładowana ponurością i patosem, bez duszności i wszechobecnej szarości. Nostalgicznie przejmująca, ale i ciepła, trochę szalona i kolorowa, pozwalająca znowu być w niewiedzy bardzo młodego wieku. Powieść o córce i matce, żyjących w malutkim prawie piwnicznym mieszkaniu, zmagających się każda ze swoimi, ale i wspólnymi sprawami. Ekonomicznymi, społecznymi, fizycznymi, itd. Życiem we wczesnych latach dwutysięcznych.
'Rybie oko' Dominiki Słowik to wspaniała książka o dziewczyństwie, dorastaniu, dziecięcej naiwności, ciekawości, nieśmiałości, ale i budującej się odwadze, poznawaniu siebie i świata, pierwszych przyjaźniach, zawodach, uczuciach, przepychankach, szkole, relacjach z mamą, koleżankami, kolegami, sąsiadami, nauczycielami. Pozwala spojrzeć na świat dziewczęcym, dojrzewającym okiem, które my czytelniczki już (dawno...) zamknęłyśmy. Szalenie podobała mi się ta świeża i autentyczna perspektywa, do tego tak lekka i wciągająca, wywołująca rozmaite czasem kłujące, a czasem rozrzewniające wspomnienia, zbudowana z momentów i epizodów, przygód i znajomości. Pozostaję w zachwycie.
PS. I tak, oczywiście, że prosimy o drugi tom, droga autorko 🤎
PS.2. Tak, nadal nie znoszę tej okładki. Chociaż ratuje ją mieniąca faktura i uwielbienie mojej córki. 🙃
Estetyka Bravo, subtelność fotostory, połysk okładki jak z tubki płynnego brokatu wyciskanego na perfumowaną kartkę złotych myśli. Wciągnęłam tę książkę momentalnie. Historia dorastającej, głównie pasywnie przyjmującej świat Nat i pozbawionej przyszłości, skazanej na porażkę Edyty to tragikomedia, od której ciężko się oderwać.
Tragedia tkwi głównie w dojmującej biedzie, dającej o sobie znać na każdym kroku: matka i córka tkwią w ciągnącej piwnicznym chłodem suterenie jak welonki w wielkim akwarium i kręcą się w kółko, dostając od tego lekkiego bzika. Przez okienka tuż nad ziemią można zaglądać do ich życia: do ryżu z jabłkami czy samych ziemniaków; do oglądanego w napięciu na wspólnym łóżku "Z Archiwum X"; do długich, niezręcznych rozmów z obcymi facetami w ciężarówkach przez CB-radio.
Klasowość społeczna daje o sobie znać na każdym kroku: od szkół, do jakich chodzi Nat, pracy, jakich się rozpaczliwie łapie matka Edyty, po zakazane upodobania estetyczne, jak na przykład krzykliwe buty na koturnach (sama miałam takie przeraźliwie niebieskie!). Patologia miesza się z prawdziwą czułością, tragizm z absolutną głupotą i nieodpowiedzialnością, dziki kapitalizm z zaściankowością, a to wszystko doprawione jest opowiedzianymi ze przygnębiającymi historiami osób spoza tradycyjnych wzorców heteronormatywnych.
Całe dzieciństwo i nastolęctwo Nat balansuje na granicy ciężkiego zaniedbania. Mimo to Edyta, niedojrzała matka-koleżanka, oraz jej dorastająca, a z czasem i dojrzewająca córka Nat, darzą się głębokim uczuciem i zaufaniem, a całość napisana jest wyśmienitym językiem. Jak najbardziej chcę więcej - mam nadzieję, że dostaniemy jakiś ciąg dalszy, bo zakończenie zostawiło sporo niedosytu, że to już koniec.
Podoba mi się, że o zagrzybionym świecie można opowiadać czule i że nie wszystko jest wytłumaczone, bo no tak, teraz patrzymy po prostu na to, taki obraz se, nie trzeba mówić więcej.
Przez tę książkę zrobiłam wczoraj na obiad ryż na mleku z jabłkami i cynamonem, dzisiaj zrobię langosze, a potem, z brzuchem pełnym pieczonych ziemniaków będę czekać na czas który przywieje mi drugi tom w dłonie
4,5 Wydawca twierdzi, że ta książka jest „nieodkładalna” i absolutnie się z tym zgadzam. Jakbym mogła, to skończyłabym ją już przy pierwszym posiedzeniu, niestety nauka wzywała. To była niesamowicie angażująca historia, pełna wielu sprzecznych emocji. Mam wrażenie, że pomimo trudnej sytuacji bohaterek nie ma tu żadnego użalania się nad sobą. Są chęci, są marzenia, niektóre dalekie i wyśmiewane, ale Edyta i Nat działają wbrew wszelkim przeciwnościom. Ogromnym plusem tej powieści są przedstawione relacje, m.in. matka-córka, damskie przyjaźnie (a jest ich mnóstwo i są bardzo różne) i związki. Mnie najbardziej dotknęła historia z Panią W. od angielskiego, aż poczułam dreszcze emocji przy zakończeniu. Książka porusza tematy dorastania, dziewczyństwa, seksualności, a wykonanie Dominiki Słowik bardzo mi się podoba. Jest bezpośrednio, bez ogródek, szczerze i tak jak jest, chociaż nie brakuje jej dziecięcej niewinności. „Rybie oko” operuje nostalgią do lat 90., a jako że jestem z rocznika 03, ciężko mi się odnieść do tych doświadczeń. Oczywiście kojarzyłam niektóre rzeczy, ale wydaje mi się, że to wszystko raczej trzeba było przeżyć, żeby dobrze to odebrać. Miałam egzemplarz „deluxe” z dodatkowym opowiadaniem, nie powiedziałabym, że mam jakąś intensywną opinię na jego temat. Powieść mi się bardzo podobała i czekam na drugą część.
,,Wybiła północ. Uchyliła się przed wiankiem, który leciał w jej stronę. Niech nie myślą, że chce mieć takie życie jak oni, chociaż część jej chciała go złapać, a potem tańczyć w świetle re- flektorów na pustym parkiecie."
Problem z ,,Rybim okiem" mam taki, że czuję niedosyt. Chciałabym wiedzieć więcej, dostać od autorki coś jeszcze. To świetna historia, o chaotycznym i pełnym zawirowań wkraczaniu w dorosłość, o różnicach klasowych, o pierwszych przyjaźniach i miłościach - no życie po prostu. Do tego dostajemy spojrzenie na świat oczami dziecka, które nie wszystko rozumie, ale dorosły czytelnik wie dokładnie jaka prawda jest w tych niedopowiedzeniach. Była ta świetna przygoda, ciekawa i bardzo ładnie napisana. I tyle, było fajnie
Takie wycięte skrawki z życia, które dyktuje bieda. Podobała mi się fragmentaryczność, autentyczność dialogów, żywa mowa. Gdzieś usłyszałam, że to romantyzacja biedy, ale w ogóle tego nie widzę. Dla mnie była przygnębiająca, chociaż dobrze pokazała, jak człowiek stara się mieć życie, nawet przy najbardziej niesprzyjających warunkach.
1. kiedy próbuję wskazać wyróżniające ją elementy, nie potrafię wybrać jednego; widziałem już fabularne klocki ułożone w ten sam sposób, wyobrażałem sobie podobne przestrzenie i postacie — czytałem "Strużki" Marii Halber, "Magiczną ranę" Masłowskiej (swoją drogą, Halber brzmiała, jakby próbowała mówić po masłowsku, a tu, u Słowik, pojawił się zawoalowany przytyk do Masłowskiej, więc maślane klimaty wydają się obu paniom bliskie), "Ośli brzuch" López i za każdym razem wynosiłem z niefabularnej, obrazkowej historii coś wartościowego, ale zastanawiam się, ile razy przeczytam o czyimś przeciętnym dorastaniu i stanę przed wyzwaniem wyłuskania z tego "czegoś więcej"
2. mimo wtórności powieść — właściwie zbiór opowiadań — świetnie zagrała konstrukcją; opowiedzenie życia, które po prostu się dzieje, bez spajającego wszystko wieloaktowego dramatu, wydaje mi się dobrą decyzją: autorka stworzyła postacie, których perypetie ilustrują wyboistą relację matki i córki, podszytą biedą, zmarnowanymi przyszłościami i poszukiwaniem dróg buntu przeciwko tragiczności okoliczności; książka robi to, co ma robić; jej założenia nie pozostawiają złudzeń, że otrzymamy coś głębszego niż polskie coming-of-age z całym inwentarzem — napięciem klasowym, małomiasteczkowym kompleksem niższości, przedsiębiorczym kombinatorstwem, ciułaniem pieniędzy skąd się da, erzacami luksusu, odkrywaniem dorastania po omacku, niedosytem czegoś głośniejszego i piękniejszego niż oferuje zastana rzeczywistość; i to wystarczy; nie chciałbym, żeby autorka próbowała robić w tej historii cokolwiek więcej; udało jej się uciec od sentymentalizmu i emocjonalnej manipulacji, w jaką wpadł choćby Małecki w "Rdzy"
jeśli ktoś poszukuje odczarowania, oczyszczenia kliszowatej już literatury typu "miałam chujowe dzieciństwo w Polsce lat dziewięćdziesiątych", może zwrócić uwagę na tę pozycję
"Rybie oko" to dosyć krótka książka o dorastaniu w polskim mieście, gdzie każdy zna każdego, o otaczającej biedzie i nierównościach oraz o samotnym wychowywaniu dziecka. Każdy z rozdziałów jest przemyślany, delikatnie rysuje pewien obraz sytuacji, zachowań i postaw, jednocześnie momentami szokując, może nawet gorsząc, a na pewno wzbudzając współczucie. Wiele z tych wątków oraz postaci jest bardzo przesiąknięte polskością, a czytając o nich, od razu czułam konkretne zapach i byłam w stanie wręcz zobaczyć dokładnie, jak coś wyglądało. "Rybie oko" było dla mnie wręcz sensorycznym doświadczeniem pod tym kątem! Śledząc główne bohaterki — młodziudką matkę Edytę i jej córkę Nat, poznajemy historię oczami dziecka, które zmaga się z codziennymi problemami w szkole czy z koleżankami, ale także te bardziej złożone, niezrozumiałe sytuacje, których Nat nie rozumie w pełni. Dlatego też rozdziały, w których pojawiła się Dorota, były chyba moimi ulubionymi. "Rybie oko" jest bardzo melancholiczne i trochę mi przypomina Gilmore Girls (??), a także kończy się w idealnym momencie. Ja jestem pod dużym wrażeniem tej książki!
Świetna książka! Porwała mnie do tego stopnia, że połknąłem całą prawie na raz (a rzadko to się zdarza)! Żywa, zabawna, energiczna, dziwna, wzruszająca, kolorowa, o stawaniu się. Wyjątkowa, wręcz koleżeńska, by później okazało się, że w sumie przyjacielska relacja córka - matka. I nieuchronnie dorastanie, by wyjechać na studia, do innego miasta i zakończyć etap wszystkich szalonych podbojów na fotelu dentysty, w szkolnej ławce, przed telewizorem czy w pierwszych pracach. Rybie Oko to naprawdę cieplutka, porywająca, nowoczesna polska proza, która ma w sobie zupełnie coś innego. I jest tak naturalna, choć czasem nie chce się w to uwierzyć. Nat to niezła wariatka i jej napotykane przez żyćko koleżanki to także niezłe artychy. Pragnę aby jej i Edyty historie jeszcze kiedyś przeczytać.
,,Nat obiecała, a potem nakryła głowę poduszką i zasnęła. Śniła jej się Wrońcowa kradnąca pasztety i we śnie Nat jadła ten ukradziony pasztet, który smakował jak złoto.”
nauczona doświadczeniem ocenie te książkę dopiero po czwartkowych zajęciach z krytyki podobała mi sie EDIT: wyjątkowo po dyskusji doceniłam tę książkę jeszcze bardziej, niż zaraz po przeczytaniu gdy chciałam jej dać cztery gwiazdki. będę tęsknić za nat i edytą ps. jak ktoś z krytyki to czyta: ślę całusy i pozdrowienia