Akcja powieści toczy się w dwu planach: w 1938 r. i 12 lat później, w ponurych czasach stalinowskich.
W lipcową niedzielę Zyga Maciejewski zostaje poinformowany, że podczas II Krajowej Wystawy Koni Remontowych w stajennym boksie znaleziono ciało mężczyzny o nieustalonej tożsamości. Twarz ofiary jest zmasakrowana, jak gdyby denat został kopnięty przez konia, klacz o imieniu Haiti…
Po wielu latach, w zupełnie innych czasach, wiosną 1950 r. Maciejewski nie jest już policjantem, niechlujny i zapuszczony pracuje jako dozorca i zajmuje się starą klaczą Haiti, która zostanie posłana do rzeźni. Przedwojenna przeszłość niespodziewanie powraca, odzywa się bliskim echem.
Polski pisarz i redaktor, autor m.in. kryminałów retro o komisarzu Zydze Maciejewskim.
Jako pisarz związany z Lublinem brał udział w europejskim projekcie Citybooks (2012).
Ukończył studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Jego pierwsze próby literackie miały miejsce już w połowie lat 80. W latach 90. był związany z nurtem trzeciego obiegu, w tym czasie napisał i wydał w Lublinie debiutancki zbiór opowiadań Udo Pani Nocy (1992) oraz powieść Obsesyjny motyw babiego lata (1994), „mikropowieść pijacko-przygodową”, do której ilustracje wykonał Marcin Prus. Jako dziennikarz i felietonista współpracował z lubelskim Radiem TOP (prowadzący audycji Fikcja o północy). Tworzył skecze i piosenki dla prowadzonego przez siebie kabaretu pod nazwą Osoby o Nieustalonej Tożsamości.
Nagrody i wyróżnienia: Nagroda Wielkiego Kalibru oraz Nagroda Wielkiego Kalibru Czytelników za Pogrom w przyszły wtorek (2014) Nagroda Artystyczna Miasta Lublin za rok 2012 (2013) Kryminalna Piła dla najlepszej polskiej miejskiej powieści kryminalnej w roku 2013 za Pogrom w przyszły wtorek (2014) Nagroda Wielkiego Kalibru Czytelników za Skrzydlatą trumnę (2013) Medal Prezydenta Miasta Lublina (2012) honorowy tytuł Bene Meritus Terrae Lublinensi (Dobrze Zasłużony dla Ziemi Lubelskiej) w 2009 siedmiokrotnie nominowany do Nagrody Wielkiego Kalibru w latach 2008-2015 nominowany do honorowego tytułu Ambasador Województwa Lubelskiego (2015) zgłaszany do Paszportu Polityki za Kino Venus (2008) i Skrzydlatą trumnę (2012)
Dzięki uprzejmości DKK* i Instytutu Książki jakiś czas temu trafiła do mnie książka Haiti nieznanego mi wcześniej polskiego autora, czyli Marcina Wrońskiego. Tytuł wybitnie mało chwytliwy, podobnie jak szata graficzna okładki, więc swoje odleżała, a przed grubą warstwą kurzu ocaliły ją tylko pokłady innych lektur leżących nad nią i również czekających na zmiłowanie. W końcu, przy okazji kolejnego tasowania tego stosu, padło i na nią.
Z notki wydawcy wynikało, że to szósta odsłona cyklu powieściowego o przedwojennych lubelskich policjantach: komisarzu Zygmuncie Maciejewskim oraz jego podwładnych Tadeuszu Zielnym i Witoldzie Fałniewiczu. To tylko nasiliło moje obawy przed poznawaniem twórczości kolejnego polskiego specjalisty z tej branży, gdyż po spotkaniu z „dziełem” „królowej polskiego kryminału”, czyli Katarzyny Bondy, wizja czytania takich nowości budzi we mnie poważne obawy.
Pierwsza rzecz, która uderza czytelnika już na samym początku lektury, to niezwykle plastycznie odmalowany przedwojenny Lublin i jego okolice. Wielkie, pozytywne zaskoczenie. Tym bardziej, że owa obrazowość dotyczy nie tylko pejzażu i fizyczności miasta, ale również realiów społecznych. Momentalnie przenosimy się w tamte miejsca i tamte czasy. Tym razem naszym protagonistom przyjdzie się zmierzyć z dwiema zagadkami kryminalnymi – włamaniem do kasy pancernej chyba największej firmy w mieście oraz śmiercią NN mężczyzny, którego zwłoki znaleziono w lipcową niedzielę 1938 roku w boksie klaczy Haiti na terenie II Krajowej Wystawy Koni Remontowych w Lublinie. Obie sprawy prestiżowe i tutaj czytelnik obyty w polityce oraz socjologii z przyjemnością odnajdzie typowo polskie realia, które nie zmieniły się do dzisiaj, czyli naciski i polityczne aspekty tykające nawet typowo policyjnej roboty.
Postacie nie grzeszą nadmiarem głębi psychologicznej ani też szczegółowością oddania ich fizyczności, ale i o żadnej płytkości mowy być nie może. Autorowi udało się idealnie wypośrodkować stosownie do przyjętej konwencji, klimatu i czasów. Stylizacja języka bardzo udana i przyjemna w odbiorze; taki Sienkiewicz przedwojnia. Niektórzy zarzucają tej powieści ślimacze tempo rozwoju śledztwa, ale dla mnie to zaleta. Mierne postępy i zależność od przypadku to bardzo często zwykłe realia postępowań przygotowawczych. Tylko sprawca idiota zostawia ślady, po których śledztwo idzie z kopyta, i jak mawiają niektórzy, gdyby nie przypadki, łapano by tylko idiotów.
Niezwykle mocnym elementem powieści jest umiejętne przedstawienie rozgrywek personalnych w policji sprawiających, że prawdziwie skuteczny glina tylko cudem może awansować, a polityczny karierowicz to standard na wszystkich szczeblach wyższych niż teren i brudna policyjna harówka. To bardzo rzadko ukazywana w naszych kryminałach prawda, choć jest nieodłącznym elementem przedwojennej i postpeerelowskiej policji, a tutaj wyjątkowo naturalnie i zręcznie wpleciona w całość obrazu przedwojennych realiów.
O godnym uwagi dystansie autora do własnej profesji i rzeczywistości świadczy wplecenie w tkaninę kryminalną tematu ówczesnych, jak to się wtedy mówiło, powieści detektywnych, kryteriów ich oceny i zgodności z realiami.
Smaczków przedwojennych, kryminalnych, społecznych, moralnych i innych jest w powieści wiele. Zakończenie również trudne do przewidzenia, tym bardziej, iż niektóre jego elementy zamyka dopiero rok... 1951.
Nie byłbym sobą, gdybym nie ponarzekał, choć w tym wypadku naprawdę tylko troszkę. Można się przyczepić do całkowitej nieobecności wątku Ukraińców, choć o Żydach jest sporo.
W powieści liczne są odniesienia do wojny polsko-bolszewickiej. Pisarz oddał okropieństwa takich czasów i chwała mu za to. Szczególnie polecam „patriotom” sławiącym słuszne wojny i dziewczynom, które posłałyby na nie swych chłopców. Brak ręki i nogi dość łatwo zaakceptować ale, jak w Haiti, impotencję młodego mężczyzny w następstwie odniesionej rany? Co z takim życiem? Mnie jednak czegoś brak. Nie spotkałem tego jeszcze w żadnej polskiej powieści i marzę o tym, by jednak ktoś to pokazał, bo bez tego nigdy nie będziemy normalnym narodem ani nasza armia normalną armią. Chciałbym chociaż raz przeczytać scenkę wskazującą na to, że polska armia nie była jedyną w historii świata, której żołnierze nigdy nie mordowali własnych cywilów, nie grabili ich i nie gwałcili. Póki nikt się na to nie odważy, nie mamy szans na zrozumienie, czym naprawdę jest wojna. Jak demoralizuje i niszczy wszystkich, nie tylko tych w bezpośrednim jej zasięgu. No, ale póki co, takie rzeczy, to tylko w innych krajach.
Przy ocenie Haiti nasuwa się oczywiste porównanie Marcina Wrońskiego do Marka Krajewskiego. I mam wrażenie, że o ile ten drugi jest dokładniejszy w historycznych drobiazgach topograficznych oraz w formalizmie stylistycznym, to ten pierwszy zdecydowanie swobodniej operuje piórem. Przyjemności z lektury nie zdołały zepsuć nawet pojawiające się sporadycznie drobne błędy typu złych końcówek i innych podobnych chochlików. Prozę Wrońskiego czyta się lekko, nawet gdy temat lekki nie jest, przez co całość nie dołuje czytelnika, choćby nawet powinna. Bardzo to cenne wyczucie dla twórcy w tym gatunku, z założenia jednak rozrywkowym.
Nie wiem jak inne powieści cyklu, mam nadzieję, że kiedyś je poznam, ale tę absolutnie polecam, jako rzecz napisaną jakby bez wielkich aspiracji, ale w przyjętym kanonie doskonałą.
recenzja pierwotnie opublikowana na blogu klub-aa.blogspot.com dokąd zapraszam na wymianę wrażeń z lektury i nie tylko
Koń, jaki jest, każdy widzi. Komisarz Maciejewski, po II Wojnie Światowej pracujący jako dozorca/gospodarz domu, dorabia pilnując klaczy Haiti związany z nią sprawą sprzed wojny. Sprawa dotyczyła morderstwa "popełnionego" przez konia w czasie wyścigów. Ale odcisk podkowy na ofierze nie zgadza się z podkowami na kopytach klaczy. Wroński pokazuje świat inny niż obecny, gdzie nawet świat przestępczy miał pewien kodeks honorowy, chociaż zdarzały się "występy gościnne".
This entire review has been hidden because of spoilers.
Historia ok, ale strasznie szybko zmęczyła mnie cała ta stylizacja na dwudziestolecie międzywojenne i specyficzny język, do którego trzeba przywyknąć. Polecam dla fanów historii, a innych chętnych na dobry kryminał odsyłam do Zygmunta Miłoszewskiego.