Jakub Ćwiek w "Machinomachii" wraca do sprawdzonej formy opowiadań, które fabularnie umiejscowione są tuż po drugim tomie serii – "Bogu marnotrawnym". Fani twórczości Ćwieka mogą świętować podwójnie: znane im postaci z uniwersum "Kłamcy" ożyją raz jeszcze dzięki Robertowi Sienickiemu i grupie Lans Macabre w profesjonalnej grze karcianej, zatytułowanej "Kłamcianka".
KŁAMCA 2.5: MACHINOMACHIA
Wielka draka w centrum Tokio! Loki wykorzystywany przez anioły do prostych, nieangażujących go zadań za marną wypłatę nareszcie ma okazję rozwinąć skrzydła. Co się jednak wydarzy, gdy naprzeciw Kłamcy stanie bóg, który jak nikt wcześniej wie, jak wykorzystać… technikę przyszłości? I to w skali makro!
Zupełnie nowe opowiastki o Lokim – cynglu aniołów znakomicie uzupełniają luki w jego dotychczasowej historii. Dowiedz się, co robił Kłamca, gdy byłeś przekonany, że odpoczywał na plaży z drinkiem.
Człowiek, który nie potrafi usiedzieć w miejscu. Pisarz, komik stand-upowy, publicysta, podróżnik. Autor ponad dwudziestu książek, a także licznych opowiadań, słuchowisk, artykułów, sztuk teatralnych i scenariuszy.
Lháře jsem četla skoro před pěti lety. Před Vánoci jsem v knihkupectví narazila na tenhle díl, přítel mi ho koupil k Vánocům - a před pár dny jsem se k němu dostala, když jsem potřebovala něco lehčího a odpočinkového. A ty povídky jsou skvělé. A asi si potřebuji celou sérii přečíst znovu - až zase bude nálada na něco lehčího, vtipného a vhodného k odpočinku.
Z ogromną radością wróciłam po raz kolejny do świata Kłamcy. Kłamca 2.5 to część napisana już po właściwym czteroksięgu, ale jej wydarzenia są usytuowane między 2 a 3 tomem wydarzeń z pierwotnej serii. Dlatego można czytać tę część równie dobrze w kolejności numerów na okładkach, ale też możecie sobie zostawić ją na koniec całej historii o Lokim. Po raz kolejny mamy tutaj zbiór kilku opowiadań, tym razem są to cztery historie. Handlarz snów to opowieść o spotkaniu z Kojotem, indiańskim bóstwem, które próbuje wrócić do łask swoich wiernych mimo zagrożenia likwidacją ze strony skrzydlatych i Lokiego. Drugie opowiadanie, Swat, to historia o tym, jak Kłamca próbuje pomóc trochę zbyt agresywnemu aniołowi, by ten zdobył serce dziewczyny, którą ochrania, co kompletnie idzie nie po myśli nordyckiego bóstwa. Tytułowa Machinomachia to opowieść w iście hollywoodzkim stylu, gdzie przeciwnikiem Lokiego jest grecki bóg, który jak żaden inny dobrze rozumie współczesną technologię. A to doprowadzi do epickiej bitwy na ulicach Tokio, którą będą transmitować wszystkie stacje telewizyjne tego świata na żywo. Ostatnia historia Jestem Mike... to bodaj najbardziej depresyjna opowieść ze wszystkich, jakie czytałam w dotychczasowych tomach o Kłamcy – opowiada o kółku utworzonym przez wciąż żyjące bóstwa, które wspierają się nawzajem i nie używają swoich mocy, by nie sprowokować aniołów i Lokiego do ich zlikwidowania. Machinomachia to kolejny tom naładowany akcją. Ćwiek naprawdę umie pisać małe formy i to w taki sposób, że nie ma się wrażenia, że fabuła urywa się zbyt wcześnie. Postaci, które przedstawia, to żywi, charakterystyczni bohaterowie, których da się lubić (lub nie). Nigdy nie przepadałam za zbiorami opowiadań, ale Jakub Ćwiek ze swoim piórem potrafili to odmienić i myślę, że niejednego przeciwnika takich książek przekonają do zmiany zdania. To, co podobało mi się w tej części to zabawa popkulturą w opowiadaniu Machinomachia – stworzenie wielkiego potwora, przypominającego Godzillę, i epicka bitwa między nim a aniołami w centrum Tokio, którą relacjonują wszystkie telewizje na żywo, to kwintesencja popkultury. I tego, że człowiek jest w stanie uwierzyć we wszystko, co podają mu media, jeśli tylko podadzą to odpowiednio przekonująco, twierdząc, że to chociażby film. Bo przecież nikt na zdrowy rozum nie łyknąłby historii o zastępach anielskich walczących z Hefajstosem na ulicach stolicy Japonii. A tak, proszę bardzo, gotowa historyjka i wszyscy są szczęśliwi. Jednak Ćwiek nie tylko bawi swoimi historiami. Ostatnie opowiadanie, Jestem Mike..., to smutna i przejmująca opowieść, która skłania do zastanowienia się, kto tak naprawdę jest tym dobrym, a kto złym. I czy wszystkie decyzje podejmowane w służbie większego dobra są jednak prawidłowe i powinny zostać bez wahania wykonane. Ostatecznie dawni bogowie, zebrani w kółko podobnym trochę do kółka Anonimowych Alkoholików, nikomu krzywdy swoimi spotkaniami nie robili, nawet nie szukali wyznawców, chcieli tylko przeżyć. A decyzje archaniołów były nie do zmiany, nie do podważenia... Tylko czy słuszne? I z takim pytaniem zostawia nas autor, siejąc nieco zamętu w całej historii. Na końcu książki chętni znajdą Kłamciankę – karcianą grę towarzyską. Oprócz zasad są tu też karty, które można sobie wyciąć, by nimi grać w długie, jesienno-zimowe wieczory i dobrze się bawić, nie opuszczając świata Kłamcy. Genialny pomysł, który pozwala na przebywanie w tym świecie nawet po skończeniu lektury książki! Jeśli jeszcze nie czytaliście serii o Kłamcy, wrednym i cwanym bogu kłamstwa, Lokim, to sięgajcie śmiało po pierwszy tom, a potem po kolejne. Historia Was porwie i sprawi, że niejeden wieczór będziecie uśmiechać się do tych stron, rozbawieni humorem nordyckiego boga, który został asem od mokrej roboty na usługach skrzydlatych aniołów. Dobra zabawa gwarantowana!
Jakub Ćwiek nas okłamał. I na dodatek sam się do tego przyznaje we wstępie zamieszczonym w Kłamcy 2,5. Cykl o największym kłamcy i cynglu aniołów, Lokim, miał zostać zakończony na tomie czwartym i wszystkie znaki na niebie i ziemi na to wskazywały. Jednak autor postanowił nieco zadrwić z czytelników wydając Machinomachię.
Nie liczy się wielkość…
Recenzowana książka to zbiór opowiadań… Nie, „zbiór” to niewłaściwe słowo, bo to raczej mini-zbiór, a nawet zbiorek. Znajdziemy w nim krótką nowelkę oraz dwa dłuższe opowiadania okraszone dodatkowo kilkoma czarno-białymi ilustracjami. Ale nie łudźcie się, całość ma niewiele ponad sto osiemdziesiąt stron i to drukowanych dużą czcionką, co moim zdaniem jest troszkę kpiną z czytelnika i jego portfela. Sytuację nieco ratuje fakt, że opowiadania mają być dodatkiem do gry karcianej, ale o tym możecie przeczytać na Bestiariuszu w innym dziale.
…ale jakość
Wracając do opowiadań. Pierwsze z nich, Handlarz snów, to bardzo krótka nowelka z udziałem indiańskiego bóstwa. Tekstu właściwie mogłoby nie być, ponieważ niewiele wnosi do całego uniwersum. Jest po prostu nudny i nijaki, a czytając go zastanawiałam się o co właściwie chodzi. Lepiej jest z drugim opowiadaniem. W Swacie Loki bawi się w kojarzenie par międzygatunkowych z właściwym dla siebie wdziękiem i rezultatem. Jest to dość zabawny tekst z naprawdę ciekawym wątkiem fabularnym. Ostatnia opowieść, Machinomachia, to hołd oddany megamechom i japońskiej kinematografii. Wielkie kroczące maszyny, radośnie demolowane miasto, niszczone zastępy aniołów i Loki – to mieszanka wybuchowa. Ten tekst jest zdecydowanie najlepszy ze wszystkich w książeczce i w trakcie jego lektury nieźle się ubawiłam. Niestety, jedna jaskółka wiosny nie czyni.
To, że Jakub w końcu pęknie, było dla mnie wiadome od początku, pytanie było tylko w jakiej formie i jak prędko. Co do książki, obawiałem się, że będzie gorzej. Do tego rozpiernicz na końcu mi się bardzo podobał, więc ogólnie jestem zadowolony, choć książka nie obeszła się bez lekkich niedociągnięć. Do tego mały, denerwujący szczegół - buty-merch z Fight Clubu w momencie, gdy w Kill'em All mamy powiedziane, że w tym uniwersum Fight Club nie był filmem tylko rzeczywistością...
Każda, nawet najlepsza seria, kiedyś dobiega końca. I mimo wszystko to chyba lepsze rozwiązanie niż tworzenie ciągnącego się w nieskończoność tasiemca. Magiczne słowo „The end” prędzej, czy później musi się pojawić. Czy zawsze oznacza to ostatnie spotkanie z ulubionymi bohaterami? Niekoniecznie, od czegoś są przecież opowiadania. „Kłamca 2.5 Machinomachia” to właśnie takie wypełnienie fabularnych dziur, ale też emocjonalnych braków po zawadiackim Lokim.
Tak samo, jak w przypadku poprzednich części mamy do czynienia ze zbiorem opowiadań. Głównym wątkiem jest jednak starcie z jednym, bardzo konkretnym bóstwem. Tym razem nie jest to postać zagubiona w przeszłości i wspomnieniach, a prawdziwy miłośnik technologi. Jedno jest pewne, Japonia zadrży w posadach.
Mitologiczna i teologiczna mieszanka w wykonaniu Ćwieka to prawdziwa jazda bez trzymanki. Chociaż zdecydowanie wolę powieść, zbiory opowiadań też trzymają poziom. Co dostajemy tym razem? W zasadzie dokładnie to samo, co wcześniej.
Po pierwsze dużo dowcipu, ironiczne poczucie humoru i dystans do otoczenia. A to wszystko w iście populturowym wydaniu pełnym nawiązań, czy nawet parodii popularnych dzieł z wielkiego ekranu. Jeśli lubicie takie klimaty, będziecie czuć się jak ryba w wodzie. Narracja jest lekka, bezpośrednia i humorystyczna, momentami nie sposób się nie śmiać.
"Bo cóż łączy wszystkich bogów pałętających się jeszcze po Ziemi? - Eee, boskość? - spróbował Bachus. - Wygnanie".
Fabularnie jesteśmy już po tym, jak Loki poznał Jenny i dziewczyna co jakiś czas pojawia się w historii. Miłość w wydaniu Ćwieka zdecydowanie nie jest ani oklepana, ani typowa. Chociaż relacje między postaciami nie są do końca jasne, ten wątek świetnie nadaje całości „pazura”. Bo Jenny nie jest wcale grzeczną i potulną owieczką, a ich związek kobiety z nordyckim bogiem, niekoniecznie jest prosty. I w praktyce owocuje to wieloma zabawnymi sytuacjami jak, chociażby „narada na szczycie” w łazience.
Kłamca 2,5 to kolejny cykl opowiadań z niesztampowym i barwnym głównym bohaterem którym jest Loki - nordycki bóg i tytułowy kłamca. Tym razem Loki musi zmierzyć się z indiańskim bóstwem, uratować w spektakularny sposób Toki od zagłady, które chce temu miastu zafundować Hefajstos. Nasz bohater wysłuchuje też miłosnych zwierzeń anioła, któremu postanawia pomóc swatając go ze śmiertelniczką, w której tamten się zakochał. Na koniec Loki bierze udział w spotkaniu zapomnianych bóstw.
Jakub Ćwiek znów pokazuje swój kunszt literacki w krótkich formach jakimi są opowiadania. Książkę tak jak poprzednie tomy czyta się bardzo lekko i przyjemnie, a pomysły autora na zwariowaną fabułę jak zwykle zaskakują. To bez wątpienia mój ulubiony cykl opowiadań.
Książka przeczytana dzięki portalowi CzytamPierwszy.
Najprv som to moc chcel, aby som doplnil sériu. Potom som zistil, že sú to len nejaké poviedky a presvedčil som sa, že ma to nebude baviť. Prvý - Obchodník se sny - mi pripomenul, aký to čierny humor na mňa čaká. Druhý - Dohazovač - mi naznačil, že to s Lokim býva aj celkom drsné. Tretia, najdlhšia - Machinomania- ukázala, že Loki vie stále hrať tie svoje hry pri love na Hefaistosa a prečo mám Lokiho rád. Posledná - Jmenuji se Mike - ma už iba vlažne poslal spať.
Kolejna ciekawa i zabawna część o Lokim, który jest jak kot- zawsze spada na cztery łapy. Tym razem m.in. próbuje pokrzyżować plany indiańskiego Boga Kojota w USA oraz niszczycielskie działania Hefajstosa w Tokio. Ponadto stara się pomóc jednemu z aniołów (dość agresywnemu) w zdobyciu serca pewnej kobiety. Oczywiście nie za darmo😉Książka cieńka i szybko się ją czyta. Polecam www.czytampierwszy.pl
Historia fajna, tylko miejscami niepoprawna i to w złym tego słowa znaczeniu, co mnie dość mocno raziło, ale odejmując ten jeden mankament, uważam, że ta część była znacznie lepsza niż poprzednie. Miała ciąg przyczynowo skutkowy i się wciągnęłam w całą historię.
Nemůžu si pomoct, jsem nějak nadšenější, než když jsem poprvé četla původní sérii. Loki mě prostě baví. A teď mám chuť na co? Bingo, znova si přečíst hlavní sérii...
Skvělé doplnění k už tak dobře napsané sérii. Jen tak dál a více knih o Lokim. Kniha je dobře vyvážená, děj rychle odcejpá, až jsem si na poslední stránce řekl: "Už je konec?! :-(" Vřele doporučuji.
Loki wreszcie doczekał się nagrody. Po latach wykonywania drobnych zleceń pod ścisłym nadzorem skrzydlatych, dostał wolną rękę. Wraz z Erosem, Dionizosem i Jenny tropi pozostających w ukryciu bogów z dawnych systemów wierzeń, okazuje się to jednak nieco trudniejsze niż można przypuszczać. Zwłaszcza gdy z dawna zapomniany bóg niespodziewanie wykazuje się znajomością nowoczesnej techniki dorównującą największym umysłom świata. Ale czy na pewno niespodziewanie? Nie zapominajcie, że Lokiego nazywają Kłamcą...
Rozkręca nam się Pan Ćwiek z tym Kłamcą! Trochę się nie spodziewałam, bo chociaż okładki tej serii strasznie mi się podobają, to akurat ta część podoba mi się najmniej, więc jakoś tak podświadomie przekładałam to na jej przewidywaną zawartość. Na szczęście prawdą jest, że nie należy oceniać książki po okładce, bo w tym tomie już niemal dotknęliśmy tego, o co od początku chodziło. Czyli Lokiego, który... no... cóż, wymiata. Po prostu wymiata.
Wedle mojej świeżo nabytej wiedzy, której zdobycie ryzykowałam możliwością ujrzenia spojlerów, jest to ostatni tom opowiadań o Kłamcy, kolejne dwa to już pełnoprawne powieści. I to budzi we mnie ogromny entuzjazm. Ale najpierw tom 2,5, bo mam wrażenie, że tutaj powoli wykluwa nam się pierwsza powieść. Jedno z opowiadań jest tak długie, że mogłoby być dalekim przodkiem kolejnego tomu. Brakującym ogniwem w procesie ewolucji form literackich. Mowa o tytułowej "Machinomachii". To właśnie tutaj, w tym opowiadaniu, dostałam nareszcie coś, na co tak czekałam. Dostałam Lokiego, który zasłużył na tytuł boga oszustwa.
"Przedmiotem licytowanym była akurat stara, chińska pałka skatalogowana jako Rui Jingu Bang, legendarny oręż Króla Małp. - Na to się powinni rzucić, to cudo potrafi zmieniać twój rozmiar - szepnął Kłamca. A ponieważ są w związkach rodzaje żartów, które wypowiadają się same, Jenny niemal odruchowo szepnęła: - O, a właśnie zastanawiałam się, co ci kupić na urodziny."
Tak strasznie żałuję, że nie mogę Wam wszystkiego wypaplać! Ale nie mogę. Mówimy nie spojlerom. Jednak korci mnie strasznie. Bo Loki nareszcie zaczął kombinować, oszukiwać, mydlić oczy, działać egoistycznie i bezwzględnie. Nareszcie wiemy o co mu chodzi. I to wszystko składa się na taki obraz Kłamcy, jaki od początku chciałam oglądać. Tak, to o to chodziło. Na razie są to przebłyski, ale liczę, że w dwóch kolejnych powieściach nasz nordycki bóg "rozwinie skrzydła" do końca. Ładnie też rozwijają nam się pozostałe postacie, jak chociażby Eros, który nabawił się uroczej bezczelności i dużo bardziej mi się z nią podoba.
Krótko powtórzę to, co pisałam przy okazji recenzji poprzednich tomów - akcja jest żwawa a warsztat porządny. Mam wrażenie, że w tym tomie jest nieco więcej humoru, ale jest to humor w pewien sposób dojrzalszy. W pierwszym tomie był ostry, jakby surowy, teraz nam się nieco wygładził i zyskał na wykwintności. Bardzo pożądana zmiana. No i niczym nieskrępowana wyobraźnia autora, tutaj szczególnie widoczna. Mechaniczni ninja? Zakochany w śmiertelniczce skrzydlaty dezerter mający problemem z kontrolowaniem złości? Klub Anonimowych Bóstw? Same wybitne smaczki w tej "Machinomachii".
"Jej wyrażona jednym palcem odpowiedź sugerowała, że powinien zrobić sam ze sobą to, czego na pewno nie zrobi w najbliższym czasie z nią."
Ostatnia rzecz, która wprawiła mnie w kompletne zdumienie - ostatnie około 60 stron tej książki to... towarzyska gra karciana! Serio! Krótka instrukcja, a dalej karty postaci (ze świata Kłamcy oczywiście) do wycięcia. Nie wiem czy chcę wycinać z książki cokolwiek - już wystarczająco niezręcznie się czuję podkreślając ołówkiem fragmenty do późniejszej recenzji, ale sam pomysł jest genialny. No i gra wygląda na całkiem fajną. Na wszelki wypadek, gdybym zdecydowała się jednak podziałać nożyczkami, zmusiłam narzeczonego, żeby też się z "Kłamcą" zapoznał. Mówi, że fajne.
I na tym zakończę, bo praktycznie wszystko inne już powiedziałam w recenzjach poprzednich tomów, do których linki zostawiam nieco wyżej. To świetny zbiór opowiadań, które sensownie łączą się ze sobą. Szybka akcja i wykwintny humor gwarantują dobrą zabawę, zaś główny bohater bardzo ładnie nam się rozwija od początku cyklu i zyskuje nowych, wyraźniejszych barw. Kilka wątków nam się wyjaśnia, pojawia się kilka nowych tajemnic. Widać, że jest to część cyklu mocno osadzona w kontekście pozostałych tomów, a to zawsze jest w cenie. Jednym słowem: polecam!
Kłamca to dla mnie jedna z ważniejszych książek polskiej fantasy. Zawsze miałam słabość do Lokiego (byłam dzieckiem siedzącym w stosach mitologii wszelakich), ale faktycznie trickster pióra Ćwieka dopadł mnie na początku liceum. Potem był Thor, Supernatural i miliony innych Lokich... Ale Kłamca 1 i 2 zawsze leżały w zasięgu ręki.
Niestety, rozczarowałam się przy kolejnych częściach. Opowiadania były przewrotne i porywające, a wersja 'powieściowa' - przedobrzona. Odwołania do popkultury praktycznie w każdym zdaniu, i to jeszcze w nienaturalnych wersjach (bo kto mówi "Idę pograć w Heroes of Might and Magic 3"?!). Fabuła i humor ginęły pod tytułami filmów i piosenek, nazwami zespołów i nazwiskami sławnych ludzi obecnymi w każdym zdaniu. Kończąc krytykę, dążę do jednego: po prostu bałam się wydać 40 zł na kolejną część. Mini-zbiorek opowiadań, pisany w, jak to nazywam, "nowym stylu Ćwieka". I Chłopcy i Dreszcz nie rzucili mnie na kolana, więc co, jeśli Loki znowu mnie zawiedzie...
"Ha, i tu cię mam!" zakrzyknął Trickster, gdy na półce do książki zobaczyłam dołączoną karciankę. A raczej Kłamciankę. Szybka kalkulacja w głowie: 40zł - 3 opowiadania i gierka, cena dość porządna jak na polskie warunki... No dobra, ryzyk fizyk. Szczególnie, że po wygranej konkursu larpowego dostałam bonik do empiku... Który co prawda rozszedł się wcześniej na Jadowską, no ale to i tak z własnej kieszeni jedna książka na miesiąc a nie dwie, przecież mnie stać... "Stać cię, stać..." podpowiadał też siedzący na ramieniu Kłamczuch. Powrót do domu, znalezienie najtańszego sklepu (tutaj załączyć Odę do Matrasa) i jest, nowy Kłamca kupiony.
I tak, tak, tak, tak - wciągnięta od pierwszej strony. Świetny język, czyta się płynnie, szybko i lekko, tak jak Kłamcę 1 i Kłamcę 2. Pomysły błyskotliwe i riposty cięte - czyli pakiet Ach-Ten-Ćwiek-W-Którym-Zaczytywałam-Się-W-Liceum.
Co więcej, tak, jak obiecane we wstępie - faktycznie opowiadania przybliżają nam charakter Lokiego, jego relacje z aniołami, Bachusem i Erosem. Jego pokręcone myślenie i kunsztowne plany, a na moment zdejmują też z bohatera maskę - wtedy, przez sekundę, widzimy, prawdziwe oblicze Zwiastuna Ragnaroku. I kochamy Lokiego jeszcze bardziej!
Dla mnie, całkowicie prywatnie, Kłamca 2.5 osiągnął jeden dodatkowy cel - może dam szansę kolejnym Chłopcom. Może Ćwiek wraca do ulubionego przeze mnie stylu - mam taką nadzieję!
Wstęp do książki autor rozpoczyna słowami "Nigdy nie wierz kłamcy". Jakub Ćwiek tłumaczy bardzo obszernie skąd te nowe historie w świecie Kłamcy się wzięły. Pomimo, że w zanadrzu ma wiele pomysłów na kolejne opowiadania, a także w planach inne formy rozwoju "uniwersum kłamcy" - bo to już uniwersum! - dał się podejść i wypuścić za namową Lans Macabre grę opartą o ten wszechświat. Kłamcianka to ciekawy dodatek do książki. Albo książka dodatkiem do gry?
"Kłamca 2,5: Machinomacha" to piąty już tom historyjek o nordyckim bogu Lokim. Numer nie pozwala jednoznacznie umieścić książki pomiędzy tomami 2 i 3, ponieważ opublikowane w nim teksty pochodzą z różnych przedziałów czasowych. Akcja opowiadań rozgrywa się w czasach, gdy Loki nie posiadał jeszcze swojego misia - Kłamczucha. Trzecie - nowela - jest już z czasu, gdy formowała się ekipa Kłamcy. Akcja noweli umieszczona jest gdzieś na początku powstania paczki, gdy członkowie ekipy się jeszcze docierali.
Bez dwóch zdań - jest to powrót na fali. We wszystkich tekstach znajdziemy ten fantastyczny klimat, jaki pamiętam z powieści 2-3, a którego brakowało mi już w "czwórce". W sumie nie ma tego wiele, bo zaledwie 190 stron tekstu - reszta to instrukcja do gry. Książeczka jest zatem bardzo cienka, ale i takie krótkie wydanie cieszy z racji powrotu do tej słynnej serii.
Pochwalam powrót do formy opowiadań. O wiele bardziej polubiłem tomy 1-2, które złożone były z luźno połączonych historyjek. W tym temacie Ćwiek ma dar niesamowity - potrafi wymyślać naprawdę odjechane historie. Pojawienie się Anioła Pakera w dresie, czy ogromnego Mecha-Zeusa przypomina mi najlepsze momenty z wcześniejszych tomów.
Przerwa w serii nie była znowu taka długa. "Kłamca 4: Kill'em All" pochodzi z 2012 roku, także nie ma tutaj co mówić o jakimś długim rozstaniu. Dłuższa luka - 4 lata - dzieliła tomy trzeci i czwarty. Strachu nie ma, bo na szczęście autor nie wyszedł z wprawy. Mam nadzieję, że to jeszcze nie ostatni "koniec" tej serii.
"Kłamcę 2,5: Machinomachię" rozpoczyna krótkie opowiadanie Handlarz snów. Loki dopiero niedawno zaczął pracę dla aniołów, które za główny cel obrały sobie eksterminację wszystkich Mitycznych, czyli bóstw pogańskich. Tym razem cyngiel aniołów ma zlikwidować jednego z idoli indiańskich, Kojota.