Na spokojną prowincję zbliża się śmiertelne zagrożenie, które wywróci beztroskie życia mieszkańców do góry nogami.
Bibliotekarka otrzymuje faks informujący o konieczności przygotowania się na najgorsze. Podzieli się tą wiadomością czy będzie chciała ratować tylko siebie? Czy burmistrz uchroni ukochane miasto przed apokalipsą? Komu zaufają mieszkańcy w obliczu katastrofy? Pozostaną lojalni czy podążą jak owce za pasterzem do azylu, o którym od lat krążą tylko legendy?
Jak odnajdą się w tym chaosie dwie siostry, które miały być tu tylko przejazdem?
Dziennikarz, filmowiec, popularyzator czytelnictwa i influencer. Twórca kanału „Okoń w sieci” na YouTube. Przez ostatnie siedem lat wyprodukował ponad czterysta filmów o tematyce związanej z książkami, m.in. popularną serię o polskich pisarkach i pisarzach.
Trzykrotnie nominowany do prestiżowej nagrody Grand Video Awards za najlepsze wideo w sieci oraz dwukrotnie nominowany w plebiscycie Lubimyczytać w kategorii "Człowiek Książki". Powieść "Lato dni ostatnich" jest jego debiutem literackim.
Najlepsze pomysły wpadają mu do głowy pod prysznicem. Ma słabość do drożdżówek (szczególnie tych z serem),prozy Stephena Kinga i wyżła o imieniu „Dior”.
Prolog zapowiadał się bardzo ciekawie. Wyróżnia się na tle całej historii i przyznam, że mnie zaskoczył. Jest inny pod względem stylistycznym oraz oddaje głos komuś/czemuś, co głosu nie ma. I to było coś niezwykle interesującego. A później przyszedł rozdział 1, 2, 3, 4... 10, a z każdym kolejnym chciałem, żeby ta książka się już skończyła. Co rozdział to praktycznie monolog narratora opowiadającego o nowej postaci. To bardzo szerokie, pogłębione przedstawienie osób zamieszkujących miasteczko, skupiające się na przeszłości, a niekoniecznie na tym co się dzieje aktualnie w mieście. Zamiast fabuły dostajemy wyrywkową biografię postaci, w której ja się gubiłem, bo kompletnie mnie nie angażowała. Już przy opowiadaniu o Teresie czułem jakbym czytał kingowskie biadolenie o wszystkim i o niczym, omijając fabułę szerokim łukiem. A jej dostajemy tyle co nic. O głównych wydarzeniach dowiadujemy się coś na 100 ostatanich stronach, a wcześniej jest tylko napomknięte coś o wielkim zagrożeniu, bo skupiamy się cały czas na postaciach. A i tak to co się dzieje, główna akcja, jest bardzo monotonne. Ja nie dostrzegam w tej książce postapo... Niby jest tutaj motyw apokalipsy, ale w bardzo okrojonej i minimalistycznej wersji. Sama historia nie zrobiła na mnie wrażenia, ani niczym nie zaskoczyła, nic nowego nie wniosła do moich czytelniczych doświadczeń. A zakończenie... tylko podsyciło rozczarowanie.
Nie cierpię pierdolenia Kinga, a to jest w iście Kingowskim stylu - mnóstwo biadolenia, bardzo mało fabuły, książka kończy się w połowie akcji. Na chwilę obecną nie jestem zainteresowana, że to nie jest jednotomówka, bo nic tu nie mówi o ciągu dalszym... Dla mnie mega irytująca i o niczym.
Była tylko OK, jak dla mnie za dużo szczegółów życia wielu bohaterów, jakbym czytała opowiadanie, a nie powieść. Gdyby autor skupił się na jednej lub góra dwóch postaciach, książka byłaby naprawdę ciekawa.
„Lato dni ostatnich” to debiut, który wciąga od pierwszej strony (świetny prolog!), bohaterowie są wielowymiarowi a ich losy zostały przedstawione w iście Kingowy sposób. Autor serwuje sporo nawiązań do klasyki i popkultury, co sprawia, że historia ma głębię, a poprzez humorystyczne akcenty przebija znana z yt osobowość autora.
Książka ma jednak swoje minusy – główna linia fabularna mogłaby być jednak nieco bardziej rozbudowana, a zasypanie życiorysami wszystkich postaci na samym początku książki, może trochę przytłoczyć czytelnika. Ale to nic – „Lato dni ostatnich” jest jak ten dobry kumpel, który opowiada historię na imprezie: może czasem za bardzo się rozgaduje, ale ostatecznie trzyma uwagę i zaraża swoim znakomitym klimatem.
Czułem się choćbym czytał podręcznik do gry RPG z opisem postaci do wyboru oraz z krótkim wprowadzeniem do uniwersum, w którym będziemy rozgrywać sesje.
Te 2* tylko jedynie i wyłącznie za to, że Ci bohaterowie tutaj naprawdę są różnorodni i każdy jest JAKIŚ.
Strasznie dużo wrzuconej popkultury… wydaje mi się, że aż za dużo. Czytając jeden rozdział to czułem się tak choćby autor po prostu zobrazował mi piosenkę Pezeta „gdyby miało nie być jutra” tylko z 3 minut i kilku sekund zrobił to na ponad 30 stron…
Najgorsze w tej książce jest to, że tutaj prawie nie ma fabuły, a autor daje nam jej NAMIASTKĘ na sam koniec. Tak się nie robi. Dam szansę drugiemu tomowi, ale jeśli zaś to będzie powieść, w której dostanie się zlepek bohaterów gdzie więcej lub mniej będą przeplatać się wydarzenia między postaciami to ewidentnie będzie to dnf serii.
Ponad 280 stron, które mogłem spędzić z inną książką. Przez całą książę mamy tylko informacje o życiu postaci, akcji... właściwie nie ma, czytałem czekając na jakiś finał, albo na jakąś akcję która nigdy nie nastąpiła :( gdybym wiedział, za na końcu zamiast wydarzeń czy akcji jest wydrukowana informacjema "koniec tomu pierwszego" , dołożyłbym ja po 50 stronach. Jedna gwiazdka oceny, bo nie można dać zera :((
Debiut pana Okoniewskiego. Byłem go bardzo ciekaw i w sumie , źle nie wyszło ale czuć że to początek. Autor wyraźnie trzyma się Kingowego stylu opowiadania historii poszczególnych bohaterów ale mam wrażenie, że jak na niecałe 280 stron trochę ich za dużo i fabuła zbyt dryfuje na boki. Nie czuć za mocno zamierzonego klimatu postapo. Same sceny też potrafią być zbyt rozdmuchane choćby ta sama scena widziana oczami dwóch bohaterek. Brakowało mi trochę akcji a fakt, że niektóre długie życiorysy potrafiły zrobić gwałtowny the end jakoś mi to nie leżało. Mam wrażenie że zabrakło tu jakichś 800 stron tej historii. Część z bohaterów została wprowadzona niepotrzebnie bo wnieśli strzępy historii z życia miasteczka ale przytłaczając swoimi życiorysami. Za tą cenę można znaleźć dłuższe historie. Liczę na więcej stron za tą cenę książki i większe skupienie się na fabule.
Książka mnie zaskoczyła. Jest do debiut literacki Marcina Okoniewskiego, znanego mi pod pseudonimem Okoń, a jego twórczość śledzę od lat na kanale "Okoń w sieci". Spodziewałem się, że będzie to raczej prosta historia, napisana dość topornym językiem. Jakież było moje zdziwienie jak odkryłem, że książkę czyta się bardzo szybko, akcja toczy się dynamicznie, nie ma zastojów. Nie jest to rollercoaster, ale cały czas coś pcha fabułę do przodu, a postaci są dość dobrze zarysowane i wnoszą swoje trzy grosze do historii. Widać też dużo autobiograficznych wstawek oraz odniesień do popkultury. I tu jest moim zdaniem trochę przesadzone z ilością. Szczególnie w pierwszej części książki jest multum bezpośrednich cytatów lub odniesień do innych dzieł, które nie każdy wyłapie i zrozumie. Mi chyba udało się większość wyłapać, ale jakbym dał tą książkę osobie starszej, np. mamie, to miałaby pytania na pewno. Draże były fajne, ale ileż można. Dodatkowo miejscami robi się wulgarnie, co też nie każdemu przypadnie do gustu. Nie mam z tym problemów, ale zmniejszenie takich wstawek wyjdzie na plus, gdyż te które zostaną, będą jeszcze mocniej oddziaływać na czytelnika. Dodatkowo fabuła trochę naiwna, ciężko mi uwierzyć w splot wydarzeń, jednak po zaakceptowaniu tego faktu jest dobrze. Postaci przedstawione w dramatycznych okolicznościach często zachowują się w sposób komediowy i to też buduje fajny klimat książki, a przecież to nie jest literatura faktu. Ja bawiłem się bardzo dobrze, co pokazuje czas potrzebny na przeczytanie książki- 3 dni. Czekam na kolejny tom i trzymam kciuki za autora, żeby pomysł na fabułę udźwignął końcówkę tej książki. I podsumowanie - Drogi Marcinie - pisz dalej, bo wychodzi Ci to dobrze, a będzie już tylko lepiej.
Autor mnie trochę zaskoczył, bo spodziewałem się czegoś w stylu kryminału, a dostałem spokojną opowieść o końcu świata. Niestety, była ona trochę nierówna, niektóre wątki strasznie mnie wynudziły, inne z kolei zainteresowały. Szkoda, że te ciekawsze szybciej dobiegły końca. Niemniej jednak nie jest to zły debiut i na pewno dam szansę drugiemu tomowi.
2 na zachętę. Nie rozumiem aż tak pozytywnych opinii. Rozumiem,że każdy ma swój gust,ale mam wrażenie,że wiele osób kierowało się znajomością twórczości autora na innych polach, a nie tylko tej jednej powieści. Sam zamysł może i dobry,jednak przez większość stron to zapychacz czasu, poznanie pojedynczych postaci przez jeden krótki rozdział niczego nie wnosi. To bardziej zbiór opowiadań, które mają podobne zakończenie. Gdyby ograniczyć powieść do Teresy i Matyldy (i je rozwinąć), byłoby naprawdę nieźle. Końcówka może i wciągająca,jednak nie lubię tak ewidentnego "niczego się nie dowiesz,jak nie kupisz drugiego tomu".
Długo zbierałam się, by sięgnąć w końcu po książkę Marcina Okoniewskiego. Leżała i czekała spokojnie praktycznie od dnia premiery, ale vibe postapo uciekł mi na dość długo i nie umiałam się przemóc.
Ale w końcu się udało.
Poczułam się tak, jak gdyby Stephen King stworzył nowelę w Polsce, a nie w swoim ukochanym Maine. Być może fabularnie widać nawiązania do “Bastionu”- koniec świata, izolacja, podobne klimaty. Ja natomiast czułam się jak przy lekturze “Pod kopułą” i pierwszej części “Baśniowej opowieści”.
To drobiazgowe skupienie wokół bohaterów, mnóstwo dygresji, na pierwszy rzut oka niewiele znaczących, ale dających niezwykle mocny obraz każdej z przedstawionych postaci pozwala zauważyć, jak radzą sobie w niezwykle kryzysowej sytuacji. Natomiast gawędziarski styl buduje napięcie rzutami, robi to dość powoli, ale tworzy mini uniwersum, pokazuje świat tak dokładnie, jak tylko się da.
Nie przeczę, że to właśnie styl mnie ujął. Jednak pojawienie się dwóch ważnych (bo ujętych w opisie) bohaterek dopiero ponad połową książki trochę mnie zdziwiło. Po ochłonięciu mam również wrażenie, że Autor pisał książkę od razu z myślą kontynuacji, stąd zawieszenie jej w kryzysowym, ważnym fabularnie momencie. Ten zabieg akurat średnio przypadł mi do gustu.
Jak na niecałe trzysta stron działo się tutaj również niezbyt wiele. Jednak traktuję “Lato dni ostatnich” jako studium społeczeństwa, jego umiejętności (lub ich braku) do dostosowania się w kryzysowej sytuacji. Przytrzymała mnie na dłużej scena kupowania Korsarzy przez Teresę.
Dla fanów szybkiej akcji nie będzie to raczej porywająca przygoda czytelnicza. Fajnie jednak poznać człowieka, którego wytwory obserwuje się w internecie od kilku lat, z zupełnie innej strony. Gratulacje @okon.w.sieci!
W trakcie słuchania wyśmienitego głosu Józefa Pawłowskiego - który zresztą naprawdę mnie zaskoczył zaangażowaniem, z którym czytał książkę - parę razy zmieniałam zdanie, co do tego, czy będę czytać dalej, czy mi się podoba, czy dobre.
Było warto, chociażby dlatego, że jest to ciekawy opis "apokalipsy" nie jako wydarzenia per se. Jest to swoisty reportaż z życia miasteczka w jej obliczu. Z perspektywy wyjątkowo przyziemnej, rzuconej oczami szarego byle-kogoś z byle-miasteczka. Człowieka z czarnej dziury gdzieś w Polsce. Coś jest, coś się ma, coś się planuje, potem coś niewyobrażalnego się dzieje i nagle czegoś nie ma i planów snuć nie można, ot tak. Określiłabym Lato dni ostatnich jako makro, ale szyte nićmi mikro, pieczołowicie, sumiennie i nieśpiesznie. Było to przyjemnie świeże doświadczenie, pomimo smrodu zepsutych zębów, który nieprzerwanie uderzał ze stron.
Przemęczyłam się, żeby dotrwać do ostatniej minuty audiobooka, bo książka była dla mnie ciężka, wypełniona polskim realizmem, o którym naprawdę nie lubię myśleć i nie lubię go doświadczać. Bohaterowie w większości byli zwyczajnie odrzucający. Najmniej odpowiadał mi okazjonalny mięsisty styl, wrzucone tu czy tam dziwaczne szczegóły albo wybory pisarskie (konkretnie mam na myśli moment, kiedy Panią Teresę "dosięga" apokalipsa) - dla mnie bardziej odpychające, niż nowatorskie lub śmieszne.
Zapewne jest to kwestia preferencji. Poza tym nie mogę odmówić całej książce realizmu (na pewno próby). Mam wrażenie, że prawdopodobieństwo, iż właśnie tak rozwinęłaby się historia apokalipsy na polskiej prowincji jest ogromna. A pod koniec - robi się wyjątkowo ciekawie.
Dobrze, że dotrwałam, bo na pewno sięgnę po drugi tom.
"Lato dni ostatnich" jest debiutem wartym uwagi i wciąga już od pierwszych stron - za sprawą trochę bajkowego i pełnego swojskości prologu (który wywołał uśmiech na mojej twarzy).
Marcin Okoniewski idealnie odwzorował na papierze klimat polskiej prowincji, który pamiętam z dzieciństwa. Prowadzi obrazową (iście filmową) narrację, mimo że w głównej mierze skupia się ona na wprowadzeniu czytelnika w historie życiowe poszczególnych bohaterów.
Ponadto książka daje do myślenia, ponieważ porusza wiele aktualnych problemów społecznych.
Rozumiem zarzuty innych czytelników dotyczące fabuły książki. Nie mniej jednak, podoba mi się pomysł na poprowadzenie pierwszego tomu (gdybym nie miała świadomości, że jest szansa na kolejny tom, to byłabym zawiedziona).
Książka jest pełna nawiązań do popkultury, może trochę nimi zawładnięta, ale mi to nie przeszkadzało.
Podczas lektury czułam wielokrotnie, jak autor puszcza do mnie oko, zwłaszcza że pochodzę z tamtych stron (team Kujawy😎).
A jeśli zna się trochę Marcina Okoniewskiego, to nietrudno zauważyć, że "Lato dni ostatnich" to cały Okoń - jego humor, inteligencja, itd.
Nigdy nie mówię o podziękowaniach, ale w tym przypadku muszę (bo chyba się uduszę). Nigdy wcześniej nie czytałam podziękowań, w których widać serce autora na tacy. To najpiękniejsze podziękowania mojego życia (był śmiech, a nawet płakanko).
Ode mnie 4,5⭐️ Serdecznie gratuluję udanego debiutu i z niecierpliwością czekam na kolejny tom tej historii🥰❤️
PS. Nie umiem zdecydować, którą z postaci lubię najbardziej. Oddałam serce Teresie i Mandy ❤️
Prolog zaskoczył mnie swoją bajkowością, nastroił do dalszej lektury delikatną melancholią, podekscytował tym co mnie czeka. Nie czytałam zbyt wielu książek S. Kinga, więc trudno mi odnieść się do zarzutów, że Okoniewski zainspirował się jego twórczością nie raz, nie dwa, może... a zresztą. Podobno we właśnie Kingowskim stylu jest dedykować całe rozdziały obrazowi poszczególnych bohaterów. Niestety w tym przypadku "wstęp" ten pochłonął ponad połowę książki, wplatając jedynie wzmianki o fabule. Część bohaterów mnie zainteresowała, część sprawiała wrażenie jedynie wypełniacza, który za dużo nam w przyszłości nie wniesie. Gdy piszę te słowa dochodzę do wniosku, że może była to część procesu autora i forma zabawy, ot wczucie się we własną powieść. Mogę zrozumieć takie podejście, nie jestem jedynie pewna czy było ono dla mnie - czytelniczki - konieczne. Część fabularna... wciągnęła mnie na tyle, że pochłonęłam ją niemalże na raz a muszę nadmienić, że nie czytam szybko. Jestem ciekawa co dalej, rzeczywiście czekam na drugą część i jestem mile zaskoczona. To dobry debiut! Styl pisania jest przyjemny, nie czułam cringu, odniesienia do popkultury mnogie, może delikatnie zbyt częste w stosunku do moich preferencji. Zabrakło mi jednak "tego czegoś", co odróżniłoby tę powieść od znanych mi już tytułów. Niestety odniosłam wrażenie, że wątki poruszone w książce były już poruszane a jednocześnie nie czuję, żeby Marcin miał klarowny obraz tego, co wydarzy się z bohaterami w przyszłości, jakby bawił się formą do tego stopnia, że stracił grunt pod stopami. Czy miałam rację? To się okaże w części drugiej. Żeby ton recenzji nie popadł w zbyt wielką krytykę, pochwalę na końcu dowcip, który przeplatał się w tej historii. Postać Teresy rozbawiła mnie kilkukrotnie, jest ona do tej pory najbardziej wyrazistą postacią i jestem ciekawa jej losów. Trzymam kciuki za kolejne części i raz jeszcze: gratuluję!
Czytając książkę Okonia oczywiście miałem z tyłu głowy, że to mój ulubieniec wśród YouTuberów, a jego filmy to miód na serce, więc książka musi być równie dobra, co nastawiło mnie od początku bardzo pozytywnie, no i..... utrzymała poziom moich oczekiwań. Czytało mi się bardzo przyjemnie i komfortowo, każda z postaci w książce jest kompletnie inna niż reszta, i każda z nich wyróżnia się czymś co jest charakterystyczne, przez co łatwo zapamiętać bohaterów. Historia jest (prawdopodobnie dużo powtórzeń słowa ciekawa tutaj przeczytacie) bardzo wciągająca i no, ciekawa:) Postapo w Polsce i to jeszcze w rodzinnym mieście Okonia jak się okazało.. ja za to wyobrażałem sobie małe miasteczko, w którym mieszka moja Partnerka. Sklepik osiedlowy, różne ulice, dzięki temu jeszcze bardziej wciągnąłem sie w przedstawioną historie. Nie mam co więcej pisać, żeby czasem nie spojlerować, ale każdy kto uwielbia Okonia oraz jego filmy, po prostu musi przeczytać to, co stworzył na papierze:') jestem z Ciebie bardzo dumny Marcin i dziękuję Ci za Twoją dotychczasową twórczość oraz poświęcenie dla nas, Twoich wiernych Fanów<3 czekam z niecierpliwieniem na kolejny tom oraz jeszcze więcej Twoich filmów! Wykonałeś kawał świetnej roboty, Pozdrawiam:)
Na prośbę Okonia i z ogromnym szacunkiem i sympatią, pozwolę sobie napisać kilka bezpośrednich słów. Podpisuję się obiema rękami pod opiniami innych osób, że najlepszy jest wstęp. Inny, ciekawy, niestandardowy. Potem już troszkę gorzej, bo przez większość książki poznajemy bohaterów (plejada mniej lub bardziej ważnych postaci i ich historie poboczne - miałam wrażenie, że tymi historiami to mógłbyś obdarować kilka książek), ale nie było źle, bo płynęłam przez książkę, bo nie zgrzytało mi pod zwojami szarych komórek za bardzo. Tylko wolałabym, żeby to była całość, nawet jako 1 tom, mam wrażenie, że książka jest niedokończona i tak naprawdę, to jest takim długim wstępem. Marcin umiesz pisać, to widać, robisz to świetnie, więc nie przestawaj! Trzymam kciuki za kolejne książki. A! Mam wielką nadzieję, że firma od Korsarzy odpaliła Ci monety za tak dobrą reklamę :). Powodzenia!
Naprawdę trudno mi ocenić ,,Lato dni ostatnich". Językowo - perełka. Przyjemnie płynęło mi się przez zdania i zanurzało w historię. Dogłębne poznanie bohaterów ma tu swoje słabe i mocne strony. Na pewno pozwoliło mi zżyć się z nimi w pewien sposób oraz poczuć klimat miasteczka. Jednak usunęłabym m.in. pespektywę Sokołowskiego czy Słodkiego i Miki. Nie rozumiem sensu zapoznania się z postaciami, które jeszcze w tym samym rozdziale tracą życie. Nic mi to do tego świata nie wniosło ani nie popchnęło fabuły naprzód. No, właśnie. Fabuła. W zasadzie niewiele się w książce dzieje. Zostajemy z mnóstwem pytań i kiedy wszystko zaczyna się rozkręcać to dostajemy informację, że czeka na nas kolejny tom. Przez to po przeczytaniu pozostałam z lekkim niesmakiem. Chociaż i tak wiem, że sięgnę po kolejny tom.
This entire review has been hidden because of spoilers.
Bardzo dobry debiut, ale nie spodziewałam się niczego innego, bo Marcin to wyjątkowo inteligentny człowiek, którego spostrzeżenia na temat literatury czy świata w ogóle często skłaniały mnie do ponadprzeciętnie natężonego rozkminiania. Bardzo podoba mi się w tej książce podejście do czytelnika, prowadzenie przez wykreowany przez autora świat. Podoba mi się też klimat, czuć tu to małe miasteczko, a ja do takich miejsc akcji mam słabość, bo sama pochodzę z małej miejscowości, więc dobrze znam takie międzyludzkie zależności i zawiłości. Szkoda mi jednej rzeczy - że książka urywa się w momencie, kiedy właśnie wybuchły najgłośniejsze fajerwerki. Nie mogę się doczekać części drugiej. Autorowi raz jeszcze gratuluję świetnego debiutu.
Bardzo lubię materiały publikowane przez autora, więc chętnie sięgnęłam po książkę.
Tak, bardzo wyraźnie widać, że autor lubi Kinga. Dostajemy serię krótkich biografii prowadzących nas do tu i teraz z porozsypywanymi okruszkami tej właściwej fabuły… Ale to było bardzo męczące. Za dużo przemyśleń bohaterów, za mało ich działania. Może gdyby książka była krótsza, chciałabym sięgnąć po ciąg dalszy, ale teraz to mam ochotę odpocząć od rozwlekłych opisów i monologów wewnętrznych.
Nie można jednak odmówić autorowi umiejętności posługiwania się słowem, więc możliwe, że projekt był zbyt ambitny na obecne umiejętności?
Po debiuty sięgam coraz częściej, ale rzadko się zdarza, żeby jakikolwiek tak mocno utkwił mi w głowie jak ten. Historia tak kingowska, że nie powstydziłby się jej sam Stephen King, a i pióro Okoniewski ma równie wciągające jak niejeden amerykański pisarz. Myślę, że może rosnąć nam kolejny literacki gawędziarz, dzięki któremu przez chociaż jeden wieczór czytelnik zapomni o najgorszych wypadkach dnia i skoczy na głęboką wodę prosto w ten literacki świat.
Czekam na drugi tom i buduje porządny zapas draży korsarzy!
Ciekawie napisana. Wciąga w historię, która myślę że rozkwitnie dopiero w kolejnym tomie/tomach ponieważ kończy się w najbardziej interesującym momencie i zostawia dużo niedopowiedzeń. Jest to swego rodzaju postapo umiejscowione w naszej rzeczywistości. To małe miasteczko, w którym dzieje się akcja może znajdować się w dowolnym miejscu na ziemi ponieważ opisywani bohaterowie książki mogą być każdym z nas... Czekam na kolejny tom. Gratuluję Marcinowi debiutu i mogę się tylko domyślać ile dla niego on znaczy. Z książkowym pozdrowieniem M. 🤓
Nie miałam oczekiwań, ale darmowa godzina audiobooka sprawiła, że zapragnęłam wiedzieć jak potoczą się losy Teresy. Gdzieś za połową książki wdarł się mały kryzys. Mamy tu sporo postaci i sporo prywaty, mniej fabuły... Nie każda postać jest równie intrygująca... nie każdemu kibicujemy. A ostatnie 100 stron to jazda bez trzymanki. Cała fabuła, która była wstrzymywana w pierwszych rozdziałach rusza z kopyta. Tylko zanim się dobrze rozpędzi trafia na czerwone światło, bo oto kończy się pierwszy tom. (Co nie znaczy, że nie czekam na kolejny tom.)
Po pierwsze, co urzekło mnie już od pierwszych stron i wiedziałam, że będę musiała o tym powiedzieć - ta książka jest napisana pięknym językiem. Nie będę ukrywać, że chyba to zrobiło na mnie największe wrażenie. Te cztery gwiazdki są na zachętę, bo pewnie oceniłabym ją normalnie na 3,5 bo cały czas nie do końca rozumiem jej koncepcję 🙃 Ale ta końcówka, miałam w sobie niepokój (poczułam klimat z The Walking Dead - to nie spoiler, bo nie chodzi i zombie😉). Kurcze, jestem zaintrygowana i serio, chętnie sięgnę po kolejny tom.