Nie tylko Bałtyk oddziela Polskę od Szwecji. Jeszcze większą barierę tworzy diametralnie inne myślenie o wychowaniu dzieci, obowiązkach rodziców i roli państwa opiekuńczego, które uosabiają nauczyciele, pracownicy socjalni, sędziowie i urzędnicy.
Wielu Polaków przeżywa tu szok kulturowy: Szwedom obce jest nakazywanie czegoś dzieciom, besztanie ich czy ograniczanie ich wolności, nie wspominając o karach fizycznych. Pojawia się nieufność: "Pamiętaj, jak w socjalu wezmą ci dziecko, to już po nim!". I strach, gdy szwedzcy urzędnicy zapraszają rodzinę na spotkania, sprawdzają, jak żyje.
Maciej Czarnecki, przeplatając opowieści o losach polskich dzieci i rodziców w Szwecji, napisał wielowymiarowy reportaż o zderzeniu naszej mentalności ze skandynawskimi procedurami i tradycjami wychowawczymi.
Maciej Czarnecki (ur. 1981) – dziennikarz działu zagranicznego Gazety Wyborczej. Pisze głównie o Europie i Afryce. Publikował reportaże w Dużym Formacie, Wysokich Obcasach i Magazynie Świątecznym.
Tropił losy Afrykanerów w Gruzji, w Nigrze rozmawiał z mieszkańcami marzącymi o emigracji do Europy, kibicował nawróconemu gangsterowi w Danii, przepytywał zwolenników Brexitu w Wielkiej Brytanii.
Pochodzi z Torunia, gdzie ukończył prawo i antropologię kulturową na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika.
Zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu ten reportaż Macieja Czarneckiego, niż poprzedni. Jest zdecydowanie bardziej pogłębioną analizą sytuacją w Szwecji, wypowiadają się zarówno eksperci, jak i rodzice. Nie pomija aspektów takich jak zorganizowana przestępczość, jednocześnie pisząc o niej językiem faktów i danych, a nie nagłówków straszących emigrantami, jak to ma w zwyczaju spora część polskiej prasy. Myślę, że całość idealnie podsumowuje zakończenie samego autora, w którym pisze, że o ile system na północy nie jest idealny, możemy jednak przyglądać się mu i zaimplementować to, co działa do nas, bo niestety ale ochrona praw dziecka w Polsce ma jeszcze dużo do nadrobienia. Dodam, że warto też podejść do tego jak wychowują, czy może jak patrzą na wychowanie inne kraje z bardziej otwartą głową, bo w wielu historiach rodziców przewijała się postawa: co polskie, to na pewno lepsze (a nawet idealne), natomiast mniej było i jest, moim zdaniem, refleksji nad tym, że co szwedzkie to inne, ale niekoniecznie zawsze gorsze. Więc może dać nam to nieco więcej refleksji o tym, co nasze. I co nasze mogłoby być lepsze.
Oj dobreeeee, podobało mi się , nigdy nie czytałam nic od Czarneckiego i naprawdę byłam pozytywnie zaskoczona, bo spodziewałam się w zdecydowanej większości po prostu opisanych ludzkich historii. W rzeczywistości historie rodzin przeplatały się z opisami jak wyglądają różne szwedzkie sprawy socjalne w „prawie”, jak na „afery” socjalne patrzą szwedzcy urzędnicy i co dokumenty mówią o danych sytuacjach. Było to super rozwiązanie bo można było spojrzeć na wszystko z obu stron, a nie tylko ze strony pokrzywdzonej rodziny. Co do samego szwedzkiego systemu socjalnego mam bardzo mieszane uczucia. Faktycznie różni się od polskiego, ale nie AŻ TAK BARDZO jak do tej pory myślałam. W każdym razie, warto przeczytać, czyta się szybko, miło i myślę że jak ktoś myślał/ myśli o zamieszkaniu w Szwecji to warto wiedzieć, jakie sytuacje mogą się wydarzyć i jakie mogą mieć konsekwencje.
Kolejna znakomita książka napisana przez Macieja Czarneckiego, a dotycząca opieki społecznej w Skandynawii. Autor przybliża polskiemu czytelnikowi "socjal" działający w Szwecji oraz prawo szczególnie chroniące dzieci. Nie wszystkie relacje przedstawiane przez polskie media są czarno-białe. Polska kultura wychowania, zdecydowanie różni się od skandynawskiej. Niestety w Polsce istnieje coś takiego jak przyzwolenie na przemoc i zmowę milczenia wokół tego. Dlatego co roku w naszym kraju ginie zakatowanych ok. 30 dzieci.
Rzadko zdarza mi się sięgać po reportaże, ale ten mnie szczególnie zaciekawił tematyką rodzin na emigracji. Nie daję maksymalnej oceny, bo liczyłam na jeszcze więcej opowieści rodzin, a mniej historii systemu, niemniej muszę przyznać, że sposób w jaki autor przeplatał teorię z historiami jest przystępny nawet dla mało doświadczonego czytelnika.
W końcu reportaż który nie bazuje tylko na rozmowach i konkretnych przypadkach, ale daje też perspektywę specjalistów i dane statystyczne. Love that!!!
Jaką rolę odgrywają dzieci w naszym społeczeństwie? Czy są one własnością rodziców? Gdzie istnieje ta cienka niewidoczna linia, której nie można przekroczyć w ich wychowaniu? Jaką rolę odgrywa państwo w tym procesie?
Czytając ten bardzo dobry reportaż ciężko nie zadać sobie tych pytań. Po lekturze poprzedniej książki autora dotyczącej norweskiego systemu opieki społecznej myślałem, że mniej więcej wiem co zostanie przedstawione, jednak szwedzki system jest inny od norweskiego.
Autor w neutralny sposób pokazuje historię wielu imigrantów, którzy zetknęli się z socjalem przy sprawach swoich dzieci. Znajdziecie tu zagubione rodziny, nastolatków, przypadki nadużyć, nie do końca sprawnie działający system, po bożemu śledzący literę prawa urzędnicy, nieścisłości w dokumentacji, ale też ludzi którym Szwecja pomogła, dała szansę na lepsze życie i ich dzieciom z problemami pokazała, że można żyć normalnie.
Trzeba wyjść z założenia, że szwedzki system traktuje dzieci jak świadome, indywidualne jednostki, które mogą stanowić o samych sobie, co w przyszłości ma skutkować odpowiedzialnymi dorosłymi. Dla wielu polskich rodzin koncept dość karkołomny, jednak w teorii ma sens. W praktyce system musi się mierzyć z problemami gangów, nieprzygotowanej kadry, za małą kontrolą nad rodzinami zastępczymi i ośrodkami dla młodzieży, które też do końca nie resocjalizują. Nie da się ukryć, że złożoność problemu i skala wychodzi poza granicę możliwości zwykłych urzędników, czy społeczeństwa. Szwedzki system i tak wydaje się być lżejszym odpowiednikiem tego norweskiego, w którym zasady są ostrzejsze i decyzje bardziej bezkompromisowe. Na całą sytuację nakładają się również różnice kulturowe. Z jednej strony imigranci chcą korzystać z bogatej pomocy państwa, z drugiej ciężko im się asymilować.
Niezwykle ciekawy reportaż. Porównanie z polskim socjalem wygląda niezwykle blado. Czytając te historie miałem wrażenie, że niestety zawodzi czynnik ludzki. W niektórych przypadkach nie da się wyprowadzić ludzi na prostą, bo to wszystko i tak zależy od nich.
Jest potencjał na to by otworzyć szerzej temat zderzenia polskiej i szwedzkiej mentalności. Książka okazała się dla mnie lekturą ciężką i chwilami nużącą. Choć napisana poprawnie, z reporterskim warsztatem i rzetelnością, to odbiór treści w dużej mierze sprowadzał się do poczucia, że oglądam odcinki „Trudnych spraw” w wersji literackiej.
Historie, które autor przytacza, miały nadać książce charakter i zakorzenić problem w konkretnych przykładach życia Polaków w Szwecji. Jednak dla mnie te wszystkie kłótnie, frustracje, prowokacje, ciągłe wezwania instytucji i rodzinne dramaty nie wnosiły niczego nowego. Rozumiem zamysł, pokazać, jak funkcjonuje szwedzki system i jak Polacy się w nim odnajdują - ale narracja oparta na konfliktach rodzinnych sprawiała, że szybko traciłam zainteresowanie.
Z drugiej strony, nie mogę odmówić tej książce jednego, sprowokowała mnie do refleksji nad samą Szwecją i jej polityką społeczną. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak tam wyglądają podatki i dlaczego państwo bywa nazywane „państwem zasiłkowym”. To, że ogromna część wypłaty trafia do budżetu, żeby finansować system świadczeń i rent, jest dla mnie czymś, co odbiera ludziom poczucie odpowiedzialności i sprawczości. W moim odbiorze to często prowadzi do postawy „nie muszę pracować, bo i tak dostanę zasiłek”, a to budzi sprzeciw, bo uczy bierności zamiast radzenia sobie samemu.
Zastanowiło mnie też, że wielu Polaków ucieka do Szwecji w przekonaniu, że w Polsce jest „źle”. Owszem, u nas nie jest idealnie, ale mit „lepszego życia za granicą” bywa mocno uproszczony. Patrząc na szwedzki model, mam poczucie, że wcale nie byłby on dla mnie atrakcyjny, właśnie przez tę wysoką cenę podatków i oddanie państwu sterów nad własnym życiem.
Podsumowując: książka napisana jest rzetelnie, ale nie w moim klimacie. Historie rodzinne odbierałam bardziej jak tani serial paradokumentalny niż poważny reportaż. Doceniam próbę pokazania złożoności zjawiska i refleksję nad rolą dziecka w systemie, ale sama lektura była dla mnie nużąca i niewiele wniosła. Dała mi impuls do przemyśleń o polityce Szwecji, ale jako reportaż mocno przeciętna.
Super robota autora, ponieważ książkę czytało się od początku do końca z takim samym zainteresowaniem. Maciej Czarnecki nie starał się nakierować czytelników na jednoznaczny tor polityczno-ideologiczny. Jednak nie wydaje mi się, by po przeczytaniu tej lektury stosunek czytelników do szwedzkiego socjalu był różny. Historie opisane w książce wzbudzały wielkie emocje, w szczególności poczucie niesprawiedliwości. Czy zawsze jednak wina stała po stronie szwedzkiego prawa? Informacje, jakie odczytałam z reportażu, to: szwedzki socjal jest niesamowicie brutalny i niesprawiedliwy, szwedzki socjal potrafi pomóc ludziom w potrzebie, ludzie zatrudnieni do pomocy rodzinom patologicznym nie mają kompetencji, młodzi ludzie zatrudniający się w socjalu są po prestiżowych studiach. Informacje są sprzeczne, a autor nigdy nie przeważył szali na żadną stronę. Czy książka powinna zainspirować polskie instytucje sprawcze do pewnej zmiany? Nic takiego z niej nie wynikało. Szwecja okazała się być niepewnym i niebezpiecznym państwem, w którym ja nie chciałabym osiedlić się w przyszłości ze swoimi dziećmi. Po prostu ta książka odstraszyła mnie od Szwecji.
"Musimy sobie uświadomić, że Polska nadal jest krajem, który ma wielką tolerancję na przemoc. Rodzina to rzecz święta, a dziecko niestety w myśleniu mentalnym jest własnością rodząca."
***
Zacznę od tego, że nie da się tej książki ocenić bez porównywania jej do poprzedniej książki autora, dotyczącej socjalu w Norwegii.
"Dla dobra dziecka. Szwedzki socjal i polscy rodzice." jest znacznie lepszą pozycją niż poprzednia książka Czarneckiego. Ten reportaż jest o wiele bardziej rozbudowany i pogłębiony. Komentarze autora, jeśli już się pojawiają, są bardziej wyważone i "sensowne". Książkę czytało się bardzo dobrze, była ciekawa i angażująca. Dała do myślenia, nie tylko na temat Szwecji, ale także Polski - podejścia do dzieci, opieki socjalnej, wsparcia państwa. Nie spodziewałam się, że to powiem, ale czekam na kolejne książki tego autora.
Maciej Czarnecki po raz kolejny zabiera czytelnika w świat skandynawskiego systemu opieki nad dziećmi. To zbiór świetnie napisanych reportaży, w których autor łączy wnikliwą analizę z żywymi, poruszającymi historiami starając się pozostać tak neutralny jak to możliwe jednocześnie zadając odpowiednie pytania i kwestionując niektóre decyzje podjęte czy to przez rodziców czy szwedzki socjal. Jedną z największych zalet jest równowaga między opisem mechanizmów działania systemu a prezentacją konkretnych przypadków, czego brakowało mi w jego poprzedniej książce o norweskim systemie. Pokazuje zarówno dramaty rodzin czujących się skrzywdzonych przez instytucje, jak i tych którym system pomógł. Zaglądając do dokumentacji sądowej i przeprowadzając wywiady z rodzinami i urzędnikami okazuje się że nic nie jest czarno-białe.
Nie tylko Bałtyk oddziela Polskę od Szwecji. Jeszcze większą barierę tworzy diametralnie inne myślenie o wychowaniu dzieci, obowiązkach rodziców i roli państwa opiekuńczego, które uosabiają nauczyciele, pracownicy socjalni, sędziowie i urzędnicy. Wielu Polaków przeżywa tu szok kulturowy: Szwedom obce jest nakazywanie czegoś dzieciom, besztanie ich czy ograniczanie ich wolności, nie wspominając o karach fizycznych. Pojawia się nieufność: „Pamiętaj, jak w socjalu wezmą ci dziecko, to już po nim!”. I strach, gdy szwedzcy urzędnicy zapraszają rodzinę na spotkania, sprawdzają, jak żyje. Maciej Czarnecki, przeplatając opowieści o losach polskich dzieci i rodziców w Szwecji, napisał wielowymiarowy reportaż o zderzeniu naszej mentalności ze skandynawskimi procedurami i tradycjami wychowawczymi.
Jestem pozytywnie zaskoczona. Ostatnio nacinałam się na reportażach z Czarnego, tym bardziej obawiałam się, że książka o szwedzkim socjalu okaże się stronnicza. Tymczasem otrzymałam wieloaspektowy, dość różnorodny zbiór tekstów, które nie dają jednoznacznej odpowiedzi. Czyta się to dobrze, a jeśli - tak jak ja o Szwecji się słyszy głównie z prasy - także sporo dowiedzieć.
Trochę mi tu zabrakło, bym była w pełni zadowolona. Może większego nacisku i detali przy opisywaniu różnic między polską a szwedzką systemem opieki społecznej. Może nieco lepszego przechodzenia między kolejnymi rozdziałami czy aspektami poruszanymi w książce.
Książka była bardzo interesująca. Wcześniej czytałam Dzieci Norwegii, więc byłam ciekawa, jak podobny temat wygląda w Szwecji. Autor pokazuje nie tylko historie rodzin, którym odebrano dzieci, ale też przytacza statystyki, przepisy i wypowiedzi pracowników socjalnych.
Temat został ujęty szeroko – oprócz głównego wątku są też poboczne, jak działalność gangów czy to, jak państwo wspiera dzieci na różnych etapach życia. Bardzo polecam.
This entire review has been hidden because of spoilers.
W tym reportażu chyba najważniejsza jest konkluzja. Autor przedstawił losy bohaterów, sytuację w Szwecji. Może "szwedzki socjal" nie jest najlepszy, ale to, że dziecko w Szwecji jest traktowany jako mały dorosły. Brakuje tego w Polsce.