Rozmowa o fenomenalnym optymizmie. W każdych warunkach, także w obozie koncentracyjnym. O tym, że człowiek umie przetrwać bardzo wiele i że do końca może pozostać młody. Alicja Gawlikowska-Świerczyńska – lekarka, była więźniarka obozu w Ravensbrück – w wieku dziewięćdziesięciu dwóch lat opowiada o swoim życiu. To niezwykły dokument, a zarazem porywająca opowieść o życiu kobiety silnej, odważnej i niezależnej.
Alicja Gawlikowska-Świerczyńska urodziła się w 1921 roku w Warszawie. Gdy miała dwanaście lat, umarła jej matka. Gdy miała szesnaście – zmarł jej ojciec. Gdy miała osiemnaście – wybuchła wojna. Działała w konspiracji. Po wpadce trafiła na pół roku do więzienia na Pawiaku, a potem na cztery lata do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück. Po wojnie została lekarką: pulmonologiem i anestezjologiem. Pracowała kilkadziesiąt lat.
Bohaterka to rzeczywiście interesująca osobowość (choć dla mnie nieco antypatyczna), a jej relacja różni się od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w literaturze obozowej. I dobrze, bo słowa „przyzwyczajenie” i „obóz” nie powinny występować w jednym zdaniu. Ale (może dlatego, że jestem na świeżo po Przemilczanych) coś mi chwilami tam zgrzytało, wprawiało w odbiorczy dyskomfort. Sposób, w jaki Gawlikowska mówi o innych narodowościach czy lesbijkach w obozie. Albo jak punktuje postawy innych ocalonych: „teatr”, „pławienie się”. Zaborek w żadnym momencie nie interweniuje i umówmy się, ja też nie czuję się w pozycji, by oceniać wspomnienia czy strategie przetrwania więźniarki Ravensbrück. Ale dla mnie to nie jest książka o sile optymizmu, o nie.
„Myślę, że krytycznie reagują ci, którzy historię Zagłady znają ze słyszenia i dla nich to tylko makabra. A ja pamiętam, jakie żarty sobie robiłyśmy w Ravensbruck. Krematorium pracowało non stop, w całym obozie był dym i śmierdziało palonymi kośćmi, a my mówiłyśmy, że z tej będzie popiołek biały, a z tamtej niebieski, bo ma błękitną krew. Robiłyśmy uwagi, która pójdzie do nieba, a która do piekła. Nie można było żyć cały czas na poważnie. Trzeba było mieć jakiś humor. Pan się podenerwuje tydzień, a potem pan się przyzwyczai. Niech pan mi wierzy. Bo człowiek, gdyby się tak przejmował, toby właśnie nie przeżył.” - fragment rozmowy.
Tematyka obozowa podana w jakże odmiennej formie, pełna optymizmu i wybuchów śmiechu ze strony bohaterki. Kontrowersyjna, wydawałoby się nierzeczywista, bo jak można szukać dobrych stron, kiedy jest się więźniem obozu koncentracyjnego?!
Według mnie, Pani Alicja wypracowała mechanizm psychologiczny, który utrwalając jej wrodzone cechy charakteru – opanowanie w sytuacjach kryzysowych i powstrzymanie strachu czy paniki – umożliwił jej przejście przez piekło obozu w taki sposób, że mogła o nim opowiadać bez traumy. Niebywałe…
Jednak nie mnie oceniać jej postawę; nie mam odwagi, aby kategorycznie wypowiadać się, czy jej zachowanie było dobre czy złe. Bo to nie ja byłam świadkiem wszechogarniającej śmierci. Pani Alicja to kobieta niezłomna, absolutnie niezależna, do bólu szczera, opowiadająca bez tabu i zbędnego według niej roztkliwiania się. W dobrej formie psychicznej i fizycznej, z dbałością o swój wygląd (bo jak cię widzą, tak cię piszą) przeżyła niemal 100 lat i podzieliła się w 2014 roku faktami ze swojego życia. Za to należy jej się wielki szacunek, zwłaszcza, że nie stroniła od opowieści o swoim pracoholizmie (lekarze to już chyba tak mają) czy romansach, o których nie wiedział jej małżonek.
Zastanawiam się jedynie, ile takich osób jak Pani Alicja chodziło/chodzi po świecie. Takich, którym doświadczenia obozowe nie przekreśliły dalszego życia i nie zniszczyły psychiki. Intuicyjnie czuję, że takich ocalonych jej niewielu…
Wspomnienia Gawlikowskiej-Świerczyńskiej to interesujący głos w rozważaniach o czasach masowych zbrodni przeciwko ludzkości, skłaniający do pogłębiania wiedzy o życiu i śmierci w niemieckim obozie koncentracyjnym Ravensbruck.
Życiorys niezwykły. Wojna, okupacja, obóz Ravensbruck, trudne powojenne czasy. A jednak wciąż humor, lekkość, otwartość i umysł jak brzytwa, mimo 92 lat. Czyta się dobrze i lekko nawet jeśli temat niełatwy. Ale wciąż w głowie kołacze mi się pytanie: czy to ekstremalnie silna psychika, poczucie humoru i optymizm czy jednak skrajne wyparcie traumy? #PokażCoCzytasz
Hmmm. Bardzo mi się podobała struktura książki, pytania i odpowiedzi dwóch rozmówców... Ale coś mi jednak w narracji Pani Alicji Garlikowskiej nie pasowało. Ten zacięty (godny podziwu) optymizm i upór, twarda filozofia radzenia sobie w życiu, wola przetrwania, a jednak tam i ówdzie jakby przypadkiem wyciekają "ludzkie słabości", które rozmówczyni nie do końca akceptuje, nie dyskutuje ich, raczej pomija.
Nie mogę ocenić reportażu w całości, gdyż, będący w formie wywiadu, zmusiłby mnie do wystawienia oceny wspomnieniom Pani Alicji, a przecież wspomnienia, dla wielu tak intymne i delikatne, nie są fabułą, której można przyznać gwiazdki. Zachwycił mnie jednak sposób prowadzenia rozmowy przez Dariusza Zaborka - niezwykła empatia i wrażliwość, a zarazem inteligencja i wiedza rozmówcy bijącą od zadawanych pytań. Wspomnienia Pani Alicji pokazują inny sposób patrzenia na rzeczywistość obozową, choć jest to wizja w znacznym stopniu sprzeczna z naszymi wyobrażeniami o nich, uczymy się przyjmować jej perspektywę - perspektywę młodej, pogodnej dziewczyny, dla której obóz to nie było piekło , a jedynie "trudne warunki", jak to określa. Warta przeczytania!
Zapachną Tobie kwiaty w bajkowym ogrodzie, Przyjdzie noc księżycowa, przy Tobie ktoś bliski, Ty będziesz w srebrem lśniącej przeglądać się wodzie I kwiatów najcudniejszych liczyć drobne listki. Przeminą dni – dni takie twarde – dni okrutne, Na listkach kwiatów drżą łzy ogromne – łzy perliste, A jaśminy rozkwitłe są wciąż takie smutne W dni wiosenne, w dni letnie, w dni szare i mgliste. Lecz przyjdzie jasny dzień – Ty będziesz radosna, Jaśminy zakwitną i pąk czerwonej róży, To będzie szczęście – to cudna będzie wiosna, Gdy słońce zaświeci po dziejowej burzy.
Pochłonęłam w pół dnia. Ostatnio rzadko mi się zdarza zasiąść do książki i już się nie oderwać (nie licząc dolewek herbaty), ale od opowieści pani Alicji trudno było odejść. To połączenie odwagi, szczerości i dyskrecji w relacjach o przedwojennym dzieciństwie, konspiracji, obozie Ravensbruck i powojennym życiu, pozbawione typowego dla tych tematów dramatyzmu i narzekania, bardzo mi odpowiadało. Oraz pozostawienie religii i Boga z dala od tematów, z którymi nic ich nie łączy - brawo!
A beautiful book of Alicja's memories, how life looked like in the world that was in the shadow of not only World War II, cruelty, hunger, humiliation, death but also positive people, who shared their destiny. 'Czesałam ciepłe króliki' has been written as a face-to-face-interview ,dialogue between a Polish woman, whose name is Alicja and who was sent to concentration camp in Ravensbrük, Germany for collaboration in the Polish Underground State, and a journalist/ publicist Dariusz, who does not hesitate to ask her difficult questions regarding life after 1939, as well as about some historical events. It has been a really evocative and astonishing reading journey to discover phenomenon of a lady who was not only being bright-eyed but also bushy-tailed, even if the life scenario has been tailored by a savage forces. It is a story, about how much a human being is able to handle, and even though one can still stay forever young until the rest of one's life. Alicja Gawlikowska-Świerczyńska -a medical doctor, a former prisoner in a concentration camp, at the age of 92 tells us her story where the value of life, courage, patriotism, independence and positive thoughts play a crucial role. Thank you very much for sharing a story that shouldn't be forgotten and on the other hand, that is so much thought-provoking.
I highly recommend to everyone and hope there is an English version for English language readers!!
Zanim zaczęłam czytać tę książkę spotkałam się z kilkoma dosyć negatywnymi opiniami dotyczącymi osoby pani Alicji- że romantyzuje wojnę, że za dobrze mówi o swoich przeżyciach w obozie. Z tego powodu podeszłam do niej nieco ostrożnie, jednak niepotrzebnie. Moim zdaniem pani Alicja to po prostu bardzo optymistyczna, rzeczowa i silna kobieta. W obozie nauczyła się funkcjonować, żyć i starać się zarażać swoim optymizmem, inaczej by się załamała i zginęła. To był jej sposób przetrwania. Może i niektóre z jej zwierzeń są podbudowane traumą związaną z tamtymi wydarzeniami, jednak ta rozmowa to wciąż JEJ uczucia i wspomnienia. To nieco inne spojrzenie na wojnę i obozy koncentracyjne. Nie zgadzam się ze wszystkim, co zostało powiedziane w tej rozmowie, jednak muszę przyznać, że podejście pani Alicji do wielu spraw, jest godne podziwu - zarówno w czasie wojny, jak i już gdy jest starszą kobietą. Nastawienie do życia i optymizm pani Alicji jeszcze bardziej we mnie uderzyły, gdy w czasie czytania dowiedziałam się, że kobieta zmarła w zeszłym roku. To krótka książka, jednak naprawdę warto ją przeczytać.
Nie wiem od czego zacząć; to zawsze jest dobry znak. Niejednoznaczny portret człowieka, kobiety. Jeśli oczekiwałam opowieści starszej pani w bamboszach, to z całą mocą się rozczarowałam. Na plus. Nie jest to pozycja tak lekka i przyjemna, jak ją opisują. Jest przyjemna, ale nie sposób przebrnąć przez tę podróż bez refleksji nad tym, co było. Nawet chciałoby się z kobitką pokłócić na parę tematów - co tylko sprawiło, że moja sympatia do Niej wzrosła. Bo pomimo ewidentnych różnic zdania na niektóre sprawy, zdecydowanie łączy nas jedno - bezdyskusyjna i bezkompromisowa miłość do wolności i niezależności. Polecam serdecznie
Nie umiem poczuć sympatii do Pani Alicji. Jej podejście do życia jest ciekawe, ale już poczucie lepszości, narcyzm i niechęć do wielu innych grup trochę mnie odpychały. Bagatelizowanie cierpienia innych więźniarek było dla mnie w pewny sposób niesmaczne. Niemniej jednak dużo tu interesujących komentarzy i intrygującej mieszanki optymizmu z nihilizmem.
Jest taka przedwojenna piosenka, z filmu "Jadzia", która chodziła mi po głowie podczas lektury tej książki: "I jak Pan widzi, niech co chce dzieje się, mnie nic nie wzrusza, ja bez przerwy śmieję się. Ktoś inny płacze, że łzy aż leją się, a moje oczy, proszę bardzo, śmieją się!" Bardzo pozytywna rozmowa.
3,5/5 ⭐️ ciekawa lektura, warta przeczytania, szczególnie do kontrastu z innymi książkami w tym temacie. Niemniej pod koniec styl wypowiedzi bardzo mnie męczył, nie czułam w tym cały czas takiej samej szczerości. Ale polecam zajrzeć, dla ciekawości ✨
Książka „Czesałam ciepłe króliki…” jest generalnie wartościowa, choć według mnie trochę pisana pod tezę. Jest taka trochę a rebour: skoro napisano już tyle dramatycznych, bolesnych i pesymistycznych relacji na temat obozów, to ta opowieść będzie wyjątkowa, bo będzie mówić o sile i optymizmie, jaki można zachować w każdej sytuacji, nawet tej granicznej. Oczywiście pisząc to krótkie podsumowanie, nie daję sobie absolutnie żadnego prawa do oceny postaw ludzi, którzy znaleźli się w tak koszmarnej rzeczywistości, a tym bardziej do oceny bohaterki tekstu. Jestem bowiem zdania, że kto nie doświadczył takiego losu, może jedynie fantazjować: "co by było gdyby" i te fantazje, ku zaskoczeniu samego zainteresowanego, mogą okazać się bardzo dalekie od tego, do czego był przekonany, a co byłoby faktem w momencie konfrontacji z rzeczywistością. Mnie książka zainspirowała nie tyle do myślenia o pani Alicji, ale generalnie o ludzkiej pamięci, o intencjach publicznego opowiadania o sobie i oczywiście o wariantywności postaw życiowych i wpływie na nie psychiki, osobniczych predyspozycji czy wychowania. I te rozważania doprowadziły m.in. mnie do wniosku, że nie ma czegoś takiego jak obiektywna prawda, a jedynie istnieje coś takiego jak ideał czy też pojęcie prawdy. Każdy z nas ma swoją historię - prawdę o sobie. Co ciekawe, to ma ich kilka wersji dla samego siebie, które, co jeszcze ciekawsze, zmieniają się z upływem czasu. Ma też bardzo wiele wersji dla innych. I nie musi to wcale świadczyć o tym, że jesteśmy notorycznymi kłamcami lub osobami niespełna rozumu. :) To raczej kwestia naszej ludzkiej natury - wpływu pamięci, która zmienia się i podlega naszym intencjom oraz doraźnym potrzebom prezentacji samych siebie. Przecież sami dobrze wiemy, że nawet w naszych wewnętrznych dialogach bardzo różnie mówimy o sobie - choćby w zależności od okoliczności i stanu psychicznego i fizycznego, w jakim w danej chwili się znajdujemy. A co dopiero mówić, gdy rozmawiamy o sobie z innym człowiekiem, wobec którego też mamy określone intencje. A co dopiero, gdy jest to wypowiedź publiczna, która może zachować pamięć o nas na przysłowiowe wieki... Powyższe rozważania oczywiście nie służą podważaniu "prawdy o sobie" wypowiadanej przez bohaterkę książki. Udowodniono przecież, także naukowo, że rzeczywiście możliwości ludzkiego umysłu, czyli w związku z tym także naszej woli życia i postaw, są wręcz niebywałe, pozywanie zaskakujące i ciągle nam nieznane. Także w kontekście samych obozów koncentracyjnych także już wiemy jak wielki wpływ na przetrwanie miał umysł ludzki. Nie jest wiec tajemnicą, że prócz szczęścia do przeżycia potrzebna była specyficzna postawa życiowa polegająca m.in. na tym, żeby zachować dystans do sytuacji, nadzieję na przyszłość (dalsze, poobozowe życie), szacunek do siebie. Ponadto trzeba było skupić swe myśli na konkretnym działaniu (przetrwaniu) oraz na jakichś ideach, wyższych wartościach, które stanowiły dodatkowe źródło mocy. Pewnie Pani Alicja wszystko to miała, skoro przetrwała. Zresztą z jej licznych wypowiedzi i doświadczeń życiowych wynika, że jej ogromną siłą - nie tylko w obozie, ale i w całym życiu – był sposób myślenia - a starała się zawsze myśleć konstruktywnie. Skupiała się więc na wymiarze praktycznym życia: myśl i działaj tak, żeby siebie chronić, wspierać i zachęcać do działania podtrzymującego własne życie, nie tracąc przy tym szacunku do siebie. I tak właśnie podsumowałabym jej postawę życiową, która z pewnością może być uniwersalną receptą na to, żeby żyć z zadowoleniem, a w sytuacjach trudnych mieć siłę na to, żeby w ogóle chcieć żyć. Czyli tak jak wspomniałam na początku: książka jest generalnie wartościowa, bo dla wielu może być wsparciem.
Lektura ciekawa, ukazująca w sposób zaskakujący i nietypowy życie w obozie: bo z perspektywy osoby silnie wierzącej, że we wszystkim widać pozytywy.
Trudno jednak zignorować to jak pani Gawlikowska mówiła o wiezniarkach innych narodowości (tylko Polki były czyste, schludne, najpiękniejsze. Tylko Polski były, zdrowe, zadbane), lesbijkach czy innych kobietach w homoseksualnych związkach, kobietach i dziewczynkach, które doświadczyły molestowania, zarówno jeszcze przed wojną jak i w trakcie i po niej (zarzucając im dramatyzacje, a nawet posuwając się tak daleko jak do stwierdzenia, lub bardziej dosadniej sugestii, że dziewczynki molestowanie przez lekarza nie zgłosiły tego, bo podobało im się to) a także innych ofiarach wojny i obozów (zarzuca im między wieloma innymi "tworzenie makabry na zamówienie" "dramatyzowanie" i "ubarwianie opowieści").
W dodatku - szczególnie czytając list, który Pani Gawlikowska-Świerczyńska spisała w 1945, zaraz po wojnie - trudno oprzeć się wrażeniu, że postawa i wspomnienia, które przywołuje w reportażu są wersją powstałą po latach - może nawet nie celowo, na potrzeby samego poradzenia sobie z trudnymi wspomnieniami - nie do końca zgodną z prawdziwymi doświadczeniami wojny, które wcale nie były dla Pani tak obojętne jak zdaje się to przedstawiać.
Niemniej jednak jest to książka ważna, bo opowiadająca historię życia, nie tylko w obozie, ale też ogólnie. Bo ludzie, którzy z obozów wyszli nadal musieli żyć, znaleźć sobie jakieś zajęcie, pracować. I tego życia pozycja nie omija
Polecono mi tę książkę jako opowieść o sile pozytywnego myślenia i rzeczywiście - bohaterce nie można odmówić siły walki i optymizmu. Zrzuca też z obozowej historii patetyczne tony, nie ma tu makabry do której przyzwyczaiła nas literatura obozowa. Jest w tym coś dobrego - spojrzenie na to doświadczenie z innej strony pozwala zrozumieć, że dało się to przeżyć (z odrobiną szczęścia i sprytu). Mam jednak po tej lekturze mieszane uczucia, wahałam się z oceną, bo jako wywiad dobrze się to czyta i dziennikarz naturalnie przechodzi z tematu na temat, rozmowa toczy się płynnie... ale sama postać Pani Alicji i to co przedstawia pozostawia we mnie uczucie niezgody? a na pewno niewygody - z niedowierzaniem myślę o tym, że człowiek z takimi przeżyciami z taką łatwością zakopuje wszystkie swoje demony.
Pozostawia za sobą spore wrażenie. Relacja jak na tematykę wojenną i obozową - nietypowa. Moim zdaniem pozycja warta przeczytania dla zainteresowanych tematyką, bo warto zestawiać nawet te skrajne punkty widzenia. Chociaż miałam z tyłu głowy fakt, że rozmówczyni była w innym obozie koncentracyjnym niż pechowe Auschwitz, żyła przez te lata we względnie przyzwoitych warunkach, co mogło (ale nie musiało oczywiście), mieć przełożenie na jej odczucia i niezmienną siłę psychiczną. Niemniej przez cały czas byłam zauroczona wieczną pogodą ducha Pani Alicji, ale też niemożliwą siłą charakteru. Bez wątpienia pokrzepiająca i otrzeźwiająca relacja. Pokazała, że można przyjąć swój los jaki by nie był i znieść go z pokorą.
"Życie to łamigłówka, proszę pana, którą trzeba sobie umieć odpowiednio rozwiązać. Powiem panu, że ja zawsze musiałam o sobie decydować. Nie lubiłam, żeby mnie ktoś nakłaniał, i się nie dawałam. Jeżeli człowiek ma kawałek własnego, niezależnego życia, to jest mu lepiej, potem lepiej się broni, nie jest stłamszony. Taką filozofię miałam. I mam."
"Dobry sposób? Moim zdaniem: jedyny. Umieć pogodzić się z sytuacją i starać się stworzyć coś nowego. Nie ma innego wyjścia. Ale od razu trzeba przekształcać się psychicznie, a nie szukać półśrodków: a może się zmieni, a może będzie tak, a może będzie inaczej."
"Wie pan, nie warto rozbijać się o banalne, nieważne sprawy, trzeba uratować to, co – w moich oczach – cenne w życiu."
Książka przede wszystkim uczy pokory, szacunku dla życia i bycia wyrozumiałym dla innych ludzi ... Umacnia w przekonaniu, ze radość życia i pogodę ducha można znaleźć nawet w najtrudniejszych momentach ... Warto przeczytać ... Coś jakby Jan Karski w wydaniu żeńskim ... I jest to najlepszy dowód, ze FB bywa bardzo użyteczny bo gdyby nie komentarze tych, którzy przeczytali te wspomnienia, nie miałabym pojęcia o istnieniu tej niezwykłej książki ...
Nie podzielam wielokrotnych zachwytów Szczygła, choć je rozumiem. Przekaz pani też, a jednak jakoś, nie wiem, chyba koniecznie chciałam, żeby to była literatura obozowa, a tu tere-fere, pani owszem, była, ale niespecjalnie się tym przejmuje*, nie rozpamiętuje, z uśmiechem idzie przez życie. To zaiste pochwała optymizmu i życia. A że w tle Ravensbruck? Trudno, co robić. Ale hej, króle były! Itd., itd.
Bardzo ciekawa rozmowa - o radzeniu sobie nawet w najtrudniejszych warunkach; życiu w zgodzie ze swoimi wartościami i jasnymi zasadami (z którymi możemy się zgadzać lub nie). Optymizm i nie-użalanie się nad sobą są rzeczywiście w strategię pani Alicji wpisane. Nie mogę jednak powiedzieć, by była to optymistyczna książka - trudno z uśmiechem przyjąć, że chodzenie po trupach i codzienne oglądanie śmierci jest czymś, do czego można się tak łatwo przyzwyczaić.
Książka w formie wywiadu, który bardzo dobrze się czyta. Nie ma długich pytań i jeszcze dłuższych odpowiedzi. Niesamowita kobieta, mocno inspirująca! Niestandardowe podejście do tematu wojny. Szczera opowieść o tym jak było i co pani Alicja z tego wyciągnęła. Dowiedziałam się wielu rzeczy, które z pewnością zostaną ze mną na dłużej. 4,5/5!
Miła, przyjemna książka. Bardzo mi się podobała. To naprawdę ciekawe zobaczyć nieco inną perspektywę tych zdarzeń a niżeli tę, która jest przedstawiana cały czas jako tylko i wyłącznie "piekło i okrucieństwo". Polecam :)
Niesamowita rozmowa z osobą, która przeżyła obóz. Prosto jak krowie na rowie wyjaśniła na czym polegało bycie łączniczką i jak to wyglądało w praktyce. Jakie były proste reguły przetrwania, dlaczego fryzura jest ważna, jak mieć udany związek małżeński, jak być dobrą lekarką. Warto.
Nie podejmuję się tego, by oceniać. Już sam początek bardzo mocny – wybory miss Holokaustu. Dla mnie to ciekawa (choć to słowo mnie uwiera w tym kontekście) odmiana po czytaniu tylko literatury zagładowej, bez perspektywy polskich więźniów.