Czwarta część bestsellerowego cyklu fantasy. Polubiłeś bohaterów sagi wiedźmińskiej Andrzeja Sapkowskiego i zaskakujące fabuły „Gry o tron” George'a R.R. Martina? Przeczytaj Wegnera, nie pożałujesz!
„Opowieści z meekhańskiego pogranicza” - historie z Północy, Południa, Wschodu i Zachodu składają się na egzotyczną opowieść o światach różnych nacji, języków, wierzeń i magii. Napisana z rozmachem „Pamięć wszystkich słów” zabiera bohaterów na niegościnną pustynię, w niebezpieczne uliczki pełnych przepychu wschodnich miast czy w samo serce wyspy opanowanej przez zwaśnione rody, siedziby miejscowego boga. Pomiędzy zemstą rodową a buntem niewolników, wrzuceni między potęgi rozgrywające swoją partię z Losem, bohaterowie Wegnera muszą wybierać, gdy wydaje się, że nie pozostał już żaden wybór. I nawet nieśmiertelni się ugną, gdy w grę wchodzi honor, lojalność i przysięgi złożone cieniom tych, którzy odeszli. Proza Wegnera wciąga i fascynuje. Sprawdź, jak rodzi się fenomen.
Debiutował w 2002 r. w 19 numerze „Science Fiction” opowiadaniem Ostatni lot Nocnego Kowboja. Następnie było Ponieważ kocham cię nad życie, Honor górala, I będziesz murem, dwa opowiadania tworzące mikropowieść – Sen przedwiecznych i Przebudzenie; Światło na klindze miecza, Gdybym miała brata oraz Wszystkie dzieci Barbie – wszystkie w SFF&H.
Mieszka i pracuje na Śląsku, gdzie, jak mówi, przeprowadził się za panią swojego życia, która też zjechała tu z innych stron – „I tak spotkaliśmy się mniej więcej pośrodku drogi”. Jego debiut książkowy "Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ - Południe" zostały ciepło przyjęte zarówno przez czytelników, jak i krytyków. W plebiscycie „Fantastyka 2009″ portalu Katedra książka zdobyła tytuł „Najlepszej książki polskiej”, a opowiadanie Wszyscy jesteśmy Meekhańczykami otrzymało nagrodę im. Janusza A. Zajdla za rok 2009.
Szczerze mówiąc zmęczyła mnie ta książka. O ile pierwsze dwa tomy opowiadań i pierwszą powieść "wciągnąłem" niemalże ciurkiem na bezdechu, tak tu z przykrością muszę przyznać że coś jest nie tak.
Całość jest kontynuacją wcześniejszych tomów i opowiada o dalszych losach kilku głównych bohaterów. Niby wszystko tak samo, niby ten sam świat, tylko styl jakby bardziej rozwlekły. Gdzieś się podziała wartkość akcji, arcyciekawe opisy świata wraz z jego kulturą też gdzieś zaginęły. A została, miejscami średnio ciekawa, za to ciągnąca się niemożebnie, opowieść o niczym. Przez ponad siedemset (tak, 700) stron, tak naprawdę nie udało mi się polubić ani jednej postaci, ba, większość z nich nawet nie wywoływała żadnych emocji. Wracając do długości, myślę, że można było spokojnie podzielić całość na dwa tomy i też by się nic nie stało, a może było by ciut strawniej.
Co gorsza, skończyłem tę książkę dwa dni temu, a na dobrą sprawę muszę się mocno wysilać żeby sobie przypomnieć o czym to w ogóle było.
Ponieważ ten tom nie skupia się na mojej ulubionej Północy, myślałam że przejdę sobie przez niego spokojnie i bezstresowo. Przez długi czas rzeczywiście tak było, a potem zaczęły dziać się rzeczy. Ostatnie rozdziały... cóż, powiem tylko tyle, że wywindowały tę książkę z 4 na 5.
„Nadzieja wcale nie umiera ostatnia, po niej do głosu dochodzą szaleństwo i desperacja.”[1]
Jeśli czytaliście poprzednie książki pana Wengera, to nie potrzeba Wam zachęty do lektury tej pozycji. A jeśli nie, to przeczytajcie tą recenzję: http://malynosorozec.blogspot.com/201... I kupcie wszystkie cztery części.
A co o samej „Pamięci wszystkich słów”? Czwarta część „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” i odpowiedź na bardzo ważne pytanie: autor jeszcze nie kończy. Ma wiele więcej do powiedzenia, stworzony przez niego świat rozwija się, a czytelnicy mogą liczyć na kolejne części. I dobrze. Bo chociaż czwarta książka jest nieco gorsza od… Ha! Fantastyczne stwierdzenie. Kocham takie ujęcie sprawy: „Nieco gorsza od poprzedniej części” – co nie przeszkodziło mi o drugiej godzinie, mimo przekrwionych oczu i wizji pobudki o szóstej, stwierdzić, że jeszcze jeden rozdział to znakomity pomysł. I tak dwie noce pod rząd. Ale warto było. Naprawdę warto, poza tym – sen jest przereklamowany, a proza pana Wegnera nie. Więc z lekkim uśmiechem powtórzę: „nieco gorsza od poprzedniej części”. Dlatego, że zabrakło mi tych kilku fragmentów, do których mógłbym wracać wciąż i wciąż. Tych kilku stron nasyconych olbrzymimi emocjami, niekoniecznie najważniejszymi z punktu widzenia fabuły. Dostałem to w trzech poprzednich częściach. W czwartym nie (chociaż spotkanie Deany i Yatecha…). I jeszcze strona 139 – niepotrzebna, psująca efekt zaskoczenia, który autor prawdopodobnie chciał osiągnąć (w kilku innych miejscach udało się to wyśmienicie). I zakończenie, które z premedytacją wprowadza zamieszanie i każe czekać na następną część. Ale czy to minus? „Pamięć wszystkich słów” utwierdza mnie, że mam do czynienia z najlepsza serią fantasy. Tym razem autor zabiera nas poza tytułowe pogranicze. Na dalekie południe i na zachód, na jedną z wysp na oceanie szarym. Na południu śledzimy losy Deany. Wydarzenia z pierwszego tomu doprowadzą do tego, że będzie ona musiała opuścić rodzinne strony i udać się w pielgrzymkę na dalekie południe. Na wyspie Amoneria bohaterem jest znany nam z „Zachodu” Alstin i Bitewna Pięść Reagwyra, który dzieli ze złodziejem jego ciało. Alstin ukrywający się w szeregach mnichów Wielkiej Matki wśród barbarzyńskich seehijczyków będzie próbował pozbyć się swojego problemu. A te dwa wątki łączy i przeplata historia Małej Kany i Yatecha. I to jak łączy…
Prolog zaczyna się od gry w kości, w której stawką jest dosłownie wszystko. Od razu dostajemy do zrozumienia, że tym razem rzecz będzie o potęgach znacznie przewyższających pojmowanie zwykłych ludzi. A później, na początku pierwszego rozdziału, dostajemy fantastyczny opis pewnego pojedynku. Naprawdę fantastyczny. I już do końca, przez kolejne sześćset stron, autor utrzymuje niezwykle wysoki poziom. Postaci kreowane przez pana Wegnera potrafią przyciągnąć uwagę czytelników. Ludzie (i bogowie i co tam jeszcze) z krwi i kości, mający także swoje wady i słabości. Jest barwnie i prawdziwie, co od początku było niezwykłą zaletą serii. Pustynie, portowe zaułki, pałacowe korytarze. Wszystko jest tak, jak powinno być. Różnorodne miejsca, ludzie, zdarzenia. Autor czuje się dobrze w każdej scenerii, w każdej sytuacji. Nawet w przypadku opisywania szaleństwa sprowadzonego na świat przez bogów czy … miłości. Filozofia wojownika Issaram i chęć przetrwania za wszelką cenę z szalonym bogiem w swojej głowie. Walka i uniki. Próba przetrwania wśród intryg pałacowych i wśród barbarzyńskich plemion. Dobrze to wygląda. I te momenty kiedy Deana walczy i kiedy Alstin traci kontrolę… Wisienka na torcie. Zwróćcie jeszcze uwagę na historię. W poprzednich częściach meekhańczycy nie mieli pojęcia o przeszłości. To lud Issaram wiele wiedział, wiele pamiętał. A teraz okazuje się ile warte są ich wspomnienia i wierzenia. Wraz z postępowaniem lektury ewoluuje nasze poznawanie świata zarówno teraźniejszego jak i przeszłego. I bardzo dobre wspomniane już zaskoczenia, zmiany tempa akcji. I końcówki rozdziałów. W opowiadaniach były mocne, a tutaj są..: lekko wkurzające. Autor zostawia akcje w takim momencie, że chce się wyć i siłą woli trzeba powstrzymywać się przed przeskoczeniem kilkunastu stron, tak tylko na chwilkę, żeby zerknąć, przekonać się co będzie dalej - a tu przeniesienie akcji na drugi koniec świata. Dochodzi do tego powiązanie z wydarzeniami opisanymi w trzecim tomie, które mają niemałe znaczenie na losy wszystkich opisanych w „Pamięci wszystkich słów”. Akcja książki dzieje się równolegle do tej w „Niebie ze stali”, która nabiera nowego znaczenia, czytelnik musi sobie kilka rzeczy ułożyć na nowo w głowie. Trzecia część ukazała się kilka lat temu, wypadałoby przed lekturą ją sobie nieco odświeżyć. Żeby wszystko zrozumieć i w pełni delektować się wizją autora. No i ten element, o który bałem się najbardziej. Istoty wyższe, ich przeszłość, wpływ na ludzi. Naprawdę nie chciałem, aby pan Wegner przeniósł akcję na poziom niewyobrażalny dla zwykłych śmiertelników, opisał rozgrywkę na boskim poziomie. A on to zrobił, ale w samym środku umieścił zdawałoby się nic nieznaczący pył, jakim są ludzie. I to zwykli, ludzcy bohaterowie mają decydujący wpływ na kształt świata. Kupuję wizję Wojny Bogów i tego co było później. Kupuję wprowadzenie nowych... Sił. Kupuję sposób na narodziny bogów. Kupuję niemal wszystko co pan Wegner zaproponował i mówię, że chcę więcej. Czekam na kolejne części. Widzę, że historia dopiero się rozkręca i jest jeszcze wiele do opowiedzenia. Mamy już czwarty tom, a nie ma ani śladu zadyszki, zmęczenia materiału, ciągnięcia czegoś na siłę. Pozostaje jedynie liczyć na niezbyt długie oczekiwanie na kolejną część. A okładki, moim zdaniem i wbrew temu co piszczy w internecie są dobre. Spójne. Miecz, kości, i ogień - tak bardzo oczywiste po przeczytaniu książki Fajnie cała seria się prezentuje, a książki nie rozpadają się po sześciokrotnym przeczytaniu (sprawdzona informacja w przypadku pierwszych dwóch tomów). Także nie narzekam na brak tańszych wydań – to co dostajemy jest warte swojej ceny. A… jeszcze jedno: czas. Mieszanie w czasie to zawsze ryzyko, często prowadzące do chaosu. Zobaczymy jak w dalszych częściach poradzi sobie z tym pan Wegner. Ja jestem pełen obaw, ale ufam autorowi i czekam z niecierpliwością co z tego jego mieszania wyniknie.
10/10
„Neutralność… Przypomnij mi, czy to takie zastępcze określenie tchórzostwa, czy głupoty?”[2]
„Pogarda dla wroga odczłowiecz go, pozwala przypisać mu najgorsze cechy, takie jak głupota, tchórzostwo, zezwierzęcenie. Przez pogardę z łatwością sięgamy po okrucieństwo i terror, by przekonać się, że wróg odpowiada nam tym samym, co utwierdza nas w przekonaniu, że się nie pomyliliśmy, Więc gardzimy nim jeszcze bardziej… Na końcu tej drogi dwie oszalałe z nienawiści bestie próbują poprzegryzać sobie gardła.” [3]
malynosorozec.blogspot.com
[1] Robert M. Wegner, „Pamięć wszystkich słów”, wyd. Powergraph, 2015, s. 581 [2] tamże, s. 13 [3] tamże, s. 142
Це четверта книга Меекхану, де ми зустрічаємось з героями з Півдня та Заходу. Звичайно, я не розкажу вам про що вона, бо хочу, щоб ви самі це прочитали! Проте:
- Хоча це було майже неможливо, моя любов до цієї серії стала ще більша; - Світ Меекханської імперії продовжує розширятися, насичуватися деталями, а культури та окремі її частини розкриваються, як квіти; - Хоча я думала, що мої беззаперечні фаворити серії - це Кеннет та Гірська варта, головні герої четвертої книги залізли мені у саму душу; - Я вкотре здивувалась наскільки талановитий та уважний до деталей Веґнер: якість книги космічна; - Сюжетні лінії четвертої книги яскраво індивідуальні, не схожі за атмосферою на попередні - відчуття новизни було суттєве; - Вже місяць мене мучить важке книжкове похмілля від цієї історії.
Po przeczytaniu pierwszych trzech rewelacyjnych tomów Opowieści z meekhańskiego pogranicza Roberta M. Wegner pragnęłam jak najszybciej zapoznać się z dalszymi losami bohaterów. Jednak przez te wszystkie covidy trochę mi zeszło. ;) Podobno jednak co się odwlecze, to nie uciecze, dlatego po dość długiej przerwie, z wielką ekscytacją przystąpiłam do czytania czwartej odsłony cyklu pod tytułem Pamięć wszystkich słów.
Pielgrzymka Deany i wielkie poszukiwanie plemiennej wiedźmy. Deana, siostra Yatecha wyrusza na pielgrzymkę, by przemyśleć swoje zachowanie i odpokutować winy. Nie spodziewa się jednak, iż ta niewinna wycieczka wplącze ją w misterną intrygę jednego z państw Dalekiego Południa.
W tym samym czasie Alstin, były złodziejaszek z Ponkee-lee, wyrusza na poszukiwanie plemiennej wiedźmy, która ma pomóc mu pozbyć się bytu, który zadomowił się w jego głowie.
Mistycyzm i magia. Gdy przeczytałam ostatnie zdanie pierwszego rozdziału zrozumiałam, że to spotkanie z Makkhanem będzie inne. Bardziej mistyczne i magiczne, a mniej „akcyjne” i ludzkie. Dało się wyczuć ten zmieniający się klimat, zwrócenie się ku bóstwom i unoszący się w powietrzu zapach wielkiej politycznej, czy innej pałacowej intrygi.
Trochę się tego obawiałam, szczególnie iż wcześniejszy wątek Alstina mnie nie kupił, a teraz to on, wraz z Deaną, siostra Yatecha miał „grać pierwsze skrzypce” w tej odsłonie. I przyznaję, że trochę się do gościa przekonałam (nie w 100%), bo w zasadzie to jego wątku podczas czytania „wyglądałam” z niecierpliwością. Wszystko przez to, iż w jego zachowaniu i przemianie dało się wyczuć ten przysłowiowy „pazur”, natomiast Deana była dla mnie trochę mdła i cała otoczka wokół niej zdała mi się mocno przegadana.
W ogóle odniosłam wrażenie, że ten tom ma wiele nadprogramowych opisów, które nie wnoszą nic do fabuły. Na szczęście te wszystkie przedstawione elementy pasują do przedstawionego świata, a to, co dzieje się wokół postaci jest logiczne i spójne.
Podsumowując. Po tym odcinku nie było fanfar, ale Pamięć wszystkich słów uważam za tom przydatny i udany, choć momentami mocno nierówny i nużący. Mam nadzieję, iż piąta odsłona cyklu przywróci akcję, blask i chwałę serii, a na scenę wkroczy ponownie Górska Straż i Czaardan Laskolnyka. :)
Форма четвертої частини оповідок знову дещо змінилась, але все хороше залишилось в тій же кількості - загадкова боротьба вищих сил, дрібні смертні, які ламають божественні плани своєї непередбаченістю, прекрасні діалоги, гумор та персонажі, що закохують в себе з кількох сторінок (пріор монастиря ван лав).
Автор трішки переборщив з рефлесією головних персонажів, особливо в перший половині. Мінус 100 сторінок цій книзі, на мою думки, пішли би лише на користь. З іншого боку, не покидало відчуття, ніби ти перебуваєш прямо в голові головних героїв.
Ця книга таке ж продовження другої частини, як третя була продовженням першої. Наприкінці нам також побіжно пояснюють деякі події з третього тому оповідок. Як і в третій частині, автор частково змінив головних героїв, і на перший план вийшла сестра Йатеха - Деана. Її лінія, як на мій смак, була найбільш вдалою і динамічною. Лінія ж Альтсіна і в цьому томі зайняла на моєму п'єдесталі симпатій останнє місце, чогось їй знову не вистачило.
Автор частково розкриває суть глобального конфлікту серії буквально на останніх сторінках, і його масштаби просто вражають. Це буквально епічна епічність. Дуже чекатиму на п'ятий том і схрещу пальчики, щоб автор чим пошвидше продовжив свою історію.
OK, jest mi szczerze przykro, że został mi tylko jeden tom. Ten moment, kiedy zaczynają się splatać dotychczas zupełnie oddzielone wątki, kiedy zaczynają się spotykać bohaterowie na pozór oddzieleni od siebie tak, że nigdy nawet o sobie nie usłyszą, daje mi dużą satysfakcję. Kilka warstw, na których dzieje się fabuła, intryguje; choć mam alergię na zbytnią eskalację (a przez eskalację mam na myśli postacie, która nagle okazują się być Kimś Bardzo Ważnym i Potężnym), to jednak ciekawość przeważa. Oficjalnie kocham również wątek Deany, z porwaniem, ucieczką, tajemniczą metropolią, spiskami, uczuciami rozrywającymi duszę srogiej wojowniczki, ze srogą wojowniczką, która jest zarazem chodzącą pamięcią swojego ludu. To zaskakująco wielowarstwowa, fajnie skonstruowana postać, której bardzo dobrze życzę, np. porozstawiania wszystkich po kątach z użyciem lekkiej groźby. You go, girl.
"Pamięć wszystkich słów" nie ukoiła moich obaw powstałych po części poprzedniej, ale i bez tego frajdy literackiej zapewnił wiele. Główny wątek fabularny nie posuwa się co prawda znacznie do przodu, ale stan wiedzy czytelnika powiększa się na tyle, że nie wadzi to tak bardzo. Podobnie z ważną i udaną zazwyczaj warstwą militarną, która zostaje skutecznie zastąpiona przez mniej efektowne, ale za to efektywne wątki Deany i Altsina.
Ta część mnie aż tak wymęczyła, że zasłużyła na osobny wpis. Podobnie jak wszystkie tomy Meekhanu tutaj też mamy kilka przeplatających się wątków - niestety są one koszmarnie nierówne.
Pierwszy i najkrótszy z nich można zostawić trochę z boku - historia Kanayoness i Yatecha to w zasadzie jedynie przerywnik, dwóch większych opowieści, których Mała Kana i jej wojownik są często świadkami, lub pobocznymi uczestnikami. Początek tego wątku jest trochę nudny, ale ogólnie nie jest zbyt inwazyjny, ewidentnie jest to wycinek większej całości, rozpoczętaj już w Północy - Południu.
Zupełnie inaczej ma się sprawa z pozostałymi dwoma, które dość dobrze pokazują dla mnie prawie wszystko co u Wegnera świetne i słabe. W jednym z nich towarzyszymy siostrze Yatecha, Deanie, która pośrednio przez brata wyrusza w pielgrzymkę i przypadkiem wplątuje się w polityczną intrygę w południowym księstwie. To ten wątek trzymał mnie przy 4 części Meekhanu i bez niego myślę, ze skończyłoby się DNFem. Z zaciekawieniem śledziłem losy Deany i wraz z nią wsiąkłem w pałacowe intrygi tajemniczego księstwa. Wszystko tutaj dobrze wybrzmiewa, wątek ma w sobie pewne magiczne elementy, ale w większości to jednak dobre dialogi, trochę ekspozycji nowej krainy i kilka naprawdę udanych scena walki (zwłaszcza finałowa). To zdecydowanie ten Wegner, którego lubię i którego chce czytać.
Gdyby ta część była historią Deany przeplataną z Yatechem, to myślę, że byłby to mój drugi ulubiony tom (ustępujący jedynie znakomitemu Niebu ze Stali). Niestety jest jeszcze trzeci wątek, niestety najobszerniejszy (albo dłużący się na tyle, że taki się wydawał). Wracamy do Altsina, bełkotliwych wypocin o bogach, dziwnych wizjach i wędrówce bez celu. Jak tylko pojawiały się boskie wątki to czułem się jak w najgorszych momentach Malazanu - jak na dłoni widać inspiracje, niestety z bardzo średnim skutkiem. Są tutaj dobre momenty, zwłaszcza w momencie poznawania krainy Seehijczyków, ale niestety co i raz są one przerywane niejasnymi wywodami, które zdają się zmierzać donikąd. Do tego niestety Altsin jest dla mnie niezwykle irytującą postacią i trudno było mi się przejąć jego losem. Chciałbym wierzyć, że finał tej części sugeruje, że wreszcie pozbędziemy się tych irytujących wizjo-retrospekcji i bełkotliwych ekspozycji. Niestety patrząc na to, że praktycznie 95% rozdziałów Altsina od startu tej sagi wygląda w ten sposób to nie mam zbyt dużych nadziei.
Wreszcie w epilogu wracamy na dosłownie moment do bohaterów z Północy i Wschodu - nie zaskoczę nikogo mówiąc, że to najlepsze fragmenty całego tomu.
I taka jest Pamięć Wszystkich Słów - bardzo dobry wątek Deany i świetny finał, są zakopane pod męczącą imitacją Malazanu. Uczciwie to nadal jest dobra książka, wyróżniająca się na tle polskiej fantasy i pewnie zasługuje na ocenę bliżej 4. Natomiast jako bezpośrednia kontynuacja Nieba ze Stali wypada po prostu znacznie słabiej. Liczę, że wraz z powrotem bohaterów Północy i Wschodu, oraz dodaniu do nich Deany, Wegner wróci na właściwe tory w części 5. Póki co to niestety zawód.
Ketvirtoji Meekhano pasakojimų knyga. Su Wegenriu truputį įdomiai – pirmoji geriems penkiems su pliusu, antroji taip vos vos virš keturių, trečioji vėl penkiems su bonusais :) Ši, ketvirtoji, nuo pat pradžių atrodė,kad vėlus verta ketverto, bet paskutinis ketvirtadalis ištempė. Kita vertus, matyt, teks vertinti visumą, kai užbaigs ciklą (o šansų yra, nes ir jaunesnis už Martiną, ir rašo greičiau), nes pirmos dvi realiai – ekspozicija. Pusantro tūkstančio puslapių ekspozicija, Karoli! Bet sugeba užkabinti. Ryškūs veikėjai, šiek tiek (su saiku) patoso, vienas kitas tvistas – ir voila! Konstrukcija tokia architektūrinė, apskaičiuota. Pirmas tomas – Imperijos šiaurė ir pietūs, antrasis – rytai ir vakarai, trečiasis – šiaurė ir rytai. Tad ketvirtasis, kaip nesunku nutuokti, turėjo būti apie pietus ir vakarus. Taip ir buvo. Atrodžiusi silpniausia visame cikle eksvagišiaus Altsino linija gerokai pasitaiso. Mažiau Mūšio Kumščio vizijų, daugiau paties Altsino. Ir tai gerai, nes Wegneris nuobodžiausias tampa, kai pasakojimas pasuka link dievų. Žmonės pas jį įdomūs, gyvi. Dievai... truputį ne. Tebūnie penki iš penkių. Nors rizikavo, Wegneris, oi rizikavo, mano mėgstamiausią veikėją Kennetą tik epiloge teparodydamas. Taip ir iki ketverto galima nusirist.
Trzeba przyznać, że akcja powieści jest szybka, jedno wydarzenie goni następne, a do tego panuje napięta atmosfera, co odczuwa się w szczególności w interludiach i rozmowach między Nieśmiertelnymi. Dodając do tego barwne i porywające sceny walki, sprytne zagrania Altsina i pałacowe wydarzenia w Białym Konoweryn otrzymaliśmy wciągającą powieść fantasy. Co ważne, autor utrzymał równowagę między brutalnością scen pojedynków a opisami życia codziennego i historii poszczególnych regionów, dzięki czemu "Pamięć wszystkich słów" czyta się płynnie.
Pierwsza połowa tej książki to była droga przez mękę. Nie dość, że nie podobały mi się wybory fabularne autora i przeniesienie części ciężaru opowieści ze świata ludzi na knucia wśród bogów, to jeszcze miałam wrażenie, że jakakolwiek akcja zwolniła do granic możliwości. Ale przyznaje, że część druga, a zwłaszcza końcówka, wiele wynagradza, a rozwiązania otwierają mnóstwo ciekawych drzwi.
Kolejna solidna część Wegnerowego Meekhanu łączy tym razem opowieści z dalekiego południa i zachodu.
Altsin, po wypadku w Ponkee-Laa, szuka wiedźmy, u której myśli, że ma dług wdzięczności i ta pomoże mu pozbyć się z głowy uciążliwego problemu. W tym celu wyrusza do Amonerii, wyspy pełnej toczących wojen plemion, a swoją podróż rozpoczyna w Kamanie, jedynym miejscu, które w pokręcony, ale dość przyjazny sposób wita podróżnych i przywdziewa mnisi habit, rozpoczynając poszukiwania.
Na południu Deana wpada w tarapaty związane z wyczynem jej brata zakończonym rodową waśnią. W ramach zadośćuczynienia wyrusza w pielgrzymkę, szukając swojego miejsca na ziemi. Nieoczekiwania wpada w kolejne kłopoty, z których wychodzi dzięki interwencji kogoś, kogo uważała za martwego, tym samym ratując bardzo wysoko postawioną osobę w Konoweryn. Za sprawą nieprzyjaznych warunków na pustyni i trochę z przymusu, wyrusza do miasta, a tam czeka na nią gniazdo węży i pałacowe gierki, z którymi musi sobie poradzić, co ostatecznie prowadzi do wydarzeń mających zmienić nie tylko losy Konoweryn, ale także całego południa.
Pomiędzy rozdziałami pojawiają się podrozdziały o Yatechu, które są powiązane z Deaną i Altsinem, ale skupiają się głównie wokół bogów i ich naczyń, a także relacji i gierek między nimi.
Tak jak w opowiadaniach o południu, cała część przesiąknięta jest mistycyzmem i religią. Dodatkowo w epilogu powraca Laskolnyk i Kenneth, więc w kolejnym tomie będzie się działo i połączenie (może) wszystkich stron świata wydaje się coraz bliższe.
rewelacja, pan wegner znowu dowozi, plot twisty tej książki są po prostu c h o r e, a Deana i Langewenes to są moje ulubione postaci (włącznie z Kennethem) było kilka momentów, kiedy nie rozumiałem co się dzieje, ale może to dlatego, że czytałem to do późnej nocy, kilka razy pod rząd. Na szczęście to tylko momenty. Wątek Yatecha i Kanayonnes jak dla mnie najsłabszy, ale broni się sprawczością jaką mają te postaci
якби могла, поставила б 6. захопливі й стрімкі фрагменти великої історії. у них різні відтінки: багряно-червоні про кохання, синьо-фіолетові про перманентну боротьбу, сіро-чорні про пошук. сюжет захоплює і підганяє читати далі. тут про богів, людей і сам світ. напевно, найцікавіша з чотирьох частин серії, поки перекладених.
Jak dla mnie najlepsza od pierwszego tomu część cyklu. Nie do końca wiem czy jest to kwestia sposobu prowadzenia narracji (choć przyznam, że te cliffhangery trochę mnie irytowały), czy np. tego, że w obu pojawił wątek romansowy. Brakuje tu też szeroko zakrojonych działań wojennych, znanych z części poprzednich, ale polityka była i magia była... W zasadzie całkiem dużo magii, sporo się wyjaśnia, choć styl tych wyjaśnień jest mocno pokrętny (czyt. Po prostu Wagnerowski).
Wspaniała historia, tylko trochę gorsza od poprzedniego tomu. Rozciągnięta, ale w tym przypadku to nie jest duża wada. Zakończenie zwala z nóg. Wątek Altsina działa tutaj najbardziej. Wątek Małej Kany i spółki jak dla mnie trochę zbyt enigmatyczny.
В любых правилах есть исключения. Так бывает, что ну вот всем нравится, а ты понять не можешь, что в этом такого. И в признании сего факта есть два момента - либо ты мимикрируешь под тех, кто хвалит, чтобы тебя не назвали дураком, который ничего вообще в этой жизни не понимает, либо говоришь правду, но получаешь в ответ критику и дизлайки. Это уже четвертая книга Вегнера, которую я прочитал, но он так для меня и не выстрелил. Мои руки дрожали, когда я брался за первый сборник, потому что ожидал шедевра современной фэнтези. А прочитал в итоге просто неплохой сборник рассказов. Такие же ощущения были и со вторым сборником. Третья книга была одним большим романом, которому явно мешает объем. Огромное количество воды при довольно неплохом потенциале в сюжете. И этот роман тоже неплох, на 7/10. Но все же я ждал, когда начнется тот самый феерический литературный оргазм, о котором все пишут и говорят. Может быть в "Памяти всех слов" рванет? Вегнер выбрал нетипичный формат цикла. В его придуманном мире есть 4 основные стороны (географически) со своими героями, бытом и правилами. В первых двух книгах кажется, будто это просто сборник рассказов, которые между собой никак не связаны. В каждой стороне света свои истории и приключения. Но вот уже дальше в цикле идут крупные романы, которые начинают связывать сюжеты разных сторон. И где-то в финале Вегнер должен связать из разных ниток красивый фэнтезийный свитер. В "Памяти всех слов" два основных героя, две истории. Деана Д’Кллеан, юная ассасинка, ищет своего пропавшего брата. Альтсин, бывший вор, ищет того, кто помог бы ему разобраться с вселившимся в голову богом или полубогом. Все герои продолжают линии из первых сборников рассказов, которых я, к сожалению, читал весной и осенью 2020 года, поэтому героев этих я помню крайне смутно. Поэтому нужно или перечитывать первые книги, или сразу читать все скопом, чтобы ничего не упустить. У каждого из этих двух героев своя линия сюжета. Все они куда-то идут, кого-то ищут, сражаются, разговаривают с разными хорошими и не очень людьми. Про Альтсина мне было менее интересно читать. Казалось, когда он встретил на пути юную сеекханку, которая явно не входила в его планы, начнется что-то интересное. Сюжет, казалось, свернул сильно в другую сторону. Но... Как-то не выстрелило. Приключения Деаны получились поинтереснее. Тут и персонажи более импозантные, и любовная линия, и несговорчивый характер ассасинки. Но претензий к роману у меня скопилось много. Во-первых, большой объем при небольшом количестве действий. Все легко могло уместиться на 500-600 страницах. Во-вторых, герои порою тупят. Просто стоят на месте, ждут чего-то, пока им на голову не упадет кирпич. Например, у Деаны нет никакой мотивации оставаться во дворце. ей вообще нужно вернуться назад, но ей говорят - не торопись, посиди, вот скоро караван соберем, там и отправишься вместе с ним. И она ждет. А потом жалеет, что не уехала сразу. В-третьих, у Вегнера очень большой, очень таинственный мир с огромным количеством ружей, которые наверное когда-нибудь выстрелят. Но они не стреляют. Этот роман, да и предыдущие тоже, полон намеков, секретов, двусмысленностей и прочих таинственностей. Все их держать в голове просто невозможно. Поэтому на каком-то этапе голова уже начинает плавиться от каких-то непонятных имен, событий, названий, которые никак не раскрываются. Я уже начинаю подозревать, что скоро боги меекханского мира начнут давать о себе знать. Окажется, что им просто грустно стало, поэтому они решили устроить апокалипсис. Пока что для меня Меекхан - это все еще винегрет. Пока еще трудно понятно, к чему все идет. Это просто набор разных историй, разного качества по содержанию, которые в каком-то моменте начнут соединяться. И чтобы все понять, придется все перечитать заново, чтобы паззл сложился в одну картинку. Мне трудно дать оценку Меекхану. Есть хорошие моменты, есть совсем проходные и скучные. Но именно данный роман все же я оценю пока ниже всего - 6/10. Так бывает. Пускай я буду исключением. Но буду читать дальше. А вдруг?..
Nie będę się rozpisywać, bo chyba wszystko powiedziałam w poprzednich recenzjach - Wegner i w tym tomie rozbudowuje swoją wielopoziomową historię o lojalności, odwadze, poszukiwaniu siebie, bohaterstwie i stawaniu w obliczu czegoś niewyobrażalnego. A także, oczywiście, o walce sił nadprzyrodzonych oraz dobra ze złem.
Zachwyca mnie bogactwo świata stworzonego przez Wegnera, jego różnorodność, plastyczność, a także łapanie za serce nawet w najmniej oczywistych momentach. Wiele sytuacji mam wciąż przed oczami, w wielu chwilach czułam mocniejsze bicie serca i strach, co zaraz stanie się z moimi ukochanymi bohaterami. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona kompozycją i tym, jak zgrabnie autor splata wszystkie wątki - przyznaję, że przy epilogu wydałam pisk radości. (A potem drugi, gdy pomyślałam, że wszyscy inni musieli ileś czasu czekać na tom piąty, a ja mam go już zgranego z Legimi i mogę zaraz zacząć czytać).
Jeżeli macie ochotę na epicką, wielowątkową, fantastyczną opowieść, to śmiało sięgajcie po całą serię. Bo nawet przy swoim wrodzonym malkontenctwie JEDYNE, na co mogę narzekać w tym grubym tomiszczu, to to, że przydałaby mu się nieco uważniejsza korekta/ewentualnie trochę więcej czasu poświęconego na redakcję. Poza tym dla mnie to jest mistrzostwo opowieści. Może nie tak wysublimowanej literacko i baśniowej jak "Baśń o wężowym sercu" Radka Raka (zresztą wydawanej w tej samym wydawnictwie), ale roztaczającej świetnie wymyśloną, zbudowaną i napisaną opowieść łapiącą za serce, wciągającą i sprawiającą, że ciemny zimowy wieczór zacznie być czymś wyczekanym, a nie uciążliwym.
Po świetnym tomie „Niebo ze stali” byłem niezwykle podekscytowany dalszym przebiegiem fabuły. Niestety bardzo się rozczarowałem, czytanie tego tomu było dla mnie drogą przez mękę. Akcji jak na lekarstwo. Altsin i Deana nie należą do przyciągających archetypów postaci. Yatech odsunięty jako postać epizodyczna - kolejny zawód. Krótkie rozdziały, co chwile jakieś interludium, ciężko się skupić na jednej historii. Nie rozumiem wysokich ocen tego tomu, który ogromnie odstaje od poprzedników.
Kolejna odsłona przygód Altsina Awendeha i Deany d'Kllean z plemienia d' yahirrow.
Pieśniarka Pamięci wyrusza na pielgrzymkę do Kan' nolet. To według niej lepszy los, niż bycie matka dla dzieci wroga- znienawidzonej Lengany. Razem z karawaną przemierza szlak przez piaski Travahen. Na środku pustyni karawana zostaje napadnięta, a Deana porwana. Międzyczasie Alstin mieszka w klasztorze, gdzie zaznaje chwilowej ulgi od koszmarów i obecności Bitewnej Piesci. Pewnej nocy, podczas rozdawania jedzenia najuboższym, ratuje życie sehijskiej dziewczynie. Wyrusza, by eskortować ją do domu - na wyspę, której mieszkańcy znani są ze specyficznego kodeksu honorowego i krwawych zemst.
Jestem nieobiektywna, bo pokochałam te opowieści całym sercem. Nieodkladalna, pełna niespodziewanych zwrotow akcji, wspanialych, barwnych bohaterów.
მოკლედ: გადასარევია! ვრცლად: 4 დღეში 1200 კილომეტრზე მეტზე გავლას ის უპირატესობა აქვს, რომ წიგნის კითხვა შეგიძლია. პრინციპში ცოტა სკეპტიკურად ვიყავი განაწყობილი (ოთხი სიუჟეტური ხაზიდან ყველაზე მეტად კენეტი და მისი ბიჭების ამბები მაინტერესებს და მომწონს ყველაზე მეტად). თანაც ისარამების პათეტიკური ტრადიციულობა მკლავს :D მაგრამ, როგორც ყოველთვის, შედარებით დაბალი მოლოდინის დროს უფრო ასწორებს მაგარი ამბავის წაკითხვა. ალბათ ყველაზე მაგარია (პირველი წიგნის დარად, ალბათ) ჯერ-ჯერობით სერიაში. პერსონაჟების ხასიათები და მოტივები უფრო იხსნება. ბევრ საიდუმლოს ეხდება ფარდა, მაგრამ ერთ გაცემულ კითხვაზე 20 ახალი კითხვა გიჩნდება თავში. როგორც პოლონურენოვანი საიტებიდან ამოვიკითხე მეხუთე 2018-ში გამოდის და ახლა მაგის თარგმნამდე დრო როგრო გავიყვანო არ ვიცი :D
Dla mnie rewelacja, niesamowita fantazja i opisy, historia opowiadana w dynamiczny sposób. Dla miłośników Fantasy.
jeden bardzo interesujący cytat:
Mogą być wrogami, ale to nie znaczy, że nimi gardzę. Pogarda dla wroga odczłowiecza go, pozwala przypisać mu najgorsze cechy, takie jak głupota, tchórzostwo, zezwierzęcenie. Przez pogardę z łatwością sięgamy po okrucieństwo i terror, by przekonać się, że wróg odpowiada nam tym samym, co utwierdza nas w przekonaniu, że się nie pomyliliśmy. Więc gardzimy nim jeszcze bardziej… Na końcu tej drogi dwie oszalałe z nienawiści bestie próbują poprzegryzać sobie gardła.
რამოდენიმე მომენტი განსაკუთრებით საოცრებაა. ალსტინის ამბები ფრიად გაწელილი გახლდათ რაღაც მომენტებში, მაგრამ ოუმის ხათრით ღირდა ყველაფრად. ყველაზე კარგი ღმერთი პერსონაჟია რაც წამიკითხავს
დეანა არის საოცარი გოგო. პერსონაჟებიდან ყველაზე მაგრად განავითარა ავტორმა, ძალიან მაგარი სახე შექმნა.
და ბოლო ნაწილი სადაც კვანძის გახსნა ხდება არის სრული სიგიჟე <3
Wątek południowy top topów, natomiast wątek na wyspie wytraca bardzo mocno tempo dla mnie o końcówkę ma strasznie przeciągniętą. Interludia są bardzo randomowe ale składają się w zgrabniejszą całość niż pamiętałem. Solidnie, ale bez szału jak na Meekhan.