Gdzieś na wschodzie rozpętała się wojna. To nie tylko koniec życia dla setek tysięcy, ale i koniec świata dla milionów.
Masy wygnanych ze swych domów ludzi zmuszane są do marszów bez celu, wśród nich bezimienny chłopak o zniekształconych plecach, któremu udaje się uciec. Rusza w drogę na północ, by odnaleźć spokój. Przeżyć. Towarzyszy mu głód. I pies.
Północ to postapokaliptyczny majstersztyk. Przejmująca powieść, która jednak nie pozostawia czytelnika bez nadziei.
Merethe Lindstrøm er født i 1963 i Bergen og er oppvokst i Hammerfest, Stord og Høland. Nå bor hun i Oslo. Forfatteren debuterte med novellesamlingen "Sexorcisten og andre fortellinger" i 1983, og siden har hun skrevet flere novellesamlinger, romaner og en barnebok. Karakteristisk for forfatterskapet er hennes fokus på moderne menneskers søken etter andre og etter mening. Hun har fått mye oppmerksomhet for novellesamlingen "Svømme under vann" (1994) og romanene "Steinsamlere" (1996) og "Stedfortrederen" (1997). For novellesamlingen "Gjestene" (2007) var hun innstilt til Nordisk Råds Litteraturpris 2008 og nominert til Kritikerprisen for beste voksenbok 2007. Hun er tildelt Dobloug-prisen 2008 og Amalie Skram-prisen 2012 for sitt samlede forfatterskap. "Dager i stillhetens historie" (2011) er Merethe Lindstrøms nyeste roman, og for denne er hun tildelt Nordisk Råds litteraturpris og Kritikerprisen for beste voksenbok. Romanen var også nominert til Ungdommens kritikerpris og P2-lytternes romanpris. Nordisk Råds litteraturpris har ført til stor interesse for "Dager i stillhetens historie" som i tillegg til fantastiske kritikker er blitt solgt til flere land.
„Wspomnienia także wędrują, porzucone w mieście, w domach i piwnicach, albo rozsypane wzdłuż drogi. Do nikogo już nie należą, są kulisami, bezdomne jak sztuka teatralna, fotografie obcych twarzy wykłada się tam, gdzie ma się nadzieję, że ktoś je rozpozna, wszystko o jakiejś wartości zbiera się w wielkich magazynach, w skrzyniach, a potem rozdziela, złoty ząb, oprawione lusterko, para butów, ładne sukienki. Niedzielne popołudnia. Cymbałki. Kosmyki włosów. Harmonijka należąca do dziecka.”
2.25/5 ciężka do ocenienia, pod paroma względami doceniam, ale więcej było tutaj rozczarowujących momentów. Nie zniechęcam, nie zachęcam. Dość trudna w odbiorze
Hier trifft Filigrane Ästhetik auf derbe Weltwahrnehmung und bestialischen Kontext. Und die Leserin bewegt sich durch das narrative Dickicht aus Erinnerung und Perspektive. Da nimmt man mal die falsche Abzweigung und scheint sich am selben (Erzähl)Ort wie vor 30 Seiten zu befinden, doch irgendwas hat sich in den Figuren bewegt. Möglicherweise sind sie verzweifelter, hungriger, verstörter. Die Frage, die mich beim Lesen umtrieb, war nicht: wie ist der Erzähler in diese Situation geraten (und diese Frage will das Buch auch gar nicht beantworten, denn es möchte sich historisch und lokal nicht festlegen, wo der Mensch dem Mensch sein Wolf ist/ war/ sein könnte), sondern immer nur: wie kommt er da wieder heraus? Kommt er da wieder heraus? Ich übe mich also im magischen Denken: alles wird wieder gut, irgendwas Positives wird den Figuren passieren - aber das Buch will nicht, dass ich mich wohl fühle, so scheint es mir. Und so wiegt es mit den schönsten Sätzen und berührend originellem Sprachgebrauch vielleicht für einen Moment in Optimismus, doch der währt immer nur kurz. Hier changiert es zwischen Hoffnung und Brachialität. Und folgende Frage bleibt mir: schreiben Frauen eigentlich anders über Krieg?
„Weine, bis der Schlaf die Gedanken mitsamt ihrer Wurzeln ausreißt und ins Ödland des Bewusstseins schleudert.“
„Solche wie wir, Schatten auf einer Wand, die jäh vom Sonnenlicht getroffen wird, wenn wir in eine Scheune treten, in einer offenen Tür stehen.“
„Über uns der Himmel, aufgespannt bis zum Horizont, eine Leinwand, auf die der Tag mühselig seine Skizze kritzelt.“
Trzeba przyznać, że to książka trudna, wymaga od czytelnika pełnego skupienia. Przesłuchałam ją w formie audio, ale przyznaję, że nie można było odpłynąć myślami na chwilę, bo łatwo było zgubić wątek. Dlatego to książka nie dla każdego.
Nie czytałam "Drogi", która tak wielu osobom przychodzi na myśl, ale motyw drogi podobał mi się w tej książce najbardziej. Tak samo jak pewna nieokreśloność i uczucie niepewności - mamy dystopijny świat, mowa o jakiejś wojnie i jakichś obozach, ale właśnie - jakichś. Skupiamy się tylko na tym, co tu i teraz, na przetrwaniu i dążeniu przed siebie, choć co jakiś czas pojawiają się też retrospekcje.
Myślę, że styl skandynawski też tu swoje robi - chłodny, oszczędny, surowy - super to podkreśla atmosferę powieści.
Po apokalipsie spełnionej zostają zgliszcza. Tłumy giną, tłumy, pozbawione wszystkiego, wędrują przed siebie bez celu lub z celem mglistym i niepewnym. Główny bohater, młody chłopak, podobny trochę do podmiotu lirycznego z wiersza "Lament" Różewicza, mówi: "powinienem być młodszy, niż jestem, młodość gdzieś we mnie lśni, ale nie w moich kończynach, nie w myślach". Jest jakby nie do końca człowiekiem - zniekształcone plecy, ni to skrzydła, ni to płetwy, przywodzą na myśl poczwarkę, która nie wiadomo jaki kształt ostatecznie przyjmie. W dodatku na jego "czas wielkiej rzeźby" przypadła wojna, więc pozostał w tej dziwnej formie przejściowej... W jego wspomnieniach zło dorastania i zło obozu, w którym ludzi dzielono na kamienie i piach. Kamienie miały przetrwać i pracować, piach od razu ulatywał. Piach, który chwilę wcześniej był kobietami i dziećmi. Chłopak uciekł z wielkiego marszu, w którym inni po kolei odpadali, czyli umierali. Uciekł, by nadal iść - tym razem na północ, gdzie na pewno będzie lepiej, gdzie ludzie nie będą znikać, gdzie dziewczynkom nie trzeba będzie obcinać włosów, by zmylić oprawców. Nie idzie sam. Ma towarzystwo, takie nieoczywiste, bo tu nikt nie jest tym, za kogo się podaje, tu tajemnice zaskakują i wywołują problemy. Wędrowcy mijają wioski, które albo puste, albo z tymi, którzy tam mieszkali - rozrzuconymi w nieładzie, nabitymi na pale, powieszonymi na drzewach. Ta droga to trochę droga krzyżowa, trochę wędrówka Dantego po piekle. Na końcu raczej nie będzie zbawienia. Ciągnie mnie do takich książek, mimo że rozdrapują moje lęki do mięsa. Od razu wpadam w historię, widzę w niej siebie i za każdym razem wiem, że moją rolą jest rola żony z "Drogi" McCarthy'ego (kto wie, ten wie). To jakiś czytelniczy masochizm, bo każda z takich opowieści rezonuje we mnie długo. Z tą też tak będzie, bo echem odbija moją ukochaną, wspomnianą już "Drogę". Nie jest to ten sam kaliber, ale i tu wędrówka, i tu dziecko, i tu nadłamane serce. Merethe Lindstrøm ma lapidarny, zimny styl, który zachwycił mnie w jej "Dniach w historii ciszy". Tu jest podobnie i tu ten styl pasuje jeszcze bardziej. To taka "moja" literatura, moje emocje, mój smutek.
I’m a bit surprised by claims that the novel is chaotic. Yes, it is fragmented and episodic, and it also has a tangled chronology, but within its conception and convention it holds together. And what does it rely on? On hopelessness, futility, cruelty, indifference, but also on shards of empathy in the wartime/postwar world (no, I don’t read it as strictly post-apocalyptic), on peculiar bonds, on attempts to find one’s place in circumstances against all odds. Perhaps a longer form would have been tiring, but in this shorter one it works.
Eh, po "Dniach w historii ciszy" miałem duże oczekiwania. A jednak, choć uwielbiam historie o drodze, "Północ" przeszła (sick!) obok mnie. Bardzo wymagająca lektura.
Subjektiv och fragmenterat beskrivs en vandring genom ett efterkrigslandskap. Vissa partier griper tag genom suggestiva formuleringar men helheten saknar glöd och bett. Jag ser drag av McCarthy eller kanske Sjalamov och överfört till andra medier Tarkovskij eller den mästerliga krigsskildringen Gå och Se. Kanske lite orättvist att jämföra med sådan genialitet men hela tiden jag läser gnager känslan att detta är en onödig bok.
Jeśli mielibyście przeczytać tylko jedną książkę o wojnie, to przeczytajcie „Północ”. Przejmująca, emocjonalna, poruszająca do głębi powieść, której tematem jest wojna w sensie ogólnym. Jak ona jest wypełniona treścią, jaka ona jest gęsta i duszna, pełna melancholii i podszyta niepokojem. To nie jest lektura, która porwie Was szybką akcją, ale wciągnie Was w labirynt myśli, metafor i emocji. Smutek, ból, lęk, tęsknota, ale też czułość i troska. Narracja jest introspekcyjna, skupiona na wewnętrznych przeżyciach bezimiennego chłopca jej wspomnieniach i refleksjach nad przeszłością. Czytelnik niemal fizycznie odczuwa jego cierpienie, głód, samotność, niepewność jutra i żal za utraconymi szansami. Lindstrøm z niezwykłą precyzją oddaje niuanse psychologiczne osoby, która mimo młodego wieku wiele przeszła. Pięknie opisał to autor: „Lustro było stare (…)Podszedłem na krok i go zobaczyłem. Stał tam, bez wieku. Chłopak, starzec i młodzieniec zarazem. Była to trudna twarz, niczego w niej nie rozpoznawałem.” Aspekty psychologiczne w "Północy" są niezwykle bogate i złożone. Autorka z dużą wrażliwością eksploruje tematykę cierpienia, bólu, wykluczenia, skutków traumatycznych przeżyć, poczucia tożsamości, relacji międzyludzkich i ludzkiej pamięci. Lindstrøm zręcznie pokazuje, jak cienka jest granica między wspomnieniem a fantazją, jak subiektywna jest nasza percepcja przeszłości. Wewnętrzne monologi bohatera są pełne autoanalizy, niepewności i prób zrozumienia samego siebie oraz swoich relacji z innymi. Tytułowa „Północ” jest metaforą miejsca wymarzonego, bezpiecznego, cudownego, do którego można trafić dzięki kompasowi. Jednak jak odnaleźć drogę, kiedy zgubimy kompas? Ta powieść zmusza do refleksji nad skutkami wojny, nad własnym życiem, nad moralnością, przemijaniem i nad człowieczeństwem. Nie jest to lektura łatwa i przyjemna w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, ale z pewnością jest to powieść głęboka, poruszająca i zapadająca w pamięć. Napisana przepięknym lirycznym i pełnym metafor językiem, który urzeknie wymagającego czytelnika. To lektura dla tych, którzy cenią sobie literaturę psychologiczną, bogatą w emocje i skłaniającą do introspekcji. Jeśli lubicie liryczną, psychologiczną i skłaniającą do refleksji lekturę, to ta opowieść Was urzeknie i zawładnie Waszym sercem.
💨 Na wschodzie wybuchła wojna. Miliony ludzi zostały wygnane ze swych domów i wyruszyły w daleką wędrówkę w poszukiwaniu nowego życia. Wśród nich on- bezimienny chłopiec o zniekształconych plecach. I pies. Co czeka na nich, na końcu drogi?
💨 Przyznaję, że miałam ogromne oczekiwania co do tej książki. Liczyłam, że uderzy w podobne struny jak moja ukochana „Droga” McCarthy’ego. Niestety, piszę to z bólem serca, ale „Północ” była moim małym rozczarowaniem. Długo zastanawiałam się, co takiego przeszkadzało mi w tej książce i doszłam do wniosku, że chyba nie byłam fanką swego rodzaju chaosu narracyjnego, który był tam obecny. Fragmentaryczność tej historii, połączona z momentami wręcz onirycznością sprawiały, że nie mogłam w pełni zanurzyć się w ten świat i zacząć sympatyzować z bohaterami. Momentami nie wiedziałam, czy opisane rzeczy dzieją się na prawdę, czy to jedynie majaczenia umęczonego wędrowca. I, mimo że zazwyczaj lubię takie załamania granic między rzeczywistością a snem w książkach, tutaj przez wszechobecny chaos i fragmentaryczność nie byłam w stanie się tym cieszyć.
💨 Mimo wszystko są też aspekty, które w „Północy” zrobiło na mnie wrażenie- bardzo podobał mi się klimat tej historii. Ciemny, ciężki, pełen zaduchu. Pozostawiający czytelnika z poczuciem beznadziei i przytłoczenia tym postapokaliptycznym światem. Czuję, że ta książka miałaby szansę bardziej do mnie trafić gdyby była nieco dłuższa, bardziej ułożona i mniej chaotyczna. Choć rozumiem, że autorka podjęła decyzję, że to właśnie w taki sposób chce opowiedzieć tę historię. I kim ja jestem, aby sugerować jej że powinna to zrobić inaczej. Po prostu- do mnie to nie trafiło. Chociaż nie przeczę, że być może sięgnęłam po tę historię w złym momencie mojego życia. I zbyt wiele chaosu było we mnie samej, aby jeszcze ten chaos „Północy” ogarnąć.
To powieść której fabuła rozgrywa się po jakiejś niedookreślonej wojnie. Ludzie wędrują, obdarci, głodni albo gromadzą się w biednych wioskach, lub mieszkają samotnie w opuszczonych budynkach. Bohaterem jest młody chłopak, który podróżuje na północ. Po drodze dołącza do niego drugi chłopak, czasem podąża za nimi pies. Głodują, szukają dobrych dusz, ale świat jest okrutny i przerażający. Lepiej nie spodziewać się niczego dobrego. (Dla mnie to trochę jak Droga McCarthy'ego). Główny bohater przeplata swoją drogę że wspomnieniami, które go nawiedzają.
Północ jest tu odrealnionym celem, który dobrze mieć w świecie bez sensu i nadziei. Przynajmniej jest do czegoś dążyć.
Książka ma specyficzny styl - opowieść jest pokawałkowana na krótkie akapity, czasem na kilkustronicowe pasusy, jest tu sporo równoważników zdań, miejscami kanciaste metafory, nawet zdania które nic nie znaczą ("Spragnione szpony jak piasek w ubraniach, nie znikają, wypełniają cały dzień"). Nie wiem czy to kwestia oryginału czy przekładu. Choć potrafiłam się wciągnąć to niestety całość nie ma według mnie jakiegoś przesłania, celu fabularnego, głównym wyróżnikiem byłby tu może styl, który mnie się nie podobał.
Mørk og fascinerende roman om å være barn på slutten av en krig. De ytre omstendighetene er ikke så lette å få helt tak på, så det handler om et sted i en tid som nesten er tidløs. Stedet har det symbolske navnet Welcherweg. Vi følger en tenåring som er på flukt. Han møter en yngre gutt i et tre, og deretter et lite barn. De slår seg sammen og vandrer mot nord. De har et kompass. Det er lite mat og vanskelig å finne ly. Det fellesskapet de utgjør er underlig, gripende og sterkt. Tilbakeblikk er en kontrast til tilværelsen på flukt. Informasjonen vi får er stykkevis, og vi vet lite om personene. De har ikke navn og vet ikke lenger hvor hjem er. Språket er dempa, og katastrofen som innrammer handlinga, forsvinner av og til i skildringer av relasjonen mellom de tre og stedene er innom. Slik kommer menneskene i fokus. Det er psykologisk dybde og boka etterlater meg i en underlig stemning hvor jeg ikke er helt sikker på hva jeg skal konkludere med og hvordan jeg skal beskrive boka. Men at jeg likte den, det er helt sikkert.
Przepiękny, poetycki język, który niesie ciężar tej historii, by uczynić ją znośną, podniosłą i poruszającą. Oto historia, która osiada w gardle i drapie w tchawicę, odkłada się niczym, jak z początku milczący chłopak z drzewa wlokący się za siedemnastoletnim narratorem.
Czytelnik przesuwa się, czołga przez narrację wraz z posuwającym się marszem na Północ, gdzie ponoć czeka dom. Marsz jest wypełniony smutkiem, śmiech nie jest tu mile widziany, śmiech właściwie oznacza obłęd. Kroczymy po krainie, gdzie wspomnienia rozsypały się razem z porzuconymi przedmiotami. To czasy, kiedy nikt już nie pyta kto, kim jest ani skąd przychodzi. Wszędzie zalega brud i kurz.
„Jego buty są tak zużyte, że się rozpadają, wystają z nich palce, coś nowo narodzonego, wypchniętego z legowiska.” Jakie to jest piękne zdanie! A jest tu takich mnóstwo, mimo tego, że powieść jest niewielkich rozmiarów.
Artrage wysuwa się dla mnie na prowadzenie w wydawaniu jednych z najlepszych postapokaliptycznych powieści. One zawsze są nieoczywiste, nie są wyłącznie przeoraniem czytelnika po świecie bez człowieczeństwa, ale niesamowitym przeżyciem literackim pełnym subtelnego piękna języka, które tak żywo kontrastuje z tragediami młodej jednostki w dziele Lindstrom.
„Północ” odkładam na regał z czułym smutkiem i szczerym zachwytem.
Nijaka, nie wzbudziła żadnych emocji Chłopak wędruje na północ z jakiegoś obozu, głód itp, spotyka innego chłopaka, idą razem, znajdują dziecko potem oddają je jakimś ludziom, potem okazuje się że ten spotkany chłopak to dziewczynka, ogólnie głód mordęga i brud, wędrują, chodzą po opuszczonych miejscach, ukrywają się, potem trafiają na jakiś dom i potem niespodziewanie jednego ranka dziewczynka wychodzi na droga wprost do nadjeżdżającego samochodu wojskowego, zabierają ją do ośrodka dla uchodźców. Chłopiec się zmartwił, idzie pod płot tego ośrodka i wypatruje dziewczynki, przy okazji znalazł się pies który mu wcześniej zginął, strażnik rzuca chłopcu ciągle jakieś ochłapy jedzenia koniec. Ot
This entire review has been hidden because of spoilers.
gatunkowo jest to powieść postapokaliptyczna, więc nie do końca moja bajka, ale zainteresował mnie wątek migracji spowodowanej wojną i potencjalny komentarz społeczny na ten temat. Lindstrøm przedstawia losy swoich bohaterów ze zrozumieniem i empatią. głód, cierpienie, walka o przetrwanie nie wyklucza humanizmu i jest to największa wartość tej historii. 'Północ' to powieść wydana w idealnym czasie - pełnym wojennych niepokojów, znieczulicy i szukania ucieczki od wiadomości ze świata pod pozorem dbania o zdrowie psychiczne.
2,5 Opis zachęcił, a treść… sama nie wiem. Może to był zły czas na tą historię. Krótka, ale przejmująca. Nie czyta się jej lekko. Przebija się przez nią głód, samotność, cierpienie… są też uczucia - te zdrowe i te które pojawić się nie powinny. Ciężko mi dobrać słowa, ale było to coś specyficznego
3.5 Z początku ta książka bardzo kojarzyła mi się z moją ukochaną Drogą Cormaca McCarthy'ego, ale jakoś w 1/3 to wrażenie zniknęło, zostało poczucie pewnej nierzeczywistości. Są dwie opcje: albo ta historia we mnie dojrzeje i dużo będę o niej myśleć, albo przeciwnie, szybko zapomnę, że ją przeczytałam, bo już czytałam podobne rzeczy.
En grå og grusom beskrivelse af hvad krig, elendighed og evig flugt kan betyde for det enkelte menneske. Sætter tanker i gang hos læseren, og giver et indblik i en for "os priviligerede" ukendt verden af kaos, paranoia og vilkårlighed.
Wśród innych książek o podobnej tematyce, bardzo nijaka. Bez pomysłu. W zasadzie nigdy w ocenie książek nie silę się na obiektywizm, ale myślę, że ta książka i subiektywnie i obiektywnie nie jest najlepsza.
3.5/5. Jedna z ksiazek ktora chcialabym przeczytac w oryginale ze wzgledu na jezyk - chlodny i lapidarny, wiec zastanawiam sie jakby wygladalo to w wersji norweskiej. Wymaga ciaglego skupienia,latwo zgubic watek.