APOLLON – bóg sztuki, ekscentryczny bon vivant, który przywykł do tego, że świat leży u jego stóp. Jednakże od jakiegoś czasu boska moc powoli w nim gaśnie. Ocalić ją może tylko jedno – miłość, którą musiałby skrzywdzić.
HIACYNT – wrażliwy student historii sztuki, który ma już dość tego, że ciągle jest pionkiem w cudzej grze… i który nie zawaha się rzucić wyzwania samym bogom.
ZEFIR – pełen pasji bóg wiatru, który oddał Hiacyntowi serce i nie ma zamiaru pozwolić mu odejść – również dlatego, że dla tego uczucia poświęcił już wszystko.
Apollon i Zefir kochają Hiacynta, a ten musi wybrać jednego z nich. Fatum już tka opowieść równie starą, co sami bogowie – historię o pasji silniejszej niż burza, obsesji, która nie zna granic… i miłości, która nie cofnie się przed niczym.
STYL: nie był najgorszy, ale bardzo często sprawiał, że wywracałem oczami. już nie chodzi o to, że zdarzały się błędy językowe czy jakieś niezręczności. po prostu autorka tak bardzo starała się pisać "pięknie" i "poetycko", że momentami wpadała w straszną egzaltację, a ja czułem się jakbym czytał opowiadanie na wattpadzie w 2016, napisane przez jakąś bardzo natchnioną nastolatkę, która akurat złapała fazę na mitologię grecką. zwłaszcza dialogi przechodziły od całkiem naturalnych do napuszonych deklamacji, które ciężko mi było brać na poważnie. poza tym od ciągłych "młodzieńców" i "bogów sztuki" robiło mi się gorzej. drodzy autorzy, uwierzcie mi, powtarzanie imion postaci nie jest niczym złym!!!! a już napewno nie jest gorsze niż takie koślawe epitety!!!! błagam, skończmy z tą manierą raz na zawsze, bo to straszne jest
POMYSŁ/ŚWIAT PRZEDSTAWIONY: bogowie greccy we współczesnym świecie? jasne, super, to zawsze dobry pomysł. szkoda, że autorka tak strasznie nie chce go rzeczywiście opisać. przez całą książkę CZEKAŁEM żeby dowiedzieć się, jak właściwie działa ten świat. KTO dał bóstwom "szansę by powrócić"?? jak długo istnieli we współczesności?? co działo się z nimi przed tym??? co zmieniło się od czasów ""pogańskich"" (swoją drogą nienawidziłem sposobu w jaki to słowo jest użyte w tej książce), że nagle muszą polegać na energii pozyskanej od ludzi??? jest parę razy wspomniane, że wcześniej też w jakiś sposób musieli, ale teraz muszą bardziej — dlaczego???? jak to działa?????? ile ludzi wie o tym, że są bogami???? od jak dawna chodzą po ludzkim świecie?????? DLACZEGO BOGOWIE MUSZĄ PROWADZIĆ FIRMY PRZECIEŻ TO TAKIE ABSURDALNE JEST tyle pytań. zero odpowiedzi. dosłownie były moment gdzie czytało mi się dosyć przyjemnie, ale nagle zaczynałem zastanawiać się jak to wszystko działa i musiałem odłożyć książkę poza tym dziwi mnie trochę jakich bogów autorka zdecydowała się uwzględnić. dziwi mnie, że nie pojawili się ani Hermes ani Afrodyta — a przecież aż się prosiło żeby któreś z nich pojawiło się w historii takiej, jak ta. (ZWŁASZCZA Hermes, są Apollon i Dionizos, a nie ma Hermesa? no jak to tak) (also bardzo mnie rozbawiło, że w sprawach "medycznych" wszyscy biegali do HIPOKRATESA a nie do, no wiecie, Asklepiosa, ale rozumiem, że autorka nie chciała komplikować historii dając Apollonowo syna co. what a boring ass choice)
POSTACI: no, były. były napisane całkiem poprawnie, na tyle, że byłem w stanie odczuć względem nich jakąś sympatię ale nic poza tym. brakowało mi jakiegoś pogłębienia ich charakterów, ich historii. po spędzeniu z nimi tyle czas mam wrażenie, że i tak bardzo mało o nich wiem. największym problemem była dla mnie postać Apollona. zwyczajnie nie kupuję interpretacji, którą przedstawia mi autorka. wydaje się płaska, zbyt płaska jak na tak wielowymiarowego boga, jakim jest Apollon. no i fakt, że najwyraźniej jako jedyny z bogów nie chciał zgodzić się na posilanie energią śmiertelników. DLACZEGO? dlaczego właśnie on, Apollon, bóg plagi i nagłej śmierci, o którym nawet autorka pisała, że potrafił być mściwy i okrutny. czemu nie Hestia, opiekunka rodziny? albo Hermes, nazywany przyjacielem ludzkości. nie wiem, nie kupuje tego, denerwowałem się tym przez całą książkę
RELACJE: brakowało mi jakichś większych podwalin dla relacji Apollona i Hiacynta. imo powinni byli dostać trochę więcej przestrzeni na jej rozwój, żeby czytelnik rzeczywiście potrafił w nią uwierzyć. mimo to sceny, które mieli razem jako para były rzeczywiście całkiem urocze i rzeczywiście napisani byli jak dorośli, dojrzali ludzie, którzy się ze sobą komunikują. te "okruchy życia" były chyba moją ulubioną częścią tej książki. niestety, były też powodem dla którego nie byłem w stanie kupić całego jej patosu i dramatyzmu. ciężko mi było brać na poważnie gadki o przeznaczeniu, nieśmiertelności i cierpieniu, kiedy jednocześnie dostawaliśmy zupełnie prozaiczne obrazki z ich życia codziennego, które od życia innych par różni się tylko tym, że oni są akurat w chuj bogaci najsłabszym elementem tej książki była chyba jednak relacja Hiacynta i Zefira. tu podwalin nie dostajemy już ŻADNYCH. i jak ja mam się przejmować tym, co czuje Zefir, jeśli nie dostajemy ani jednego powodu, ani jednego akapitu dlaczego tak bardzo kocha Hiacynta. wielkie przemowy o miłości to za mało, potrzebuję to jeszcze rzeczywiście ZOBACZYĆ
FABUŁA: wiem, że wiele osób może uznać ją za nudną i — fair enough. ja lubię książki w ktorych nic się nie dzieje, więc dla mnie to nie był problem. ogólnie, nie mam się do czego przyczepić. mamy retelling mitu, wszyscy wiemy do jakiego końca zmierzamy. było poprawnie i tyle.
podsumowując — książka ma potencjał, ale ostatecznie wypada dosyć płasko i nie wzbudza emocji, które wzbudzać pewnie miała.
,,Nie był już muzykiem, pieśniarzem, poetą; nie był nawet kapłanem sztuki. Sam stał się sztuką – i swoimi oczami pozwolił jej raz jeszcze zobaczyć piękno narodzin nowego dnia”.
,,Hiacynt” to osadzony we współczesnych realiach retelling mitu o miłości boga Apollona i śmiertelnika Hiacynta, którzy walczą z przeciwnościami losu. Nie znałem tej historii przed lekturą i uważam, że tak jest nawet lepiej, bowiem zakończenie może czytelnika zaskoczyć.
Początkowo byłem mocno oczarowany tą historią. Przyjemny, naturalny styl, subtelny humor, intrygujący bohaterowie oraz obietnica pięknej, bolesnej miłości — to wszystko sprawiło, że mniej więcej do połowy książki bawiłem się wyśmienicie i liczyłem na nowego ulubieńca, lecz gdy nasza para się zeszła, coś zazgrzytało. Dla mnie było za szybko, zbyt wylewnie i zbyt cukierkowo, bym uwierzył w tę miłość, a więc również bym zaangażował się w ich związek emocjonalnie, co niestety wpłynęło na mój całościowy odbiór książki. Brakowało mi zastosowania zasady ,,show, don’t tell”, bo po co mi zapewnienia bohaterów, że doświadczają nieziemskich uniesień miłosnych, jeśli zupełnie tego nie czuć?
W ,,Hiacyncie” bardzo podobały mi się natomiast kreacje poszczególnych bogów oraz bogactwo w ich przedstawieniu, świadczące o dużej wiedzy autorki. Często w inspirowanych mitologią powieściach spotykam się z macoszym potraktowaniem panteonu bogów — przywoływaniem kilku najpopularniejszych z nich, nawet, gdy fabularnie nie ma to sensu — a tutaj boskie postacie są sensownie umiejscowione i odpowiadają kontekstowi. Ogromny (choć absolutnie nie obiektywny) plus dla autorki za wspominanie Dionizosa przy przeróżnych okazjach — o nim często się zapomina, a to jest mój mąż. Proszę więcej wspominać o moim mężu.
Relacje rodzinne w tej powieści oraz więź Apollona z muzami to w mojej opinii jeden z jej najlepszych aspektów. Nie były głównym punktem fabuły, a jednak zostały napisane tak ciepło, szczerze i naturalnie, że dla mnie przyćmiły wszystko inne.
Na koniec dodam, że Zefir powinien otrzymać jakiś order za bycie najbardziej irytującą postacią świata. Przysięgam. Mam zerowe umiejętności plastyczne, ale mogę to zaaranżować.
Jedyne, co mogę powiedzieć o “Hiacyncie”, to to, że była to książka poprawna i… nudna.
Bohaterowie wydawali się delikatnie płascy - Hiacynt to jedna z najbardziej bezbarwnych głównych postaci, o jakich czytałem - ale, mimo wszystko, czytało się o nich przyjemnie.
Umieszczenie fabuły w świecie współczesnym to bardzo ciekawy pomysł, ale zabrakło mi tego czegoś, co by mnie urzekło (być może to kwestia tego, że wszystkie postaci były obrzydliwie bogate, co w pewnym momencie robi się ekstremalnie nudne).
Za to bardzo podobało mi się przedstawienie greckich bogów - ich brutalność i dzikość (chociaż mogłoby być tego nieco więcej…). Materializm, który prezentowali, również dobrze wpisywał się w całą współczesną koncepcję. Ciekawe mogłoby być dodanie opisu jakichś współczesnych problemów - przykładowo, bardzo chętnie poczytałbym o Artemidzie walczącej ze zmianami klimatu.
Sam trójkąt miłosny to… właściwie nie trójkąt miłosny. Od początku Hiacynt nie darzy Zefira uczuciem, a jedynie chce się od niego uwolnić. Natomiast w przypadku relacji Apollona z Hiacyntem ciężko było mi w nią uwierzyć - rozwijała się zdecydowanie zbyt szybko.
Co do jednej, nieco absurdalnej rzeczy, która mi się rzuciła w oczy: .
Ogólnie: książka poprawna, styl pisania bardzo płynny, jednak nie trafiła do mnie aż tak jakbym tego chciał.
Jestem prostą osobą. Kiedy widzę obietnicę mitologicznego retellingu, od razu dodaję książkę do mojego TBRu. Nie inaczej było z „Hiacyntem”, szczególnie znając zakończenie oryginalnego mitu. Byłam bardzo ciekawa, w jaki sposób autorka podejdzie do tematu, czy zakończy historię w ten sam sposób i jakie będą okoliczności tego zdarzenia. Czy książka ostatecznie spełniła moje oczekiwania?
W świecie, gdzie bogowie greccy przemieszczają się wśród śmiertelników, swoje miejsce próbuje odnaleźć Hiacynt. Czuje, ze nie nadaje się do pracy w rodzinnej korporacji, a jego związek z bóstwem wiatru- Zefirem staje się bardziej ograniczeniem niż drogą do wolności. W trakcie tego życiowego rozdarcia wybiera się na wystawę do lokalnej galerii sztuki, gdzie na żywo poznaje Apollona- greckiego boga artystów. Od początku czują do siebie nieodparte przyciąganie. Nie wiedzą jednak, że początek ich romansu może przynieść konsekwencje, a raz zraniona duma szybko nie zapomina.
Myślę, że słowem najlepiej oddającym moje odczucia po skończeniu jest niedosyt. Bo historia miała wielki potencjał. Osadzenie bogów greckich we współczesnym świecie, ukazanie, jak dzięki swojej niebywałej fortunie mogą wpływać na losy śmiertelników, opisanie, w jakiej dziedzinie najlepiej się odnaleźli to naprawdę ciekawe zagadnienia. Mam jednak nieodparte wrażenie, ze autorka poświęciła im zbyt mało uwagi, skupiając się przede wszystkim na romansie i perypetiach głównych bohaterów. Brakowało mi nawet opisu życia Apollona w kontekście różnych wydarzeń historycznych, co pomogłoby lepiej ukazać jego charakter. Te duże braki w światotwórstwie dość mocno mi przeszkadzały, szczególnie że po skończeniu dalej nie wiem, jak dokładnie bogowie funkcjonują na ziemi. Czy wszyscy śmiertelnicy wiedzą o ich istnieniu? A jeżeli tak, dlaczego obchodzą Boże Narodzenie? Dlaczego Hiacynt w pewnym momencie mówi „O Jezu”? Przecież to najbardziej osadzone w chrześcijaństwie wyrażenie, więc totalnie niezrozumiałe w kontekście systemu wierzeń, w którym umieszcza nas autorka.
Lekkie rozczarowanie tym aspektem rekompensuje jednak styl pisania. Jest naprawdę piękny i poetycki. Perypetie bohaterów co jakiś czas przerywane są głębszymi przemyśleniami na temat sztuki czy miłości, a te stwierdzenia nie są pretensjonalne i płytkie, tylko rzeczywiście dające do myślenia. No i epilog. Zasługuje na dodatkowe wyróżnienie, bo bardzo podobała mi się koncepcja, jaką przyjęła na niego autorka. Kto czytał, ten wie, a pozostałym polecam się przekonać, bo nie chcę zdradzać zbyt dużo z obawy przed spojlerami.
Wątek romantyczny początkowo pozostawił mnie bez większych emocji, a wręcz ze swego rodzaju rozczarowaniem, bo rozpoczął się zdecydowanie za szybko. Im dłużej jednak myślałam nad tym zagadnieniem, tym bardziej zaczynałam rozumieć jego zasadność. Autorka konsekwentnie kreuje postać Apollona jako bardzo uduchowionego, ale i roztrzepanego boga i do jego charakterystyki pasuje takie natychmiastowe zauroczenie. Nie ukrywam jednak, że mogła lepiej opisać, jaka iskra w Hiacyncie wzbudziła w dwóch bogach aż takie emocje, bo jak dla mnie był postacią dość nijaką. Ostatecznie jednak opisana przez autorkę miłość była piękna, bo skupiona na aspektach również duchowych, cielesność odgrywała tutaj poboczne znaczenie.
Ostatecznie „Hiacynt” nie trafi do moich ulubieńców, ale jednocześnie jestem w stanie dostrzec wiele aspektów, które mogą się podobać i które doceniam. Swoją książką Katarzyna Tkaczyk pokazała literacki kunszt, który z chęcią porównam z jej pozostałymi pozycjami. Gdyby książka została lepiej dopracowana, może też rozwinięta na więcej stron, byłaby naprawdę świetna.
Jedną z moich miłości i naprawdę przedziwnych zainteresowań jest starożytna Grecja, zwłaszcza jej kultura. Dlatego jeszcze się nie zdarzyło, abym odmówiła sięgnięcia po retelling jednego z najbardziej interesujących mitów (oraz przy okazji imiennika mojego ukochanego kwiatu).
Być może był to pewien rodzaj problemu, ponieważ osobiście znałam wcześniej mit o Hiacyncie, więc wiedziałam, jaki będzie finał (jeśli nie znacie, to nie szukajcie). Jest to jedna z najbardziej poruszających historii, a retelling wydawał mi się idealnym przypomnieniem tej opowieści.
Nie ukrywam, że od samego początku chciałam dorwać ją w swoje łapki, ale trochę hamowało mnie to, że napisała to polska autorka. I nie mam nic personalnego, absolutnie! To po prostu moje dziwactwa i niechęć do rodzimych pisarzy. Ale od razu mówię, że się nie rozczarowałam i uważam ją za bardzo dobrą, chociaż z kilkoma niuansami.
Autorka osadza akcję książki we współczesnym świecie, więc musi dostosować Olimpijczyków (nie wiem, dlaczego w książce użyta jest nazwa Olimpidzi) do nowoczesnych technologii. Wykreowanie wyszło całkiem nieźle, ale pojawiło się kilka ciekawych wątków, które mogłyby być bardziej rozwinięte. Nie jest też tak, że nie było powiedziane to, co musiało, ale jednak — jako fanka fantastyki — wolałabym pewne rzeczy bardziej pieczołowicie wyjaśnione.
Jeśli chodzi o bohaterów, to mamy ogólnie 3 perspektywy: Hiacynta, Apollona oraz Zefira. Jeden śmiertelnik i dwóch bogów. Nie będę pisać, że to ciekawe połączenie, bo na to wpadli już Grecy, ale naprawdę nie mam się do czego przyczepić. Autorka poruszyła kwestię ambicji, szarej codzienności i życia w martwym punkcie, co naprawdę było ważne (tylko szkoda, że normalnie nikt nie spotyka boga na swojej drodze, aby mu pomógł).
Początkowo zabrakło mi chemii między bohaterami, chociaż pod koniec nieco rozumiałam, że nie to było zamysłem (tak myślę, może nadinterpretowuję). Jest to historia o wielkiej miłości, ale też wielkiemu cierpieniu. I rzeczywiście kilka łez mi uciekło 😉
Jeśli chodzi o język, to nie mam się do czego przyczepić, może z wyjątkiem przypisów, których nie do końca rozumiałam. Co to znaczy, że imiona bogów są w zapisie łacińskim, tylko Apollona są w greckim? Wszyscy bogowie mieli swoje oryginalne imiona zapisane alfabetem łacińskim (nie odpowiedniki z mit. rzymskiej). Próbowałam to rozkminić na kilka sposobów, nawet szukałam etymologii imion i nic — ale oczywiście to nie wpłynęło na moją ocenę.
Jeśli chodzi o szybkość czytania, to z tym było początkowo ciężko. Zaczęło jakoś iść w połowie i naprawdę bardzo się wciągnęłam, ale podejrzewam, że to przez to, że sama książka nie ma na początku wartkiej akcji.
Dla takiego nerda jak ja, ale też uśpionej humanistyki, cudownym było to, że autorka pokusiła się na wplecenie języka greckiego (oryginalne zapisy wraz z tłumaczeniem) w wypowiedzi Apollona 😍 To mnie kupiło!
Jeśli lubicie retellingi, to “Hiacynt” jest obowiązkowy. Bardzo się cieszę, że polska autorka dołożyła swoją cegiełkę do retellingów mitów i mam nadzieję, że odniesie z tą książką same sukcesy, ponieważ naprawdę nie ma się czego wstydzić.
Było tutaj sporo elementów, które bardzo doceniam, bo świadczą o innym podejściu do znanych motywów, dzięki czemu książka zyskuje na oryginalności. Począwszy od kreacji greckich bogów, przerobienia motywu trójkąta miłosnego oraz przedstawienia historii MLM pozbawionej nadmiernego e*otyzmu. Dodając do tego płynny i zgrabny styl autorki, a także stosunkowo krótkie rozdziały, dostajemy historię o miłości, która ma bardzo różne oblicza.
Uwilebiam książki inspirowane mitologią. Wspomniana kreacja greckich bogów była bardzo odważnym posunięciem ze strony autorki. Znane ze starożytności wielkie postacie zostały wrzucone do świata współczesnego, w którym prowadzą dochodowe biznesy pod marką Olimpic Incorporated. I o ile doceniam pomysł na takie przedstawienie bogów, o tyle za historiami, w których bogactwo, przywileje i materializm wylewają się z każdej strony niestety nie przepadam. To sprawiało, że w moich oczach Zeus, Apollon, Zefir oraz inni bogowie tracili na swojej boskości. Dopiero przy trzeciej części książki czułem, że faktyczną obecność olimpijskich bogów, co nie było tak odczuwale na początku.
Trójkąt miłosny, który sugeruje już na wstępie sama okładka, został ograny w bardzo nieschematyczy sposób. Miłość jak na bardzo wyjątkowe i piękne uczucie może przybrać bardzo różne formy. I tą różnorodność udało się tutaj oddać i przedstawić kontrast relacji jaka łączyła Hiacynta z Zefirem, w porównaniu do tej między Hiacyntem a Apollonem. Muszę jednak dodać, że tylko ta pierwsza sprawiła, że w nią uwierzyłem. W przypadku tej drugiej zabrakło mi chemii i uczuć między bohaterami.
W tle historii rogrywa się bardzo intrygujący wątek, który wraz z rozwojem fabuły nabiera znaczenia. I to on dostarczył mi najwięcej zaskoczeń, wrażeń oraz emocji. Chciałbym móc tak powiedzieć o całokształcie.
"Męczyłam" tę książkę równe 3 miesiące, choć wcale nie była zła. Miała za to moc usypiania mnie po kilku stronach (dla osób z bezsennością polecam gorąco, działa lepiej niż melatonina XD) Napisałabym jeszcze coś, ale strasznie zachciało mi się spać
współpraca reklamowa z @wydawnictwonyks @ktkaczyk_autorka
Ta książka dała mi dużo radości, ukochała mnie, sprawiła, że byłam szczęśliwa... By potem zmieść mnie z planszy, zadać mi tyle bólu.
Nie mam słów, pozostały tylko łzy i pustka
pełna recenzja
“Hiacynt, jego młodszy brat - zawsze bujający w obłokach, delikatny jak kwiat, od którego dostał imię - nauczył go jednej ważnej rzeczy: tego, czym jest miłość.”
Raczej nie czytam tak często retellingów, ale z ciekawością sięgnęłam po “Hiacynta” i wiecie co? Przepadłam totalnie! Dała mi ogrom radości w trakcie czytania, wciągnęła mnie w swój świat, ukochała mnie, żeby na końcu zmieść mnie z planszy, zadać ból i wywołać łzy. To była świetna przygoda pomimo cierpienia i chętnie bym coś więcej przeczytała podobnego. Może nawet z tego samego uniwersum, hm? W każdym razie to naprawdę fantastycznie napisany retelling i warto przeczytać!
Ciekawe było zobaczyć greckich bogów we współczesnym świecie i zajmujących się biznesem. Początkowo troszkę nie mogłam się połapać co i jak, może to wina tego, że niewiele interesowałam się mitologią grecką. Jednak lekki styl autorki wiele pomógł i później bez problemu dałam się porwać powieści. Czuć narastające emocje, punkt kulminacyjny, który ma niedługo zastąpić. Powiem wam szczerze, że spodziewałam się innego zakończenia, wręcz byłam gotowa na to koniec pewnego bohatera (autorka wie kogo hehe),ale nie byłam gotowa na koniec innego! Dlatego też tak bardzo mnie uderzyło zakończenie i przeżywałam to. Przez łzy niewiele widziałam, musiałam na chwilę odetchnąć w trakcie czytania. Właściwie nawet teraz, gdy wspominam końcówkę historii, to zbierają mi się łzy w oczach. Co ta książka ze mną zrobiła… A raczej co autorka ze mną zrobiła serwując mi tak druzgocące zakończenie. Jak tak można?!
Nie będę przytaczać całej fabuły, bo to by mijało się z celem, a naprawdę chcę byście przeczytali, dali szansę temu tytułowi. Powiem tylko, że mimo iż akcja dzieje się wokół środowiska biznesowego, to nie jest trudno wejść w te świat. Jak już wspominałam wcześniej o stylu, bez problemu będziecie płynąć w tej historii. Tajemnice, problemy rodzinne, obsesja, rozkwitające uczucie, intrygi, budujące się napięcie, a także poetyckie fragmenty, no po prostu miodzik!
Czas wspomnieć coś o bohaterach. Może zaczniemy o tym nielubianym przeze mnie, a mianowicie o Zefirze, o bogu wiatru. To totalna czerwona wściekle trzepocząca chorągiewa, miałam mu ochotę przywalić z kapcia i aż żal, że nie mogłam tego zrobić. Jednak muszę przyznać, że autorka świetnie opisała jego wręcz uzależnienie od Hiacynta, pragnienie kontrolowania życia jego ukochanego. Sprawiał, że krzyczałam na niego już jak tylko się pojawiał. Jak Apollo i Hiacynt mieli uroczy moment, a na horyzoncie pojawiał się właśnie on, to szczególnie wtedy krzyczałam. No okropny gość, chociaż przyznam, że na chwilkę było mi go szkoda na koniec, w końcu oddał mu serce i poświęcił wszystko dla tej miłości… To jednak nie zmienia faktu, że nie lubię go. Nie zasługiwał na Hiacynta.
Apollo, ah, Apollon, to jest przeciwieństwo Zefira! Bóg sztuki, trochę chaotyczny, zakręcony, zapominający o pewnych sprawach, co dodaje mu ciut ludzkości. Przy nim poczułam pozytywną energię, pomimo słabej sytuacji z boskością. Cieszę się, że miłość pomogła mu odnaleźć sens w sztuce, dawną radość do niej. Widzę go jako wręcz złota chorągiewka. Jak każdy z nas oczywiste jest to, że ma jakieś wady, nie ukrywam tego. Był przyzwyczajony, że może dostać wszystko, niczego mu nie zabraknie, no może boskości, ale o tym później. To jak traktował swoją miłość, dawał mu czas, przestrzeń, wolność decyzji (w przeciwieństwie do boga wiatru) to ahhhh, kocham! Rozpływałam się przy jego miłosnych scenach z Hiacyntem, jak bronił go, spędzał z nim dużo czasu. Mogłabym tak pisać i pisać i rozpływać się, dlatego musi wam starczyć to co jest.
Wreszcie między tą dwójką walczącą o uwagę miłości, jest Hiacynt – student historii sztuki, który ma dość, że jest pionkiem nie tylko u rodziny, ale także w grze miłosnej. Jaka byłam z niego dumna, gdy w końcu postawił się Zefirowi, wyznaczył mu granice. Czułam się jak dumna matka! Też było mi go szkoda, że nie mógł spełniać się w tym, co kocha, tylko robić to co rodzina każe, czyli zajmować się firmą, która go kompletnie nie interesuje, odbiera mu jakiekolwiek chęci.
Inni bohaterowie byli równie ciekawi i różnorodni co nasz trójkąt miłosny. Polubiłam bardzo brata Hiacynta, Kynortasa, choć z początku go nie lubiłam, może to przez zazdrość, że większą uwagę zbiera właśnie Hiacynt.. Ale dałam szansę i wy też dajcie mu szansę, jest naprawdę dobrym bratem, co dba o swoje rodzeństwo. O ich rodzinie nie wspomnę, szczególnie o ojcu Amyklasie, który był gotów sprzedać własnego syna na cele biznesowe. Szkoda słów na niego. Bogowie Olimpijscy żywiący się śmiertelnikami, by zachować boskość – czułam ich wyższość, że gdybym była z nimi w jednym pokoju to bym jak najszybciej wyszła z niego (bo jeszcze by się obrazili na mnie za ocenianie ich krytycznym wzrokiem xd).
“Hiacynt” to piękna i wzruszająca, ale też i bolesna historia o poświęceniu, trudach, walce o własne szczęście. Pokazuje jak ważne jest mieć w swoim życiu osobę, która będzie wspierać, pocieszać, po prostu być na dobre i na złe. Aż żałuję, że Hiacynt nie miał więcej czasu na przeżycie ze swoją miłością, bo nie ukrywam – chętnie bym przeczytała szczęśliwy dalszy ciąg historii. Oczywiście bez Zefira!
Co mi nie pasuje w tej książce: - ciągłe podkreślanie, jak młody jest Hiacynt (bardzo często jego imię jest zastąpiane "młodzieńcem") - nie pasuje mi po prostu podkreślanie age gapu, podkreślanie, że główny bohater jest jeszcze bardzo młody i niedojrzały. Jednocześnie Apollon załatwia mu pracę, później mieszkanie, odcina go (dla jego dobra) od rodziny, podejmuje decyzje, kiedy Hiacynt jest wiecznie niezdecydowany - nie jest sprecyzowane, kto wie o prawdziwej tożsamości bogów, a kto nie. Jednocześnie wszyscy noszą prawdziwe imiona i mają naturę jak z mitów - a 12 bogatych i potężnych osób z imionami Olimpijczyków nikogo nie zastanawia. Z drugiej strony inne postacie wiedzą, że są bóstwami, a przed innymi jest to ukrywane - nie jest powiedziane w ogóle, jakie biznesy prowadzi Zeus, który niby wszystkim kieruje. Po prostu jest biznesmenem i ma dużo biznesów i mamy wziąć to na słowo honoru - nie wiadomo, kiedy, jak i po co bogowie wrócili po tysiącleciach nieistnienia? Nie wiadomo też, czemu zniknęli - kreacja postaci też wydaje się trochę grubymi nićmi szyta, nieraz ich cechy charakteru albo zachowania są podane czytelnikowi w tekście i nie są w żaden sposób czymś poparte, nie wynikają z niczego - temat uzależnienia od leków (albo nadużywania ich) jest bagatelizowany - nie wiadomo, co się stało w kwestii nałogu Hiacynta - bogowie kłócą się jak w piaskownicy, podpalając sobie biznesy... -miałam wrażenie, że akcja dzieje się zbyt szybko jak na skalę emocji, które czuli główni bohaterowie
Na koniec chciałbym dać jeden cytat, na którym ostatecznie padłam: "otworzył oczy i spojrzał na nią. Iris - bogini tęczy, posłanka Olimpidów... I najbliższa mu osoba, której powierzył nie tylko sekrety, ale i firmę prowadzoną poza spółką holdingową należącą do jego ojca."
„Hiacynt” to współczesny retelling mitu o Apollu i Hiacyncie, w którym klasyczne elementy mitologiczne zostały połączone z realiami nowoczesnego świata. Bogowie funkcjonują tu jako celebryci i biznesmeni, a ich boskość przeplata się z bardzo ludzkimi emocjami i problemami. To moja pierwsza książka z motywami mitologii greckiej i, szczerze mówiąc, nie do końca trafiła w mój gust.
Apollon to bóg sztuki – ekscentryczny, pewny siebie, przyzwyczajony do tego, że wszystko mu się udaje. Jednak jego moc powoli gaśnie i tylko prawdziwa miłość może ją ocalić, choć wiąże się to z ryzykiem zranienia drugiej osoby. Hiacynt, z kolei, to wrażliwy student historii sztuki, który ma już dość bycia pionkiem w cudzej grze i postanawia wreszcie zawalczyć o siebie, nawet jeśli oznacza to sprzeciwienie się bogom. Zefir, bóg wiatru, jest gotów poświęcić wszystko dla uczucia do Hiacynta i nie zamierza pozwolić mu odejść.
To historia, która pokazuje walkę o siebie, własną wolność i szczęście. To opowieść o poświęceniu, prawdziwym cierpieniu i o tym, jak ogromną wartość ma obecność drugiego człowieka, jego miłość i wsparcie. Książka porusza tematykę miłości, wolności i przeznaczenia, pokazując, jak trudne bywają wybory między własnym szczęściem a oczekiwaniami innych.
Doceniam pomysł na przedstawienie bogów jako współczesnych ludzi, bo to ciekawe i oryginalne podejście, jednak nie do końca poczułam klimat tej historii. Tempo akcji było raczej spokojne i muszę przyznać, że książka nie wciągnęła mnie od razu – musiałam się w nią wgryźć i choć chwilę mi to zajęło, ostatecznie doceniłam jej przesłanie. Momentami brakowało mi głębszego zanurzenia w emocje bohaterów i większego zaangażowania w ich losy. Mimo to, powieść ma swoje mocne strony – styl autorki jest lekki, a świat przedstawiony oryginalny i nietuzinkowy.
Jeśli lubicie połączenie mitologii z nowoczesnością i motyw walki o własne szczęście, ta książka może Was zainteresować. Dla mnie była to ciekawa przygoda, choć nie do końca w moim stylu.
Dostrzegłam tlące się uczucia. Spostrzegłam chwilowe zauroczenie. A potem ujrzałam miłość od niemal pierwszych stron.
Poznałam Sztukę. Sztukę, która była sercem tej historii.
Jedno krótkie słowo, które miało ogromne wybrzmienie…
Bo co jeśli…
Sztuka została przemieniona w coś zupełnie innego? W postać mityczną, która utraciła natchnienie? W kogoś, kto musiał odnaleźć sens własnego istnienia? A może i prawdziwą miłość?
Właśnie to spotkałam w tej powieści.
Apollon - bóg sztuki, który emanował szczęściem, a jednak w oczach nosił ogromną tęsknotę. Postać, która z dnia na dzień słabła.
I Hiacynt, który był czystym pięknem tej historii.
O zbyt ufnym sercu. O zbyt cennym sercu. Zbyt delikatny na ten świat.
A jednak cichy wiatr niósł ostrzeżenia. Wiatr, który kochał po swojemu. Porywczy, nachalny, niosący samotność.
Z nią wkradła się miłość, zwana chaosem. Tornadem emocji, które było silniejsze niż wszystko inne. Miłość, która przyniosła ból i cierpienie.
Bo miłość ma wiele twarzy. Czasami przynosi ból i zawód, a czasami odciska na sobie piętno, które nie chce odejść w zapomnienie.
I może ta piękna miłość budowała się na drobnych gestach i cichych spojrzeniach. Na czymś, co trwało… I może chwilami było mi tego za mało i pragnęłam więcej i więcej, ale przecież… ich miłość od samego początku była inna. Nieoczywista.
To właśnie “Hiacynt”.
Historia karmiona skromnymi emocjami. Historia, która nosi w sobie poetycką piękność i uczucia, które zderzają się z rzeczywistością, pozostawiając blizny.
To opowieść o czymś nieoczywistym, ale…
Pokazuje, że od siebie też trzeba coś dawać, a nie tylko brać i żądać.
To historia o sztuce, która istnieje nie po to, by być eksponatem do podziwiania, ale po to, by wyrażać siebie. Siebie i swoją piękną, uszczerbioną duszę. Po to, by ktoś inny mógł odnaleźć w niej cząstkę siebie.
“Hiacynt” to także historia, która pokazuje walkę o siebie, własną wolność i szczęście. To historia o poświęceniu, prawdziwym cierpieniu i o tym, jak ogromną wartość ma obecność drugiego człowieka, jego miłość i wsparcie.
Z retellingami smutnych historii jest tak: "Człowiek niby wiedział, a jednak się łudził" i tym zdaniem mogłabym opisać moje odczucia po zakończeniu książki. Jeśli ktoś z was nie zna mitu jest to tragiczna historia miłości dwóch bogów do chłopca imieniem Hiacynt. W tej historii wszyscy są nieszczęśliwi. Ciekawa byłam jednak jak taki retelling mógł się sprawdzić osadzony we współczesności i czy może tym razem mit skończy się inaczej, więc kiedy mogłam zgłosić się na recenzenta tego tytułu zrobiłam to od razu. Powiem wam, mamy całkiem ciekawy koncept świata, w którym bogowie olimpijscy żyją wśród ludzi jak królowie, otaczając się bogactwem, jednocześnie za wszelką cenę próbując utrzymać nieśmiertelność. Dosłownie za WSZELKĄ. Sprzeciwia się temu Apollo, który odkrywa, że nie stosując tych samych zagrywek powoli traci swoją boską moc. W tym samym czasie Hiacynt, chłopak zmuszany przez firmę ojca do nakłaniania bóstw i nie tylko do współpracy z firmą czuję się kontrolowany nie tylko przez rodzinę, ale i przez Zefira, z którym ma relację powiedziałabym "friends with benefits". Spotkanie Apolla z Hiacyntem na pewnym przyjęciu owocuje jakąś iskrą między tą dwójką i bardzo szybko zakochują się w sobie. I chyba to, chociaż uzasadnione nićmi przeznaczenia, przeszkadzało mi w czytaniu, bo nie mogłam się wczuć w uczucie między bohaterami na początku- bardzo szybko im to przyszło. Ale książka to w sumie historia o czymś innym niż romans dla mnie - to historia kruchości i ulotności życia i o tym co po sobie zostawiamy. I to jest mocną stroną książki.
Jeśli lubicie rozgrywki między starymi bóstwami, ale we współczesnym świecie to na waszym miejscu rzuciłabym okiem na tę książkę!
Pamiętacie może ,,Pieśń o Achillesie"? A w szczególności, to jak zakończyła się ta historia? 😞 Nie chcę nic mówić, ALE ,,Hiacynt" to ten sam klimat, jak i również największy ból. Zazwyczaj stronię od fantastyki od polskich autorek, jednak ta książka naprawdę mnie zainteresowała. A skoro wzięłam ją pod swoje skrzydła to... musi to coś oznaczać.
Choćby to, że jest genialna i można na niej wylać tonę łez...
Jak zdążyliście zauważyć: jest to retelling greckiego mitu o Hiacyncie i Apollinie. Akcja rozgrywa się we współczesnym świecie, który jest przesiąknięty boską magią. Firmy, korporacje i rywalizacja... a pośrodku tego wszystkiego chaos. Na początku dostajemy sam zarys sylwetek bohaterów. Poznajemy ich myśli, uczucia i emocje. Hiacynt to ten bardziej wycofany, natomiast Apollon — jest pełen energii i zapału. Każdy z bohaterów realizuje swój plan. I tutaj wkracza Zefir (tak, ten trzeci 💀).
Sama historia może nie wydaje się ciekawa z punktu widzenia osoby, która przeczytała tylko opis. Ale uwierzcie mi na słowo, tylko tak się wydaje. Kiedy zaczniecie czytać to nie będziecie potrafili się oderwać. Wciągnie Was fala intryg, kłamstw, trójkąt miłosny oraz nieuchronne zakończenie.
Kasia ma naprawdę przyjemny w odbiorze styl. Nie jest on ani trochę przesadny i nie zostajemy zasypani niepotrzebnymi informacjami. Także myślę, że czytanie tej książki pójdzie gładko. 😘
Chciałabym zdradzić więcej, ale nie mogę. To po prostu trzeba POCZUĆ i doświadczyć. Ja pokochałam ,,Hiacynta" i z dumą mogę Wam go polecić.
[ współpraca reklamowa wydawnictwo Nyks] Co się wydarzy jeśli dwóch bogów greckich będzie ubiegać o serce jednego śmiertelnika? Bardzo zaciekawiła mnie ta książka, odkąd przeczytałam opis. Mimo tego, że zazwyczaj nie lubię motywu trójkąta miłosnego, to tu wydał mi się trochę inny, przez co chętniej sięgnęłam po książkę. Poznajemy tu, punkt widzenia każdego z głównych bohaterów. Dzięki temu mamy dokładny wgląd w ich intencje i przemyślenia. Początek książki trochę mi się dłużył, przez co nie mogłam się wciągnąć. Dużo było opisów związanych z życiem zawodowym itp. Jednak później zrobiło się bardzo ciekawie. Dokładnie widzimy jak jedno uczucie zamienia się w miłość a drugie w obsesję. Jeśli znacie istniejącą już wersję tej historii, to ta nie zaskoczy was. Mimo to, myślę że warto jest ją poznać też tu, we współczesnej wersji. Zakończenie jest punktem kulminacyjnym buzujących emocji miłości i obsesji u bohaterów. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że jak zobaczyłam epilog to byłam jak “Co? Już?” 🙈 Ostatnie sceny były bardzo emocjonujące i powiem, że się wzruszyłam. Może odrobinę wymagałam czegoś więcej od samej końcówki. Chciałabym, żeby ten moment refleksji był dłuższy. Myślę, że mogę polecić tą książkę dla wszystkich, którzy lubią “Pieśń o Achillesie”. Styl pisania bardzo mi przypadł do gustu, lekki i nie sprawiał, że czytało mi się ciężej. Jeśli chodzi o ocenę to ode mnie 4.25/5 ⭐️
Współczesny retelling mitu o Hiacyncie, gdzie dwójka bogów próbuje podbić serce śmiertelnika. Obsesja, miłość, intrygi - nie cofną się przed niczym, aby dostać to, czego chcą.
Uwielbiam retellingi i uwielbiam odniesienia do mitologii greckiej, więc wiedziałam, że muszę przeczytać tę książkę. Tutaj mamy mitologię w trochę innym ujęciu - jest bardziej współcześnie. Bogowie żyją pośród śmiertelników i mimo że zachowują swoje boskie cechy i moce, to wydają się trochę bardziej „ludzcy” np. posiadają własne firmy. Bardzo podoba mi się ten zabieg!
Książka jest pięknie napisana. Mam wrażenie, że przez to, że Apollon, czyli bóg sztuki jest jednym z głównych bohaterów, to ta książka również jest sztuką. Została napisana bardzo ładnym językiem, powiedziałabym wręcz, że poetyckim. Znalazłam tu naprawdę wiele cudownych cytatów!
Uwielbiam również charakter Apollona! Jego chaotyczność i zakręcenie jak dla mnie jeszcze bardziej dodawało mu tej „ludzkości”. Mimo że jest bogiem, więc żyje już od wieków, to nadal jest dość zagubiony w tym swoim życiu. Na szczęście miłość pozwala mu trochę się odnaleźć. Naprawdę bardzo podobał mi się ten wątek romantyczny! Cudownie się patrzyło na rozkwit bohaterów, kiedy w końcu uświadomili sobie swoje uczucia. Na początku trochę nieśmiali, ale później gotowi poświęcić dla siebie naprawdę wiele. Uwielbiam też to, jaką rolę w ich relacji odgrywały małe gesty. Moment, kiedy Hiacynt zabrał Apollona na wakacje>> To pokazuje, że naprawdę nie potrzeba wiele, żeby uszczęśliwić drugą osobę. Uważam, że ich miłość została naprawdę ładnie i delikatnie przedstawiona.
Mimo że nie było tego za wiele, to również bardzo podobała mi się relacja Hiacynta z jego bratem, a zwłaszcza jej rozwój. Mimo że na początku się nie dogadywali, to później pojawiła się ta nić porozumienia i myślę, że Kynortas stał się dla Hiacynta jedną z najbardziej zaufanych osób.
Bardzo wzruszająca, ale jednocześnie bolesna historia. Obaj mieli ciężki czas w życiu, jednak odnaleźli się i można nawet powiedzieć, że uratowali. Ich miłość i wzajemne poświęcenie na pewno zostaną w mojej głowie na dłużej.
Z czystym sumieniem daje 4 gwiazdki, bo ta książka zdecydowanie na nie zasługuje.🪻Była to moja pierwsza styczność z twórczością Katarzyny Tkaczyk i po tej książce z pewnością mogę stwierdzić, że nie ostatnia! Proszę więcej książek z tego uniwersum.🤝🏻 Trochę zajęło abym mogła się wciągnąć w tę historię, ale po czasie z każdą chwilą coraz chętniej przewracałam strony oraz bardziej angażowałam się w lekturę. Ta książka była przepiękna i wzruszająca. 💘 Mimo, że spodziewałam się zakończenia to i tak mnie ono zabolało, na coś takiego nikt nigdy nie był i nie będzie gotowy.. mimo tego, że ta książka chwyciła mnie za serce to nie trafiła ona do mnie, tak jakbym chciała żeby to zrobiła. Czegoś mi tutaj brakowało, może trochę więcej emocji na początku i w środku książki. Czasami też była lekko nużąca, ale i tak odczuwałam radość z lektury. Podobało mi się również to, w jaki sposób autorka przedstawiała relacje Hiacynta i Apollona!🥹 Polecam!
Przemęczyłam, ale jakim kosztem? Nie wiem, może miałam inne oczekiwania, ale nie podpadła mi ta książka. Okropnie się męczyłam, postacie wydawały się płaskie, fabuła może i przyjemna, ale idąca takim dziwno-powolnym-za szymkim tempem, że totalnie się pogubiłam. Przyciągnęły mnie postacie w mitologii greckiej, ale dostałam przerysowane i nijakie osobowości, do tego stopnia, że żal mi ich było. Niestety mnie zawiodła.
Na pewno nie złamało mnie to tak jak «Pieśń o Achillesie», ale końcówka rozbudziła sporo emocji. W ogólnym rozrachunku czytało się to przyjemnie i całkiem szybko. I pozostała mi taka nostalgia w sercu, a myślę, że o to właśnie chodziło.
Lektura „Hiacynta” była moim pierwszym spotkaniem z twórczością Katarzyny Tkaczyk, jak również i samym mitem o Hiacyncie i Apollonie, ale jakże zaskakujące i fascynujące było to spotkanie! Nie miałam wobec tej historii wielkich oczekiwań, a bardzo szybko okazało się, że porwała mnie niczym nurt rwącej rzeki. Przesiąkłam nią doszczętnie, tak że nie została nawet jedna sucha nitka. Nie miałam pojęcia, że ten retteling rozwali mnie na kawałki, wdzierając się za twardą skorupę, tam, gdzie kryją się najbardziej wrażliwe fragmenty serca.
Nie każdy bóg jest boski, nie każdy jest twardy, ostry, nie każdy poświęci jednostkę dla dobra ogółu. Widzimy ich jako nieugiętych, pewnych siebie, majestatycznych, ale odkąd zeszli na ziemię z Olimpu wcielając się w rolę człowieka, wiele się zmieniło. Choć skrywają sporo tajemnic, to jednocześnie są na ustach całego świata. Ogromnie bogaci, kierujący potężnymi firmami i mieszkający w najpiękniejszych i najbardziej gustownych apartamentach. Odstają od reszty ludzkości, ale jak się okazuje, są wśród nich również tacy, którzy wsłuchują się w swoje serce i myśli, którzy mimo setek tysięcy lat nieśmiertelnego życia są zaskakująco ludzcy.
Apollon, bóg piękna, światła, życia, śmierci, muzyki, wróżb, prawdy, prawa, porządku, natchnienia, lecznictwa i uzdrawiania, patron sztuki i poezji. Czy spodziewałam się, że będzie on tak niesamowicie wrażliwy, że jego myśli i pragnienia będą tak podobne do moich? Niezrozumiany, nieszczęśliwy, pełen tęsknoty, przerażony tym, że z każdym kolejnym dniem słabnie. Patrzący z utęsknionym wzrokiem w nieboskłon, modlący się, by los zdjął z niego klątwę i zezwolił na prawdziwą miłość.
Samotny, mimo tych wszystkich otaczających go ludzi i bogów. Każda minuta jego życia jest wypełniona kolejnymi zajęciami, ale nawet to, nie pomaga mu zapomnieć o swoich pragnieniach, o rozpaczy, o złamanym sercu. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie będzie szczęśliwy bez prawdziwej miłości.
To bohater, którego z miejsca pokochałam. Pełen ciepła, zagubiony, a jednocześnie niesamowicie silny, pewien siebie i walczący o najważniejsze dla siebie osoby do utraty sił. Oniryczny, romantyczny, sentymentalny, uczuciowy, poetycki.
Hiacynt, niezwykle wrażliwy, bardzo inteligentny, pełen światła i duszy chłopak o wyjątkowej, delikatnej urodzie, który pracując w rodzinnej firmie Amiclay, każdego dnia coraz bardziej przygasa. Śmiertelnik, który ma wielkie marzenia i pragnienia, pełen pasji, fascynujący się Olimpidami, będący niczym promienie wiosennego słońca. Marzy nie tylko o prawdziwej miłości, ale również o zajęciu, które da mu satysfakcję i które będzie napędzało go, by sięgać wyżej każdego dnia. Niestety, choć kocha swoją rodzinę, ma już dosyć pracy w Amiclay. Czuje się okropnie, marnieje w oczach, a dokuczliwy ból głowy towarzyszący mu każdego dnia, nie poddaje się nawet po kolejnej dawce silnych leków przeciwbólowych.
Gdy dostał zaproszenie na wernisaż organizowany przez Apollona, był wniebowzięty. Bardzo szybko jednak rodzina podłapała temat i skłoniła go, by podczas spotkania zdobył jak najwięcej kontaktów, które mogą się przerodzić w potencjalne współprace. Nie spodziewał się jednak, że ten jeden wieczór, będzie kamyczkiem, który ruszy lawinę. A tym bardziej, nie mógł nawet przewidzieć, że przyniesie mu ona największe szczęście, ale jednocześnie największą zgubę.
W powieści poznajemy również perspektywę trzeciego bohatera, Zefira, boga wiatru, który oddał serce Hiacyntowi i nie mógł pogodzić się z odrzuceniem. Dla tej relacji poświęcił już wszystko i doskonale zdawał sobie sprawę, że nie było już odwrotu. Jego szalona, opętańcza miłość była jak klatka, która dusiła chłopaka. Kolejne ostrzeżenia, próby kontroli, silna zazdrość, próby dominacji, to nie są czyny, które pozwalają uczuciu rosnąć. A wręcz przeciwnie, pojawia się strach, niechęć, złość.
Nigdy nie jest łatwo pogodzić się z odrzuceniem. Nie ważne jak mocno moglibyśmy zabiegać o drugą osobę, jeżeli jej serce jest zajęte, to nic co zrobimy, tego nie zmieni. To zderzenie, kontrast między miłością spełnioną a tą zranioną, złamaną jest w tej historii świetnie oddany. Doskonale przedstawiono tutaj ciężar obu relacji, uczucia, które gwałtownie przechodzą z tych pełnych szczęścia do niepokoju i strachu o siebie i tę drugą osobę. Główny wątek, połączony z grecką mitologią, boską obecnością, poszukiwaniem swojej drogi, przeciwstawieniem się rodzinie, której wydaje się, że wie, co dla nas najlepsze, tworzą niezwykle fascynującą historię, od której nie można się oderwać.
To historia, która poruszyła mnie do głębi i wywarła na mnie ogromne wrażenie. Niby nic wyjątkowego, bogowie, którzy zeszli na ziemię, miłość jednego z nich do śmiertelnika, trochę sztuki i nowoczesności. Opis nie oddaje nawet w 1% zawartości. Nie przygotuje Cię na to, jak wielkim szokiem będzie każda kolejna przeczytana strona. Żałuję, że nie mogłam spędzić z tymi bohaterami więcej czasu. Z łatwością odnalazłam siebie w tej historii i zaangażowałam się w nią całą sobą.
Fakt, nie było idealnie. Samego tła i wątków pobocznych było tutaj trochę za mało. Bardzo chętnie dowiedziałbym się, dlaczego bogowie zeszli na ziemię, jak wyglądały ich początki, chciałabym mocniej zagłębić się w ich działalność na ziemi, zrozumieć, dlaczego to jest lepsze, niż władanie globem z Olimpu i ukrywanie swojej obecności przed ludzkością. Mam pewne podejrzenia co do tego wątku, ale chciałabym, żeby zostało to rozwinięte w samej książce.
Mogłabym również czepić się samej relacji między Hiacyntem i Apollonem, która pojawiła się ot tak, ale uwielbiam motywy miłości od pierwszego wejrzenia, która nie potrzebuje wzajemnego poznania się, by zapłonąć. To nie jest taka „standardowa” miłość, tylko ta poetycka, o której śnią poeci, pełna magii, która w prawdziwym życiu zdarza się niezwykle rzadko. Piorun, który w jednej chwili, poraża obie strony, wypalając na nich ślad. Na każdej kolejnej stronie powieści uczucie między bohaterami jest wzmacniane i wzbogacane. Jaśnieje coraz mocniej i mocniej.
To była przepiękna, ale również i bolesna historia, która wyżęła mnie jak gąbkę. Pełna sztuki, magii, napisana fantastycznym, poetyckim językiem, w której absolutnie większość doskonale zagrała niczym doskonale skomponowana melodia. Zakończenie było… bolesne, ale jednocześnie dzięki temu świetnie wpisała się w klimat mitów greckich. W ten dramatyzm i tragizm, w powagę i zaskakujące przesłanie. Świetnie pokazała, z jakimi uczuciami mierzą się ci, którzy odnaleźli prawdziwą miłość, ale również Ci odrzuceni, których miłość nigdy nie zostanie spełniona. Bardzo łatwo jest pogubić się w swoich uczuciach, tym bardziej, kiedy przeżywamy tak okrutne cierpienie.
Opowieść o miłości, tej prawdziwej, wyczekanej, która uderzyła niczym grom z jasnego nieba, ale również o tej zatrutej, niespełnionej, która skłania do drastycznych wyborów i czynów. To historia o samotności nieśmiertelnego życia, o tęsknocie za drugą duszą, która w pełni zrozumie i zawsze będzie wsparciem, która odda się w pełni i pokocha równie mocno, tą najpiękniejszą, najczystszą miłością, dla której jesteśmy w stanie zrobić wszystko, bez względu na to, jak wysoka będzie cena. O uczuciach, które wzbudza każdy kolejny dzień, gdy nie możemy być z tą drugą osobą, która jest dla nas całym światem i o tych, które odczuwamy gdy jest obok.
Czy muszę dodać coś więcej? Myślę, że nie. Polecam bardzo mocno!
RECENZJA „Hiacynt” autorstwa Katarzyny Tkaczyk to wyjątkowa opowieść, która zachwyca zarówno formą, jak i treścią. Autorka, znana ze swojego zamiłowania do reinterpretacji mitologii oraz opowieści psychologicznych, ponownie udowadnia, że potrafi z niezwykłą wrażliwością i głębią przenieść klasyczne motywy do współczesnego świata. Jest to współczesna wersja greckiego mitu o Hiacyncie, Apollonie i Zefirze. Autorka osadza bohaterów w XXI wieku, gdzie bogowie funkcjonują bardziej jak medialne ikony, niż istoty nadprzyrodzone. To świat pełen blasku, pozorów i iluzji, ale pod tą warstwą kryją się silne emocje, obsesje, lęki i pragnienie bliskości. Historia obraca się wokół dramatycznej relacji trzech postaci: delikatnego i wrażliwego Hiacynta, potężnego i magnetycznego Apollina oraz gniewnego, impulsywnego Zefira. Gatunkowo powieść osadzona jest na pograniczu urban fantasy, dramatu psychologicznego i tragicznego romansu. Głównym bohaterem jest Hiacynt, młody chłopak, który na początku jawi się jako czysty i ufny, jednak w miarę rozwoju akcji przechodzi głęboką przemianę. W zderzeniu z emocjonalną manipulacją i konfliktem lojalności dojrzewa, uczy się stawiać granice i odnajduje własny głos. Apollon, jako figura dominująca, ukazany jest wielowymiarowo, nie jest jedynie oprawcą, ale również kimś, kto sam nie radzi sobie z własnymi emocjami. Zefir natomiast to postać tragiczna, kierowany zazdrością, pełen sprzeczności, nie potrafi wyrażać uczuć inaczej niż przez gniew. Każda z tych postaci jest głęboko ludzka, mimo boskiej otoczki i to czyni książkę tak przejmującą. Styl pisania autorki jest jednym z największych atutów powieści. Język jest refleksyjny, bogaty w metafory, miejscami wręcz poetycki. Tkaczyk nie ucieka się do patosu, lecz buduje atmosferę za pomocą subtelnych środków, przemyśleń, gestów, nastroju. Narracja prowadzona jest w sposób przemyślany i hipnotyzujący. Książka wciąga od pierwszych stron, choć jej tempo jest raczej powolne i kontemplacyjne. Rozdziały są zróżnicowane, a Tkaczyk umiejętnie buduje napięcie, stopniowo odkrywając emocjonalne tło historii. Nie ma tu klasycznych cliffhangerów napięcie rodzi się z relacji, z niedopowiedzeń i cieni na duszach bohaterów. Najmocniejszą stroną „Hiacynta” jest psychologiczna głębia i umiejętność oddania emocjonalnej intensywności relacji. To nie tylko reinterpretacja mitu, ale przede wszystkim opowieść o miłości, która może zarówno uzdrawiać, jak i niszczyć. O pragnieniu bycia kochanym i o tym, jak cienka bywa granica między troską a zawłaszczeniem. Ogromne wrażenie robi także to, jak współczesny kontekst wydobywa nowe znaczenia ze starej historii, czyniąc ją zaskakująco aktualną. Jeśli miałbym wskazać jakikolwiek słaby punkt, byłaby to intensywność emocjonalna, która dla niektórych czytelników może okazać się przytłaczająca. Nie jest to książka dla osób szukających lekkiej rozrywki wymaga skupienia, empatii i gotowości na emocjonalną podróż. Podsumowując, „Hiacynt” Katarzyny Tkaczyk to literacki klejnot, głęboki, mądry i pięknie napisany. Daje nowe życie staremu mitowi i pokazuje, że opowieści o miłości, stracie i przemocy emocjonalnej są uniwersalne, niezależnie od epoki. Zdecydowanie polecam tę książkę każdemu, kto szuka literatury z duszą, bogatej w treść i język, poruszającej i długo pozostającej w pamięci.
Książka ta była mi proponowana ze wszystkich stron na social mediach. Musiałem się przekonać czy rzeczywiście mi się spodoba. Kiedyś lubiłem mitologię, ale z czasem bardziej zacząłem cenić magiczne światy fantasy. Czy ten mnie urzekł? Jak sam tytuł podpowiada, fabuła jest nowoczesną interpretacją mitu o Hiacyncie. Przyznam, że zupełnie go nie pamiętałem, choć wiedziałem, że podaje się ten mit jako źródło nazwy dla kwiatu. Celowo nie odświeżałem go sobie żeby móc się zaskoczyć i porównać już po lekturze tej książki. Hiacynt to młody, przystojny chłopak, który próbuje połączyć studia, które go pasjonują z pracą w rodzinnej firmie. Nie wychodzi mu to najlepiej, ale nie potrafi przeciwstawić się rodzinie i odejść z firmy by zająć się tym co kocha. W efekcie, ma dużo stresu, mało snu i jest uzależniony od leków przeciwbólowych ze względu na ciągłe migreny. Zefir próbuje się zbliżyć do Hiacynta, ale ten, mimo sympatii, trzyma go we friendzonie. Nie jest to łatwe dla boga wiatru, bo nie przywykł do odmowy. Zależy mu na śmiertelniku i próbuje go zagarnąć tylko dla siebie. Apollon natomiast poznaje Hiacynta w swojej galerii sztuki na wystawie i od razu zwraca na niego uwagę. Jest w tym chłopaku coś niezwykłego, co nie pozwala o nim zapomnieć. Szybko znajdują oni nić porozumienia ze względu na wspólne zainteresowania, ale i jakiś wzajemny magnetyzm. Ten trójkąt miłosny nie mógł się skończyć dobrze. Potyczki między bogami zawsze zwiastują tragedię. Choć przyznam, że nie pamiętając zupełnie mitu, z początku kibicowałem Zefirowi, bo wydawał się troszczyć o młodzieńca, a przypisywane Apollonowi pycha i brak zrozumienia dla istot śmiertelnych wydawały się być dość realistyczne. Jednak pozory mogą bardzo mylić. Zdecydowanie na plus mogę dać próbę unowocześnienia tej historii. Pomysł może nie jest nowatorski i przypomina mi mocno “Amerykańskich Bogów”, jednak przedstawienie sposobu jaki mitologiczni bogowie znaleźli by odnaleźć swe miejsce w nowej rzeczywistości uważam za ciekawy. Jednakże, niestety przez zdecydowaną większość książki, nie udawało mi się poczuć emocji, które próbowała pokazać autorka. Zupełnie nie trafiał do mnie żaden z romansów. Żadna z relacji bohaterów nie wydawała mi się realistyczna. Dopiero epilog na mnie podziałał i uważam, że jest najpiękniej napisanym fragmentem tej historii. Z bohaterami i światem przedstawionym miałem podobny problem jak z emocjami. Nie potrafiłem się z nimi utożsamić, a w świecie w pełni odnaleźć, bo nie wydawały się rzeczywiste. Życie jakie prowadzili bohaterowie wydawało się… obce. Nie wierzę żeby ktokolwiek żył tak jak oni. Brzmi to bardziej jak wyobrażenie życia osoby majętnej, któremu brakuje szczegółów, które by je urealniały. Koniecznie muszę też wspomnieć o statusie boskości w rozumieniu tej opowieści. Bogowie istnieją dzięki czerpanej od śmiertelników energii życiowej. Takie energetyczne wampiry. Fajny choć chyba nie oryginalny pomysł. Natomiast fakt, że Olimpidzi musieli się przestawić na inny sposób czerpania tej energii ze względu na zmieniające się czasy znajduję jako intrygujący. Podsumowując, książka ta jest w moim odczuciu średnia. Nie jest zła, ale dobra też nie. Brakuje mi dopracowania. Rozbudowania codzienności bohaterów. Tchnięcia więcej życia w bohaterów. Znalezienia takiej formy przekazu emocji, by dotykała serce. Sprawiała, że czujemy motylki w brzuchu wraz z postaciami. Doprowadzała nas do takiego zagłębienia się w historii, że nie potrafimy się oderwać. W moim przypadku przez większość czasu towarzyszyła mi obojętność, a jedynym co pchało mnie do przodu to chęć porównania tej opowieści z oryginałem.
🌬️🎭 Hiacynt autorstwa Katarzyny Tkaczyk to powieść, która z odwagą i oryginalnością przenosi grecką mitologię do współczesności. Bogowie nie są już odległymi postaciami z marmuru – tu żyją wśród ludzi, mają konta na Instagramie, zarządzają wielkimi firmami i... wciąż pragną tego samego, co kiedyś: miłości, uznania i dominacji. Autorka pokazuje, że bóstwa mogą być równie kruche i zdesperowane jak śmiertelniczki, a ich boskość w niczym nie chroni przed bólem istnienia.
🌬️🎭 Na pierwszym planie stoją trzy silne osobowości – Apollon, Zefir i Hiacynt – uwikłane w dramatyczny trójkąt uczuć, lojalności i obsesji. Apollon – bóg sztuki, ekstrawagancki i pewny siebie – traci moc i jedyne, co może go uratować, to miłość Hiacynta. Zefir, bóg wiatru, dawno już oddał serce temu samemu chłopakowi i nie zamierza rezygnować. A Hiacynt? Dość ma bycia przedmiotem boskiej rozgrywki. Jako student historii sztuki zna wartość piękna, ale chce wreszcie, żeby ktoś zobaczył w nim człowieka, nie tylko symbol.
🌬️🎭 Fabuła rozwija się powoli, miejscami wręcz kontemplacyjnie. To nie jest książka, która porywa od pierwszej strony – wymaga cierpliwości i skupienia, ale potrafi za to odwdzięczyć się refleksją i głębszym zrozumieniem motywów bohaterów. Dużo tu rozmów, emocjonalnych konfrontacji, rozmyślań o sensie sztuki, relacjach międzyludzkich i o tym, gdzie kończy się poświęcenie, a zaczyna autodestrukcja. Katarzyna Tkaczyk świetnie poradziła sobie z przetworzeniem mitologii na język współczesności. Przedstawienie Apollona jako celebryty, który gubi się w własnym ego, i Zefira jako istoty niosącej cierpienie przez nadmiar miłości, jest nie tylko świeże, ale też bardzo aktualne. To, że Hiacynt próbuje wyrwać się z tej gry, pokazuje jego dojrzewanie i wewnętrzną siłę – choć jest najbardziej „ludzki” z tej trójki, to właśnie on wydaje się mieć największą moc. ㅤ 🌬️🎭 Nie da się ukryć, że wątek romantyczny mógłby być bardziej intensywny – brakuje mu nieco chemii i napięcia, które uczyniłyby historię bardziej angażującą emocjonalnie. Zamiast tego dostajemy subtelne napięcia, domysły i niedopowiedzenia. Choć można docenić tę delikatność, czasami ma się ochotę potrząsnąć bohaterami i zmusić ich do działania. Mimo to dramatyzm tej historii tkwi nie tyle w gestach, co w konsekwencjach decyzji, które podejmują. ㅤ 🌬️🎭 Hiacynt to książka nietuzinkowa – nie każdej czytelniczce przypadnie do gustu, ale każda powinna spróbować. Łączy w sobie współczesną opowieść o szukaniu tożsamości z echem starożytnych mitów o fatum i ofierze. To historia o miłości, która może ocalić albo zniszczyć, o boskości, która nie chroni przed samotnością, i o człowieczeństwie, które może być potężniejsze niż nieśmiertelność. Dla miłośniczek mitologii, sztuki i literatury z duszą – to propozycja warta uwagi.