Mówiła o sobie, że jest gęsta, bo gęste rzeczy mają dużo treści…
Agata, córka wziętego adwokata i uciekającej przed życiem alkoholiczki, rozpoczyna pracę wolontariuszki w Centrum Seniora. Jej podopiecznym jest Józef, niedołężny staruszek, który w skazanym na zapomnienie miejscu przetrwał dzięki zadziwiającej relacji z młodym lokalnym przestępcą o imieniu Bolo. Gdzieś na granicy „dziś” i dalekiej przeszłości obaj mężczyźni panicznie uciekają przed konsekwencjami swoich decyzji, Agata zaś w ich świecie chowa się przed swoim przeznaczeniem.
Listy do przyjaciółki, której nie ma, cmentarna staruszka, o której ktoś pisze nową historię, bandyckie porachunki współczesnego Szczecina, bezradna walka z przeznaczeniem, chłopiec, który nie miał butów, by w porę uciec przed duszkami, oraz tajemnica nazistowskiego mordu, którego w 1943 roku dokonano pod Puszczą Świętokrzyską…
„Martwe mleko” to opowieść o zbrodni bez kary, o przyszłości, która już kiedyś miała miejsce, o ludziach, którzy bezradnie próbują uciec przed swoim losem.
„Trzeba sobie czasem życie rozmasować, jak za bardzo ciągnie.”
Autorze Grzelak, kłaniam się w pas. Zyskałeś, Autorze, nową fankę.
Książka o ludziach za gęstych, samotnych, nie z tych czasów. O dziewczynie, o chłopaku, o babci i dziadku. Historia o życiu. O przemijaniu. O wieczności. Poruszyła dziwne rejony mojej duszy, o których zapomniałam. Dziękuję, że mogłam sobie o nich przypomnieć.
“Kochanie się czuje. Kochania nie trzeba mówić. Kochanie się samo pokaże.”
[współpraca reklamowa @wydawnictwo_niebieskie]
Gdy przymknie się oczy. Gdy nastąpi krzyk, huk i cisza.
W poczuciu smutku i pragnieniu przytulenia. W ulotnym cieniu wspomnień.
Ta książka momentami bolała. Ostatnie strony sprawiły, że w moich oczach pojawiły się łzy. A gdy przyszło zrozumienie… doznałam przebłysku.
W tej historii nie pojawiło się zbyt wiele postaci, ale było ich wystarczająco, by poznać je bliżej. By ich zrozumieć. By zobaczyć, jak życie czasami próbuje nam strzelić w twarz.
Początek tej historii był intrygujący. Wydarzenia z 1943 roku niczym cień w czasach obecnych i martwe mleko. Z pozoru białe, a jednak niedobre.
Ale co, jeśli to martwe mleko można przerobić w coś innego? W coś z pozoru nieistotnego, a jednak tak bardzo znaczącego?
Życzenia, które mogą okazać się trujące…
Wkraczając w tę historię, miałam wrażenie, jakbym otworzyła drzwi do dawno zamkniętych wspomnień. Wspomnień, które raz na jakiś czas pojawiają się nieproszone. I może nie były identyczne, jak te z książki, ale na tyle podobne, by je dotkliwie poczuć.
Poczucie bycia niepotrzebnym. Pożartym przez przeszłość. Przez samotność. Przez jeden błąd, którego nie da się cofnąć.
Agata, główna bohaterka tej historii. Z domu, w którym wiele się działo. Z domu, w którym miało się miejsce do spania, obserwowania załamań i przyjmowania niechcianych uwag.
Młoda kobieta, która miała dość.
W poczuciu brzydoty. W chwili, gdy życie traci sens. W szukaniu własnego istnienia.
Bycie nikim. Bycie bezużytecznym… To boli.
Pragnęła coś zmienić. Pomóc sobie. Wyrwać się czarnej otchłani.
Z wizytą w domu starców.
Dom starców, pomoc innym… I gdybym miała wskazać na cokolwiek, co mnie dotkliwie przeraża i na samą myśl zabija od środka… byłaby to wizyta w domu starców. Miejsce, które przywołuje łzy.
Tyle samotnych dusz. W większości bez nikogo. Z paniami do pomocy i ewentualnymi wolontariuszami.
Kiedyś kochani, a teraz w większości zapomniani.
Pełni nieświadomego bólu, rozpaczy i nędznego szczęścia.
A także doświadczenia problemów, których nie spotyka się na co dzień. Zadarcia z niewłaściwymi ludźmi. I choć chciałabym opowiedzieć wam o niej coś więcej, to nie mogę. Sam opis już zdradza zbyt wiele, a ja chcę, żebyście weszli w tę historię z garstką informacji. Bo uwierzcie mi… warto ją poznać. Warto zapoznać się z innym życiem. Życiem, o którym nie mówi się na co dzień.
„Martwe mleko” sprawiło, że w jednej chwili doświadczyłam czegoś znajomego i jednocześnie obcego. Czegoś autentycznie życiowego i dotkliwie spotykanego. I zapewne to, co napisałam, nie ma najmniejszego sensu, ale… czasami wystarczy jutrem naprawić zepsute wczoraj . “Martwe mleko” to książka, która ma w sobie wiele. Wiele niezapomnianej treści osadzającej się na dnie duszy.
W poczuciu ciężaru, skutków i życiu, w którym nie ma czym oddychać. W trującym pragnieniu zmiany losu, obraniem innej ścieżki własnego życia. O poszukiwaniu siebie, o samotności, przemijaniu i niesieniu pomocy innym. O uczeniu się na własnych błędach.
“W starych kajdanach, z rdzą przeznaczenia…”
Ps. Panie Autorze @marcin_grzelak_profil_autorski - ma pan genialne pióro!
🥛 Niektóre historie z dzieciństwa naznaczają traumą na całe życie. Dorastając w patologicznym otoczeniu przypomina się rozsypankę puzzli - częściowo ułożoną, w której brakuje wielu fragmentów, by stworzyć piękny obrazek. Bohaterowie „Martwego mleka” starają się przez całe życie „dodrukować” brakujące elementy, by układanka została złożona w całość.Czy im się to uda? Zapraszam do dalszej lektury.
🥛 „Martwe mleko” to historia Agaty, córki wpływowego prawnika z zapędami sadystycznymi i wieloma uzależnieniami oraz matki alkoholiczki, uciekającej przed życiem, która w nieudolny sposób próbuje trzymać w ryzach wizerunek normalnej rodziny. Agata to typ buntowniczki, która nie chce iść w ślady rodziców, studiuje niesatysfakcjonujący kierunek, prowadzi hedonistyczny tryb życia i ewidentnie nie odnajduje się w realiach dorosłości narzuconych przez konstrukt społeczny. To prowadzi ją do podejmowania irracjonalnych decyzji, których później żałuje.
🥛 Nie wszystkie podjęte przez główną bohaterkę działania są bezsensowne. W przypływie emocji pragnie pomagać staruszkom w domu seniora. Ta decyzja prowadzi do poznania pana Józefa - dziadka z bogatą przeszłością oraz jego opiekuna - młodego Bola zainteresowanego kryminalnym półświatkiem Szczecina. Nieprzepracowana przeszłość bohaterów tej książki dogania ich w najmniej oczekiwanym momencie, w którym będą musieli się z nią zmierzyć i ponieść jej konsekwencje.
🥛 Rozliczanie się z przeszłością zabierze nas do czasów drugiej wojny światowej i tajemnicy zbrodni hitlerowskiej dokonanej pod Puszczą Świętokrzyską. Co kryją wydarzenia z przeszłości? Czy Agacie uda się nawiązać kontakt z dawną przyjaciółką, której codziennie wysyła SMS-y? Czy Bolo zdoła wyjść na prostą i skończyć z kryminalną działalnością? Jaki w tym wszystkim ma udział cmentarna staruszka? Czy Józefowi uda się uciec przez duszkami? To wszystko i wiele więcej przeczytacie w „Martwym mleku”.
🥛 „Martwe Mleko” Marcina Grzelaka to historia niezwykle intrygująca, napisana pięknym, poetyckim językiem. Jestem zachwycony rzeźbieniem w słowie przez pisarza, zręcznym sposobem łączenia pozornie trudnych do połączenia ze sobą historii, jak i przemyślanym, stopniowym budowaniem napięcia. Historia jest gęsta, jak główna bohaterka, przez co skłania do wielu refleksji.
🥛 Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że taka opowieść nie może zaskoczyć, a jednak zaskakuje i zostaje w głowie. Szczecin Grzelaka, ten współczesny jak i ten z lat wojennych, nabierają wyrazistości przy świadomości , że postacie i wydarzenia inspirowane są bliskim otoczeniem autora.
🥛 Dziękuję Wydawnictwu Niebieskiemu za przesłanie mi egzemplarza do recenzji. To była niezmiernie pasjonująca przygoda po słowach i emocjach, jakiej dawno nie miałem okazji przeżyć. Serdecznie polecam każdemu taką podróż!
Już dawno żadna recenzja nie była dla mnie tak wielkim wyzwaniem. I to wyłącznie dlatego, iż nie ważne jakich pochlebstw użyję, nie będą one w pełni odzwierciedlać tego, jak genialna jest ta książka.
Już pierwsze kilka zdań tej książki spowodowało, że zostałam wciągnięta do świata będącego swoistym polem do głębokich refleksji.
"Martwe mleko" to powieść dotykająca przyziemnych problemów, niekiedy zakorzenionych jeszcze w dzieciństwie, często traumatycznym, spędzonym w patologicznym środowisku, tam, gdzie rękę na żonę podnosi się dla zasady.
Poznajemy Agatę, mieszkającą w obecnym Szczecinie, w bogatej rodzinie, która nie chce skończyć jak matka alkoholiczka, czy ojciec gbur i tyran. Dziewczyna ma na swoim koncie kilka niefortunnych decyzji, ale pragnie zmiany, poszukuje impulsu niezbędnego do wskazania jej, którą ścieżką życiową podążyć, aby nie stać się wierną kopią zepsutych rodziców.
Autor przenosi nas także do 1943 roku, gdzie na ziemi świętokrzyskiej zjawia się sam diabeł w ciele niemieckiego oficera. Bezlitosny, wyrachowany, ślepo wyznający ideologię małego człowieka, krok po kroku realizujący to, co było jego założeniem. Przynosi cierpienie, ból, stratę, a w końcu śmierć. Zostawia także traumy, które nieprzerwanie będą się trzymać człowieka niczym lep i nie opuszczą go do końca jego dalszego życia.
To opowieść o problematycznym "wczoraj" i dającym nadzieję "jutro". Tak niepozorna historia, a mająca tak wiele do przekazania. Przenosi nas do świata ukazującego ulotność, kruchość życia, pustkę, samotność. Do świata przewrotnego, który na drodze życia stawia ludzi, którzy pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego.
To niespotykany, magnetyzujący, przejmujący splot ludzkich dramatów, traum, niepowodzeń, pragnień oraz nadziei, które dotykają najczulszych strun duszy. "Martwe mleko" jest opowieścią daleką od komfortu, zaś pełną niezapomnianych treści zgłebiających meandry umysłu człowieka. To historia, w której chce się zatracać, rozważać jej istotę, rozmyślać, a potem długo, długo milczeć.
Dla kogo? Dla osób potrafiących czytać między wierszami, umiejących dostrzec wrażliwość wyzierającą z każdego przeczytanego zdania. Autor emocjami maluje niezwykłe obrazy, które pozostawiają trwały ślad w sercu i umyśle czytelnika. Po stokroć polecam!
z wojną przyszło ciemne rozsiadło się wygodnie chłonęło oddechy wzajemne drżało mrokiem nieprzytomnie
na stole rosół i strach ona czeka i przez oficera drży na stole jak w złych snach lęk i ból, co aż się skrzy
i duszki wnet przyszły w pierś się wbiły głęboko wraz z brata dotykiem wyszły gdzieś poszybowały wysoko
z wojną złe do nich przybyło od diabła, nieludzkie i czarne i martwe mleko w niej było a słowa te wszystkie na marne
gruba byłam i gęsta skrawkami życia się stałam we mnie niepewność tak częsta i drżąca, zagubiona czekałam
we mnie nic już więcej nade mną tamto trzepoce pusta, niczyja w udręce wiatr życia we mnie łomoce
We mnie. Na mnie. Pode mną. Nic.
Wszystko, co nie jest warte nic. A może coś jednak? Zdeptana, gęsta, niepuszysta. W nieznaną stronę idę. Nie osłoni nic mnie oprócz tego, co czuć chcę. A to tylko pustka i wyrwa głęboka. Wiadomość tylko napiszę. Do niej. Do tej, której nie ma. Już nie! Bez niej znów nic. Ojciec uderza, matka pije. W kuchni rosół i cisza.
Muszę wyjść. Gdzieś. Przed siebie. Za sobą. Nie zostawiam nic. Będę pamięcią.
„Martwe mleko" odczuwaniem jest i pamięcią. Oddałam tej książce swoją całość. Bez cząstek, bez pozorów. A ona mnie mocno opatuliła smutkiem. Przez tę żywą prozę brnęłam z nadzieją. A ona o wojnie brzmi między słowami, gdzie na stole rosół i śmierć. O miłości, która krwią spłynęła. Zakopana w dole wojennej ciemności. O traumie też, co oddech zabierała. Duszkami wyzierała, złe narodziła. I mleko martwe też tam było. A Albert Hugo Schuster jak diabeł przy stole siedział.
Tu można się rozpaść, by poczuć. I można poskładać się z tego, co pamiętać trzeba. Świętokrzyska ziemia przeszłości i szczecińska współczesna droga. Trzeba być gotowym, by zrozumieć, co wojna odebrała, a czego nauczyła. Poetycki styl autora wyodrębnia emocje najpiękniej i najdojrzalej. Tak że łza kręci się w oku. I przypomina, co było. Co mogłoby być. I czego nie ma. Że z pustki też może się coś narodzić. Piękna ta literatura piękna. Polecam bardzo.
„Życia są nam przeznaczone z zakończeniem i nie jest to nawet przeznaczenie, bo w przeznaczeniu kryje się jakaś nadzieja, złudzenie siły na tyle świadomej siebie, że chce się jej o czymś zdecydować, a życie to rola, którą bezwiednie gramy”. Wystarczy kilka pierwszych zdań i już jesteś w samym środku historii, która delikatnie dotyka duszy, z premedytacją szarpie struny ciekawości, z wyczuciem otwiera przestrzeń do świata tuż obok i tego tak daleko stąd.. Poznajemy Agatę. Młodą kobietę na rozdrożu życia. Córkę „wziętego adwokata i uciekającej przed życiem alkoholiczki”. Dziewczynę, która dla swojego psychicznego komfortu postanowiła zrobić „coś dobrego”. „W krainie sexu, Amolu i żylaków”, to jest, w Centrum Seniora – sprawdzić się roli wolontariuszki. To tu Agata poznaje zupełnie „inny” świat i a my – historie ludzi, których życiowe doświadczenia zweryfikowały ogląd świata i sensu istnienia. Mamy tu wcale nie czarno – biały obraz niekończącej się bitwy dobra ze złem, ścierania się prawd i półprawd, prób łapania się za „strzępki wątłej nadziei” i poszukiwania sposobu, jak „jutrem naprawić zepsute wczoraj”. W tle skomplikowane i z każdą stroną prące do przodu „dziś” i mroczne, wyryte jak piętno w czyjejś pamięci „kiedyś”..
„Martwe mleko” to zapadająca w pamięć opowieść zdolna oczarować głębią, stylem i emocjami. „O zbrodni bez kary”, „końcu, co nie chciał nadejść”, niewidzialnej klamrze spinającej przeszłość i przyszłość, o sensie czekania i bezsensie niecierpliwości, o tym, że człowiekowi może się odbić nie tylko „martwym mlekiem”, ale i brakiem pokory, pychą i naiwnością… I w końcu „o tym, że wszystko po drodze jest tylko przystankiem”. Polecam.
Już od pierwszych wersów czyli dedykacji wiedziałam, że książka mi się spodoba. Mamy tu dwie ścieżki czasowe, lata czterdzieste ubiegłego wieku i współczesne. Historia lat wojennych jest wariacją autora na temat prawdziwych wydarzeń swojej rodziny. Gdy czytałam te fragmenty czułam się jakbym została przeniesiona w czasie, drżąc z niepokoju. Czasy współczesne pokazują nam Szczecin i to wcale nie w piękniejszych barwach. Poznajemy Agatę borykającą się z samotnością po stracie przyjaciółki, na dodatek jej matka ma problem z alkoholem, a ojciec - despota. Na szczęście nie wszystko jest tak czarne jak okładka. Koloru tej książce dodają przygody podopiecznych Centrum Seniora w Szczecinie, którzy niejednokrotnie powodowali uśmiech na mojej twarzy. Jak bym opisała książkę w pięciu zdaniach? Autor w swoim stylu dba o różnorodność emocji czytelnika pokazując mu dwa różne światy, na dwóch różnych końcach Polski, w dwóch różnych epokach. Jednak złączone są one oparami domów dziennych, domów nocnych i domów złych... Zmusza nas do refleksji czy złota rybka umie interpretować nasze życzenia? A może to my je źle wymawiamy? Podobno dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane... Warto przeczytać i samemu sprawdzić czy białe jest żywe, a czarne martwe mleko..?