Depresja, tamy, wiatraki, poldery i po horyzont pola tulipanów, tolerancja, pełen luz, sex and drugs... Zapytani o Holandię te skojarzenia wymienimy bez wahania. Taką Holandię chcemy widzieć: nowoczesną, w której wszystko wolno, tętniącą życiem, wielokulturową, zanurzoną w globalnym świecie. I to jest możliwe w każdej chwili. Koninkrijk der Nederlanden, Królestwo Niderlandów, jak oficjalnie się nazywa, nie leży przecież gdzieś daleko. Ale to tylko zewnętrzna warstwa, pisze Marek Orzechowski. Holandie są dwie. Obie pociągające. Jedna, ta wprost z widokówki, druga skryta między wodą i tamami. Inna od innych. Ukształtowana przez naród mistrzowskich budowniczych tam i krajobrazów, śmiałych żeglarzy-odkrywców i bezwzględnych kupców.
O niej także opowiada ta książka. O surowych warunkach egzystencji i walce z wodą. O tym, jak w ciągu wieków zahartowały one Holendrów i uczyniły z nich ludzi nawykłych do wspólnego działania, wytrwałych, upartych, oszczędnych aż do skąpstwa, tolerancyjnych, ale i niedostępnych. Woda to od zawsze był ich największy wróg i najważniejszy sojusznik. Nic dziwnego, że mówią o swoim kraju Kikkerlandje, Żabi Kraj. Jakby brali go lekko – na przekór genetycznemu przymusowi, by we wszystkim być najlepszym.
Część książki mogę śmiało polecić: hydrologię, historię kolonialną, malarstwo, myśl spoleczno-filozoficzną, używki, teorie spiskowe, historię monarchy. Są bogate w treść, wykraczają poza pop-ciekawostki, syntetycznie i logicznie przedstawiają materiał, ujmując także dyskusje. Jestem wybredną czytelniczką publikacji non fiction i literatury naukowej, a tu poznałam wiele nieznanych wątków czy insiderskich perspektyw.
Bardzo doceniam wtręty z pracy korespondenta telewizyjnego.
Są jednak rozdziały, których nie da się czytać. Ton moralizatorstwa i rewizjonizmu historycznego zabija teksty o II wojnie światowej czy Annie Frank. Po co to jest tak napisane? Żebyśmy my, jako Polacy, poczuli się lepiej? Podjęty temat islamu i stosunku do migrantów właściwie zamyka się na kilku wydarzeniach, choć obiecuje wiele, to nadal nie wiem, jak tam wyglada teraz debata nad tematem. Podsumowanie to zbiór górnolotnych, uniwersalnych wniosków, które już totalnie do mnie nie trafiają.
W książce są rzeczywiście błędy redakcyjne, np. parafrazy tych samych zdań czy niepotrzebne powtarzanie definicji. Znajdzie się tu trochę żartów z wąsem i pretensjonalnych komentarzy. Myślałam na początku, że dla merytoryki przełknę, no ale jednak nie.
Początek zapowiadał się fajnie, masa ciekawej wiedzy, spostrzeżeń i tła historycznego. Lepiej zrozumiałam dlaczego Holendrzy są tacy oszczędni/skąpi i na czym zbudowali swoje bogactwo. Niestety język i ton ciężki, na pewno nie jest to page turner. Im dalej tym gorzej. Krytykowanie tego co Holendrzy robili a czego nie robili podczas II czy tam I wojny (who cares?) znudziło mnie tak bardzo, że nie przeczytałam do końca.
Wiele celnych i interesujących obserwacji o Niderlandach, spora dawka wiedzy! Kilka od-autorskich komentarzy niepotrzebnych (jak o „apetycznych” dziewczynach). Kilka obserwacji się zestarzało. Ogólnie polecam!
Były momenty, gdy czytanie stawało się trudne. Gdy było troszkę zbyt pompatycznie bądź refleksje i porównania trochę na wyrost. Jednak w gruncie rzeczy, szczególnie końcowe rozdziały dotyczące teraźniejszości, były wartościowym, ciepłym, szczerym, personalnych świadectwem fascynacji tym często zle rozumianym krajem.