Pierwsza część cyklu o żyjących współcześnie czarownicach w rodu Hohenstauf. Martyna jest patologiem, sumiennym pracownikiem krakowskiego szpitala. Nikt nie wie, że w rzeczywistości jest czarownicą, która wbrew sobie i swojemu wybujałemu ego prowadzi zwykłe ludzkie życie, chcąc zapewnić swojej córce Amelce normalne dzieciństwo. Wciąż żywi nadzieję, że dziewczyna nie przejdzie Przemiany, która da jej moc, a przede wszystkim – umożliwi zobaczenie drugiego wymiaru świata, Nawii. Kiedy dowiaduje się, że córka jednak przeszła przemianę, postanawia zawieźć ją do rodzinnego źródła – Wolfensteinu, w którym mieszka jej matka, Adela. Mimo że od lat są skonfliktowane, wie, że to jedyny sposób, by uchronić Amelkę przed niebezpieczeństwem. Młoda Hohenstauf staje się bowiem obiektem zainteresowania nie tylko rządzącego Nawią Triumwiratu…
376 stron, czarownice, demony, magia, a to wszystko dzieje się w Polsce... w magicznej Polsce. Martyna jest patologiem i stara się prowadzić normalne życie oraz uchronić córkę Amelię, przed jej przeznaczeniem. Coraz więcej rodzinnych skrywanych sekretów wyjdzie na jaw. Jak Martyna poradzi sobie z powrotem do "starej" wersji siebie, jak Amelia odnajdzie się w nowym otaczającym ją świecie, gdzie pewność siebie i świadomość swoich zalet nie gwarantują szczęścia?
Na książkę Julii Bernard trafiłam przypadkiem. Magia i czarownice to nie moje klimaty, jednak historia nie zaczęła się od pojedynków na różdżki ani popisywania się znajomością zaklęć, co przekonało mnie, by dać tej pozycji szansę.
Zaczyna się tajemniczo. Do tego stopnia, że czytelnik naprawdę musi (i chce) kontynuować lekturę, żeby dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. To bardzo na plus.
Głównymi bohaterkami są matka i 18-letnia córka, które konfrontują się z nową sytuacją mająca miejsce w ich życiu. Każda z nich jest inna i da się lubić, choć na pewno nie są typowymi postaciami damskimi, do których przyzwyczaiła nas literatura.
Więź między nimi nie jest jednak (na szczęście) głównym wątkiem książki. Jest ich wiele. Przeplatają się ze sobą i do samego końca zaskakują.
Akcja rozwija się na początku powoli, a potem nabiera wręcz zawrotnego tempa. Jedyne na co mogę narzekać, to brak wypośrodkowania w tym względzie, na którym ucierpiały wątki aż proszące się o rozwinięcie. Wygląda to trochę jakby książka była na siłę skrócona w najważniejszych momentach.
Rzadko znajduję polskie książki, które są w stanie podbić moje serce. Ta może nie jest idealna, ale na tle tego co jest obecne na polskim rynku, świeci niczym diament. Z niecierpliwością sięgam po kolejną część. Mam wielką nadzieję, że mnie nie zawiedzie.