Bałtyk. Podróż literacka Tora Eysteina Øveråsa to fascynująca wyprawa przez wielokulturowy region Morza Bałtyckiego. Autor, pokonując samotnie trasę z Norwegii do Danii, odwiedza Szwecję, Finlandię, Estonię, Łotwę, Litwę, niewielką część Rosji, Polskę i Niemcy. Po drodze przybliża nam bogatą historię, tradycje i literaturę tych krajów, ze szczególnym uwzględnieniem tła społecznego i politycznego, które kształtowało tamtejszych twórców. Fascynacja niejednoznacznością państwowych granic stanowi kluczowy motyw narracji. Øverås podkreśla, że mają one charakter także mentalny i kulturowy, co sprawia, że jego wyprawa staje się również podróżą wewnętrzną, pełną refleksji nad tożsamością i przynależnością.
Bałtyk. Podróż literacka to opowieść o wspólnych i unikalnych doświadczeniach narodów nadbałtyckich, ich dążeniach, marzeniach i codziennych zmaganiach. Dzięki tej książce odkrywamy, że wędrówka przez krajobrazy literackie może być równie fascynująca co podróż przez krainy geograficzne, a każda przeczytana strona to krok w głąb nas samych.
Kiedy zobaczyłam książkę opisującą podróż literacką przez państwa bałtyckie, przez które i ja sama ostatnio przemierzam, mającą ukazywać ten wyjątkowy i różnorodny bałtycki krajobraz za pomocą powstającej tam literatury, ale i filmu i sztuki, ogromnie się podekscytowałam. To brzmiało jak spełnienie marzenia, o którego istnieniu nawet nie zdawałam sobie sprawy. Ostatecznie zabrakło mi chyba wyrozumiałości, by móc ciepło przyjąć tę książkę.
To prawie 500 stron przypominających notatki z podróży, spisane pospiesznie wrażenia, przeplatane cytatami i luźnymi myślami, które są zrozumiałe jedynie dla zapisującego, a bywa że i on przestaje je rozumieć z upływem czasu dzielącego go od końca wyprawy.
Odbieram to jako formę chaotycznej improwizacji w poszukiwaniu sensu tej drogi i tej książki, w której nie za bardzo chciałam uczestniczyć.
Już na samym początku dowiadujemy się, że autora nudzą krajobrazy, natura. Powtarza to zresztą naprawdę sporo razy. Natura poza nastrojowością jest dla niego nudna. Nudne są legendy związane z naturą. A informacje dotyczące zjawisk naturalnych „można sobie po prostu sprawdzić”. Krajobraz sam w sobie zupełnie go nie intryguje i nie zachwyca, dlatego stara się go urozmaicić dodatkami w postaci opisu twórczości powstającej na terenie bałtyckim. Ciężko mi to przełknąć, bo moim zdaniem krajobraz bałtycki dekoracji nie potrzebuje, ale to jeszcze nie skreślało tego zamysłu. Doceniam zresztą gigantyczną porcję wiedzy, zwłaszcza literackiej, jaka jest tu przekazywana (choć dojrzałam też kilka błędów + skąd wątpliwości co do narodowości Miłosza??).
To co ostatecznie zniechęciło mnie do tej książki to uświadomienie sobie, że ten sam krajobraz bałtycki, który jest tak ukochany przeze mnie, a tak nużący dla autora, posłużył tu - a raczej został zwyczajnie wykorzystany - do opisów własnego krajobrazu wewnętrznego. I być może nie byłoby w tym nic złego, gdyby opis ten momentami nie był tak skrajnie odpychający, zalany ego i niezręczny do czytania. Do tego masa tu oczywistości przedstawianej jako odkrycia Ameryki. Sam autor zresztą przyznaje, że ma łatwość w rozumieniu złożonych powiązań, a miewa trudność z dostrzeganiem spraw oczywistych. Tak, to widać.
+ Zastanawiające jest co najmniej kilkukrotne zastanawianie się na łamach książki o bałtyckim krajobrazie nad tym skąd dany twórca miał pieniądze na dom, w którym mieszka. No pewnie jest to ciekawe, ale może bardziej adekwatne w książce o kryzysie mieszkaniowym.
Myślę że gdyby nie fakt, że czytałam książkę właśnie nad Bałtykiem, to bym ją odłożyła, a tak - krajobraz dodawał jej pozytywności. Spodziewałam się książki o tych szlakach bałtyckich, którymi sama chadzałam przez ostatni rok i które są dla mnie tak ważne. A otrzymałam, najpierw cichaczem, a potem już bez skrupułów, przemycane informacje o autorze i jego frustracjach. Minęło się to spektakularnie z moimi oczekiwaniami i gdybym wiedziała, że o tym to będzie, nie podjęłabym się przeczytania tej lektury, do tego tak obszernej.
Książka ta jest zarówno literacką podróżą, jak i też przeglądem sztuki, literatury i kultury Basenu Morza Bałtyckiego. Jednocześnie stanowi mieszankę uwielbienia do geografii, jak mówi o swojej motywacji do jej napisania sam autor oraz niesamowitego kunsztu pisarskiego i wszechstronnej wiedzy. Wiedzy, która zachwyca, która motywuje czytelnika do zdobywania kolejnych poziomów edukacji, tak kulturowej, jak i też historycznej.
To, co ujęło mnie już w pierwszych stronach tej książki to niesamowite skupienie na słowie perspektywa. Autor uczy nas, że co do zasady patrzymy czasami na świat, na to, co nas otacza z jednej perspektywy, a warto do niej czasami nabrać dystansu i paradoksalnie oddalić się od swojego miejsca na świecie, po to, żeby zauważyć, jak bliskie są nam te wydawałoby się zupełnie inne lokalizacje na mapie - po prostu łączą je z Nami punkty styczne widoczne jedynie z innej strony. Początek jego podróży ma miejsce w rodzinnej okolicy, a więc miejscu które powinien znać od podszewki, a dopiero oczami swojego przyjaciela widzi je naprawdę.
Zacznijmy od tego, że nie jest to książka łatwa. Jestem wręcz przekonana, że dla większości czytelników będzie stanowiła wyzwanie. Dla mnie stanowiła. Po pierwsze zaczyna przedstawienie perspektywy kulturowej Bałtyku z miejsca, które jest mi bardzo odległe. Z Norwegii. Ja nigdy Norwegii nie odwiedziłam, nie jestem też znawczynią kultury północnej Europy. Tak naprawdę to poza jedną wizytą w Danii, nigdy północnej części Europy nie zwiedzałam.
Mimo tego bardzo szybko autor sprawił, że zarówno jego wyszukany język, jak i też dziesiątki przykładów tak literackich, historycznych, jak i też odnośniki kulturowe o nieznanym mi kodzie, stają się bliskie. Znajome stają się też opisywane przez niego krajobrazy, a sama idea podróży, którą rozpoczyna wiedziony chęcią odkrycia zupełnie nowej perspektywy w otaczającym go świecie, który zależy od Bałtyku, w pewnym momencie wydaje się być moją własną.
Jestem przekonana, że odnajdziecie w jego słowach pewne ukojenie. To lektura wymagająca, ale jednocześnie dająca mnóstwo satysfakcji. To literatura pisana językiem wysublimowanym, językiem, który porusza. To język emocji nieokazywanych wybuchami śmiechu i szokującymi zwrotami akcji lub figurami retorycznymi, a emocji pokazywanych w szczegółach, w opisie emocji, gestów i drobnych fragmentów rzeczywistości. Tego wszystkiego czego obserwacja decyduje o współodczuwaniu.
Autor w swojej powieści, swojej podróży literackiej poddaje nas bardzo ciekawej próbie, bo zarówno wędruje po odnośnikach literatury, która nie musi być bardzo poczytna, popularna, a jednocześnie momentami wplata zupełne tuzy literackie, takie jak Thomas Mann, pokazując nam pełny przekrój swoich możliwości językowych, literackich i warsztatu nie tyle pisarza, co czytelnika.
Autor zabiera nas w podróż, która jest monotonna, nie wiąże się z nagłymi zmianami krajobrazów, nawet jeśli rzeczywiście co krótki fragment znajdujemy się w innym miejscu. Natomiast jest to podróż synkretyczna. Odczuwamy ją poprzez opisy przyrody, która otacza naszego przewodnika, którym jest autor, jak i też poprzez wiązanie tych miejsc, które odwiedza z konkretnymi filmami, sztukami, rzeźbami, czy też lekturami. To jest pełnia odczuwania rzeczywistości, która jest też bardzo bliska mojemu sercu, bo ja sama, udając się zazwyczaj w nowe miejsce, staram się odkrywać je poprzez literaturę tak podróżniczą, jak i zupełnie dla danego miejsca charakterystyczną i klasyczną.
Tor Eystein Øverås nie opowiada nam tylko o literaturze, skręca też w kierunku opowieści o społeczeństwie, ocenia wydarzenia historyczne i porusza się w granicach wyznaczonych sobie na samym początku książki. Właściwie właśnie realizuje ideę braku tych granic.
Ujęły mnie jego słowa o tym, że granice państw są tak naprawdę umowne i akurat nad Morzem Bałtyckim wielokrotnie ulegały zmianie - to niby banał, a jednak taki wstęp do książki lokuje Nasze przekonanie o państwowości w szufladzie. To pomaga zrozumieć przesłanie tej książki. Autor zaznacza, że kraje nadbałtyckie to kraje, które mówią językiem wspólnym i tym językiem jest po prostu język Bałtyku. Bałtyku, na którym, jak autor słusznie zauważa, nie widać granic, a który wyznacza rytm tych miast, tych okolic, które na wybrzeże Bałtyku się składają.
Pięknie ukazuje coś, co często w mojej ocenie umyka nam na co dzień. Nie ma znaczenia, czy pochodzisz z Królewca, Gdańska, czy Malmö. Nieważne czy spoglądasz na morze z jakiegokolwiek innego punktu, który nad Morzem Bałtyckim się znajduje, bądź który do Morza Bałtyckiego jest bramą. Patrzysz na Bałtyk, o Bałtyku myślisz i to morze jest dla ciebie zarówno ukojeniem, jak i też w niektórych okresach historii problemem. Tą dwuznaczność każdej lokalizacji geograficznej, przez którą możemy się określać, łatwo jest usystematyzować dzięki lekturze Bałtyku. Podróży literackiej.
Pytanie zadane przez autora, a analizowane przez cały ten tytuł brzmi: „Tak naprawdę, czy te granice, które budujemy, tak wewnętrznie, jak i na zewnątrz, nas nie ograniczają i nie odbierają nam odczuwania świata?”. Koncepcja zawarta w tej zagadce, znajduje moje uznanie przy czym mniej niż z Bałtykiem, wiąże się ona dla mnie z Morzem Śródziemnym.
Zwróćcie uwagę na to, że nie doceniamy tego naszego polskiego, bo tak my określamy Bałtyk, morza, w perspektywie tego, jak Morze Śródziemne od zawsze doceniały ludzy starożytne i później wszelkie inne nacje budujące się, tworzące i żyjące nad Morzem Śródziemnym. Morze Śródziemne, czyli morze, które ma stanowić pępek świata, wydawałoby się, nigdy tego przydomku i tego wrażenia wpływu na Wszechświat nie utraciło.
Jednocześnie przecież nasza kultura nad Morzem Bałtyckim rozwijała się równie bujnie i barwnie, choć może nie tak popisowo, błyszcząco i ciekawie w perspektywie późniejszych wieków. To jednak była obecna odciskając swoje piętno, i to nie tylko na północnej Europie, ale także na zupełnie odległych od niej terytoriach.
Ja zmieniłam perspektywę na Bałtyk dzięki tej książce. Nie zliczę dziesiątek inspiracji literackich i kulturowych, które do mnie przyszły razem z tym tekstem. Choć dla wszystkich, którzy literaturę wymagającą kochają, polecam ten tytuł z czystym sercem i zachęcam Was do sięgnięcia po niego, to nie będę przed Wami ukrywać, że nie jest to podróż łatwa.
Nie jest to podróż, która będzie dla Was w pełni zrozumiała (chyba, że jesteście absolutnymi znawcami kultur zgromadzonych wokół Morza Bałtyckiego). Ja jej w pełni nie zrozumiałam, mimo tego, że bardzo starałam się odkodowywać wszystko, co autor przedstawia.
Dzięki temu wiem, że do tej lektury powrócę i będę starała się uzupełniać swoją wiedzę. Czy nie po to są właśnie książki, aby chciało się dzięki nim jeszcze więcej dowiedzieć?
Książka Tora Eysteina Øveråsa to niezwykła, wielowymiarowa opowieść o regionie, który – choć na mapie wygląda jak zamknięty akwen – w rzeczywistości jest pulsującym węzłem kulturowym i historycznym. Autor samotnie przemierza trasę od Norwegii po Niemcy, odwiedzając po drodze m.in. Danię, Szwecję, Finlandię, kraje bałtyckie, fragment Rosji i Polskę. Jego podróż nie jest jednak typową relacją z wyprawy – to raczej refleksyjna, erudycyjna wędrówka po śladach pamięci, literatury i tożsamości.
Książka jest nasycona odniesieniami do literatury, kina i historii – Øverås odczytuje odwiedzane miejsca przez pryzmat twórczości lokalnych pisarzy, intelektualistów, a także filmowców. Z łatwością łączy opowieści o Tomasie Tranströmerze czy Sofi Oksanen z osobistymi obserwacjami i wspomnieniami, nadając książce głęboko humanistyczny wymiar. Podkreśla, że granice między państwami są równie silnie obecne w umysłach ludzi, co na mapach, i to właśnie te mentalne i kulturowe granice stają się głównym przedmiotem jego zainteresowania.
To piękna, spokojna opowieść o różnorodności i wspólnotowości, o tym, jak przeszłość kształtuje teraźniejszość, i jak literatura potrafi budować mosty między ludźmi i narodami.
Bardzo interesująca książka, po lekturze której pozostaje wiele przemyśleń. Przez rozważania autora poprzeplatane opisami krajobrazu i faktami z dziedziny literatury i histori płynie się niczym przez tytułowy Bałtyk.