W połowie XIX wieku Dania rozpoczęła realizację ogromnego projektu: budowy państwa dobrobytu, velfaerdsstaten. Ubogim zagwarantowano wsparcie, jednak każdy, kto korzystał z państwowej pomocy, był tymczasowo pozbawiony praw wyborczych – bo jeśli ktoś nie jest zdolny się utrzymać, nie powinien decydować o wspólnych sprawach. Aby system działał, większość obywateli musiała pracować. Osobom słabym – fizycznie, intelektualnie lub "moralnie" – trzeba było pomóc stać się produktywnymi członkami społeczeństwa. A jeżeli było to niemożliwe, należało je odizolować, by nie wywierały zgubnego wpływu na resztę.
W 1923 roku na wyspie Sprogø powstał ośrodek, w którym przez czterdzieści lat umieszczano "kłopotliwe" dla państwa kobiety: uznane za rozwiązłe czy opóźnione w rozwoju. Mogły tu żyć i pracować. Miały zapewnioną opiekę lekarską, dostęp do radia i projektora filmowego, wolno im było wybierać własne kosmetyki. Jeśli tak zadecydowała dyrekcja, były sterylizowane. Większości z nich nigdy nie udało się wrócić do normalnego życia.
Czy Sprogø było miejscem opresji i poniżenia – czy postępowym jak na swoje czasy eksperymentem? Agata Komosa-Styczeń nie feruje wyroków, nie potępia ani nie usprawiedliwia. Próbuje natomiast odpowiedzieć na pytanie, jakie wnioski duńskie państwo wyciągnęło ze swojej historii.
Rzadko sięgam po reportaże, ale ten temat niesamowicie mnie zaciekawił. Ogromnym plusem jest tekst przedstawiający fakty, a nie przesiąknięty opinią. Pełna recenzja:
Książka ciekawa, ale tytuł i opis mylące. Liczyłam na więcej historii Sprogø i jej pacjentek. Dostałam dużo historii Danii, zwłaszcza w kontekście eugenicznym. Było to interesujące, ale mam wrażenie, że autorka albo nie była w stanie napisać 200 stron faktycznie o Sprogø i uciekła w tematy “około” albo ona/wydawnictwo uznali, że taki tytuł i opis lepiej się sprzeda.
sięgając po "wyspe niechcianych kobiet" bylam pewna ze otrzymam historie kobiet ze Sprogo wraz z powodem powstania ośrodka. Ksiazka ta jednak nie skupia sie tylko na tych aspektach, a szeroko opowiada o Danii i jej społeczeństwie. Oczekiwalam od niej czegos innego, aczkolwiek rozumiem, ze autorka zdecydowała sie poswiecic az tyle czasu na rzeczy "dookoła", bo skladaja sie one na geneze wyspy. Mysle jednak, ze sięgając po ten reportaż czytelnik powinien byc świadomy, ze kobiety ze sprogo, widniejace na okaldce, w tytule oraz o ktorych opowiada wieksza czesc opisu, sa jej tematem pobocznym.
Jest to jednak wazny temat, o którym powinno sie więcej mowic
To będzie 3,5⭐️ proszę Państwa. Temat jest ciekawy, ale nie wydaje mi się przedstawiony do końca obiektywnie. Mocno miesza się z opiniami autorki, a nie tego oczekuję od reportażu. Pozostawia tez pewien niedosyt, ale wydaje mi się, ze można za to winić fakt, ze część dokumentów nadal jest tajnych.
Autorka z reporterską uważnością rekonstruuje duńską rzeczywistość połowy XX wieku, w której obowiązuje umowa społeczna - każdy kto wnosi wkład we wspólne dobro, jest użyteczny. Inni trafiają dla dobra swojego i ogółu na margines. Ten sposób myślenia wyrasta z Jante: nie wychylaj się, nie bądź lepszy, gorszy - bądź przewidywalny, średni i funkcjonalny. Ci, którzy z powodu biedy, zaniedbań edukacyjnych, problemów rozwojowych, traum nie są w stanie sprostać - trafiają do ośrodka. Decyzja często była subiektywna.
Tytułowa wyspa to dystopijna rzeczywistość systemu opiekuńczego, swoisty eksperyment społeczny - samowystarczalna społeczność “nieużytecznych” społecznie kobiet. W gruncie rzeczy kolejna metoda modelowania społeczeństwa. Jednostka pozbawiona jest wyboru, sprawczości - przed, w czasie pobytu, a po nim - żyje z piętnem tego doświadczenia do końca życia.
Autorka balansuje między empatią wobec bohaterek a analitycznym chłodem. Wydobywając z mroków archiwów historie kobiet, ułatwia dostrzeżenie mechanizmu. Pokazuje, że każda decyzja, czasem przypadkowa, wpływa na życie konkretnych ludzi.
Drugi wątek to rodzące się państwo socjalne - zmiana systemu opieki z lokalnego (niemal feudalnego, w którym decyzję podejmuje sąsiad, nauczyciel, pastor) na państwowy z obiektywnie sformułowanymi kryteriami. Zmiana jest niejednoznaczna. Wraz z przewidywalnością proces staje się sformalizowany i ostatecznie i tak, kto się nie dostosuje, zostaje wypchnięty na margines. To nie tylko opowieść o przeszłości. To również teraźniejszość, w której mechanizm zmienił nazwę, dekorację i adresata, na którym skupia uwagę. To opowieść o solidarnym społeczeństwie stanowczo wyznaczającym granice i egzekwujących zasady.
“Wyspa niechcianych kobiet” to lektura, która stawia pytanie fundamentalne: czy system może naprawdę pomagać, jeśli zaczyna od selekcji? I czy naprawdę wszystko można sprowadzić do czarno - białego osądu i potępić to co zostało w niej opisane?
Świetny reportaż. Muszę przyznać, że zupełnie się nie spodziewałam takiej historii, szczególnie w kraju takim jak Dania. Najsmutniejsza w tym wszystkim jest opieszałość kraju w wzięciu odpowiedzialności i przeproszeniu za to co zrobiono zamkniętym w zakładach. Nawet jeśli na tamten czas było to według prawa legalne.
Zabrakło więcej informacji od samych kobiet tam przebywających, rozumiem że nie chciały udzielać wywiadów ale były już jakieś wywiady i książki z ich wyznaniami, więc fajnie jakby trochę więcej z tych źródeł chociaż dodać. Poza tym bardzo ciekawy reportaż, dostarczył wielu ciekawych informacji i szczegółów okoliczności powstania ośrodków na wyspach.
Dobry reportaż o duńskiej eugenice oraz przymusowej sterylizacji kobiet trwającej przez połowę XX wieku. Przy okazji dobry materiał zdzierający lukier z duńskiego świata idealnego.