Fragmenty „Słowa Fabryki”, organu prasowego „Fabryki Słów”: Przegląd prasy – z kraju i z zaświatów.
List gończy
Poszukiwany: Jakub Wędrowycz Urodzony: ok. 1900 roku, gdzie – brak danych Wykształcenie: najwyżej trzy klasy szkoły gminnej jeszcze za cara Zamieszkały: Stary Majdan, gm.Wojsławice Zawód: pasożyt społeczny
Każdego, kto zna miejsce jego pobytu wzywa się do zawiadomienia organów.
Polish humoristic fantasy and science fiction writer. According to university degree an archeologist.
Debuted in 1996 with short story Hiena, first appearence of Jakub Wędrowycz - an alcoholic, civil exorcist - who later become a character of many short stories gathered in 5 books.
In 2002 he got Janusz A. Zajdel Award for short story Kuzynki (Cousins), extended later into book and sequels. Kuzynki, Księżniczka (Princess) and Dziedziczki portray the adventures of 3 women: an over 1000-years old teenage vampire, a 300-year old alchemist-szlachcianka, and her relative, a former Polish secret agent from CBŚ (Polish 'FBI'). A recurring character in the series alchemist Michał Sędziwój, and the universe is the same as the one of Wędrowycz (who makes appearances from time to time).
Kompletnie nie przemawia do mnie pisarstwo Pilipiuka. Opowieści o alkoholiku egzorcyście odebrałem jako wyjątkowo nieudolną próbę rozśmieszenia czytelnika tym, że główny bohater pije ogromne ilości alkoholu. Nie widzę w tym ani błyskotliwych zdarzeń, ani większego sensu i muszę przyznać jak na tak krótka pozycję niezmiernie mnie ona zmęczyła nieśmiesznym żartami i strasznie banalną treścią. Pilipiuka zdecydowanie skreślam z listy pisarzy, z którymi chcę mieć cokolwiek do czynienia.
Kroniki Jakuba Wędrowycza Andrzeja Pilipiuka to bez wątpienia książka, która celuje w specyficzne poczucie humoru – tak specyficzne, że większość osób chyba wolałaby jej nigdy nie otwierać. Główny bohater, Jakub Wędrowycz, to nieudolny egzorcysta, wiejski pijak i awanturnik. Wszystko to brzmi jak materiał na zabawne opowiadania, ale efekt końcowy przypomina raczej przeterminowaną parodię.
O fabule (jeśli można to tak nazwać) Książka opowiada o Jakubie, który między kolejnymi szklankami bimbru (który, nawiasem mówiąc, najwyraźniej jest lekarstwem na wszystkie bolączki tego świata) walczy z siłami nadprzyrodzonymi. Problem polega na tym, że trudno traktować te historie jako coś więcej niż serię absurdalnych anegdot bez ładu i składu. Bohater przemawia jak degenerat po kilku głębszych, jego koledzy to banda równie wybitnych jednostek, a wszystko to osadzone w prowincjonalnym, polskim zadupiu. Na przykład, fragment, w którym TW przewidziany dla ludzi mających serce do zwierząt i szczególnie dla Konrada.
Humor - słowo, które może zyskać nową definicję Najbardziej irytujący element to powtarzający się „humor”. Pilipiuk serwuje nam niekończące się żarty o alkoholu, awanturnictwie i przemocy wobec zwierząt oraz stereotypowe portrety etniczne, jak choćby Ukraińców i Niemców przedstawianych jako bandziorów i faszystów. Tylko że to ani nie śmieszy, ani nie wzbogaca fabuły. Co więcej, nieustanne powracanie do denaturatu, „Perły” i rozpryskowych pocisków z początku staje się nużące, a potem zwyczajnie męczy. W pełni rozumiem, że humor ma być "satyrą" jednak wypada on po prostu nie smacznie i mało celnie.
„Denaturat to oślepi z wolna — powiedział Bardak, który sam ledwo co widział. — Ale spirytus salicylowy, jak się przepuści przez destylarkę, to nawet salicyl traci. Zostają takie białe kryształki. Cienkie i długie.”
Bohater – niewiadomo kto, niewiadomo po co Jakub Wędrowycz jest postacią tak zmienną, że trudno zdecydować, kim właściwie jest. W jednej chwili to prostacki pijak, który ledwo mówi, w drugiej natomiast wyciąga z rękawa mądrości godne profesora. Co więcej to mogło by działać co więcej kurwa to działa, ale w Egzorcyście Walaszka.
Świat przedstawiony. A raczej coś co ma być nim. Świat Kronik Jakuba Wędrowycza to kraina, w której rzeczywistość splata się z folklorem, a magia – z prozą życia. Autor stara się stworzyć obraz polskiej wsi, gdzie egzorcyzmy i inne nadprzyrodzone zjawiska są codziennością. Z jednej strony mamy malownicze krajobrazy, a z drugiej – wiejskie przybytki, w których spotykają się wszyscy lokalni „eksperci” od bimbru, duchów i innych nadprzyrodzonych zjawisk. To wiejskie piekło zdaje się jednak bardziej karykaturą niż rzeczywistym obrazem polskiej prowincji. Tu znów dam polecajke gdzie taki klimat działa a jednocześnie nie jest dziadowy to komiks Hillbilly, Volume 1
Tempo i styl pisarski. Boss Grafomański Tempo narracji w Kronikach Jakuba Wędrowycza można określić jako chaotyczne. Zamiast płynnego przejścia między scenami, Pilipiuk często skacze z jednego wydarzenia do drugiego, co sprawia, że trudno jest zaangażować się w fabułę. Poszczególne opowiadania składają się z luźno powiązanych wątków, a ich struktura przypomina bardziej zbiór anegdot niż spójną historię. Nie ma tutaj miejsca na głębszą analizę czy refleksję – zamiast tego dostajemy przyspieszoną akcję, która często kończy się w zaskakujący sposób, co ma na celu wywołanie śmiechu.
Styl pisarski Pilipiuka charakteryzuje się prostotą i bezpośredniością. Używa języka, który ma oddać wiejski koloryt, ale często balansuje na granicy kiczu i ordynarności. Dialogi przypominają rozmowy na wiejskiej potańcówce, a ich naturalność zdaje się być jedynie przykrywką dla chaotycznej narracji. Wiele z tych rozmów z pozoru ma być zabawnych, jednak zamiast tego bywają irytujące i nieprzyjemne w odbiorze.
Często pojawiające się powtórzenia żartów oraz schematyczność postaci (jak na przykład pijak-ekspert od wszystkiego) podkreślają brak oryginalności i świeżości w stylu pisarskim. W efekcie całość wydaje się być bardziej nużąca niż zabawna.
Skala Moherowa: 5/10 – Czy jest dziadowo jest. Chociaż ilość żartów z religii jest tu spora
Skala Seksistowska: 5/10 – książka unika jakichś poważniejszych seksistowskich wątków, ale traktowanie kobiet jak tła czy narzędzi do dowcipów, niestety, wpisuje się w klimat. Brak jednak bardziej agresywnych tonów, więc ocena jedynie umiarkowana.
Skala Wujostwa: 10/10 – typowy wujek na weselu po dwunastu piwach mógłby z powodzeniem prowadzić filozoficzne dyskusje z Wędrowyczem. Może nawet wymyśliliby coś razem na temat hot-dogów. Tak czy inaczej, ilość „wujostwa” i jego przemądrości to jeden z filarów tej książki.
Dawno, dawno temu, w bursianym obrocie literaturą, trafiłam na "Kroniki Jakuba Wędrowycza". Tytułowy bohater jest elementem z marginesu społecznego, alkoholikiem i fachowcem w dziedzinie cywilnego egzorcyzmowania – generalnie brzmi zachęcająco. Izolacja obuwiem gumowym podstawą sukcesu. Widły w dłoń i na koń!
Przygody starej Słaboniowej przypomniały mi o najsłynniejszym polskim egzorcyście-bimbrowniku, więc postanowiłam odświeżyć sobie trochę pamięć. Nie ukrywam, że gdy miałam siedemnaście lat jego perypetie bawiły mnie trochę bardziej, ale i teraz momentami uśmiałam się prawie do łez. Historie może i nie są równe, pełno jest tu stereotypów, nie każdemu podpasuje humor prezentowany przez Pilipiuka, ale polecam spróbować. Może i Ty zostaniesz fanem Jakuba Wędrowycza. 7/10
Alkoholizm i znęcanie się nad zwierzętami to zdecydowanie nie jest coś co mnie bawi. Bardzo nierówne historie. Właściwie nie wiedziałam po co to wszystko się ciągnie. Fanką raczej nie zostanę.
Książka tak słaba, że aż bolą oczy. Rozumiem, że w założeniu miały to być zabawne historyjki o wiejskim dziadku-pijaczku-egzorcyście, ale zaprezentowane przez autora poczucie humoru adresowane jest chyba do gimnazjalistów i to tych mniej wyrobionych.
Wymieniać słabości tego "dziełka" można by długo: żarty nieśmieszne, ordynarne, a w dodatku wciąż się powtarzające (ile razy można czytać o piciu dwunastu piw "Perła" czy "truskawkowej pryty"), operowanie prymitywnymi stereotypami etnicznymi (Ukrainiec = mafioso, Niemiec = faszysta), uznanie patologii społecznej jaką jest alkoholizm za zjawisko zabawne, choć nie tak zabawne jak łapanie w celach kulinarnych psów na linkę hamulcową a następnie podrzynanie im gardeł starym bagnetem (często powtarzający się motyw, po prostu - boki zrywać).
Poza tym, że książka jest idiotyczna rażą liczne błędy warsztatowe: główny bohater naszkicowany niechlujnie (raz jest analfabetą, który ledwo potrafi się wysłowić innym razem wypowiada się płynnie i używa skomplikowanych terminów, raz używa anachronicznego, stylizowanego na ludowy języka a zaraz później młodzieżowego slangu...), pojawiają się błędy logiczne (młody ksiądz Markowski po objęciu parafii pracuje na komputerze, na końcu zaś z "protokołu zatrzymania" dowiadujemy się że był wiązany przez MO z Wędrowyczem już w 1985 r.) i wychodzi na jaw zwykłe lenistwo autora (w policji stopni wojskowych nie ma od 1990 r., tymczasem u Pilipiuka wciąż pojawiają się policyjni kapitanowie - oczywiście stereotypowo mało rozgarnięci).
Od dawna widywałem w wielu miejscach materiały graficzne przedstawiające Wędrowycza. Uznałem, że w końcu sprawdzę co to jest za seria, mimo, że wizualnie wszystko mnie odrzucało. Cóż, nie myliłem się, to nie dla mnie. Prymitywny, prostacki humor. Więcej tutaj zażenowania niż rozrywki, śmiechu albo jakiejkolwiek wartości.
Nie wiem komu to się podoba. Może kogoś tutaj obrażę, ale przeciętnego czytelnika tej serii wyobrażam sobie jako gimnazjalistę ubierającego się w ciuchy moro, w długich tłustych włosach, rzucającego co chwilę bez wyczucia nieśmiesznymi "czarnymi" lub "kontrowersyjnymi" żartami. Ewentualnie jakiś kompletny Janusz z wąsem, w kamizelce rybackiej, który ciągle narzeka i operuje wyłącznie stereotypami. Oczywiście, to też jakieś tam stereotypy, ale tak mi podpowiada wyobraźnia ;)
Nie czytałem jeszcze nic innego od Pilipiuka, ale niestety, moje pierwsze spotkanie z jego twórczością to porażka. Jestem ciekaw, czy jego inne, poważniejsze dzieła, kierują się wyższymi standardami.
Trochę inaczej zapamiętałem pierwszy tom przygód Wędrowycza - nie śmieszy i nie wciąga jak kiedyś, ale czym skorupka za młodu nasiąknie... Biorę się za kolejne części :)
Tak naprawdę to był audiobook. Tak, tak wyobraźcie sobie, że skusiłam się na dzieło pisane w formie mówionej. Pewnego pięknego wieczora było mi nieco nudno, kliknęłam więc w ikonkę Audioteki. Czułam, że mam tam co nieco, z tzw. darów na zachętę i co? Rzucił mi się w oczy ten czarujący bimbrownik-egzorcysta. No to pyk, odpaliłam i usłyszałam całkiem miłego pana. Co więcej, usłyszałam całkiem interesującą treść. Krótko mówiąc - wciągnęło mnie, jak Jakuba flaszka :) Opowieści Pilipiuka są czasem odrobinę nierówne jakościowo, niemniej historyjki są całkowicie w moim stylu. Więc tak, pragnę więcej opowieści o dzielnym Jakubie i gorąco polecam zapoznanie się z nim bliżej.
Wymiękłem po 4tym opowiadaniu, szkoda mi czasu. Spóźniłem się z czytaniem tej książki o jakieś 20 lat, kiedy to polecił mi ją zafascynowany kumpel. I trzeba było wtedy przeczytać przed ukończeniem podstawówki, kiedy humor o spożywaniu nadmiernych ilości alkoholu przestawał mnie powoli bawić.
2,5...Sam pomysł przypadł mi do gustu, widzę wyraźnie elementy ironii, wyolbrzymienia, uproszczeń. Pachnie mi tu Pratchetem w polskim wydaniu. Postać egzorcysty Jakuba jak dla mnie też była fajna. Jednak jego przygody... Nie dość że tych egzorcyzmów było co kot napłakał, to zanim historia się rozkreciła, to już się skończyła. Tematyka też skakała z kwiatka na kwiatek... Zastanowię się czy sięgnę po kolejne części.
Były w tej książce momenty na których śmiałam się na głos, by były tak zabawne. Czy to znaczy że bawi mnie „januszowy”, prymitywny humor? Pewnie tak. Najlepsze były „fillery”, a główna fabuła(opowiadania) troszkę mnie nużyła, ale mimo wszystko to było bardzo pozytywne zaskoczenie! Apeluje o dopisanie tego tytułu do listy polskiego dziedzictwa narodowego (nie no, może trochę przesadziłam)
Szczerze mówiąc, to zastanawiam się dlaczego nie daję tej książce 10/10. Właśnie dlatego, że się zastanawiam jest TYLKO 9/10.
Dlaczego taka ocena, skoro nie jest to nie wiadomo jaka cudowna powieść, epopeja narodowa? Ano właśnie dlatego, że nie jest. Świetna książka z betonową ciężką dawką bardzo dobrego humoru, wysublimowanego niczym tegoroczny zbiór owoców przeznaczony do produkcji jednego z przedawkowywanych przez bohaterów trunków ;)
Z każdą przygodą Jakuba właśnie ten betonowy humor wali Cię w łeb. Czytając "Kroniki Jakuba Wędrowycza" naprawdę można śmiać się w głos. Do polecenia. I zawsze można do niej wrócić.
stracilam kilka szarych komorek czytajac to ale dobrze sie bawilam mimo wszystko. ciekawy format, dobrane do sytuacji rysunki, jednak fabula z lekka pierdolnieta nie ukrywam
Prawdę mówiąc to nie do końca wiem jak ocenić ten twór. W jakiejś 1/4 książki byłem niemal pewien, że nie będę już kontynuował czytania. Humor polegający głównie na tym, że "hehe to jest wóda i hehe on jest pijany, ale jajca" niespecjalnie do mnie przemówił. Główna postać była wybitnie irytująca i tak naprawdę nie znajdowałem zbyt wiele pozytywnych stron tego dzieła. Nie wiem czy to nagle humor się jednak wyostrzył czy ja po prostu przyzwyczaiłem się do tej aury, dość powiedzieć że za warstwą nienormalnych postaci i oparów etanolu zaczęła wyglądać całkiem zabawna satyra. Zacząłem nieco bardziej przychylnym okiem spoglądać na "Kroniki...", a kolejne opowiadania łykałem coraz chętniej, już nie jak nieprzyjemne lekarstwo. To nie jest na pewno książka dla każdego. Ja sam pewnie bym już więcej do niej nie wrócił i nie spodziewam się też sięgnąć po następne przygody Wędrowycza. Ale po fatalnym pierwszym wrażeniu kończę to przynajmniej lekko zadowolony z tego, że nie odpuściłem.
Ocena pięciu gwiazdek dotyczy konkretnie audiobooka, konkretniej lektora Grzegorza Pawlaka. Absurdy i dzikie fantazje autora zostały wyniesione na najwyższy poziom dzięki jego czytaniu, co za aktor! Myślałam, że popłaczę się ze śmiechu w trakcie naśladownictwa głosu jakim potencjalnie mogłaby zostać obdarzona świnia. Pilipiuk oczywiście również miał swój wkład w rozrywkę, jaką zapewniła mi ta pozycja, ale w tym przypadku samo przeczytanie słów na papierze (a zwykle preferuję właśnie ten sposób obcowania z literaturą) nie odniosłoby choćby w ułamku takiego efektu komediowego. Choć nie ukrywam, że niektóre teksty, zwłaszcza wykład merytoryczny o grzebaniu innowierców z dala kościołów celem zapobiegania nocy żywych trupów, były wyborne.
3.5/5⭐. Co mogę powiedzieć. Niech autor nie zmienia dilera. Książka jest bardzo komiczna, za co ją cenię. Puki co zaczęłam tą serię i uważam, że jest to bardzo lekka książka z dużą dawką humoru. Bawiłam się przy niej przednio. Serię będę kontynuować, ponieważ mam nadzieję, że w dalszych tomach będzie tylko jeszcze lepiej.
Ma to jakiś tam urok, ale nie starczyło go nawet do końca książki. Taki przaśny dowcip mnie nie bawi, pomysł na egzorcystę swojego chłopa może i nie najgorszy, ale brakuje jakiejś konkretnej treści, bo same historie nie są specjalnie ciekawe. Ot, banda przerysowanych bohaterów, z głównym na czele i masa polskich odniesień.
dwie gwiazdki za Grzegorza Pawlaka, który świetnie manipulował swoim głosem, a sam Wędrowycz totalnie mi nie podszedł xd na pewno nie będę kontynuować serii o zapijaczonym bimbrowniku, ale nie skreślam Pilipiuka
Nawet nie doszłam do połowy książki. Bardzo mi się nie podobało, liczyłam na więcej egzorcyzmów a nie alkoholika, który sam nie wie co robi. Mehh podeszłam z optymizmem, no niestety nie mój klimat.
Jedna z niewielu książek Pilipiuka w której nie odczuwam poglądów autora. Książka jest dla mnie bardzo nostalgiczna i przypomina mi wakacje na wiosce u babci. Opowiadanie "Hotel pod łupieżcą" kompletne mistrzostwo