En una base aislada del mundo, rodeados de bosque y de las cumbres de los montes Gigantes, en el sur de Polonia, un grupo de desarraigados trabaja transportando madera en camiones desvencijados. Afligidos por su destino, los hombres no pueden imaginar un futuro; tan solo anhelan unos camiones nuevos con los que hacer su trabajo de forma menos arriesgada, algo que les permita pensar en otra cosa diferente a la muerte. Las carreteras al borde del precipicio, llenas de nieve y baches, intensifican su frustración y la sensación de amenaza constante. Cada día que pasa se hunden más en la desesperación, el desencanto y los recuerdos.
Un día un representante del partido llega al barracón de la base maderera. La llegada de este con su esposa a la cerrada comunidad masculina no hace más que profundizar los conflictos mientras ella intenta desesperadamente escapar de aquel infierno.
One of the most popular Polish writers of the 20th century. Author of numerous short stories and novels. Some of his works were adapted into films. His works were ruled by the idea of an evil dominating over good, inevitable loss of ideas in clash with the reality, as well as with the masculinist point of view. He wrote about protest of a moral nature. In his works he depicted the lives of the lower classes as dominated by hopelessness and cynicism. His characters dream about changes which come out to be vain. After initial approval of his talent, his nonconformism and critique of communism forced him to leave Poland, and he spent the rest of his life abroad (mainly in Israel, Germany and U.S.A.) He died in Wiesbaden (Germany) in 1969. The circumstances of his death remain unknown. One hypothesis is that he mixed alcohol with sedative drugs.
Hłasko to oszust. Na początku czaruje, pozwala wierzyć w piękno i dobroć tego świata, jest tak, jakby twarz ogrzewały promienie słońca. A potem zaczyna padać. Wiać. Burza. Grad. Trzeba uciekać, bo jest się zdradzanym, oszukanym, wystawianym na bolesną próbę, aż w końcu się umiera. Pozostałe resztki nadziei są gorsze, niż gdyby zniknęła całkiem. Dlaczego Hłasko to robi? Dlaczego nie pozwala się nabrać i pozbawia złudzeń?
Chciałabym napisać coś konkretnego, ale wszelka mądrość opuściła moje wnętrze razem ze smarkami (BO WIECIE, naturalistyczne pisanie o naturalistycznej książce). Może jak uda mi się wykurować... Do ulubieńców trafia rzecz jasna "Pętla"; nie spodziewałam się, by mogłoby być inaczej.
Życie, w całej swej złożoności i autor, z całym tym smutkiem i pretensją. Marek Hłasko już tak miał. Niedosłownie, melancholijnie, ale brutalnie i zawsze refleksyjnie. Nawet jeśli tekst jest o prostym robotniku, o budowaniu mostu - ot, takie tam przyziemne rzeczy - nie dajcie się zwieść... tu zawsze jest drugie dno. Bardzo cenię u tego pisarza wiarę w czytelnika. Hłasko nie daje prostych odpowiedzi... właściwie on nie daje żadnych odpowiedzi. Pozostawia odbiorcy dokończenie jego opowieści, wyczytanie sensu. Bo, choć mamy pewne podpowiedzi, mocne zdania opisujące ponadczasowe prawdy, to i tak zostajemy z interpretacją sami. Dzięki temu te powieści są ponadczasowe i każdy może w nich wyczytać swój własny koniec. Jest w tym coś pięknego, coś nieśmiertelnego, coś naszego. PIERWSZY KROK W CHMURACH OPOWIADANIA, to zbiór szesnastu historii, które z wyjątkiem opowiadania pt. "Baza Sokołowska, są raczej krótkie, zdecydowanie do połknięcia na raz. Ktoś by mógł powiedzieć, że skoro tekst liczy sobie parę stron, to musi zawierać w sobie dynamikę, szybkość, akcję... ale właśnie to jest przedziwne. Hłasko pisze jakby bez akcji, a raczej akcja, którą znajdujemy w jego opowieściach, jest jakby poboczna, jest dodatkiem. Miałam wrażenie, że czytam raczej jakieś manifesty, filozoficzne rozprawy, które pisarz sprowadził do codzienności i pokazał, w mistrzowski sposób, życie szarego człowieka. W tym konkretnym zbiorze jest opowiadanie, w którym znajduje się chyba jeden z najbardziej znanych cytatów Marka Hłaski "Bo dziś wiem już, że często najbardziej kochamy tych ludzi, te sprawy i te rzeczy, od których bieg życia każe nam odchodzić - nieraz na zawsze." Jest to zaledwie jedno zdanie, które stało się podsumowaniem "Robotników" i jest absolutnie wybitne, zwłaszcza w kontekście całej historii, po której zdecydowanie nie spodziewałabym się takiego końca. Jestem pod ogromnym wrażeniem talentu Hłaski, jego ostrej myśli, którą choć ubiera w powolny dialog z codziennością - rzuca na kolana człowieka i pokazuje mu, że szarość też ma odcienie. Ta wielość dróg, którą może podążyć czytelnik, ta swoboda, a zarazem kaganiec jaki nakłada nam autor - to wszystko razem działa. Naprawdę działa i dotyka. Jest to dotyk, który sprawia ból, ale jest to znany ból, nasz ból, można rzec patetycznie "ból istnienia". Marek Hłasko, faktycznie, czasem moralizuje, ale mi jego sposób na "pouczanie" odpowiada. Jest to bowiem moralizatorstwo oparte na fundamencie wypracowanym z jego własnych doświadczeń, z jego buntu, z jego złości, z jego bezsilności i wreszcie z jego przeżywania samotności. To czuć, że autor pisze o czymś, co go uderza, a może nawet niszczy i nie pozwala zwolnić. Ponure teksty, pełne zimnego deszczu - choć na dworze upał - tak.. drżymy i ten dreszcz rozumiemy. Polecam, bo warto czasem poznać szarość, którą skrywa każdy z nas. Czasem trzeba się z nią po prostu pogodzić. Niby łatwe, ale przecież takie trudne, bo każdy z nas szuka emocji rodem z filmu, uczuć wielkich i czystych... lecz może perły leżą w błocie?
szesnaście znakomitych opowiadań 9/10 Wydawnictwo ISKRY
Dość. Najsmutniejszy tom opowiadań; człowiek jak chce, nie może uciec od destrukcji i tego cholernego smutku. Pierwszy krok w chmurach psiamać. Rzucić to wszystko w cholerę, żyć, być po prostu dobrym i wspierać innych. Hłasko musiał wiedzieć na prawdę wiele.
Miałam przeczytać tylko jedno opowiadanie przed wybraniem się do Teatru Powszechnego na (fantastyczny!) „Melodramat”, spektakl oparty na „Pętli” Hłaski i filmie Hasa pod tym samym tytułem. Jednak czytając czułam, że zachwyt, który pamiętałam z lat szczenięcych i pierwszego spotkanie z prozą młodego gniewnego zniknął i dlatego musiałam sprawdzić czy to tylko kwestia tego, najdłuższego opowiadania ze zbioru „Pierwszy krok w chmurach” czy co bardziej prawdopodobne rozeszły nam się z Hłaską drogi. Tylko tytułowe opowiadania poruszyło mnie jak dawniej, przywołało to straszne obrzydzenie. Reszta mnie w niezamierzony sposób rozśmieszała i wywoływała poczucie, że pisarstwo Hłaski się nieznośnie źle zestarzało. A może to ja wyrosłam z tak czarno-białego postrzegania świata?
2024 to rok Marka Hłaski - to dobry pretekst, by wrócić do jego książek i zrewidować opinię o autorze, którego uwielbiałem w liceum.
Z biegiem lat da się łatwo zauważyć, że Hłasko miał niewiele ponad dwadzieścia lat wydając ten zbiór opowiadań. Może nie bezpośrednio, ale bije z nich wchodzenie w dorosłość, jak choćby w wielu rozmowach kochanków czy w postaci młodego kierowcy z "Bazy Sokołowskiej". Wszystko to oczywiście obudowane jest gorzkim realizmem czy obrazem brudnej, powojennej Warszawy, w której trudno znaleźć spokój, a smutki topi się w alkoholu. Lecz mimo przytłaczającego pesymizmu, zdaje się, że proza Hłaski była tu jednak jaśniejsza niż w późniejszych latach.
Niezmiennie wzruszająca pozostaje "Pętla" - poruszające opowiadanie o alkoholiku, który pragnie wyjść z nałogu, ale cały świat staje przeciwko niemu, a przynajmniej tak mu się zdaje. Trudno nie zapłakać nad jego losem. Choć kilka z opowiadań w tym tomie opartych jest na prostych konceptach, bywają krótkie i przewidywalne, to nie sposób nie docenić zdolności Hłaski do budowania bohaterów, którym wypada współczuć, którym trzeba kibicować, których chciałoby się po prostu przytulić, bo dostali już tyle kopniaków, że zwyczajnie ich żal. Podobnie z dialogami - jego zmysł to pisania oszczędnych, lecz wymownych zdań dalej zachwyca (choć znowu - jego język w kolejnych książkach będzie jeszcze bardziej precyzyjny, tutaj momentami trąci nastoletnimi naleciałościami).
Na długo zostanie mi w pamięci uczucie słuchania tej książki (w świetnej interpretacji Jana Marczewskiego), jadąc Gibkim Cugiem i płacząc. Right place right time right book
Hłasko jesteś okrutny. Twoją twórczość czyta się tak jak patrzy się na wypadek samochodowy. Zakrywasz uszy ale i tak widzisz wszystko. Rozumiesz wszystko mimo, że nie chcesz. Hłasko twoja twórczość najpierw daje, wtem zabija nadzieję. Twoja twórczość rozrywa serce...
Nienawidzę opowiadań. Niestety ciężko mi się w nie zagłębić, zapamiętać je na dłużej. Być może tych opowiadań też nie będę pamiętać długo, ale naprawdę dobrze mi się ich słuchało. Na tyle interesujące wydaje mi się pióro Hłaski, że zdecydowanie jeszcze bym chciała sięgnąć po inne jego dzieła.
No nie spodobało mi się to opowiadanie, a bardziej obrzydziło. Typowe opowiadanie o polskim społeczeństwie, masz lepiej - to ci zabiorę. Miałem źle - to ty też musisz.
Przeczytane: Dom mojej matki; Robotnicy; Okno; List; Finis perfectus; Dwaj na drodze; Baza Sokołowska (boo); Żołnierz; Kancik, czyli wszystko się zmieniło; Pierwszy krok w chmurach.
Ciekawie wraca się do Hłaski po latach. Te wiecznie czekające, pojące pijaków kawą kobiety, które wszystkiego muszą się domyślać. Proza niezmiennie aktualna i pozbawiająca złudzeń.
Albo wyrosłam z Hłasko albo ten tom krótkich opowiadań do mnie nie przemówił. Wiele wątków powtarza się między opowiadaniami, więc chyba lepiej nie czytać wszystkich na raz. Wciągnęło mnie dopiero ostatnie opowiadanie pt. „Pętla”.
Hłasko pisze dosadnie, bezpośrednio, bez owijania w bawełnę. Ilustruje patologię i trudności, z jakimi człowiek spotykał się w PRL. Opowiadania trochę nierówne, niektóre bardziej mi się podobały, inne mniej. Czegoś mi zabrakło…
"To, co mówiłem. Że powinieneś tam pójść. Ja tak nie myślałem. My, ludzie, musimy isć do końca. Nawet wtedy, kiedy nas gonią i kiedy nas nikt nie kocha."
"Pytam jeszcze raz 'Dokąd pan chcesz iść?' Zaśmiał się jakoś idiotycznie, złapał mnie za rękę i mówił 'Człowiek, który odczedł od swoich, nie ma dokąd pójść. Wszędzie, gdzie pójdzie, zastanie pusty plac.'"
"Ile czasu będą jeszcze te łączki, te ludzie pod płotem, te hotele, te skłądki na flaszkę po pięć złotych, te tablice bumelantów, tłok w tramwajach, te kolejki po masło? Ile jeszcze czasu zakochani nie będą mieli gdzie mieszkać, ile czasu jeszcze ludzie będą rozchodzić się z sobą, bo mieszkanie, pranie sraty-taty? Gdyby nie to, że wiem, jak było przedtem, pomyślałbym, że znalazłem się w piekle. Nie wierzę w inne piekło, ale jeśli nawet jest coś takiego, to te flaszki, te faceci pod płotem, te kolejki po mięso, dziewczyny w hotelach - to jest gorszym piekłem."
"Nieważne... My, którzy pijemy, wiemy przecież, że to nieważne dlaczego... Może jestem samotny? Może mnie nikt nie kocha? Może odeszli ode mnie wszyscy? Może zdradziła mnie dziwka, bez której nie mogę oddychać? To nieważne... Nie ma takiego nieszczęścia, samotności, klęski, kobiety, kóra warta byłaby wódki. Ale o tym wiedzą tylko ci, którzy wszystko przepili i którzy muszą pić. Nigdy nie uwierzą w to ci, którzy dopiero zaczynają. Zawsze mnie śmieszy, kiedy słyszę, jak ktoś kogoś powstrzymuje. Wódka jest prawdą, którą rozumie się zawsze zbyt późno. Pijak rozumie swoje życie dopiero wtedy, kiedy wszystkie drzwi są zamknięte."
były opowiadania, które podobały mi się mniej i były takie, które mnie zachwyciły. pętla na zawsze będzie już miała gdzieś to swoje specjalne miejsce. hłasko nadal mnie czaruje swoimi emocjami
8,5/10 Za Hłaskę zabierałem się długo, bardzo długo, nie wiedząc zupełnie od czego zacząć. W końcu zdecydowałem się na najbardziej klasyczny i pierwszy zbiór opowiadań, który okazał się dobrym wyborem. Wciągnąłem się od razu i również od razu odkryłem na czym polega cały fenomen prozy Marka Hłaski.
Hłasko pisze bardzo amerykańsko. Pod względem stylu literackiego bliżej mu do Hemingwaya, Fitzgeralda i Steinbecka (którego "Myszy i ludzie" Hłasko spolonizował na "Dwóch mężczyzn na drodze") niż współczesnych mu rodzimych pisarzy. Choć jego język jest raczej prosty, ma w sobie nieodparty urok. Co drugie zdanie okazuje się być aforyzmem, zwykle dość banalnym, ale żeby wykrzesać z siebie tyle pięknych banałów to naprawdę trzeba mieć prawdziwy talent. Do tego Hłasko pisze bardzo filmowo, bo jego opowiadania to właściwie "samograje", gotowe scenariusze do ekranizacji. Dowodem na to jest sam fakt, że zawartą w tym zbiorze słynną "Pętlę", którą miałem przyjemność wcześniej obejrzeć, niemal bez żadnych zmian przeniesiono z powodzeniem na ekran.
Hłasko także świetnie portretuje rzeczywistość polskich lat 50., nie uciekając się do tanich chwytów jak złorzeczenie na ustrój czy bezpośredniego ukazywania rozgoryczonych systemem. Problemy są tutaj bardzo przyziemne i to one w większości ciążą bohaterom. Chyba też dlatego Hłasko przeszedł bez większych przeszkód komunistyczną cenzurę. Opowiadania w "Pierwszym kroku w chmurach" oscylują wokół alkoholizmu (zwłaszcza genialna "Pętla", ale nie tylko), miłości i erotyki, a także pracy kierowcy ciężarówki. Te trzy tematy właściwie dają pewien ogląd na samą postać autora, który był przecież znanym alkoholikiem, kobieciarzem i... właśnie kierowcą ciężarówki. Niestety obecne tutaj debiutanckie opowiadanie "Baza Sokołowska" o grupie kierowców jest najsłabsze, a nawet nie najsłabsze to najbardziej nużące na tle innych.
Napisane lekko, przyjemnie i niebanalnie. Mimo nierównych opowiadań i faktu, że te najlepsze zgrupowane są dopiero na końcu zbioru, łatwo połknąć całość w jeden dzień. Albo w dwa, jak ja to uczyniłem. Co serdecznie polecam każdemu, kto czyta moje wypociny na tym portalu.
Rzeczywistosc, ktora opisuje Hlasko jest brutalna, smutna i podla. Czlowieczenstwo jako cecha jest jak licha trawa, ktora niesmialo wyrasta pomiedzy blokami z wielkiej plyty i codziennie jest zadeptywana.
Kobiety sa spracowane i nieladne, a te ladne zarabiaja na zycie prostytucja, zdradzaja i szantazuja. Mezczyzni nie sa wcale lepsi - to w wiekszosci alkoholicy z tendencjami do przemocy.
"Dzis swiat caly jest martwym domem. Jest olbrzymim obozem koncentracyjnym, tak wielkim, iz nie potrzeba kolczastych drutow, gdyz i tak nie ucieknie sie nigdzie. Mozna tylko kontemplowac zaglade."
A jednak jest cos w tych opowiadaniach, cos nieuchwytnego. Nie przekazywana wprost, lecz ukryta gdzies pomiedzy wierszami, nostalgia i nadzieja.
Hłasko zdecydowanie wybija się na czoło najbardziej fascynujących mnie twórców. Smutek i karastrofizm opowiadań jest przejmujący, nie można się z niego otrząsnąć. Piękno języka tak bardzo nie współgra z brzydotą człowieka. Hłasko pokazuje się tu jako mistrz kontrastu. Z każdej strony czuć dojmujący smutek, którego trzeba doświadczyć, by móc go w ten sposób przekazać. Brak nadziei i zepsucie wrażliwej duszy – a po opowiadaniach czuję się przekonana, że każdy człowiek jest skrzywdzoną wrażliwą istotą. Widać traumę wojenną, którą Hłasko odczuwał całe życie. Zachwianie fundamentów, rozpad świata, brak człowieczeństwa. Dawno (od „Braci Karamazow” – znaczące) nic nie poruszyło mnie do tego stopnia i z niczyim bólem nie utożsamiałam się aż tak. Arcydzieło.
śmiech przez łzy, a może bardziej przez beznadzieję. ciągnie mnie czasem do tej socrealistycznej szarej kreatury świata, lecz trzeba ją sobie dawkować by nie przesadzić. porównanie: powieści Balabana. najciekawsze opowiadanie to dla mnie Baza Sokołowska. z Pętli natomiast dowiedziałem się za to, jak tragicznym uczuciem jest samoświadomość.
Zdecydowanie trudno jest mi się pogodzić z tym bardzo męskim punktem widzenia Hłaski. Wielu widzi w nim moralizatora, a jednak te opowiadania, moim zdaniem, są poświadczeniem tragedii codziennych, wielkich prywatnych dramatów zwykłych ludzi.
(9/10) Hłasko mnie od razu zachwycił. Niestety, zgubiłem kartkę z moimi wrażeniami po przeczytaniu poszczególnych opowiadań. Duże wrażenie wywarła na mnie historia zamykająca cykl opowiadań: "Pętla". Niemal każde opowiadanie ujęło mnie na swój sposób.
„brakowało mi czegoś, co jasno i czysto pozwoliłoby mi zrozumieć nasze łzy, bo dziś wiem już, że często najbardziej kochamy tych ludzi, te sprawy i te rzeczy, od których bieg życia każe nam odchodzić, nieraz na zawsze”.