Vivien, główna bohaterka, zdecydowanie nie spodziewała się, że zwykły dzień zmieni się w serię absolutnie komicznych wydarzeń. Wszystko zaczyna się od niepozornego chihuahuy, który ma charakter większy niż cały blok, i od Nicka przystojnego, trochę wycofanego, ale bardzo sympatycznego sąsiada. Jedno ugryzienie, jedno omdlenie i bum ich światy zderzają się z hukiem.
A potem? Potem jest już tylko weselej. Tyson, pies o ego wielkości słonia, miesza w życiu głównej bohaterki z pasją godną zawodowego sabotażysty. Do tego dwie energiczne bliźniacze siostrzenice Nicka, które wprowadzają jeszcze więcej chaosu, humoru i tej rozczulającej słodyczy, którą kocha się w komediach romantycznych.
Największy urok tej książki tkwi właśnie w tym lekko absurdalnym, ciepłym humorze. To historia, która nie udaje niczego wielkiego. Ma bawić, rozczulać i zapewnić miło spędzony czas. I robi to świetnie. Postacie są sympatyczne, mają swoje słabości i bagaż doświadczeń, więc ich relacja rozwija się z uroczą nieporadnością, czasem aż zbyt młodzieńczo, ale to właśnie dzięki temu przyjemnie i z lekkością czyta się tę historię
To opowieść o tym, że czasem największe zmiany zaczynają się od ugryzienia☺️ I że miłość potrafi wejść do życia dokładnie tak, jak Tyson z impetem, hałasem i rozbrajającą szczerością. To idealna komedia romantyczna, przeurocza, zabawna z bohaterami, których nie sposób nie polubić.
Jeśli potrzebujesz książki, która poprawi Ci humor szybciej niż gorąca kawa o poranku, to "Do zakochania dwa ugryzienia" będzie strzałem w dziesiątkę. To jedna z tych historii, które czyta się z uśmiechem od ucha do ucha, a czasem wręcz z niekontrolowanym chichotem zwłaszcza wtedy, gdy na scenę wchodzi… pies.
Lubicie komedie romantyczne? Ja nie jestem fanką komedii, po te książkowe sięgam od czasu do czasu, ale filmowych unikam jak zarazy. Do przeczytania książki skłoniły mnie pozytywne opinie, ale też sama autorka, której twórczość nie jest mi obca, a jej książki w większości przypadają mi do gustu. Ta też pomimo swojej komediowości mnie ujęła, a do tego to cudowne wydanie z barwionymi brzegami i graficznymi detalami w środku. Moja córka ze względu na jej różowość, myślała, że to książka dla niej.
Vivien chciała wolny dzień wykorzystać na oczyszczenie ogrodu z chwastów. Jej plany pokrzyżował jednak pewien osobnik, który dziabnął aż do krwi. Interweniować musiał jego właściciel, weterynarz a jednocześnie jej nowy sąsiad. Oboje postanowili utrzymać dobre relacje sąsiedzkie, jednak każde kolejne spotkanie przynosiło kolejne katastrofy i obowiązek przeprosin. Los zafundował Vivian i Nickowi niesamowity życiowy rollercoaster, pełen wyzwań, afer, dramatów, uczuć, wypadków, zwrotów akcji, doprowadzając ich do spektakularnego finału.
Kolejna książka przeczytana za jednym zamachem, kolejna przy której czas nie miał znaczenia, a ja bawiłam się wyśmienicie. Była to opowieść wartka i intensywna w wydarzenia, tutaj to szybkie tempo akcji wyjątkowo mi nie przeszkadzało, a komediowe akcenty, liczne dramy i spektakularne wtopy wynagradzały mi wszystkie niedociągnięcia. Fabuła mnie wciągnęła, choć relacja Vivian i Nicka troszkę była dla mnie za płaska, i ja nie czułem pomiędzy nimi chemii, ale też w tym szalonym wirze otaczających ich katastrof ciężko zbudować coś głębszego.
Powieść była lekką, zabawną, pełną zwrotów akcji opowieścią, przy której nie można się nie śmiać, przy której nie ma szans na nudę, a nawet najgorszy dzień stanie się lepszy, bo patrząc na to czego doświadczają główni bohaterowie, można dojść do wniosku, że to oni mają gorzej. Jeśli jesteście fanami zwierzaków domowych, to też znajdziecie tutaj wątki poświęcone pupilom, odgrywają one tutaj kluczową rolę ale też dzięki nim autorka nadaje tej historii oryginalności i takiego pazura.
To szalona i przezabawna opowieść, idealna na smutne i długie wieczory. To lekka historia, idealna odskocznia po cięższych czy wymagających myślenia powieściach. Napisana w lekkim, komediowym stylu, a jej czytanie to sama przyjemność. Mi się podobało, jeśli potrzebujecie czegoś lekkiego, albo po protu lubicie szalone, zabawne i nietypowe opowieści to jest to lektura dla was. Ja zachęcam do przeżycia tej szalonej. fascynującej i nieco psiej przygody.
Ta przeurocza, przepięknie wydana książka przyniesie ogrom zabawy. Bowiem uśmiałam się podczas perypetii naszych głównych bohaterów, szczególnie gdy pojawiał się pewien cwany chuachua.
Fabuła jest lekka, przyjemna, akcja bardzo dynamiczna - momentami mam wrażenie, że z bardzo, za szybko niektóre wątki idą do przodu i powiem także, że na samym końcu nie wszystkie są domknięte, zostały niedopowiedzenia ale to nic, nie są to wpływające znacząco na treść rzeczy.
Całkiem dobrze się bawiłam, jest zabawnie, jest przyciąganie między głównymi bohaterami chociaż muszę przyznać, że jak na ich wiek to nie pasuje mi takie zachowanie, jakie tu było - mam wrażenie, że czytałam o nastolatkach i ich pierwszych zauroczeniach a to ludzie w podobnym wieku do mojego. Nie odczułam tego, że to dojrzałe już osoby. W tym jedna po rozwodzie, studiach weterynaryjnych itp. Albo ja po prostu już nie nadążam i się starzeję 😂
Jeszcze jeden minusik - mój osobisty, który poraził mnie w oczy ale to już wina korekty- Tarzan miał swoją Jane, nie Jen.
Poza wyżej wymienionymi małymi potknięciami to fajna książka, by poczytać na luzie, dla relaksu, odpocząć i nie myśleć co by było gdyby.
Bliźniaczki wprowadziły nieco zamieszania ale tak sobie myślę, że nie wiem w sumie dlaczego one tak się zachowywały. Chyba po prostu takie pomysły miały, jak to dzieci a że tu była kumulacja, to jedna drugą nakręcała.
Autorka posługuje się prostym i lekkim językiem, który nie wymaga dużego zaangażowania by się domyślać co autor ma na myśli. Kocyk, herbatka czy grzaniec i można spędzić mega przyjemne popołudnie z lekturą.
Komedia romantyczna w stylu tych znanych z telewizji, amerykańskich produkcji więc sentyment też mi się włączył.
Nic nie jest zagmatwane, wszystko krótko i na temat, postacie główne poczuli fizyczny pociąg do siebie niemalże od pierwszego... Ugryzienia i wejrzenia. I jak dla mnie ich relacja w dużej mierze opierała się właśnie na fizyczności a mimo to pojawiły się te dwa wielkie słowa.
Tak sobie myślę, kiedy to się wydarzyło, zabrakło mi rozwinięcia właśnie tego psychologicznego aspektu.
Nie zmienia to jednak faktu, że książka jest godna uwagi i przeczytania.
"Do zakochania dwa ugryzienia" ~M. Szweda (współpraca reklamowa z wydawnictwem) 📚 Love Triagle 📚 Małe miasteczko 📚 Sąsiedzi Q: Przyznajcie się kto sięgnął po tą książkę z powodu okladkowego psa? 😅 Ja, psiara kompletnie przepadłam dla tej okładki o choć tą rasa nie jest w mojej top dziesiątce to rozczulila mnie. Nie sądziłam że z tego psa taki diabeł. 😁 [...] Jeśli chciałem utrzymać z sąsiadką jakiekolwiek dobre stosunki, musiałem nad nim zapanować – i to szybko. – Tayson!
▪️ Recenzja ▪️ Magdalena Szweda to autorka, która potrafi poruszyć mnie do łez i jednocześnie rozgrzać do czerwoności, dlatego z ogromnym zapałem zabrałam się za Gryzącą cziłałę. Już od pierwszych stron widać, że ta powieść znacząco odbiega od tego, do czego przyzwyczaiła nas pisarka. Jest lekka, zabawna i zupełnie nieprzewidywalna — jakby właśnie chaos i spontaniczność były jej główną ideą. Postacie pojawiają się w najmniej spodziewanych momentach, a potem znikają, co w innej historii mogłoby przeszkadzać, lecz tutaj tworzy urokliwą, groteskową atmosferę. Chwilami miałam wrażenie, że bohaterowie żyją w jakimś matrixie — Tyson rozdaje karty, a bliźniaczki tylko podsycają zamieszanie, przez co sytuacja co chwilę wymyka się spod kontroli. Ten zabieg sprawia, że uśmiech praktycznie nie znika z twarzy. Nie ukrywam jednak, że trafiły się momenty, podczas których przewracałam oczami, błagając o chwilę wytchnienia dla bohaterów. Ile można rzucać im kłody pod nogi? Droga autorko, przydałoby się odrobinę litości! Kolejne trudności w relacji Nicka i Vivien potrafiły działać na nerwy, zwłaszcza gdy pojawiały się jedna po drugiej. Z drugiej strony akcja ani na moment nie zwalnia, więc sięgając po tę książkę, warto przygotować się na prawdziwy maraton wydarzeń. Podsumowując, ta historia ma bawić… i robi to skutecznie. Choć można zauważyć drobne potknięcia, które zwykle u autorki nie rzucają się w oczy, całość umiliła mi czas i poprawiła humor w chłodne wieczory. Zdecydowanie było warto po nią sięgnąć.
[...]Nieznajomy zaliczał się do dziwaków. Nie miałam co do tego najmniejszej wątpliwości.
Mam w ostatnim czasie niesamowite szczęście do trafiania na tak zwane opowieści dziwnej treści, czyli książki, które są z założenia ciekawe, napisane w fajnej zabawnej formie, ale totalnie niczego nie wnoszą do mojego życia. Czytam je po to, żeby trochę sobie powywracać oczami. No bo jak inaczej reagować na historię dziewczyny, której pies nowego sąsiada gryzie w pośladek i palec, a ona mdleje na widok kropelki krwi? A później przy każdej możliwej okazji pokazuje mu się nago, tak zupełnie przypadkiem. On jest z kolei nieśmiały i za każdym razem się rumieni. Jego pies to chihuahua, która myśli, że jest rodwailerem i marzy o tym, by wgryźć się w krtań naszej głównej bohaterki. Równie dobrze ta książka mogłaby nosić tytuł “Seria niefortunnych zdarzeń”, bo dzieje się tu tyle dziwnych rzeczy, że aż nie wiem jak inaczej to skomentować.
W ostatnim czasie mam niesamowite szczęście trafiać na książki z kategorii „opowieści dziwnej treści”. To te historie, które z jednej strony mają być lekkie i zabawne, a z drugiej – nie wnoszą absolutnie nic do mojego życia. Czytam je głównie po to, żeby przewrócić oczami, bo inaczej po prostu się nie da.
Weźmy choćby tę historię: dziewczyna zostaje pogryziona w pośladek i palec przez psa sąsiada, po czym mdleje na widok kropli krwi. Brzmi absurdalnie? To dopiero początek. Później przy każdej okazji „przypadkiem” pokazuje mu się nago. On – nieśmiały, zawsze czerwieniejący na twarzy. A pies? Chihuahua przekonana, że jest rottweilerem i marząca o tym, by wgryźć się w krtań głównej bohaterki.
Równie dobrze książka mogłaby nosić tytuł „Seria niefortunnych zdarzeń”. Dzieje się tu tyle absurdalnych rzeczy, że naprawdę trudno to skomentować inaczej niż ironicznym uśmiechem.
Słuchajcie... W KOŃCU trafiłam na książkę, w której jest pies. I to nie byle jaki pies bo to mały wielki Tayson. Mówiono na niego diabełek, mówiono amorek, ale jedno jest pewne - obgryzanie kostek to on miał we krwi.
I serio gdyby nie on, to tej historii by po prostu nie było. A byłaby to wielka strata bo ta książka to istny poprawiacz humoru! Poziom śmiechu momentami ( przynajmniej u mnie) osiągnął max.
Nick? No ideał. Taki wiecie.. trochę książkowy crush. Ale! U mnie jednak co jakiś czas załączał się delikatny red flag. Po prostu sama nie wiedziałam czy mam go wielbić, czy trochę się bać.
Vivien na początku zapowiadała się ciekawie taka cięta, silna, konkretna babka. A potem... trochę mnie rozczarowała. Zrobiła się momentami zbyt dziecinna i przyznam szczerze, czasami ( albo raczej często) lekko mnie irytowała.
Równie mocno irytowało mnie robienie ogromnych problemów z totalnych błahostek. Momentami miałam wrażenie, że te dramy są strasznie przesadzone...
ALE! ( tak, jeszcze jedno ale ) Styl autorki robi robotę , ponieważ przez tą książkę się po prostu leci. Kartka za kartką, nawet nie wiesz kiedy jesteś na końcu. No i Tayson kradnie całe show, dla niego samego warto sięgnąć po tę historię.
Mimo drobnych zgrzytów super się bawiłam, pośmiałam się, było słodko, było pikantnie... bo tak, niech Was ten róż nie zwiedzie. Sceny +18 są i potrafią wywołać niekontrolowane rumieńce ( czytać z dala od drugiej połówki).
Zdecydowanie uważam, że to bardzo fajna propozycja na prezent albo na poprawę humoru. Wydanie jest przepiękne i każda romansiara będzie zachwycona.
„Do zakochania dwa ugryzienia” Magdaleny Spedy to 7,5/10 – historia, którą czyta się naprawdę bardzo przyjemnie i która od pierwszych stron udowadnia, że miłość może być absolutnie zwariowana… zwłaszcza gdy towarzyszy jej szczekająca chihuahua. To opowieść, która – zgodnie z obietnicą z okładki – faktycznie zostawia odciski łapek na serduchu.
To dość nietypowy miłosny trójkąt, w którym relacja między głównymi bohaterami jest prześmieszna, cudowna, pełna chemii, przekomarzanek i totalnie uzależniająca. Ale pierwsze skrzypce zdecydowanie gra tutaj Tyson – maleńki psiak z osobowością większą niż wszyscy bohaterowie razem wzięci. Robi wszystko, by jego pan i główna bohaterka mieli szansę zbliżyć się do siebie… nawet jeśli czasem oznacza to drobne ugryzienia z miłości. Dodaje całości tak świetnego klimatu, że nie sposób się nie uśmiechać.
A same perypetie bohaterów? To prawdziwy emocjonalny rollercoaster – pełen chaosu, śmiechu, wzruszeń i komplikacji. Jedynym minusem jest to, że w pewnym momencie tych utrudnień i nieporozumień robi się ciut za dużo, przez co zabawny chaos zaczyna delikatnie się przeciągać.
Mimo tego, całość to naprawdę urocza, ciepła, zabawna opowieść, która zostawia po sobie dużo radości – i kilka śladów psich ząbków nie tylko na sercu. 😂❤️ #magdalenaszweda #dozakochaniadwaugryzienia
MOTYWY: 🐾 Miłość od pierwszego wejrzenia; 🐾 Małe miasteczko; 🐾 Love Triagle (On, ona... i Tayson).
Dawno tak się nie uśmiałam na książce😆
Magda ma cudowny styl pisania. Jest on bardzo lekki i cholernie przyjemnie się ją czyta. Dodatkowo stworzyła tak ciekawą historię, że trudno się oderwać! Też sam jej pomysł na romans był niecodzienny, bo w życiu nie spodziewałabym się psa w roli swatki✍️🏻
Ogólnie do przeczytania zachęcił mnie Tayson. Ten psiak o temperamencie diabła totalnie mnie kupił (w dodatku jestem rasową psiarą, więc no...). Wiadomo poza psem też fabuła, ale psiak był impulsem, oki?
Bardzo polubiłam głównych bohaterów. Vivi i Nick totalnie mnie kupili swoimi charakterami i niemal od razu się w nich zakochałam. Do tego bardzo podobała mi się dynamika ich relacji. Jednak dla fanów slow burnów mam przykrą wiadomość, bo ta relacja się do takiej nie zalicza. A ja osobiście nawet nie wiedziałam, że potrzebuje takiej książki🤭
Książka uwiodła mnie też nietuzinkowym humorem. Magda ma naprawdę cudowne poczucie humoru. Dodatkowo piekielne bliźniaczki... no ich umiejętność pakowania się w kłopoty top 1😂
PODSUMOWANIE: Książka jest naprawdę cudowna i na maksa warta przeczytania! I nie żebym coś sugerowała, ale idealnie się nadaje pod choinkę🎄🩷
„Do zakochania dwa ugryzienia” to dokładnie taka komedia romantyczna, po jaką sięgam, kiedy mam ochotę na coś lekkiego, ciepłego i pełnego pozytywnej energii. Ale zanim o treści zobaczcie to wydanie zakochałam się po prostu. Te różowe, barwione brzegi to po prostu marzenie. Wydanie jest tak dopracowane i tak słodkie i urocze, że od razu wiedziałam, że historia będzie miała świetny klimat. Relacja Vivien i Nicka jest w punkt. Ich pierwsze spotkanie, choć dopiero co zostali sąsiadami było naprawdę wyjątkowe. Odrobina napięcia, szczypta iskrzenia, troszkę humoru i garść emocji. Wszystko zmieszane w idealnych proporcjach. Każdy dialog, każde spojrzenie, każdy drobny gest buduje między nimi coś, czego nie da się przegapić. Romantyczne momenty są urocze, ale nie przesłodzone. Relacja rozwijała się w tempie, które dawała satysfakcję, bez sztucznego pośpiechu, ani bez zbędnego przedłużania . No i piesek, pupil zasługuje na osobny odnośnik. Jest jak taka mała, słodka gwiazda drugiego planu dodaje humoru i absolutnego uroku. To wszystko razem daje opowieść, którą pochłonęłam szybko, lekko, z przyjemnością i od której trudno było mi się oderwać.
Dawno nie czytałam czegoś tak beznadziejnego. Od pierwszych minut audiobooka wiedziałam, że będzie źle ale potem było już tylko gorzej.
Akcja absurdalnie szybka, bohaterowie tak schematyczni i nierozwinięci fabularnie że aż mnie skręcało. Historia banalna i nieangażująca. Język był poniżej żenującego minimum i po prostu dostawałam spazmów zażenowania podczas niektórych scen.
Boże drogi nie czytajcie tego czegoś serio jest dużo więcej lepszych romansów na rynku
Urocza historia, momentami aż nie mogłam powstrzymać śmiechu. Tayson był zdecydowanie moim ulubieńcem ;) Jednak rozczarowała mnie końcówka, szczególnie zachowanie Vivien - obyłoby się bez tej dramy
W porządku. Nic nadzwyczajnego, ale dość zabawna i zapadła mi w pamięć. Spodziewałam się czegoś innego, ale było ok. Piesio najlepszy w całej historii haha.