Kinga była ulubienicą Poznania – płakało po niej całej miasto. Suczki Tusia i Ziutka na ostatni posiłek zjadły to, co szkodziło im za życia: pierwsza łososia i zielone oliwki, druga parówkę. Żółw E.T. dostał imię po dzielnym ufoludku z filmu Spielberga – pokonał go zepsuty kabel grzewczy w skrzyni do hibernowania.
Daria Grzesiek zebrała opowieści opiekunów, którzy doświadczyli śmierci swoich zwierząt. Zrobiła to, ponieważ sama mierzyła się z chorobą, cierpieniem i odejściem swojej Ziuty. Wtedy uświadomiła sobie, że nie wie, w którym momencie najlepiej podjąć decyzję o eutanazji ani jak zorganizować taki zabieg, co zrobić z ciałem, jakie są możliwości pochówku zwierzęcia i w końcu – jak poradzić sobie z bólem po stracie. Jej bohaterowie stanęli przed podobnymi dylematami: ile kosztuje kremacja świnki morskiej, a ile konia? Czy eutanazja wygląda jak spokojne usypianie? Czy na pogrzebie zwierzęcia są przemowy, modlitwy, śpiewy? W jaki sposób upamiętnić zmarłego innego gatunku?
Koty i psy, ale również słoń, świnki morskie, żółwie, koń i kury. Historie ich oraz ich opiekunów są historiami o śmierci – więc o życiu. O trosce i odpowiedzialności, o dzieleniu codzienności, o wspólnych radościach, przyjaźni, planach, oddaniu, poświęceniu, o chorobie, pożegnaniu i o tym, jak przeżyć żałobę, gdy otoczenie reaguje wzruszeniem ramion: daj spokój, to był tylko pies.
Książka typu „czy ja ją skończę czy ona skończy najpierw mnie”. Płakałam na niej histerycznie co rozdział, choć najbardziej rozpierdoliła mnie historia z Jantarem - to był moment, kiedy musiałam tę książkę odłożyć na kolejny dzień, bo trudno było mi się uspokoić. Żałuję tylko, że tak mało jest tytułowej żałoby, czyli czasu po śmierci towarzysza, świadectwa rozmówców autorki skupiają się raczej na chorobach/budowaniu relacji ze zwierzęciem i na samym momencie śmierci, a rzadko na tym, co po niej następuje.
Uwaga: przed czytaniem warto podkreślić, że w książce znajdują się drastyczne opisy. Ta książka nie koloryzuje śmierci, ale przedstawia ją taką jaką jest - czasem zbyt szybką, czasem po wielu wspólnie spędzonych latach, jednak często z wydłużającą się listą poprzedzających ją schorzeń. Dużym plusem jest jej merytoryczność i poparcie danymi naukowymi, a także wyszczególnienie praktyk, które być może będą dla nas dostępne, gdy ten czas nadejdzie (eutanazja w warunkach domowych, cmentarze dla zwierząt w Polsce). Dla mnie jako właścicielki psiej seniorki nie była to łatwa lektura, ale myślę, że potrzebna wielu właścicielom (niezależnie od gatunku zwierzęcia jakim się opiekujecie).
Bardzo potrzebna książka opisująca śmierć pupila z różnych perspektyw - opiekuna psa, kota, a nawet świnki morskiej czy kury, i weterynarza jako osoby wykonującej eutanazję. Bardzo cieszy mnie fakt, że jako ludzkość zaczęliśmy normalizować pochówek zwierząt i traktować to jako potrzebny akt pożegnania, niczym nie różniący się od pożegnania bliskiej osoby.
Wyważony reportaż, który nie uderza tylko w emocje. Przedstawia opłakiwanie ukochanych zwierząt z różnych perspektyw. Myślę, że to pozycja obowiązkowa dla wszystkich opiekunów. Dodatkowo zawiera pokaźną bibliografię, więc jeśli chcecie się oswoić z tematem śmierci pupila, to to dobra pozycja, która nie będzie usiłowała wyciskać z Was łez.
Jedna uwaga: wolałabym być ostrzeżona przed drastycznymi opisami jako czytelniczka źle znosząca takie treści.