Sylwestrowa noc, to czas świętowania i szampańskiej zabawy. Ale czy dla wszystkich?
W ostatnią noc roku wielu próbuje zostawić za sobą to, co złe i zacząć od nowa. Czy to może się udać?
Co łączy młodego pracownika korporacji, dziewczynę wychowywaną przez samotną matkę, elegancką panią prezes, chłopaka z blokowiska i studentkę, która swoje serce oddała zwierzętom? I czy sylwestrowa noc zmieni coś w ich życiu? Będą strzelać korki szampanów? A może tym razem nie będzie fajerwerków?
Tak czy inaczej, nowy rok to przecież zawsze dobra okazja na nowy początek. A od nas zależy, co będzie dalej...
Od czasu do czasu lubię sięgnąć po książki Karoliny Wilczyńskiej. Ma dobre pióro a jej historie niby są takie zwyczajne, bez fajerwerków właśnie, ale jednak wciągające na tyle, aby szybko pochłonąć audiobooka czy książkę.
Tym razem będzie to dobra pozycja na czas poświąteczny, gdzieś w okolicy Sylwestra ta historia idealnie się wpasuje. Dużo w niej bowiem rozważań nad tym, co już było i tym, co dopiero będzie. Nie brakuje tu refleksji nad minionym rokiem i planów na nowy rok.
Poruszone wątki są raczej przewidywalne, niezbyt odkrywcze, ale bohaterów w większości da się lubić. Moje największe zainteresowanie wzbudziła historia Rafała. Cieszę się, że skończyła się tak, jak wymyśliła to sobie autorka. No i kotki, kotki zawsze będą interesujące.
Pozycję polecam wielbicielom polskiej literatury obyczajowej, gdzie kilka wątków przebiega równolegle a my śledzimy losy kilku bohaterów.
Zastanawiałam się, czy dać 3, czy 4 gwiazdki, ale podwyższam, bo chyba pierwszy raz czytałam taką typowo sylwestrową pozycję, co uznaję za plus.
Czy w sylwestrową noc naprawdę potrzebujemy fajerwerków na niebie? Czy może bardziej potrzebujemy fajerwerków w naszych sercach i odwagi, by spojrzeć sobie w oczy i zacząć od nowa?
Kiedy sięgnęłam po „Sylwester bez fajerwerków?”, spodziewałam się lekkiej, zimowej historii o końcu roku, która otuli mnie jak ciepły koc. Ale Karolina Wilczyńska już po kilku stronach pokazuje, że jej bohaterowie nie żyją w świecie brokatu, szampana i złotych konfetti. Że nie każdy 31 grudnia chce tańczyć, świętować i liczyć sekundy do północy z uśmiechem na ustach. Niektórzy chcą po prostu przetrwać. Inni - naprawić to, co pękło. A jeszcze inni - znaleźć wreszcie odwagę, by przestać uciekać przed sobą.
I właśnie dlatego ta historia tak mnie wciągnęła.
Autorka tworzy mozaikę kilku, pozornie od siebie odległych życiorysów. Młody pracownik korporacji, studentka oddana zwierzętom, elegancka pani prezes, licealistka wychowywana przez samotną matkę, chłopak z blokowiska - to ludzie z różnych światów, różnych historii, różnych ran. A jednak łączy ich jedno: potrzeba zmiany. Ciche przekonanie, że może ten jeden wieczór, ostatni w roku, będzie dla nich początkiem czegoś, co wreszcie ma sens.
Najbardziej poruszyła mnie historia Kasi i jej mamy. Ta relacja jest jak lustro: widać w niej marzenia, które ugrzęzły pod natłokiem obowiązków, emocji wypychanych na później i niewypowiedzianych słów, które uwierają bardziej niż krytyka. Kasia – wrażliwa, rozkochana w kociakach, szukająca swojego miejsca – i Magdalena, matka żyjąca zadaniami, kalendarzem i oczekiwaniami większymi niż potrzeby własnej córki. Obie zagubione na swój sposób, choć kompletnie nie potrafią tego nazwać.
Ile razy w życiu próbujemy być „idealni”, a tak naprawdę oddalamy się od tych, którzy najbardziej nas potrzebują? Ile razy skupiamy się na tym, co „powinno się robić”, zamiast zapytać siebie: „Czego ja naprawdę chcę?”
Wilczyńska pokazuje również, jak wygląda dorastanie w cieniu czyjejś przeszłości. Eliza i Kamil - młodzi, zagubieni, stojący przed dorosłymi decyzjami, które mogłyby złamać niejednego dorosłego. Ich wątek jest niezwykle prawdziwy, bolesny, ale też… zaskakująco czuły. Bo w tej książce każde słowo ma swoje znaczenie, a każdy bohater niesie w sobie historię, którą tylko trzeba umieć usłyszeć.
I właśnie w tym tkwi siła tej powieści. W ciszy. W zwyczajności. W małych drgnieniach, które w realnym życiu często przechodzą niezauważone, a potrafią zmienić wszystko.
„Sylwester bez fajerwerków?” nie jest książką o efektownych wydarzeniach. To powieść o ludziach - prawdziwych, nieidealnych, zagubionych i szukających. O tym, że nowe początki nie zawsze rodzą się z huku, blasku i fajerwerków. Czasem rodzą się z westchnienia. Z rozmowy, na którą w końcu znajdujemy odwagę. Z decyzji, która wydaje się błaha, dopóki nie zmieni kierunku naszego roku, a może i całego życia.
Czy poruszyła mnie? Bardzo. Czy zostanie ze mną na dłużej? Zdecydowanie. To jedna z tych książek, które otwierają czułość tam, gdzie nawet nie wiedziałam, że jest zamknięta.
Ocena: 9/10 - za ciepło, uważność, prawdę i za to, że przypomina, że największe fajerwerki dzieją się nie na niebie, ale w sercu.
Za dwa dni Sylwester, więc chciałam wam zwrócić uwagę na książkę Anny Stryjewskiej „Sylwester bez fajerwerków?” - bo to wyjątkowa noc w roku i nie zawsze musi eksplodować głośnymi emocjami czy fajerwerkami. I ta powieść taka właśnie jest. Brak w niej hałasu, głośnej zabawy, strzelających korków od szampana. Opowieść o jednej nocy, ale i o życiu. O wyborach, które dojrzewają w ciszy i o drobnych gestach, które zmieniają więcej niż można by się spodziewać. Autorka w tej historii splata losy kilku bohaterów z pozoru zupełnie sobie obcych: pracownika korporacji, dziewczyny wychowywanej przez samotną matkę, eleganckiej pani prezes, chłopaka z blokowiska oraz studentki o wielkim sercu dla zwierząt. Każdy z nich wchodzi w sylwestrową noc z własnym bagażem doświadczeń, lęków i nadziei. To właśnie ta różnorodność sprawia, że historia jest tak prawdziwa i chwyta za serce – bo w którymś z bohaterów bez trudu można odnaleźć cząstkę siebie. Jest w niej rozmowa matki z córką, która mnie osobiście bardzo wzruszyła. Ta rozmowa i ta scena pokazuje, jak delikatnie i z empatią autorka dotyka tematów trudnych, życiowych i często bolesnych. Życie różnie może się potoczyć, często nie daje prostych odpowiedzi i jak mówią słowa matki - może być jednocześnie trudne i piękne. Z kolei opis miasta w sylwestrową noc można porównać do kadrów z filmu - gdzie wyświetla się okna, balkony i serca bohaterów. Prawdziwe fajerwerki nie zawsze muszą rozświetlać niebo. Często są nimi: odwaga, szczerość, przebaczenie czy chwila bliskości, która daje poczucie bezpieczeństwa, i że nie jesteśmy sami. „Sylwester bez fajerwerków?” to ciepła, refleksyjna i bardzo potrzebna historia. Idealna dla każdego czytelnika, który ceni literaturę obyczajową z duszą i opowieści o nowych początkach. To książka, którą czyta się spokojnie, ale myśli o niej zostają na długo – szczególnie wtedy, gdy sami stoimy na progu czegoś nowego. ✨ Polecam serdecznie 🎆❤️
Cytaty:
„– Chcę je urodzić – powiedziała tak cicho, że niemal bezgłośnie. – Bałam się to wypowiedzieć, bo myślałam, że… że powiesz, że zepsułam sobie życie. I że cię zawiodłam. – Niczego mi nie zepsułaś. – Matka pokręciła głową. – To nie jest równanie z jedynym prawidłowym wynikiem, To życie. Bywa trudne. Bywa piękne. Czasem w tej samej minucie.”
„Miasto tej nocy było jak mozaika. Każde okno, każda ulica, każdy balkon niosły własną historię. Dla jednych były to blask i huczne świętowanie, dla innych – cisza, refleksja, decyzje podejmowane w samotności lub w kameralnym gronie. A jednak wszystkich ich łączyło jedno: pragnienie, by nowy rok był lepszy, by przyniósł nadzieję, by pozwolił zacząć od nowa. Bo czasami najjaśniejszym fajerwerkiem nie jest ten, który rozświetla niebo, ale ten rozjaśniający serce. Odwaga, by powiedzieć prawdę. Gotowość, by wybaczyć. Decyzja, by zaufać. Albo zwyczajna, a zarazem niezwykła chwila bliskości, w której człowiek odkrywa, że nie jest sam.”
Kasia dokarmia bezdomne koty. A teraz nigdzie nie może znaleźć kotki i jej malucha. Przecież jest mróz, do tego sylwester. Gdzie mogą być? Magdalena ma wszystko poukładane w życiu. Dobra praca, w domu porządek, Rafał, który jest na jej każdy telefon. Jednak czy w tym wszystkim czegoś jej nie brakuje? Rafał dzięki układowi jaki zawarł z Magdaleną ma wszystko czego zapragnie. Mieszkanie, luksusowe auto, drogie ciuchy. Czy jest szczęśliwy? Eliza ma tylko osiemnaście lat i właśnie dowiedziała się, że jest w ciąży. A Kamil przestał odpowiadać na jej wiadomości. Jak ma powiedzieć o wszystkim matce? Może łatwiej po prostu zniknąć? Kamil nie ma w domu wesoło. Cała rodzina musi chodzić na paluszkach, żeby nie denerwować ojca, który jest albo pijany albo śpi. Do tego dwójka rodzeństwa, którym stara się opiekować. I jeszcze Eliza. Co ma z tym wszystkim zrobić?
Ta książka jest taka prawdziwa i bardzo życiowa. Zmusza do refleksji i chwili zastanowienia nad własnym życiem. To historie o poszukiwaniu siebie samego. Nie ma tu cukierkowych, przesłodzonych opisów lecz brutalna rzeczywistość. Sylwestrowa noc. Huk petard, kolorowe wystrzały, wystawne bale. Jednak nie u wszystkich tak jest. Nasi bohaterowie zostali doświadczeni przez życie, dla nich ta noc nie jest pełna szczęścia. Przeżywają wewnętrzne rozterki. To noc dylematów i trudnych decyzji. Każda z tych osób poszukuje siebie. Czy będą mieli odwagę, by wszystko zmienić? A może na początek wystarczą małe kroczki? Jesteście ciekawi czy życie naszych bohaterów zmieni się w ostatnią noc roku? Mi osobiście ta książka bardzo się podobała. Wyciągnęłam się i przeżywałam wszystko razem z bohaterami. Były łzy, strach, niepewność. Jednak czy po tej emocjonalnej burzy wyszło dla każdego z nich słońce? Tego wam nie zdradzę. Zachęcam do lektury i bardzo polecam.
„Sylwester bez fajerwerków?” Karoliny Wilczyńskiej to poruszająca, bardzo życiowa opowieść o ludziach, którzy końcówkę roku spędzają nie na hucznej zabawie, lecz na konfrontacji z własnymi emocjami. Autorka pokazuje, że to nie błysk fajerwerków na niebie, ale małe, ciche decyzje potrafią przynieść prawdziwą zmianę.
📚 FABUŁA
W książce splata się kilka historii. Kasia, wrażliwa maturzystka, zamiast szykować się do sylwestrowej nocy, rusza szukać bezdomnego kotka — symbolu jej własnej potrzeby bycia zauważoną. Jej mama, Magdalena, kobieta sukcesu, od lat funkcjonuje w rytmie pracy, gubiąc po drodze emocje i relację z córką. Jest też Eliza, skrywająca trudną prawdę, oraz Kamil — chłopak z rodziny pełnej problemów, który stoi przed decyzjami wymagającymi odwagi. Ich losy przeplatają się w noc, która dla każdego ma zupełnie inny ciężar.
✨ MOJA OPINIA
To historia cicha, ale mocna. Wilczyńska z ogromną empatią pokazuje codzienność osób, które na zewnątrz wydają się mieć wszystko pod kontrolą, a w środku noszą samotność i zagubienie. Najbardziej poruszył mnie wątek matki i córki — pełen niewypowiedzianych słów i potrzeby czułości. Książka przypomina, że zmiana nie potrzebuje wielkiego huku; często zaczyna się od jednej prostej myśli: „można żyć inaczej”.
(Współpraca reklamowa: Wydawnictwo Skarpa Warszawska)
⭐️ najlepsze książki świąteczne • 🎄 co czytać w święta • 🎁 książkowy prezent 🌲 zimowe historie • 💛 najlepsze książki listopada • ❄️ poruszające zimowe opowieści
Jeszcze listopad a ja już sylwestrową książkę mam za sobą. Ale powieściom Karoliny Wilczyńskiej nie umiem się oprzeć Sylwester bez fajerwerków? Bohaterowie mogą się obejść bez huku petard, choć ostatni dzień w roku niesie duże zmiany dla każdego z nich. Kasia, nastolatka poszukująca na osiedlu osieroconego kociaka i jej mama, perfekcyjna dyrektorka dużej firmy. Gdzieś zagubiła się bliskość, bo i w domu Magdalena nie zdejmuje biurowego dress code'u i realizuje projekt córka. Choć dziewczyna nie daje się wepchnąć w jego ramy. Eliza upewnia się, ze zostanie mamą. Z jednej strony przerażenie, bo matura, plany. I lęk czy ojciec dziecka weźmie na siebie odpowiedzialność? Na szczęście ma matkę, która ją wspiera. Kamil, boi się, ale chce dać dziecku to czego nie dostał od ojca. I Rafał, który porzucił idealistyczne plany na rzecz wygodnego życia i pracy w korpo. Przypadkowe spotkanie staje się impulsem do zmiany. Są też dwie starsze panie, samotne. Wspólnie wypita sylwestrową herbata da początek tak im potrzebnej zażyłości. Wieczór sylwestrowy kojarzony jest z zabawami, domówkami, nawet czasem przed telewizorem, i podjęciem postanowień noworocznych. Tymczasem może to być zwykły wieczór, a równocześnie przełomowy. Wciągająca, pelna refleksji książka. Stawiająca czytelnikowi wiele życiowych pytań. Zdecydowanie ją czytać z chusteczkami pod ręką.
Jak się wali, to ze wszystkich stron. Tak też si�� dzieje u Mariki, kochanek będzie miał dziecko z żoną, co wiąże się z rezygnacją z pracy, opuszczeniem mieszkania opłacanego przez kochanka. Na dodatek wypad do baru, żeby opić smutki kończy się nie ciekawym podrywem podchmielonego amanta, który później daje upust swojemu odrzuceniu w ciemnej ulicy, na szczęście Tobiasz ratuje dziewczyny przez agresorem, ale sam ląduj w szpitalu i do tego gubi Groteskę. Psa którym się opiekuje. I tutaj zaczyna się dziać wiele, spokojnie pies się odnajduje i jest w dobrych rękach, ale między bohaterami dużo się dzieje. Przyjemna i zabawna powieść z choinką w tle, śniegiem i lodem. Ta powieść pokazuje jak wielką wartość mają słowa, wypowiedziane przez stosunku do dzieci przez ich rówieśników. Jak potrafią zaparzyć na ich życiu i samoocenie. Uświadamia, że to co ważne nosimy w sercu: dobro, szacunek i empatię. Ciepła zabawna z wątkiem romantycznym, pełna magii i bliskość drugiego człowieka.
Pióro Karoliny poznałam już ponad rok temu, tej książki byłam niesamowicie ciekawa: opis wydawał mi się intrygujący. Jednak po koniec czegoś mi zabrakło.
Książka opowiada o nowym roku, a co za tym idzie nagła potrzebą zmiany swojego dotychczasowego życia. Fabuła się opiera na kilku perspektywach. Najbardziej urzekła mnie historia starszej pani, która w końcu nie jest samotna, a zakolegowała się z panią z klatki obok. Najbardziej zaciekawiła mnie historia Kamila: to co się dzieje w domu, z jego „kolegami” i z Elizą, której perspektywę również czytamy.
Fabularnie naprawdę dobrze się bawiłam, nawet szybko ten tytuł skończyłam. Ale odczuwałam niedosyt związany z historią Kamila i Elizy, brakowało mi pełnej rozmowy o ich nowej sytuacji, punktu życia.