Krystyna czuje się wśród ludzi niepewnie. Od zawsze tak było. Nie wie, jak i o czym z nimi rozmawiać, choć od lat pracuje w telewizji. Jednak umie się kamuflować. Dla znajomych jest przebojową imprezowiczką, wygadaną i wesołą – bo wie, jak można dodać sobie odwagi. Wystarczy mały drink, może dwa. Przed szkołą, po pracy, przed randką, na imprezie. Żeby dobrze się bawić. Żeby wreszcie się nie bać. Żeby cokolwiek poczuć. Przecież wszyscy tak robią.
Ale to lekarstwo działa tylko do czasu. Przed trzydziestką Krystyna decyduje się przestać. Na dobre. Wyleczyć ciało, ale przede wszystkim umysł.
Kontrowersyjna prezenterka i dziennikarka, polska Charlotte Roche, felietonistka i rysowniczka, autorka komiksu „Bohater” i wielu interwencji internetowych. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Warszawskim. O sobie mówi, że najchętniej byłaby patrzeniem i słuchaniem.
Najgorszy człowiek na świecie to prawie terapia. Ostatnie strony pieczołowicie dozowałam; nie chciałam za szybko skończyć - różowa okładka w zasięgu mojej ręki daje dziwne uczucie bezpieczeństwa. Zawsze się cieszyłam, kiedy trafiałam na Halber na Vivie - śliczna, mądra, elokwentna, opowiadała najciekawiej ze wszystkich prezenterów. Myślałam sobie, że o kurczę, ja też bym się tak nadawała, też się trochę znam na muzyce, a wygadana jestem jak mało kto. Nigdy nie powiedziałabym, że ta zjawiskowa Małgosia ma rozprute życie. Zakładam, że ta książka ma wady. Zakładam, że niektóre metafory są niepotrzebne, a niektóre tematy są przegadane. Zakładam, że momentami jest nudno. Zakładam, że tak mogą uważać ci, którzy do tej pory zajmowali się głównie stąpaniem po puchatych chmurkach, a ich największym problemem było wywrócenie się na sankach. Jest właśnie tak, jak pisze Halber; w ten sposób działa głowa chorego człowieka, niech nikt nawet nie próbuje zaprzeczać. Chory człowiek robi sobie ciągłą autoanalizę, strumień jego myśli to Ulisses razy nieskończoność, wyłączenie myślenia jest zadaniem niemożliwym; w pewnej chwili marzy się o niemyśleniu, o lobotomii; próbuje się zamykać oczy i nie słuchać - nie da się.
"Każdy się wstydzi. Każdy się wstydzi trzech rzeczy. Że nie jest ładny. Że za mało wie. I że niewystarczająco dobrze radzi sobie w życiu. Każdy."
Nie trzeba być uzależnionym od czegokolwiek, by ta książka zrobiła na Tobie wrażenie, by odnaleźć się w myślach i odczuciach autorki, by czytać ten monolog wewnętrzny i pomyśleć – to moje. Ta książka wgryza się w mózg i ściska żołądek, bo uświadamia to, do czego nie chcemy przed sobą przyznać: uczucie pustki zagłuszane na różne sposoby, miotanie się między byciem sobą a byciem cool, nieumiejętność odnalezienia się w świecie, spełniania oczekiwań, wstydliwie skrywane kompleksy, wszystkie schizofreniczne monologi wewnętrzne, racjonalizacje, samousprawiedliwianie. Czytałam, bolało i nie mogłam odłożyć książki. Ta książka jest trochę jak autoterapia, zmusza do tego, żeby skonfrontować się z własnymi lękami i pytaniami. Świetna, prawdziwa, lektura, z głowy i z bebechów jednocześnie. Rewelacja.
Dzięki łatwemu uzależnianiu się od wszystkiego mam trochę wspólnych doświadczeń z bohaterką książki, alkoholiczką błąkającą się po państwowych poradniach. I P.S. TO PRAWDA, Halber pisze jak jest, znakomicie oddaje tę beznadzieję NFZ-owskich terapii, robionych po taniości, bo nie ma kasy, znudzonych terapeutów, którzy słuchają twoich najgłębszych zwierzeń, ale myślami są przy boazerii w przedpokoju, że trzeba to w końcu zerwać, zrobić jakiś remont, bo wstyd. I te grupowe spotkania, ci dziwnie ubrani ludzie, z którymi nie masz nic wspólnego, a przynajmniej tak ci się wydaje, dopóki któreś z nich nie zwierzy się z czegoś, co jest również twoim wstydliwym udziałem.
Ktoś mi powiedział, że to nie powieść, tylko zwierzenie. To prawda. Możliwe też, że osoba bez doświaczenia terapii uzależnień (czy terapii w ogóle) znudzi się nią w połowie. Ale nie powinna, bo to naprawdę fajnie napisana polska książka, w której ludzie zachowują się jak ludzie, a nie jak kartonowe wycinanki.
Małgorzatę Halber zobaczyłam najpierw jako dziecko w 5-10-15, gdzie miała bitlesowską grzywkę i wiedziała wszystko o swoim ulubionym (wtedy) zespole wzbudzając mój podziw. Potem oglądałam ją w Vivie i zapamiętałam elokwencję oraz jakąś taką ogólną fajność. Gdy wiec gdzieś przeczytałam, że wydaje książkę, spodziewałam się interesującej fikcji i szybko wrzuciłam ebook do księgarnianego koszyka. "Najgorszy człowiek na świecie" (świetny tytuł, świetna choć odpychająca okładka) jest zapisem zmagań niejakiej Krystyny. Zmagań z życiem, zmagań ze sobą. Także z używkami. Mam wielką nadzieję, że nikt nie zredukuje tej historii do pamiętnika narkomanki czy alkoholiczki, byłoby to uproszczeniem. Owszem, Krystyna ma problemy z narkotykami i alkoholem, ale dużo ważniejszy jest jej problem z samą sobą: nadwrażliwość tak wielka, że każdy dzień, każde słowo, cudzy grymas lub gest oznaczają ciosy i rany. I tak sobie żyje Krystyna znieczulając się różnymi środkami. Do mniej więcej połowy byłam pod wielkim wrażeniem - dostajemy bowiem do rąk książkę niesłychanie szczerą i wyjątkową. Od połowy zaczęły mnie jednak nużyć powtórzenia i te wszystkie "zajebiście", które mnie z kolei ranią do żywego, bo w moim odczuciu przynależą do świata dresów. Pogubiłam się w chronologii. Może to nie ma znaczenia, może to dlatego, że ja raczej z tych ubranych na biało i jedzących jarmuż. Wolałabym jednak, gdyby jakiś redaktor powycinał repetycje i opanował chaos. Z drugiej strony nie dziwię się, że autorka nie pozwoliła nikomu grzebać w swoim tekście, nawet ją podziwiam za nieugiętość, ale moim zdaniem dla czytelnika byłoby lepiej gdyby bezstronny obserwator przyciął co nieco. Ostatnie dwa rozdziały na powrót wbiły mnie w fotel. Myślę, że gdybym była uzależniona, to chciałabym trafić na tę książkę. Jako osoba nieuzależniona (czy aby na pewno? zdaje się w tym momencie wtrącać Halber), muszę stwierdzić, że chciałabym mieć wśród swoich przyjaciół taką osobę jak autorka, że ją podziwiam i szanuję. I przytulam.
Ocenianie literatury według jakichś sensownych narzędzi, gdy ktoś na 350 stronach dosłownie wyrywa sobie serce, kładzie na stół i mówi: "Patrz!", to zadanie dla masochistów. Wspomnę jedynie, że mimo ciężkiego tematu, autorka robi wiele by było strawnie. Bez wielkich słów, patosu czy moralizatorstwa. Są momenty słabsze, ale to wynika raczej z formy dziennika, braku jakiejść koncepcji fabuły, poddania się strumieniowi myśli, których nagromadziło się sporo i które trzeba przelać na papier. Nie zawsze można nad tym zapanować i to jest zrozumiałe, bo wyobrażam sobie, że to także (a może przede wszystkim) terapia dla samej autorki. Świetny debiut.
Bardzo dobrze napisany pamiętnik uzależnienia i wstydu. To o nas. Tylko ostatnie 15% gorzej się czyta. Jest w innym rytmie, nieco innym stylu. Nie wiem czy to celowe. Przytuliłabym autorkę.
Małgorzata Halber’s “Najgorszy człowiek na świecie” (“The Worst Human in the World”) is a harrowing, heartbreaking autobiographical novel on the nature of an addiction. The female protagonist Krysia, a successful Warsaw-based woman, works in TV (just like the author) and from the age of fourteen has been addicted to alcohol, later also to cannabis.
I had never read anything as honest, as raw, as intimate about a relationship with alcohol and drugs, as well as with oneself and other people, and a painful, daunting way onto recovery. Krysia goes through several therapists (some of whom were emotionally rather abusive and passive-aggressive rather than supportive) and several AA meetings a week for years, and describes her denial, her anger, her acceptance of the situation, her emotions and the circumstances she keeps finding herself in with incredible and truly awe-inspiring lucidity, intelligence and depth. Her self-deprecating sense of humour, her sarcasm and distance, paradoxically combined with closeness to herself, made me gasp with wonder and admiration. She reveals vulnerability and the daunting abyss that life becomes without the thrill of substances with such earnestness I felt almost as if I was having a therapy. I am surprised though that no one suggested that she might have autism spectrum condition (she has an awful lot of autistic traits).
This novel should be read by everyone who feels they have control over their drinking. As a person who drinks a glass of umeshu maybe three times a year, who drank beer less times in her life than there are fingers on one hand, who has never had a hangover, I thought I would be bored by this book, frankly speaking. But I devoured it in two days and couldn’t put it down. I found it absolutely marvellous and was astonished how much I could learn from it, especially when it comes to empathy, self-love and self-acceptance.
Powiem wprost, ta książka jest wyjątkowa! Powala pod względem fomy (lekkość użycia współczesnych odniesień, zabawne metafory, język - trochę jakby blogerski, ale piękniejszy) oraz treści (tutaj widzę taką mieszankę Stasiuk-Bukowski, ale to pewnie dlatego, że ich uwielbiam). Halber pisze wprost, bez owijania w bawełnę, co pozwala pokochać narratorkę od pierwszych stron. Jest swojska, ludzka, w pewnym sensie prostolinijna, choć widać, że poświęciła czas by spojrzeć z dystansem na swoje emocje i formę w jakiej je przedstawia. Ta książka nie ma nic wspólnego z tysiącem zwierzeń alkoholików i narkomanów... i to nie jest też tak, że odkrywa przed nami coś nowego. To książka, która pozwala jednak współodczuć i zrozumieć... i przez te współodczucie mam na myśli głęboką empatię a nie mierne politowanie. Piękna książka napisana przez piękną (tzn. sarkastyczą, inteligentną i błyskotliwą) osobę. Bardzo się cieszę, że miałam zaszczyt ją przeczytać (zaszczyt, bo to bardzo osobista historia i trzeba odwagi, by się nią z każdym Polakiem od tak podzielić) i będę polecać wszystkim, bo tak dobra literatura na polskim rynku wcale nie zdaża się często!!!
Po ostatnich nie najlepszych czytelniczych doświadczeniach, w końcu trafiłam na książkę, która mnie zwaliła z nóg. W "Najgorszym człowieku na świecie" najbardziej uderza prawda. Przeraźliwa i bezlitosna. Halber pisze o uzależnieniu, ale przede wszystkim o wstydzie i samotności. I to poraża. Nie ma tu żadnych farmazonów, koloryzowania, wymyślania. Jest tylko prawda. "Boję się ludzi. Boję się w ogóle z nimi przebywać. Boję się, że powiem coś nie tak, za dużo, że ich urażę. Boję się, że mnie odtrącą. Boję się, że widać, że stoję sama i nie wiem, co ze sobą zrobić. (...) Boję się życia. Boję się, że żyję nie tak, jak trzeba."
Bardzo dobra i potrzebna książka. Konstrukcyjnie trochę chaotyczna, trudno czasami się zorientować w chronologii wydarzeń, ale poza tym jest to fajnie napisane, bardzo szczere i bardzo interesujące. Halber ma świetną frazę, jej opisy ośrodków uzależnień, pacjentów, terapeutów są doskonałe. Poza tym, moim zdaniem, trafnie diagnozuje w tej książce problemy naszego pokolenia - ten przymus, żeby zawsze być fajnym i cool, mieć ładny profil na fejsbuku i ciętą ripostę na wszystko, a przede wszystkim odnosić sukcesy, sukcesy i jeszcze raz sukcesy - w pracy, w domu i w zagrodzie. Żyjemy w społeczeństwie, które ma bardzo mało zrozumienia dla słabości. Ta książka jest manifestem słabości i właśnie dlatego jest tak ważna.
Głównym tematem książki jest uzależnienie, jednak myślę, że cała historia jest tak wielowymiarowa, że autorka pisząc o uzależnieniu porusza mnóstwo innych, ważnych tematów. Z fragmentów o emocjach każdy mógłby wynieść coś dla siebie. Czyta się je niemal terapeutycznie. Autora pokazuje i podkreśla wielokrotnie, że to co czujemy jest okej i zawsze mamy prawo do emocji. W bardzo ciekawy sposób zostały przedstawione mechanizmy złości i strachu. Dodatkowo myślę, że książka w bardzo umiejętny i ciekawy sposób przedstawia obraz współczesnego świata, pęd za doskonałością i byciem 'jakimś konkretnie', wypełnianiu określonych schematów i odhaczaniu kolejnych celów. Wydaje mi się też, że dzięki tej historii można wejść i przyjrzeć się światowi osób uzależnionych, zobaczyć jak wyglądają wszystkie kroki terapii, rozterki, trudności i przepychanki z NFZ.
Książka wywarła na mnie duże emocje,pokazane są uczucia człowieka,fakt,że nie zawsze musisz być silny i ważne jest to abyśmy skupili się na własnych uczuciach, akceptując je.Opowiada o uzależnieniach, wszystkich fazach próby wyjścia oraz jak nasze myślenie wiele zmienia.Czytając pozycję poznajemy kruchą dziewczynę starająca się pozbyć problemów do czasu gdy zawładnęły jej życiem
Pamiętam szkolne czasy i pierwszych kart w bibliotekach miejskich.
Wtedy czytałam sporo książek o uzależnieniach. Wtedy to właśnie po takie najczęściej sięgałam. Tytuły, które pewnie każdy z nas zna, może każdy z nas czytał.
Dziś? Cóż … daleko mi trochę do takich książek. Nie sięgam po nie zbyt chętnie. Jednak nie lubię oceniać takich książek, bo jak ocenić czyjąś historie i przeżycia? Często po prostu zostawiam je bez oceny.
Nie mam w sobie, w dorosłym życiu, tyle empatii by wgryźć się w takie historie. Rozumiem je i mam nadzieje, że są one swojego rodzaju terapią, że może nie którzy znajdą w nich pomoc, ukojenie, jakieś światełko w tunelu.
Jednak ja sama, nie poczułam tej historii w żaden sposób.
Jeśli ktoś oczekuje wyrafinowanych literackich doznań, to się rozczaruje. Bo to nie jest żadna wielka literatura. To nie jest też nawet mała literatura. To pamiętnik 30-latki nieprzystosowanej do życia, która próbuje to nieprzystosowanie zalać alkoholem. I to tak skutecznie, że popada w uzależnienie i na kartkach tej książki swoją walkę z nałogiem dokumentuje. I gdyby napisała to dziewczyna o mniej znanym nazwisku niż Małgorzata Halber, to raczej nie znaleźlibyśmy tej pozycji na półce w księgarni. Ale tak się składa, że to akurat pamiętnik tej właśnie znanej prezenterki VIVY, więc projekt marketingowo nośny. Ale nie piszę tego złośliwie. Bo dla wszystkich, którzy odczuwają, że nie pasują, że są nieprzystosowani, że wszystkim innym na pewno jest łatwiej i tak szybko nawiązują kontakty, a mnie ludzie stresują i nie wiem, co powiedzieć, by nie wyjść na idiotę/idiotkę – to dla tych wszystkich ta lektura będzie niczym poklepanie po ramieniu: "nie jesteś sam, zobacz, nawet taka wyluzowana Gośka z VIVY tak czuje". Dlatego nie traktowałabym "Najgorszego człowieka świata" jako motywującego poradnika, jak przestać pić, tylko historii o tym, że idealne życie "laski z telewizji" niewiele różni się o Twojego.
Nie rozumiem fenomenu tej książki. Dla mnie była ona po prostu nudna i ciężka w odbiorze.
Owszem, autorka przedstawiła świat alkoholizmu w zupełnie innym świetle. Pokazała, jak osoby, które walczą z tym uzależnieniem, myślą i z jakimi problemami się zmagają. Nie jest to zwykła autobiografia czy typowa pozycja o alkoholizmie. Wnosi coś nowego, przedstawia inny punkt widzenia.
Jednak styl autorki jest po prostu do bani. Momentami miałam wrażenie, że chce na siłę być cool i dlatego w książce często przeklina. Strasznie raziły mnie w oczy zdania, które były po prostu w sposób gramatyczny źle napisane, powtórzenia, zaczynanie zdania od "że", "ale", "i" itp. Najgorsze jest to, iż zostało to wprowadzone celowo. Przez co wygląda to tak, jakby nikt tej powieści nie poprawiał.
Miałam wrażenie, że autorka na siłę chce wejść w świat młodzieżowy, ale powiedzmy sobie szczerze. W wieku 30 lat z pracą w telewizji człowiek powinien wiedzieć jak tworzyć poprawnie gramatycznie zdania.
Czytanie debiutu Halber jest trochę jak pierwsza wizyta u takiego sobie psychoterapeuty: mnóstwo ogólników, teorii mających zastosowanie niemal w każdym przypadku, bo każdy się jakoś w nich odnajdzie, uniwersalnych spekulacji i truizmów. Życie przemawia jednak na korzyść autorki, bo nawet po wizycie u takiego sobie psychoterapeuty ciężko uniknąć dużych przemyśleń, na które pewnie sami byśmy nie wpadli, a za które jesteśmy mu wdzięczni.
Kupiłam z myślą: nie mam miejsca w domu, przeczytam i sprzedam. Nie, książka zostaje. Boli koszmarnie. Okazuje się, że nie musisz mieć nałogu, aby się utożsamić z bohaterką - bo każdy ma czarną stronę, coś wstydliwego, coś do ukrycia. Brzmi to niezwykle banalnie, ale myślę, że jest prawdziwe.
... przebojowa imprezowiczka, wygadaną i wesołą – wie, jak można dodać sobie odwagi. Wystarczy mały drink, może dwa. Żeby zaimponować mężczyźnie. Żeby dobrze się bawić. Żeby wreszcie się nie bać. Żeby cokolwiek poczuć.