Pisze przede wszystkim współczesne horrory, nierzadko dziejące się na ulicach i osiedlach Krakowa. Opisy szarej codzienności sąsiadują w nich z magicznymi, często przerażającymi przygodami. Dostrzeżony także poza obszarem fantastyki, czego dowodem jest związanie się z Wydawnictwem Literackim.
Rocznik 1977. Redaktor, publicysta, przede wszystkim zaś popularny pisarz. Na obszarze fantastyki debiutował w roku 2001, w pierwszym numerze miesięcznika "Science Fiction". Autor rozlicznych opowiadań w pismach i antologiach, część z nich zebrano w tomie "Wigilijne psy". Ponadto opublikował powieści "Horror show" i "Tracę ciepło" (nominacja do Nagrody Zajdla), dwa zbiory opowiadań w niewielkim nakładzie, a ostatnio wspólnie z Jarosławem Urbaniukiem rozpoczął cykl politycznych powieści grozy "Pies i klecha". Dotychczas ukazały się dwa tomy: "Przeciwko wszystkim" oraz "Tancerz". Inny charakter miała książka "Prezes i Kreska. Jak koty tłumaczą sobie świat", będąca zbiorem opowiastek i bajek o dwóch kotach autora. W roku 2009 ukazała się powieść "Święty Wrocław", a w zeszłym zbiór opowiadań "Nadchodzi".
4,5 gwiazdki. zajebiste. zjedzone w jeden wieczor. klimat poznych lat 90, blokowiska, polishcore tak potezny ze az namacalny a do tego paranormal entity i rudy twink (!!!) o imieniu brandon. ja to kupuje bez pytania.
Życie Giełdziarza toczy się stałym, miarowym rytmem. Na krakowskiej giełdzie nie ma sobie równych. Problem pojawia się, gdy wokół handlarza zaczynają dziać się dziwne i niewytłumaczalne rzeczy. Co z tym wszystkim wspólnego ma staruszek zwany “Wujem”, rudy kot i tajemnicza układanka? To musi odkryć, zanim na jego szyi zaciśnie się pętla nierzeczywistości.
Horror show to jedna z pierwszych książek Orbitowskiego, z której autor może być zadowolony. Mamy przemyślaną, wciągającą historię, dreszcz niesamowitości, a wszystko opisane plastycznym, świetnym stylem, jakim Łukasz Orbitowski raczy nas od dawna. To bardzo dobra książka i cieszy mnie niezmiernie, że Korporacja Ha!art postanowiła wznowić Horror show. Przypomnieć, a niektórym zaprezentować po raz pierwszy jak pisał Orbitowski przed Tracę ciepło, Świętym Wrocławiem i rewelacyjną Szczęśliwą ziemią, jak dla mnie najlepszą powieścią autora.
Orbitowski zwyczajne rzeczy, potrafi opisać w sposób niezwykły. Prozę życia przepełnić smutkiem, jednocześnie nie starając się wzruszać na siłę czytelnika. I to w jego twórczości zawsze mnie zaskakuje. Opisy nie ukazują piękna, ale brud życia w całej okazałości. Smutek wylewa się z kart, ale w wypadku Łukasza Orbitowskiego nie dołuje tylko zachwyca.
Bo od prozy Orbitowskiego nie sposób się uwolnić, autor czaruje słowem, a robi to jakby od niechcenia. Widać w tym lekkość pióra i wrodzony talent. Nawet czytając wpisy na blogu autora ma się wrażenie, że mogłyby to być fragmenty powieści. Niewielu jest w Polsce pisarzy posiadających taką zdolność, i co najważniejsze umiejących ją wykorzystać. Orbitowski ma ten dar i pisze świetne książki, a do takich z pewnością zalicza się Horror show.
Książkę czytało się szybko i lekko, ale niestety jej bardziej szczegółowa zawartość wypada dość blado. Realistyczno-symboliczne postacie od początku intrygują, gubiąc się coraz bardziej w metaforach, ostatecznie zawodząc z obu stron.
Być może po prostu książka nie zestarzała się najlepiej i polskie realia zmieniły się na tyle, że czytając ją 2021 roku trudniej jest wczuć się w atmosferę początku wieku.
Krakowski Giełdziarz to powołane do życia zbiorowe wyobrażenie o typowym sprzedawcy-kombinatorze z Balickiej. Pewnej zimnej nocy, leżąc pod domem w oparach alkoholu, przypomniał sobie, że klucz do mieszkania leży na szafce za zatrzaśniętymi drzwiami. W tej nieciekawych odwiedza go tajemniczy rudy chłopak na gigancie i pomaga dostać się po rynnie do domu. Okazuje się, że przypadkowo spotkały się dwa twory - niby-człowiek i ludzkie wcielenie kota. Kotek o wdzięcznym imieniu Brandon był jedynym przyjacielem umierającego starca, zwanego Wujem. Wuj krąży teraz po Krakowie szukając swojego zwierzaka. Spokój duszy może uzyskać tylko przez powrót do miejsca, do którego przynależy - Giełdziarz wyrusza w podróż, by pochować go pod podłogą widmowej cerkwi, powołanej do życia przez artykuł pewnego dziennikarza. W nagrodę staje się jakby bardziej prawdziwy - otrzymuje imię Adam. To powiastka z gatunku gonzo s-f, utrzymana w łobuzerskim tonie, chociaż autor umiejętnie wplata kilka bardzo poważnych refleksji o naturze ludzkiej - głodzie miłości, gdy tkwi się w samym środku bagna; powszechnym samooszukiwaniu się ludzi, że są lepsi niż pokazują to ich czyny; bezwzględności najbliższych, żyjących swoim własnym życiem obok osamotnionych krewnych.
Taka o. Na początku nie wiem o co chodzi a jak już się zaczyna robić ciekawie to szybko pojawia się ostatnia strona. Kiedyś tą książką zachwyciłam się Orbitowskim.