Повість «Смак свіжої малини», яка розпочинає трилогію, українською мовою друкується вперше. Що призводить до того, що такий собі ніякий молодик раптом стає твоєю половинкою? Можливо, замість того, щоб шукати ідеалу, мало б звернутися до лікаря-окуліста? Пластична операція, на яку насмілюється двадцятишестирічна Малина, не позбавляє її страждань. Не допомагають ані подруги, ані ворожка, ані лікарі. І вже зневірившись у щасті, Малина вирішує зробити кар’єру — та негадано зустрічає велике кохання…
Żyje z pisaniny (artykuły, kojące bajki dla spragnionych złudzeń, tłumaczenia, wróżby w chińskich ciasteczkach...). Przez pewien czas zabawiała studentów opowieściami o magicznej mocy psychologii społecznej i pracowała nad doktoratem o reklamie społecznej. Zaczęła pisać, bo chciała zatrzymać przemijający świat, a zdjęcia wychodziły jej kiepskie. Nie lubi się chwalić, nie zależy jej na sławie. W dzieciństwie marzyła o magicznym proszku, który czyni niewidzialnym. Typowa sowa: większość dnia najchętniej przespałaby ukryta w krakowskich bibliotekach, lecz niestety nie ma na to czasu. Późnym wieczorem siada przed komputerem i zaczyna tworzyć.
A tak pisze o sobie:
Urodziłam się w Stalowej Woli, tu skończyłam podstawówkę i trzy lata szkoły gastronomicznej. Tu odbyłam praktyki w zakładach mięsnych, a potem podjęłam pierwszą i jedyną jak dotąd pracę w przedszkolu przyzakładowym. W Stalowej Woli urodziłam starszą córkę i młodszą też. Tu znalazłam męża i pięć lat później go pochowałam, obok naszych dziadków, rodziców, wujków i ciotek. A kiedy przyjdzie moja pora i ja spocznę właśnie tu, w Stalowej Woli" - oznajmiła starsza kucharka, Aniela B., nakładając mi na talerz dużą chochlę papki z grochu polnego. Pomyślałam wtedy, że nigdy, przenigdy nie chcę żyć jak ona, Aniela B., uwięziona w ciasnej klatce miasta rowerów. "Będę sławna i bogata" - postanowiłam, gmerając aluminiową łyżką w grochowym puree.
Od tej pory skupiłam się na szeroko zakrojonych przygotowaniach do międzynarodowej kariery. Lekcje baletu, tańca, fortepianu i skrzypiec, warsztaty plastyczne, teatralne (w grupie starszaków) i językowe, trening judo i karate (żeby kiedyś zaoszczędzić na ochroniarzu). Udział w olimiadach wojewódzkich i kołach naukowych, w niezliczonych konkursach muzycznych, plastycznych i pisarskich. Wszędzie nagrody! Najwyższe trofea, jak "Złoty Ząb" zdobyty za opowiadanie fantastyczne o bolącej ósemce lub "Akrylowy Polok" otrzymany za udaną próbę przybliżenia lokalnej publiczności malarstwa drzyzganego. A potem koło sławy potoczyło się samo. Własny zespół muzyczny, gorąco przyjęty przez fanów, trasa koncertowa i udane występy, także podczas Owsiakowej Letniej Zadymy. Monodramy chętnie wystawiane nie tylko w domach kultury, scenariusz filmu animowanego (w produkcji), nowele anarchistyczne i wreszcie pogodna owocowa seria. Tak, jestem kobietą spełnioną. Spełnioną i szczęśliwą. Każdego dnia budzę się z radosną myślą, że czeka mnie słodki znój tworzenia. Wskakuję pod chłodny prysznic, wypijam aromatyczną robustę, wyłącznie z ekspresu, wypalam kubańskie cygaro, wkładam purpurowy szlafrok z indyjskiego adamaszku i kaszmirowy śliwkowy szalik, a potem przy kieliszku czerwonego wina (z małą kroplą szaleństwa) zaczynam solowy koncert na czarnej klawiaturze mojego najnowszego laptopa.
Tak mogłoby wyglądać moje życie. Rzecz w tym, że nie ma i nie powinno mieć znaczenia, co robiła w dzieciństwie pewna nieśmiała sowa. Nieważne, czy lubiła klocki lego czy kostkę rubika, czy miała psy, koty a może jeże. Ile uwag nałapała na lekcji z rytmiki i pochwał za wypracowanie z ruskiego. W kim podkochiwała się na dużej przerwie i komu robiła sztubackie kawały. Nieważne także, co sowa zjada w piątki, ile wynosi jej próba wątrobowa i czym maluje swoje podkrążone oczy. A kariera? Nie da się jej zaplanować. Podobnie jak życia. Dlatego, zamiast planować cokolwiek, sowa po prostu sobie żyje. Naprawdę.
Chyba chick lit nie jest dla mnie, a przynajmniej ten polski. W wydaniu Izabeli Sowy jest po prostu niestrawny. Główna bohaterka, czyli Malina (o, zgrozo! jakie imię) jest niedomyślna i naiwna, irytuje swoją nieustanną paplaniną i ciągłym zamartwianiem się. Bohaterowie są strasznie przerysowani, a do tego te imiona i nazwiska (Bogusław Gąbka, Waldek Cebula choćby). A na dodatek strasznie denny humor. Radzę omijać szerokim łukiem!
першу половину я читала дуже довго: було дивно і несмішно, потім втягнулась і проковтнула решту за раз. мені сподобались діалоги між дівчатами, я навіть змогла полюбити малину, але все ще не знаю, чи воно виправдовує усі всратості
Książka jest jednym z tomów Trylogii Owocowej, nie wiadomo dokładnie który, ale wspólną cechą jest owocowe imię głównej bohaterki. Malina kończy studia i nie bardzo wie co ma dalej w życiu robić. Nie ma celu w życiu, nie ma pracy i usilnie poszukuje prawdziwej miłości. Zaliczyła bym ją raczej do mało ambitnej lektury. Taka na jeden wieczór...dla rozluźnienia.
The book is about a naive girl called Malina (Raspberry, and yes, you really can find this name in Poland sometimes), her douchebag fiance, nutty family & friends. Malina is just beginning her adult life and so far - it's pure chaos. All of this together is meant to provide lots and lots of situational humour. It's supposed to be a warm, light comedy. Honestly, I did not like it. I found it tiring. Malina was rather irritating too.
Powrót po latach nie był dla tej książki łaskawy, wątki są o wiele bardziej chaotyczne i skrótowe niż zapamiętałam. Niemniej nadal to fajna nostalgiczna wyprawa do Krakowa przełomu tysiącleci, przed UE, strefą euro, za to z uciekaniem przed wojskiem i dzwonieniem do siebie na stacjonarny
mam słabość do starych już polskich młodzieżówek i co mam z tym zrobić. nie zestarzała się raczej jakoś świetnie, ale audiobook był ogromnie przyjemny i totalnie umilił mi pisanie wypracowania z historii ♡
Tytuł od razu mnie kupił tworząc u mnie jakieś wrażenie, że to będzie dość ciekawa książka, ale im dalej to mój zapał powoli opadał. Była dość krótka, za to nawet przyjemna, chociaż napisana dość nietuzinkowo.