Knihou jak jsem potkal ryby Ota Pavel vědomě navázal na úspěšnou sbírku Smrt krásných srnců. Opustil definitivně svět sportovců a sportu a vrátil se opět do krajin svého dětství a mládí na Buštěhrad, na Berounku, k řekám, potokům a mořím... Hrdiny jeho povídek jsou opět členové rodiny v čele s "povedeným tatínkem", bratry Jirkou a Hugem, ale prim tu hraje příroda, ryby především ... A hlavně pokora a úcta k člověku.
Kompletnie nie poczułam tej nostalgii, czytanie o łowieniu ryb było dla mnie torturą. Wiem, że to bardzo prywatna książka, wiem, dlaczego autor wraca do swoich młodzieńczych dni, ale nie potrafiłam odnaleźć magii w tym, co dla niego było magiczne. Nie potrafiłam się śmiać razem z narratorem, nie rozczulały mnie jego perypetie rodzinne. Wiem, że to próba rozprawienia się z własną traumą - tą mniejszą, rodzinną i tą większą, dotyczącą Zagłady - i tym bardziej jest mi źle przechodzić obok takich narracji obojętnie, ale tak właśnie było. Nie przepadam za gawędziarstwem w męskim stylu, po prostu się z nią męczyłam. Nie odłożyłam jej, bo czytałam na DKK.
Pierwsza połowa książki mnie urzekła, a druga się wlokła - wlokła się jak długie godziny spędzone na wpatrywaniu się w powierzchnię wody, po której pomyka spławik, podczas gdy łowienie ryb interesuje cię najmniej na świecie, ba, nawet odrobinę obrzydza. Dostrzegam niesamowity urok wspomnień Pavla, ale mam wrażenie, że przedawkowałam wędkarskie opisy - takie ilości takiej prozy mogą być w istocie niezalecane zabieganej smarkaterii. 1/2 całkowicie by mi wystarczyła, 2/2 może docenię w wieku lat 70.
Zabawna i wzruszajaca opowiesc o wspolistnieniu z natura, najblizszych osobach i meskiej przyjazni. Opowiesc o jedenastu wegorzach tatusia pokropilam obficie lzami. Epilog dotyka gleboko. Takich ksiazek sie nie zapomina.
3.5 Te opowieści mają wiele pięknych momentów. Epilog jest niezwykle poruszający, tak samo jak wiele fragmentów z początkowych opowiadań, jednak mimo wszystko nie wywołała ta książka we mnie takich emocji, jakie bym chciała. Czytanie jej było ciekawym doświadczeniem.
„Śmierć pięknych saren” to zbiór opowiadań. Każde opowiadanie to konkretny epizod z życia autora, a wszystkie mają jeden element wspólny - ryby.
W posłowiu możemy przeczytać, że w późnym wieku, próbując przypomnieć sobie najmilsze wspomnienia, autor zdaje sobie sprawę, że te najciekawsze chwile spędził nad jeziorem.
„Łowienie ryb to przede wszystkim wolność”. Mimo, że do fascynacji wędkarstwem jest mi daleko to bardzo lubię przypatrywać się czyjejś pasji, więc była to dla mnie niezwykle interesująca lektura.
Warto dodać, że ryby są w tych historiach osią fabularną, jednak przy okazji poznajemy również losy rodziny autora. Dla mnie niezwykle poruszające były te początkowe opowiadania, w których bohater jest jeszcze mały, a na świecie wybucha wojna. Bohaterowie są rodziną żydowska, więc w połączeniu z uczuciem wolności przy łowieniu ryb otrzymujemy coś na kształt groteski.
Książka pełna historii z życia, które czyta/słucha się z przyjemnością, tak jak słucha się przyjaciela opowiadającego historie z dzieciństwa lub dziadka, który siedząc przy stole mówi o tym, jak kiedyś łowił ryby i jakie spotkały go wtedy przygody. Ja kocham taki spokój. To mnie relaksuje.
Wszystko to takie sielankowe i wydawałoby się, że bez celu, może nawet nijakie. Ot, po prostu spokojne, fajne historie. Do momentu, aż człowiek doczyta książkę do końca. Nie jest to jakieś zwalające z nóg zakończenie, a jednak nadaje sens całości. Do mnie szczególnie mocno przemówiło, poczułam je i zrozumiałam bardziej, niż bym chciała. Poruszyło we mnie pewne struny i dlatego książka zasłużyła u mnie na 5 gwiazdek.
Idylla i piękno w cieniu choroby i zagłady. Ten zbiór zawiera opowiadania trochę o niczym i jednocześnie trochę o wszystkim, co ważne. Dzieciństwo i ryb łowienie służą za "sceny" dla miłości, przyjaźni i metafizycznego niemal w swej prostocie i zachwycie kontaktu z przyrodą. Patriotyczny plusik z przymrużeniem oka za epizod na polskiej łodzi podwodnej.
"Śmierć pięknych saren" to mój kolejny spontaniczny wybór spod czeskiego pióra i muszę przyznać, że bardzo mi się podobało.
Uwielbiam sielskie opowiastki i rodzinne anegdotki, a w takiej właśnie narracji utrzymany jest ten zbiór opowiadań.
To momentami błogie, a momentami niepokojące rozważania na temat lat dzieciństwa i czuć w tej opowieści jakąś formę autoterapii autora. Niemniej uważam to za plus.
Postać ojca wykreowana fantastycznie, a cały zbiór przypomina połączenie "Życie jest piękne" ze "Światem według Ludwiczka".
Nie jestem fanką epilogu, miałam nadzieję na inne rozwiązanie fabuły. Złośliwi powiedzą, że ta książka to rozbudowana wersja znanej pasty o Fanatyku Wędkarstwa. Ale kryje się w tym jednak coś więcej niż sarny, króliki i przede wszystkim karpie.
Zaczęłam „smierć pięknych saren” dawno temu i porzuciłam ją, w sumie sama nie wiem dlaczego. Teraz kiedy do niej wróciłam, łapie się za głowę jak, ja mogłam to zostawić! Absolutnie hipnotyzująca. Jak już „weszłam” w te opowiadania to ta książka stała się nieodkładalna. Coś jest w niej magicznego i równocześnie zwyczajnego, ludzkiego, niedoskonałego. Cudowna uczta czytelnicza!
Ota Pavel pisał swoje opowiadania mierząc się z ciężką chorobą psychiczną. Czytając, miałam nieodparte wrażenie, że „Śmierć pięknych saren” miała być czymś w rodzaju plastra na rany. Na mnie tak zadziałała.
Nie chcę za bardzo się rozpisywać, bo nie do końca potrafię dobrać słowa tak, żeby oddać klimat i piękno tej książki. Dla jednych to może być książka o niczym, dla innych o życiu, dla jeszcze innych o pasji, dla kolejnych o szczęściu… i tak bez końca. Każdy tu siebie odnajdzie.
Dla mnie to było jak wiersz pisany prozą. Rytm wyznaczała natura, wersy przejęła rodzina Oty, refreny zagarnął dla siebie sam Ota. Było w tym coś kojącego i przerażającego zarazem. Co mnie przeraziło? Prostota i szczerość wypowiedzi. Autor o sprawach trudnych i niewyobrażalnych dla mnie, mówi jak o wyjściu do sklepu po pieczywo - tak było, taki był stan rzeczy, oczywista oczywistość. To mnie mocno poruszyło.
Przeczytajcie, bo ta niewielka książeczka ma dużo do zaoferowania. Zatrzymajcie się przy niej. Jeśli nie wiecie jak, to ona Wam podpowie.
Ps. Czytałam tę książkę przy dość długim i bolesnym zabiegu. Mogę powiedzieć więc, że rzeczywiście działa jak plaster. W świecie pięknych saren i stawów z karpiami ból pozostaje jakby za grubą ścianą szkła, daleko od nas.
Ota Pavels prose flows like the rivers in which he loved to fish. He is a perfect example of what I believe represents his nation. Kind, peace-loving, found of nature and their homes, always going about their business while looking at life with this Czech special wink, that helped create a good soldier Svejk, and keeps to inspire the contemporary Czech comedy.
Stories are autobiographical, some inspired by his eccentric judish father and their family life before and during the second world war, and some inspired by, and mainly about, fish… Since the beauty is in the way they are told, it is impossible to do them justice by talking about them. They are just so incredibly kind-hearted, that there is no way you can not, not love them. You are drawn into this special world, mesmerised by the voice of the storyteller, you grow to love the father, and forgive him his eccentricities, and you grow to love the nature that means so much, and you might even grow to love the fish, since it is so important.
In one of the last stories Pavel quotes a chinese proverb: ”If you want to be happy for an hour, go and get drunk, If you want to be happy for three days, go and get married, If you want to be happy for a lifetime, become a fisherman”... and then everything becomes clear... so go and buy a fishing-rod, or if not, get a copy of Ota Pavels short stories, they are bound to make you happy, at least for a while.
"Śmierć pięknych saren": 4 gwiazdki "Jak poznałem się z rybami": 3 gwiazdki
Pierwszy zbiorek podobał mi się, co łatwo wywnioskować z różnicy w ocenie, znacznie bardziej. Wydał mi się bardziej osobisty i przepełniony emocjami, chociaż możliwe, że czytając ten drugi nie dość umiejętnie go interpretowałam. Miał dobre momenty, ale w pamięci odciśnie mi się chyba tylko epilog.
"Sarny" mnie jednak zachwyciły, choć muszę powiedzieć, że opowiadania Pavla to dość trudna lektura dla wegan i miłośników zwierząt. Powiedziałabym może, że gdyby napisano to współcześnie, to by mi się nie podobało, sęk w tym, że naszych czasach ta książka nie mogłaby powstać. Bez piętna okupacji i obozów zagłady zmieniłaby się w zwykłe opowiastki o łowieniu ryb.
A "Sarny" to zbiór naprawdę urzekający i momentami chwytający za serce. Albo bez ostrzeżenia wbijający w nie gwoździe, nie ukrywajmy. Ota Pavel potrafi równie dobrze zabawiać czytelnika, co wzruszać i wprawiać w przygnębienie. Szkoda, że w drugim zbiorze aż tak skupił się na wędkarskich wspomnieniach, a mniej na bohaterach.
„Śmierć pięknych saren” Ota Pavel (tł. Mirosław Śmigielski) to bardzo ciepła historia pewnej rodziny. Autor napisał ją zmagając się z chorobą psychiczną, wspomina swoje dzieciństwa i połowy ryb, które wiele znaczyły w jego życiu. To przejmująca i poruszająca lektura o pasji i rodzinie.
4,5/5 Zaczęłam lekturę tydzień temu w ramach czeskiej akcji Natalii - kursywa ale cieszę się że jej w czasie tej akcji nie skończyłam bo wiązałoby się to jednak z szybkim czytaniem. A ten zbiór jest tym rodzajem literatury, który zdecydowanie bardziej doceni się podczas niespiesznej wnikliwej lektury W sposób niezwykle piękny literacko autor zamknął w tych krótkich formach wspomnienia czasów dzieciństwa, młodości. Jest w tym pisaniu dużo ciepła, nostalgii, sentymentu, piękna przyrody, docenienia natury. Kontekst historyczny jest ujęty tu lekko ale bez odebrania mu powagi Myślę że opowiadania te szczególnie docenią Ci czytelnicy którzy patrząc wstecz w swoje życie wspominają z sentymentem dzieciństwo, młodość, przeszłość . I nie mają tu znaczenia wspomnienia jako takie, bo zapewne będą one inne od doświadczeń autora. Chodzi o sam moment życia gdy patrzenie wstecz napawa nas pewnym wzruszeniem, niesie emocje nawet gdy wspomina się rzeczy naprawdę proste i banalne jak łowienie ryb. Bardzo niepozorna lektura która mnie niesamowicie pozytywnie zaskoczyła i ujęła
Ciekawy jest ten sam wątek i historia powstania tych opowiadań
Za takie perełki jak ta doceniam wszelkie akcje dzięki którym wychodzi się z czytelniczej booktubowej strefy
nie potrafię i chyba nawet nie chce jej oceniać historia opowiedziana przez autora ma z pewnością wiele pięknych momentów, poruszających i chwytających za serce, ale pomimo tego - nie wywołała we mnie takich emocji, jakich bym chciała… - nie do końca poczułam tę nostalgię?, nie potrafiłam odnaleźć też magii w tym, co dla oty pavla było magiczne, nie potrafiłam czuć tego co mógł odczuwać autor: nie bawiły mnie anegdoty, nie poruszały perypetie rodzinne boli mnie to, że niepokojąco obojętnie przechodzę wobec rozprawienia się z trauma: i ta rodzinna i ta dotycząca zaglady, za to chwytam z pewnością to, że książka miała być swego rodzaju plasterkiem na cierpiącą przez chorobę duszę… (co więcej, backstory autora wyjaśniło mi sporo… ale to musiałabym opowiedzieć prywatnie:)) mam chyba po prostu problem z gawędziarskim stylem w wydaniu mężczyzn (odniesienie do „Trzech panów w łódce”) było to ładne - z pewnością, ale mam wrażenie, że autor zmarnował potencjał opowieści muszę przyznać, że zdecydowanie pozycji nie odradzam - każdy znajdzie coś dla siebie, ale nie dziwią mnie skrajnie rozbieżne opinie
czasem czytam takie książki, które traktują o rzeczach, które uważam za nudne a później się okazuje, że to najlepsza literatura z jaką miałam styczność że nuda to ostatnie co można o nich powiedzieć że zdaniami da się wejść w szczeliny człowieczeństwa, a pojęcia nie są tylko pojęciami, a słowa nie są już tylko słowami że zapamiętam je jako doświadczenie i będę je odtwarzać w głowie, aż zakiełkują na tyle, żeby wyrosło z nich drzewo i dawało owoc w każdym moim następnym wcieleniu tak, to jest taka książka
Chyba przed przeprowadzką do Czech najpierw sprawie sobie wędkę. Szkoda tylko, że tak mało śledzi, ale z drugiej strony w końcu ktoś kto rozumie moją perwersyjną miłość do węgorzy!
Ależ to jest dobre. Lubię tą czeską pogodę ducha i dystans do siebie i do rzeczywistości. Dawkowałem sobie opowiadanie po opowiadaniu na poprawę humoru. 😉
Pochwała prostego życia, przy zachowanej pełnej świadomości zmian i upływającego czasu. Książka pełna melancholii, chociaż paradoksalnie nie melancholijna i przepełniona (auto)ironicznym czeskim humorem, chociaż dotykająca kwestii doświadczeń wojny, śmierci bliskich, wreszcie też kruchości własnego ciała i psychiki, czyli spraw uznawanych za raczej poważne. Jako czytelnicy doświadczamy naturalistycznych opisów, bezpruderyjnych w fizyczności swojej, innych osób, czy też zwierząt i roślin. Przyroda jest nader żywa w tych opowiadaniach, żywi są ludzie, ryby, rzeki, trawy i rosówki zbierane w deszczowe noce. I wiecznie żywa i pulsująca jest chęć, jakiś pęd do przeżycia każdej chwili właśnie tak: prosto i w sposób totalny prawdziwie jej doświadczając. Podczas czytania miałem przyjemne uczucie kontaktu z czymś uniwersalnym, odwołującym się od ogólnoludzkiego doświadczenia, całkiem jakby pomiędzy drzewami migał mi co jakiś czas zupełnie nowy wymiar przestrzeni. Nie wszedłem tam, ale go zobaczyłem na kilka mgnień oka, a więc doświadczyłem tej niesamowitej właściwości literatury jako sztuki.
Zaskoczył mnie początek - był naprawdę przyjemny. W mojej głowie od razu zaświtały skojarzenia z piórem pana Myśliwskiego. Końcówka również okazała się świetna. "Nie zagrało" w środku - mogę się jedynie domyślać, co było tego przyczyną. Wydaje mi się, że przyjdzie jeszcze odpowiedni czas na ponowną lekturę.