Habit już uszyty. Za dwa miesiące siostra Joanna uroczyście otrzyma go z rąk Mistrzyni. Ale teraz jest noc i siostra Joanna myśli tylko o tym, czy wszyscy zasnęli. Jest po komplecie, światła zgaszone. Nie wolno opuścić łóżka, nie wolno się odezwać. Siostra Joanna łamie reguły zakonne i wymyka się z pokoju. Przebiega pod ścianą, po schodach w górę, do biblioteki. Drzwi skrzypią. Trzeba uważać. Między regałami czeka już siostra Magdalena...
Byłe zakonnice nikomu nie opowiadają o swoim życiu. Nie występują w telewizji. Powiedzieć złe słowo na zakon, to stanąć samotnie przeciw Kościołowi. Nie mówią znajomym ani rodzinie, bo ludzie nic nie rozumieją. Dla ludzi świat jest prosty: odeszła, bo na pewno w jakimś księdzu się zakochała. W ciążę z biskupem zaszła. Jak one tam bez chłopa wytrzymują? Chyba w czystości nie żyją?
Byłe zakonnice nie mogą uwierzyć: o czym oni mówią? Jaki biskup? W zakonie walczy się o przetrwanie. Jaki ksiądz? Tam szuka się dawno zgubionego sensu. Jak wytłumaczyć, że chodzi o coś zupełnie innego?
Historie z tej książki pokazują stopniową degradację jednostki na skutek wypaczonego systemu. Nie jest to książka oskarżająca i nie jest to książka antychrześcijańska. Przedstawione kobiety swoimi opowieściami uwalniają zakon od tabu i wskazują na jego archaiczność, wypaczoną interpretację nauk chrześcijańskich, manipulację i osobliwość relacji, które wytwarzają się w zamkniętej, silnie więziennej strukturze. Cieszę się, że ten reportaż powstał i z chęcią wręczyłabym go wszystkim dziewczynkom zachwyconym Dniami Młodzieży, oazą i kościołem. To jest bardzo fajna lekcja o tym, jak wyglądają przestarzałe, silnie dyskryminujące i zacofane struktury kleru, oraz jak zamglony romantycznymi wyobrażeniami jest nasz obraz tego jak żyją i jaką rolę pełnią na co dzień siostry zakonne. Choć książka ta mogłaby być bardziej dopracowana, to moim zdaniem jest genialnym pretekstem do bardzo ważnej dyskusji - zarówno na gruncie kościoła, jak i na gruncie psychologii społecznej, która niejednokrotnie już pokazywała (Zimbardo, "Efekty Lucyfera") mechanizm łamania jednostki przez okoliczności, na które składa się wypaczona interpretacja przepisów, nadużycie władzy oraz subiektywizowanie zasad moralnych. Jeśli chodzi o mnie, ta książka potwierdza moją obserwację - nie da się zbudować zdrowej, samodzielnej, mądrej jednostki jeśli: tabuizuje się jej życie seksualne, zabrania podejmować samodzielnych decyzji, odbiera prawo do posiadania własnego zdania i zniechęca do logicznego myślenia. W ten sposób można jedynie wytworzyć jednostki chore i patologiczne, które niejednokrotnie swoją frustrację będą skłonne wyładowywać na zewnątrz, bądź staną się autodestrukcyjne. Dziękuję Marcie Abramowicz - krótko, na temat, z opcją na dalszą dyskusję.
Zaczynając tu pisać moje zdanie na temat tej książki spodziewam się, że zostanę skrytykowana (chociaż tyle mówi się o tolerancji...) już za samo to, że jestem zakonnicą. Ale co tam przyzwyczaiłam się. Pomysł na książkę ciekawy. Czyta się ją dość szybko gdyż autorka odsłania kulisy życia wielu nie znanego. Z autopsji znam blaski i cienie życia zakonnego i choć jestem za tym, żeby nie robić z nich tematu tabu to jednak książka nie przekonała mnie do siebie. Dlaczego? Po pierwsze dlatego że pewne rzeczy są jawną nie prawdą a to poddaje pod wątpliwość resztę. W klasztorze jestem od 13 lat i nigdy (nawet na etapie formacji) nie pytałam się czy mogę czytać jakąś gazetę lub książkę. Jestem w stanie uwierzyć że tak może być w niektórych zakonach ale takie uogólnienie powodują że bardzo łatwo podważyć jest rzetelność tego reportażu. (To tylko jeden przykład). Temat książki bardzo ciekawy jednak brakuje mi obiektywnego spojrzenia.
To ważna, przejmująca i rzeczywiście smutna książka. Już liczba komentarzy-recenzji świadczy o tym, że podjęty przez autorkę temat poruszył wielu czytelników. Jest to niewątpliwy wkład do dyskusji na temat charakteru Kościoła Katolickiego jako instytucji oraz roli i miejscu, jakie w nim przeznaczono dla kobiet. Jest to też apel o reformę, o danie kobietom możliwości szukania Boga, służenia Mu oraz ludziom w sposób bardziej swobodny, otwarty, radosny.
Na innym poziomie jest to także opis polskiego społeczeństwa, sposobu, w jaki traktowane są tutaj kobiety, jak same się traktują. Dlaczego wyjście z zakonu jest dla kobiety większym wstydem niż dla mężczyzny wyjście z więzienia? Dlaczego w ogóle jest wstydem? Dlaczego ślepe posłuszeństwo, uległość ma być najwyższą cnotą? Dlaczego udział w pustych, zrytualizowanych ceremoniach staje się istotą życia? Opisane w książce różnice między sposobem organizacji żeńskich zgromadzeń duchownych na Zachodzie i w Polsce są wielce wymowne.
Książka może być wreszcie czytana jako przestroga dla tych (albo i przed tymi), którzy pragną układać życie innym ludziom na własną modłę (!), często bez albo nawet wbrew ich zgodzie i woli.
Wybitny reportaż. Powiedziałbym, że nie sposób oderwać się od czytania, ale trochę bym skłamał – tutaj trzeba robić przerwy na oddech. Historia dwudziestu kobiet, które odeszły z zakonów. Osoby konsekrowane, duchowne – umęczone przez instytucje, którym zawierzyły swoje życia. Nieprawdopodobny sposób w jaki autorka relacjonuje rozmowy, maile, listy, próby zdobywania informacji czy poszczególne historie przywodzi bardziej na myśl kryminał, horror, thriller, a nie reportaż życia zakonnego. Narracja reportażu jest mistrzowska, choć zdaję sobie sprawę, że zapewne ma wywołać efekt szoku, ale czasem taki zabieg jest potrzebny. Aż nie chce się wierzyć jak można prać psychikę młodych kobiet wstępujących do zakonów. Reguły zakonne wpajane od początku młodym zakonnicom prowadziły niejednokrotnie do wykolejenia psychiki takiej kobiety. Nawet po wyjściu z zakonu ciężko odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Absolutne posłuszeństwo i wyniszczenie jakichkolwiek przejawów indywidualizmu. Temat seksualności czy ludzkiej cielesności niezmiennie tematem tabu, zainteresowania poszczególnych sióstr nie istnieją, bo nie mają prawa. Człowiek w zakonie (opisywane są żeńskie) traktowany jest jak niewolnik, w starożytnym Rzymie mówiło się instumentum vocale, tj. narzędzie mówiące. To jest coś niesamowitego, że reformowane na całym świecie zakony – w Polsce – oparły się reformacji dalej tkwiąc w średniowiecznej mentalności. Lektura tej książki pomogła mi zrozumieć zachowanie sióstr z innego reportażu „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?” wobec wychowanków. Oprócz relacji samych eks-zakonnic w książce są rozmowy z przedstawicielami (nieoficjalnymi) męskich zakonów, sióstr przełożonych i innych środowisk kościelnych. Dodatkowo komentarze w postaci maili i listów jako odzewu na pierwsze wydanie książki. Jeżeli ktoś interesuje się tematem żeńskich zakonów (chociaż określenie żeński jest i tak nie na miejscu z uwagi na to jak traktuje się tam kobiety), to pozycja obowiązkowa.
*Po przeczytaniu książki tytuł opinii będzie jasny :)
"Można ścinać kwiaty, ale wiosny to i tak nie zatrzyma" – Ernesto Che Guevara
Zacznę od tego, iż trzeba mieć nie lada odwagę, aby w Polsce, zwłaszcza dzisiejszej Polsce, poruszać tematy, które choć po części zmierzają do krytyki instytucji kościoła katolickiego. Wydawnictwo Krytyki Politycznej cenię sobie właśnie za to, iż wspiera ono i grupuje wokół siebie autorów, którzy nie boją się tematów trudnych, a jednocześnie wymagających poddania pod dyskusję. Książka Marty Abramowicz porusza temat jak do tej pory niezbadany i pozostający w dużej części tematem tabu w naszej dziwnej rzeczywistości, tj. specyfika żeńskich zgromadzeń zakonnych w naszym kraju i nie tylko.
Cytat Che Guevary znalazł się na początku tego tekstu nieprzypadkowo. Myślę, że kropla drąży skałę i dzięki takim ludziom jak Marta Abramowicz, których cechuje determinacja przy jednoczesnym wyczuciu i delikatności przy badaniu tak delikatnego tematu, pojawi się w końcu szansa na niezbędne zmiany. Reporterka w swojej książce stara się być obiektywna i nie stawia jednoznacznych ocen, nie wskazuje winnych wszelkich patologii, które dzieją się za murami polskich klasztorów, natomiast z drugiej strony nie udaje że problemu nie ma i niewątpliwie wskazuje na konieczność szybkich zmian. "Zakonnice odchodzą po ciuchu" to w żadnym wypadku nie jest pogon za tanią sensacją, czy gorącym tematem ( bo takie glosy się niestety też będą pojawiać) , ale próba socjologicznego studium obszaru do tej pory bardzo słabo zbadanego. Bohaterki tej książki, to kobiety które zdecydowały się postawić na to co podpowiada im własna intuicja i sumienie i nie zgodziły się na uwłaczający ich godności system, który został w dużej części wypaczony i zamiast służyć kontemplacji i służbie Bogu, przyczynia się do produkcji tabunów odczłowieczonych służących. Ich historie pokazują z jaką krzywdą przyszło się spotkać tym biednym dziewczynom, które w poszukiwaniu akceptacji, bliskości i miłości zdecydowały się na rezygnację z siebie i oddaniu się autorytetom w osobach matek przełożonych.
Praktyki ukazane w tej książce w żaden sposób nie różnią się od praktyk sekciarskich. Nie mają też w żaden sposób nic wspólnego z ideą chrześcijańskiego poszanowania i miłości. Najgorsze jest jednak to, że wszystkie te praktyki odbywają się przy cichym przyzwoleniu hierarchów kościelnych. Pewnie że nie jest to jedyna twarz jaką ma ruch zakonny, gdyż wypowiedzi Dominikanów ( zakon męski), czy też historie zakonnic z zakonów zagranicznych ( Włochy, USA) pokazują że zakonnica może być wykształcona, otwarta i dostępna dla ludzi z zewnątrz. Tym bardziej budzi się gniew i bunt wobec "ultrakatolickiej-pobożno-maryjnej-mentalności" ( sformułowanie użyte w książce ). Nie jestem zwolennikiem uogólniania i nagonki, ale nie dziwi mnie rosnący sprzeciw i gniew do instytucji kościoła katolickiego, który według mnie wynika z tendencji do ucieczki hierarchów kościelnych, widocznej zwłaszcza w naszym kraju, przed jakąkolwiek krytyką i odporności na zmiany rodem z rzeczywistości czasów św. Inkwizycji. Ktoś powie, że to ich prawo, ale nie zgodzę się z tym jeśli cierpi człowiek, a w tym przypadku kobieta - która trzeba sobie powiedzieć wprost - w polskim zakonie widzianym okiem Marty Abramowicz i jej bohaterek - bardzo często pada ofiarą wtórnej przemocy, mobbingu i zostaje uprzedmiotowiona oraz pozbawiona godności.
Myślę, że książka " Zakonnice odchodzą po ciuchu" jest dla mnie pozycją ważną z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, iż obnaża smutną prawdę , iż polscy hierarchowie ze swoim podejściem do wiary stoją często w widocznej kontrze z ludzkim i opartym na miłości stanowiskiem choćby nowego papieża i mądrych ruchów reformatorskich w Kościele. Każdy kto interesuje się tematem wie o co chodzi. Udawani, iż kościół nie jest targany problemami i nie boryka się z kryzysami jest zakłamaniem, który zdecydowanie tej instytucji nie służy. Po drugie, bardzo bliskie jest mi wszystko co służy obronie godności kobiet, które w naszej polskiej rzeczywistości wciąż jednak często są ustawiane w pozycji służebnej i wręcz poddańczej do mężczyzn. Po trzecie zaś, bo każda okazja do dyskusji jest, w odróżnieniu od fanatyzmu i dogmatyzmu, nadzieją na realne zmiany i odnowę instytucji kościelnej, co jest potrzebne w naszym kraju nie tylko osobom wierzącym , bo czy chcemy czy nie Kościół ma i będzie miał duży wpływ na nasze społeczeństwo.
Marta Abramowicz wkracza na obszar białej plamy na mapie, temat niezbadany i owiany milczeniem. Byłe zakonnice.
Problem z tym (znakomitym) reportażem jest taki, że nic nie zmieni. Nie trafi on do przeciętnej zakonnicy, przełożeni uznają go za nagonkę, a konserwatywny katolik w średnim wieku nawet po niego nie sięgnie, bo z góry wie że to pewnie grzech i jeszcze pewnie zmusi do myślenia.
Z racji swoich poglądów religijno-politycznych nie skomentuję samej treści, pozostawię tylko cytat, wycinek z pamiętnika jednej z (byłych) zakonnic, w którym "pracowała nad sobą".
Dlaczego musimy gotować księdzu coś innego? Dlaczego on ma jeść kotlety, a my kaszę z masłem? Zadałam przy innych siostrach takie pytanie. Przecież on nie jest gościem, mieszka z nami. A potem jeszcze krytykowałam hierarchię kościelną, pogardzanie siostrami. Nie powinnam tak robić. To moja wada. NIE PANUJĘ NAD JĘZYKIEM.
Dla mnie to była książka o systemie – o systemie przestarzałym, silnie zacofanym, bazującym na zasadzie uległości i ślepego poddaństwa. W historiach samych byłych zakonnic wiele jest pytań, wielostronnych wątpliwości i przede wszystkim dużo smutku. To też bardzo ciekawa, w małym stopniu ale jednak, analiza tradycyjnego obrazu kobiety w Polsce. Mnie osobiście – jako osobie, która jest poza kościołem i która niezbyt wiele o jego strukturze zakonnej wie – bardzo podobało się połączenie wypowiedzi znajdujących się w części pierwszej z analizą źródeł i odrobiną historii w drugiej części. W mojej książce była te�� trzecia część poświęcona temu, co wydarzyło się po publikacji, o reakcjach prawicowych publicystów, o debacie, jaka się pojawiła na temat zakonów i pozycji kobiet w kościele.
r e w e l a c y j n y reportaz, niesamowicie dobrze napisany i zreaserchowany. crazy ze takie rzeczy dzieja sie w srodku europy w xxi wieku, kiedy wszyscy dobrze wiedza jak wyglada poziom zycia meskiej czesci kosciola;-)
mam trochę mieszane uczucia do tej książki; oczywiście porusza bardzo ważne kwestie i naprawdę warto ją przeczytać, ale nie do końca przemawia do mnie forma w jakiej to jest zrobione. niektóre rozdziały połykałam z ciekawością, a na niektórych po prostu się nudziłam.
W swoim życiu, zwłaszcza szkolnym, spotkałam kilka zakonnic, które z reguły były uśmiechniętymi, sympatycznymi kobietami, zarażającymi swoim optymizmem. Od długiego czasu pragnęłam dowiedzieć się czegoś więcej o ich życiu, dlatego sięgnęłam po "Zakonnice odchodzą po cichu".
Owa lektura przedstawia bardzo smutną rzeczywistość... Od zakonnic wymaga się bycia pokornymi i cichymi - mają wypełniać obowiązki oraz rozkazy, często mocno absurdalne, bez szemrania czy jakichkolwiek wątpliwości. Im bardziej rezygnują z siebie i wyrzekają się wszelkich przyjemności, a także im więcej poniżeń przyjmują, tym mają być bliższe Bogu. W zakonach męskich jest inaczej - tam nie nadużywa się władzy, zakonnicy mają dużo więcej swobody. Sobór Watykański II zreformował życie zakonne, ale w Polsce w żeńskich zakonach zatrzymał się czas. Te kobiety traktowane są jak przedmioty, które przełożone przestawiają według swoich potrzeb.
"Trudno być w zakonie tak normalnie dobrym. Ludzie proszą cię o pomoc, ale ty najpierw musisz iść się pomodlić, a potem siedzieć z siostrami na rekreacji. Chcesz pójść za odruchem serca, ale to sprzeczne z posłuszeństwem. Nie pomagasz komuś, bo to wbrew woli przełożonej."
Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia w kontaktach z zakonnicami, jednak mam nieodparte wrażenie, że Marta Abramowicz nie podeszła do tematu zbyt obiektywnie. Przedstawia jedynie ciemną stronę bycia polską zakonnicą, a nie chce mi się wierzyć, iż w każdym zakonie jest tak źle, jak to przedstawia autorka.
Historie zakonnic wzbudziły moją ciekawość, jednak kolejne części książki, niedotyczące już bezpośrednio bohaterek, wynudziły mnie i niekiedy zmuszały jedynie do przelecenia wzrokiem tekstu. Drugą połowę dosłownie wymęczyłam. Tak ważną tematykę można byłoby przedstawić w zdecydowanie bardziej interesujący sposób.
Za pierwszą część książki daję jedną gwiazdkę - historie bohaterek opisane są w sposób powierzchowny i tendencyjny. Jeśli ktoś czytał wywiad z autorką w Gazecie Wyborczej, to właściwie wie już wszystko o bohaterkach - może poza imionami. Druga część książki jest dużo ciekawsza. Autorka opisuję sytuację szerzej niż tylko przez pryzmat opowieści byłych zakonnic, przedstawia także krótki rys historyczny, który ostatecznie doprowadził do obecnej sytuacji. Cztery gwiazdki - byłoby pięć, gdyby tę część książki nieco rozbudować.
A ponieważ druga część jest krótsza niż pierwsza, to ostatecznie za całość przyznaję dwie gwiazdki. Niestety, spore rozczarowanie.
Zakonnice są niewolnicami, które cierpią w milczeniu. Zakon odbiera wolność, wolną wolę, nie pozwala o sobie stanowić. A co daje w zamian? Nakazy i zakazy, ślepe posłuszeństwo i przekonanie, że wszystko, co robisz, dzieje się z Woli Bożej. Najbardziej przeraziło mnie w książce Marty Abramowicz jednak coś innego. Choroba psychiczna/depresja oznacza wydalenie z zakonu. Zatrważające, że łatwiej wybaczyć grzech niż chorobę.
W ostatnim czasie jest to moja druga książka związana z zakonnicami i tym co się dzieje za murami klasztorów. Dlatego nie będę się rozwodzić i powiem wprost, że książka "Siostry. O nadużyciach w żeńskich klasztorach" uderzyła we mnie mocniej niż ta pozycja. Ta jest w niektórych miejscach zbyt przegadana lub zdarzało się jej odbijać od tematu przewodniego. Sama tematyka tej książki jest dosyć trudna, więc trzeba być na to od samego początku przygotowanym. To co po raz drugi ujawnia się przy czytaniu tego rodzaju lektur - powołanie choćby nie wiem jak głębokie to nie wszystko. Trzeba mieć w sobie ogrom siły i samozaparcia, żeby w niektórych sytuacjach przetrwać.
Skoro "Siostrom" dałam trzy gwiazdki to tutaj zostawiam 2.
Kościół katolicki nie lubi się dzielić władzą, nie z kobietami, nie w Polsce. Ta książka to seria portretów kobiet - ofiar hermetycznej, rządzącej się archaicznymi prawami organizacji. Historie byłych zakonnic, choć odmienne, łączą się w zaskakująco spójną opowieść o zauroczeniu, manipulacji i w końcu bezwzględnym łamaniu charakterów. Żeńskie zakony w Polsce - w odróżnieniu od męskich a także podobnych zgromadzeń na świecie, oparły się posoborowym reformom i trwają przy średniowiecznych metodach pracy i kontrolowania życia swoich członkiń. Autorka próbuje ustalić przyczyny tego stanu rzeczy i zderza się z milczącym oporem - zarówno ze strony kleru, kościelnych hierarchów jak i samych zakonnic. Bardzo smutna książka i bardzo smutna konstatacja, że w nowoczesnym kraju w centrum Europy może w sposób legalny, niemal poza jakąkolwiek kontrolą działać organizacja, która masowo werbuje młodych ludzi, by poddać ich praniu mózgów, czerpie z tego korzyści majątkowe i jeszcze się tym chwali.
„To wielkie szczęście, móc powiedzieć komuś, co się przeżywa.”
Moja opinia: Mam do tej pozycji naprawdę mieszane uczucia. Z jednej strony, temat podjęty przez autorkę zasługuje na uznanie. Nie jest bowiem łatwo zgromadzić materiały o byłych zakonnicach i jeszcze przelać to wszystko na papier, w naszej polskiej rzeczywistości. Z drugiej strony ta książka wydała mi się nieco chaotyczna, zabrakło mi w niej niektórych elementów pozwalających na jej uporządkowanie.
Na początku czułam się dziwnie, ponieważ nie rozumiałam części używanego słownictwa związanego z życiem zakonnym. Brakowało mi słowniczka/przypisów z wyjaśnieniem podstawowych pojęć, których przecież Czytelnik nie musi znać. Myślę, że jest to pozycja dla każdego, dlatego tym bardziej trudno było mi to zrozumieć. To przecież książka o życiu, o ludzkich słabościach, o marzeniach, o wyrzeczeniach, o miłości silniejszej niż reguły. Część historii wydała mi się dość zwyczajna, mniej emocjonalna, a inne zadziwiające, wręcz wyjątkowe. Czasem robiłam wielkie oczy. Historie pochodzą z różnych zakonów, ale są one w pewien sposób do siebie podobne. "Zakonnice odchodzą po cichu" to smutna książka, ale nie była ona dla mnie czymś aż tak niesamowitym jakbym tego chciała.
Część reportażowa książki jest miejscami doskonała. Historie sióstr są przejmujące i świetnie opowiedziane. Szkoda, że to tylko połowa książki. Autorka, zamiast tę część rozwinąć, dać siostrom głos, wykorzystać tak rzadki materiał, i pozwolić, by czytelnik sam sobie zadał (i próbował znaleźć odpowiedź) na oczywiste nasuwające się po lekturze reportaży pytania, wchodzi w quasi-publicystykę, streszcza na trzech stronach rozdział z innej książki (Kościół Kobiet Z. Radzik), w kolejnym rozdziale obszernie cytuje Drewermanna (jak byśmy nie czytali) i ogólnie raczej opisuje to, co sama przeczytała (niewiele) oraz co myśli, a to nie jest już aż tak ciekawe. Mam nadzieję, że ktoś te reportaże wyjmie, wyedytuje i wsadzi do jakiejś antologii reportażu, gdzie ich miejsce, a o byłych zakonnicach w Polsce inna osoba napisze jakąś pożądną naukowo-popularnonaukowo książkę, skoro Marta Abramowicz dowiodła, że znaleźć materiał jednak da się.
Świetny reportaż - myślę, że bardzo rzetelny, ale też otwierający drogę tym, które dotychczas głosu nie miały. Muszę przyznać, że przeczytanie tego tekstu tuż po wspomnieniach Suki Kim z Korei Północnej to naprawdę mocne połączenie. Oczywiście, rozumiem, reżim w Korei a dyscyplina zakonna nie powinny być zestawiane razem w jednym zdaniu, ale niektóre mechanizmy są tak szokująco zbieżne, że skojarzenia nasuwają się same. I cóż, nie stawia to w dobrym świetle instytucji sakralnych. Dodatkowo reportaż utwierdza mnie w smutnym przekonaniu, że kobiety są dyskryminowane na każdej możliwej płaszczyźnie. Natomiast bracia zakonni, którzy wiedzą, jak żyją siostry, e twierdzą, że nic nie mogą na to poradzić... ech, skąd ja znam tę przyśpiewkę. Jestem osobą będącą bardzo daleko od Kościoła, ale bardzo blisko kobiet i kwestii ich praw, historii, przemocy wobec nich. Historie byłych zakonnic są różne i inne, ale wpisują się w powszechną narrację poniżania, bezsilności, szukania, walki, odwagi.
Był taki moment, po około 80 stronach tej książki, że chciałam ją zostawić, bo bezmiar smutku jest w niej tak mocno odczuwalny, że aż bolało przy czytaniu. Dalej już było lepiej. Temat jest ważny i dotyczy większej liczby osób, niż można przypuszczać. Smutne, prawdziwe, poruszające.
bardzo cenna lektura. głównym zarzutem kierowanym do książki jest stronniczość, jednak nie mogę się z nim zgodzić. Historie tutaj opowiedziane mają na celu pokazać dlaczego kobiety żyjące w zakonach je porzucają. Czy szczęśliwe zakonnice porzucalyby swoje życie duchowne? Tytuł mówi sam przez siebie, wszystko ma tu swoją przyczynę. Na pozytywne opinie również znalazło się tu miejsce, jednak nie to miało być tu przedmiotem opowieści.
Książka pokazuje, jak bardzo spaczony jest niestety system kościoła. Dotknęło mnie najbardziej to, że osoby, które były blisko z wiarą i czuły się z nią dobrze, były wydalane bez podania jakiejkolwiek przyczyny. Dramat.
bardzo poruszająca książka, odkrywa wiele trudnych tematów o których się po zupełnie nie mówi. szokujące historie byłych zakonnic, ale też perspektywa księży, sióstr z wyższych szczebli oraz porównania z zakonami z innych krajów. książka warta przeczytania
5,5 roku chodziłem do katolickiego gimnazjum i liceum. Po przeczytaniu książki już wiem, że mimo tego nie miałem ani trochę pojęcia o życiu zakonnic. Z jakichś rekolekcji pamiętam oburzenie, z jakim większość osób zareagowała na wystawę w którymś zakonie, gdzie był pokazany bodajże bicz jednej z błogosławionych sióstr, którym się biła w ramach umartwienia. Po przeczytaniu opowieści z książki zastanawiam się tylko - dlaczego ludzie dobrowolnie godzą się na takie życie?
Spodziewałam się czegoś bardziej szokującego. Tymczasem uzyskałam tylko (i aż) potwierdzenie tego, co już wiedziałam bądź czego się domyślałam. Trafiłam na swej drodze na siostry katechetki, które nie bały się opowiadać o tym, jak wygląda życie zakonne. Może dlatego, że wówczas mówiły o nim z oddaniem i radością. Nie zauważały chyba tego, jak bardzo ich codzienność odbiegała od życia, które prowadzili księża. A może nie chciały zauważać? Wszak ich przekonania nie pozwalały na takie porównania... Czasem zastanawiam się, czy wciąż trwają w swym oddaniu i jak potoczyły się ich losy.
Książka jest naprawdę potrzebną publikacją na polskim rynku wydawniczym. Tych czytelników, którzy jeszcze tego nie zrobili, skłania do istotnych przemyśleń. Czy naprawdę w kościele katolickim wszyscy są równi wobec Boga? Jak wielu absurdów możemy przestrzegać, gdy kieruje nami wiara? Jak kościół postrzega kobiety? Jaka jest ich rola w społeczeństwie, gdy patrzymy na nią przez pryzmat religii? Są to pytania, na które powinniśmy sobie zadać, niezależnie od tego, jak wyglądają u nas sprawy wiary. Książka pani Abramowicz częściowo nakierowuje nas na pewne odpowiedzi. Ważniejsze jest jednak to, że autorka zachęca do dialogu i podkreśla potrzebę zmian.
Mówią, że książka jest wstrząsająca, a dla mnie jest przede wszystkim smutna. Bardzo, bardzo smutna. Wywołać mogłaby wiele barwnych emocji i reakcji, ale żadne z nich nie były by nowe w stosunku do tego wszystkiego, co przez lata wywoływał i nadal wywołuje we mnie kościół. Zaskoczeniem było dla mnie to, że czytałam obie części bez zaskoczenia. Wyróżnić można bowiem część pierwszą, gdzie historie dziewczyn, które opuściły zakony są żywe i przejmujące, a rozterki z którymi próbują sobie poradzić tak bardzo bliskie każdemu wychowanemu w tradycji katolickiej, a próbującemu zrozumieć o co w kościele chodzi używając własnego, w większości przypadków, bardzo dobrze rozwiniętego mózgu. Druga część to już konkretny research i próba merytorycznego zbadania tematu kondycji zakonów żeńskich oraz zgromadzeń zakonnych w ogóle. Można by autorce zarzucić, że obraz, jaki się wyłania jest jednostronny, ale faktem jest, że książka podaje trzeźwe, obiektywne, reportersko profesjonalne spojrzenie. To sprawia, że (tu znów bez niespodzianek) obraz ten jest smutny. Bardzo smutny. Bardzo ważna pozycja na 2016 rok.
Po 'Zakonnicach...' nie spodziewałam się zbyt wiele - raczej żerowaniu na kontrowersyjnym temacie i pikantnych szczegółów dotyczących 'grzeszków' zza zamkniętych bram klasztoru. Na zachętę do dalszej lektury pierwsza historia opowiada o siostrach, które najzwyczajniej zakochały się w sobie i odeszły z zakonu. Ale wbrew pozorom to jest najmniej ciekawy z opisanych przypadków. Ta książka, w całej swojej ciekawości jest po prostu smutna i w pewien sposób przygnębiająca. Bo mówi głównie o wielkim rozczarowaniu, które doznały wszystkie bohaterki książki, które podjęły decyzję o poświęceniu swojego życia (jak im się wydawało) Bogu...
Nie jestem fanką tematów religijnych i kościelnych, ale ta pozycja jest naprawdę warta uwagi i w niczym nie przypomina 'wyliczanek' Hołowni, mimo interesujących danych na temat miejsca kobiety w historii i życiu kościoła jako instytucji.